Rozdział 27

  Te słowa do mnie nie dotarły, stałam jak wryta. On nie mógł tego powiedzieć, nie zrobił by mi tego.
Nie mogę odejść, to by mnie zniszczyło, nie chcę być sama. Myślałam, że on coś do mnie czuje, bo ja coś do niego czułam. Teraz to zrozumiałam, kochałam go. Byłam taka naiwna, że się w nim zakochałam. To niebyło młodzieńcze zauroczenie.

Czułam jak po moich policzkach ciekła słona ciecz. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć.

-Nie płacz.-powiedział, a w jego głosie można było wyczuć żal.

-Jak mogłeś?-powiedziałam szeptem. Zanosząc się płaczem.

-Carm ja nie chciałem Cię skrzywdzić.-powiedział tak cicho, że ledwo było go słychać. Po czym mnie przytulił.

-Nie wyszło Ci.-powiedziałam głośniej i go odepchnełam.

Nie chciałam, raczej nie mogłam tam dalej być. Wstałam jak najszybciej, kierując się do drzwi. Po drodze chwyciłam jeszcze bluze i włożyłam trampki, po czym wybiegłam z mieszkania. Ostatnie co usłyszałam to ,,Tak będzie lepiej dla Ciebie, kocham Cię". Jak on w ogóle mógł tak mówić? Po co kłamał? Byłam tylko kolejną, którą się zabawił i zostawił. Jestem taka naiwna. Myślałam, że jest inny, wydawał się taki kochany i opiekuńczy.

Biegłam przed siebie, nawet nie patrząc gdzie. Stanełam na chwile, by sie uspokoić. Otarłam oczy rękawem od bluzy. Domyślam się, że muszę wyglądać strasznie. 

Spostrzegłam, że jestem na wejściu do parku. Co oznaczało, że musiałam biec jakieś dobre osiem minut, a może i więcej.

To było idealne miejsce by się uspokoić i przemyśleć to co się stało. Co tak właściwie się wydażyło?

Max mnie zostawił, wyrzucił mnie. Tak poprostu. A ja głupia go kochałam, znamy się krótko, ale to nie zmienia faktu, że jest mi bliski. Myślałam, że może ja też jestem dla nie go kimś więcej, niż tylko dziewczyną do łóżka.

Wiedziałam jedno, nie wróce tam, mimo tego, że cholernie bym chciała to nie wróce.

Ale to musiało wyglądać żałośnie. Pietnastolatka siedziałam w parku na ławce i ryczała. Ubrana w bluze, właśnie tylko w bluze i buty. Super publiczne mniejsce a ja byłam w majtkach. Naszczęście ta bluza nie była moja tylko jego, co za tym idzie była mi prawie do kolan. Pocieszające.
Roztrzepane włosy, napewno idealnie się komponowały z całą resztą.

Zastanawiałam się co zrobić. Nie mam gdzie wrócić, bo to starego domu napewno nie pójde. Za dużo złych wspomnień. Ciekawe co Max powie Jazzowi, jak wyjaśni, że mnie nie ma. Może go okłamie, że sama odeszłam.
Że coś mi strzeliło do głowy i zwiałam, tak bez powodu.

Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś nieznajomy głos, męski głos.

-Ej mała co jest?-zapytał zatroskany i położył mi rękę na plecy.

Nic nie odpowiedziałam, nie miałam ochoty na rozmowe, szczególnie z jakimś chłopakiem.

-Któremu mam mordę oklepać?-spytał i zmusił mnie do podniesienia głowy. Którą wcześniej miałam zawieszoną między nogami.

Koło mnie siedział zielono oki chłopak i burzą loków i przykaznym uśmiechem. Wyglądał na miłego, aż za miłego, jak na mój gust.

-Jezu dziewczyno wyglądasz jak po jakiś przejściach.

-Bo po nich jestem.-odpowiedzialam szeptem i spojrzałam mu prosto w oczy.

-Napewno jest Ci zimno. Przecież tu jest z 5°, a ty jesteś w spodenkach.-przeleciał mnie wzrokiem i zaczął zdejmować kurtkę, która miał na sobie. I przykrył mnie nią.

-Prawdę mówiąc to nawet bez spodenek.-szepnęłam.

-Chodź.-powiedział pewnie, po czym wstał i pociągnął mnie za sobą.

-Ej, niepozwalaj sobie! Co ty w ogóle robisz?

-Zabieram Cię na kawe. Nie pozwole, żebyś siedziała na tym zimnie przez jakiegoś dupka.

-A skąd ja mam pewność, że ty nie jesteś jakimś gwałcicielem. Który chce mnie zaciągnąć do lasu i zgwałcić?!-zapytałam troszkę głośniej, niż zamierzałam, przez co zwróciłam uwagę kilku osób.

-Tak własnie o to mi chodzi.-powiedział sarkaztycznie.

-No a skąd ja mam to wiedzieć?

-Nie powiem, nawet w takim wydaniu jesteś zajebiście ładna, ale raczej nie zmienie dla ciebie oriętacji.-westchnął teatralnie i zaczął mnie ciągnąć w nieznanym mi kerunku.

-Halo, człowieku! Ja Cię nawet nieznam.-nadal protestowałam, chodź fakt, iż ten był gejem troszkę mnie uspokoił. 

-Isaac jestem.

-Łał te maniery.

-Wiesz powinnaś odpowiedzieć coś w stylu ,,A ja Lili"-udawał damski głos, na co parsknełam śmiechem.

-Carm.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.

-To Carm, co chcesz do picia?-powiedział otwierając przedemną drzwi do kawiarni.

-No ponieważ jesteśmy w kawiarni, to raczej kawe nie?-powiedziałam ironicznie i usiadłam na jednym z miejsc.

-No ale jaką?

-Zdam się na ciebie.-uśmiechnełam się. Nie odpowiedział tylko poszedł zamówić.

Ten chłopak wydwał się taki miły, sympatyczny i godny zaufania.
Może mogłabym mu się wyżalić? Ale jak go nieznam, mówiąc szczerze nikogo tu nieznam. Przecież nawet jak Jazz wróci nie opowiem mu, że przespałam i zakochałam się w jego bracie, który potem mnie zlał.

W między czasie brunet wrócił do stolika z dwiema kawami.
Jedną postawił przedemną a z drugiej sam upił łyka.

-To opowiadaj mała, co się stało.-mówił z uśmiechem. Ten chłopak tryskał pozytywną energią, która była zaraźliwa, ale nie dla mnie.

-Nie wiem czy mogę Ci powiedzieć.

-Ależ możesz. Przecież każda dziewczyna chcę mieć przyjaciela geja. -sam zaśmiał się na swoje stwierdzenie.

-Jakoś nigdy o tym nie myślałam.

-Jasne. Mów.-pośpieszył mnie.

-Nie będziemy o tym rozmawiać tutaj.
-No dobrze i tak miałem zamiar zabrać Cię do siebie.-stwierdził nie wzruszony.

-Marz dalej.-powiedziałam ze śmiechem. Dopijając ostatni łyk kawy.
-Mam swoje sposoby.

W tym samym momencie wstał i przerzucił mnie sobie przez ramię.

-Co ty robisz?!-zaczełam krzyczeć i się szarpać.

-Zamknij się.

Zapewne wszyscy na nas patrzeli, ale miałam to w dupie. Boże to mógł być jakiś psychol. W ogóle nie rozumiem czemu Ci ludzie nie reagują?

-Pomocy! To jakiś psychol!-darłam się na całe gardło.

-Siedź cicho. Przecież chcę Ci pomóc.

-Chyba zgwałcić.-prychnęłam.

-Chyba zacznę to rozważać.

Gdy już wyszlismy z baru, przestałam się rzuciać. To i tak było bezcelowe. Nikt by nie zareagował.

Otworzył guzikiem auto, po czym wrzucił mnie do środka. Szybko obszedł auto do okoła i zajął miejsce kierowcy.

-Jesteś chory.-stwierdziłam zapinając pasy.

-Nie ty pierwsza mi to mówisz.-stwierdził  ze śmiechem.

-Widzisz, mogę Ci polecić dobrego psychiatrę.-zasugerowałam z uśmiechem.

-Może skorzystam.-powiedział z ironią. Po czym dodał.- Ale teraz powiedz mi co robiłaś w tym parku
cała zapłakana?

†††

Podobał się rozdział?? Mam nadzieje, że tak. Co myślicie o mojej twórczości? Nudna? A może podoba wam się? Może mam coś zmienić, poprawić??

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top