Rozdział 13
Na komendzie zeszło nam dosyć szybko. Mi nie zadawali dość dużo pytań, po prostu nie chcieli mnie denerwować.
Bałam się, że Maxowi mogą podać jakieś zarzuty, za pobicie Davida, ale uznali, że zrobił to w obronie mojej i pod wpływem emocji, więc obejdzie się bez kary.
W drodzę powrotnej trochę gadaliśmy. W sensie, on mnie znowu przepraszał, a ja tłumaczyłam mu, że nie ma za co.
Brunet postanowił też zerwać kontakty ze swoimi znajomymi, ponieważ większość okazała się wplątana w tę całą sytuację. Tak naprawdę zostało mu tylko dwóch przyjaciół, mówił, że nazywali się chyba Harry i Theo. Jeszcze ich nie poznałam, ale miałam to zrobić. Tylko oni dwoje z całej imprezy nie wiedzieli o planach Davida, bo ten był pewien, że mu na to nie pozwolą. To Harry zadzwonił po policję, kiedy Max go okładał, a reszta uciekała z domu, żeby uniknąć kary.
Mówił, że są mili i że w najbliższym czasie koniec z imprezami.
***
Gdy byliśmy już w domu u mnie w pokoju czekał Jazz. Na mój widok uśmiechnął się i wstał się przywitać.
Wiedziałam, że ta rozmowa musi się odbyć, ale patrząc na zachowanie przyjaciela, wszyskie moje obawy prysły jak mydlana bańka.
-No jak było na komisariacie?-zapytał niepewnie. Chyba nie wiedział, czy wypada.
-Znośnie.-odpowiedziałam szczerze. Postanowiłam, zapomnieć o tej imprezie, tak jakby w ogóle jej nie było. To jest najlepsze co mogę zrobić.
-Nie idziesz jutro do szkoły, co?-zapytał przyjaciel.
-Nie idę tam przez najbliższy tydzień.-powiedziałam z uśmiechem.
Nie chciałam chodzić przygnębiona. Na pewno minie troszkę czasu, aż zapomnę całkowicie, ale jak narazie nie mam zamiaru dołować nikogo moim samopoczuciem.
-Rozumiem. Wiesz jak was nie było pojechałem po twoje rzeczy do domu. Gniewasz się?-wbił wzrok w podłogę. Wyglądał jakby czekał na wyrok.
Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-Kochany jesteś.-odrazu się uśmiechnął. Bał się mojej reakcji, ale on jest głupiutki.
-Tak to cały ja.
-Skromność.-westchnęłam.
-Torby stoją na dole. Przyniosę Ci je.
-Nie jestem inwalidą.-zaprostestowałam.
-Ale dziewczyną owszem.
-Straszne. Dzięki, że odciągnąłeś Maxa.-powiedziałam pewnie.
-Nie ma sprawy, to mój brat wolę go widywać tu, niż za kratkami.-parsknął po tym jak to powiedział. Miał rację, nie wybaczyłabym sobie gdyby ten narwaniec poszedł siedzieć.
-Tak, a ja nie chciałam, żeby poszedł siedzieć z mojej winy.
-Raczej z Davida.
-To moja naiwność.-stwierdziłam.
-Za to tak Cię uwielbiamy. A swoją drogą, pierwszy raz widziałem, żeby Max tak bał się o jakąkolwiek dziewczynę.
***
Dwa długe dni spędziłam siedząc w czterech ścianach. Nie chciałam jeszcze iść do szkoły, nie byłam w stanie.
Jazz musiał chodzić do szkoły, a Max do pracy. Obaj wracali po 16, wtedy zazwyczaj oglądaliśmy jakiś film przy popcornie, piwie i gadalismy o niczym.
Wiedziałam, że będę musiała w końcu tam iść. Przyjaciel dręczył mnie cały dzień, żebym szła z nim jutro. W końcu się zgodziłam i tak nie miałam nic innego do roboty.
Wstałam rano strasznie zamulona, ostatnio wstawałam po dwunastej a teraz muszę wstać przed siódmą.
Ubrałam czarne dresy i białą bluzkę z jakimś nadrukiem. Zaplotłam włosy w wyskokiego kitka i byłam już gotowa.
Schodząc na dół dostrzegłam Max'a opierającego się o framugę drzwi. Powitał mnie szczerym uśmiechem.
Byliśmy blisko od tej śmiesznej imprezy, prawie tak jak ja z Jazzem.
Strasznie lubiliśmy sobie dogryzać, każde nasze słowo do siebie ociekało sarkazmem.
-A ty co, nie masz nic innego oprócz tych spodni?-zaśmiał się w moją strone.
-Przeszkadza Ci?-zapytałam się z uśmiechem.
-Być może.
Na te słowa obróciłam się i wróciłam na górę. Chciałam mu dogryźć.
Pierwsze o czym pomyślałam to czarna skurzana kurtka i taka sama spódniczka. Do tego białe fluxy i idealnie, może i nie zależało mi na wyglądzie, ale chciałam coś udowodnić.
Schodziłam na dół z uśmiechem na twarzy. Max zmierzył mnie wzrokiem i jak już stałam koło niego, uniósł brwi i odezwał się.
-Do góry i się przebrać.-powiedział poważnym tonem.
-Znów Ci coś nie pasuje?-zaśmiałam się.
-Tak, to, że nawet bez takich strojów wyglądasz zajebiście seksownie.-przelizał usta i westchnął.
-No będziesz musiał to jakoś przeżyć.-odpyskowałam.
-Robisz mi to na złość.
-Dokładnie.
Przechodząc przez drzwi otarłam się przez przypadek o niego, poczułam jak jego mięśnie się spinają. Nie mogąc się powstrzymać, zaśmiałam się.
-Zobaczysz, kiedyś ktoś Cię dorwie i mnie nie będzie w pobliżu.-powiedział z poważną miną.
-Och, nie przesadzaj.
Weszłam do jego samochodu, bo to własnie on zawozi nas do szkoły. Czekaliśmy w aucie jakieś pięć minut na Jazza.
Jak spojrzałam na lusterko, zobaczyłam, że on też patrzy na mnie.
Byłam ciekawa o co mu chodzi, martwił się o mnie i ciągle coś mu nie pasowało.
-Tak się zastanawiam.-przerwał cisze w samochodzie.-Czemu do kurwy tak się ubrałaś?- widziałam jak się uśmiecha i lekko oblizuje dolną wargę.
-Po pierwsze nie tak wulgarnie.-zaśmiałam się i dodałam.-A po drugie ubrałam się tak na złość tobie.
-Na złość? Jak narazie denerwuje mnie to, że ktoś inny może na ciebie patrzeć.
-Urzekające, bardzo.-powiedziałam ze sarkazmem.
W tym samym czasie do auta wszedł Jazz. A my skończyliśmy naszą przezabawną kłótnie. Zawsze w ten sposób drażniliśmy się, ale tylko jak byliśmy sami. Chodzi o to, że wydawało nam się to niestosowne w towarzystwie Jazza.
Wydawało mi się czasami, że Max patrzy na mnie z taką troską i z czymś jeszcze ale nie wiem, nie umiem określić z czym.
Po drodze do szkoły chłopaki się kłócili, ale nie zbyt słuchałam o co.
Myślałam o tym jakby tu podrażnić bruneta następnym razem. Zauważyłam, że strasznie nie lubi jak chodzę ładnie ubrana, najlepiej gdybym nosiła dresy.
Nie wiem z czego to wynikało, może z tego, że nie chciał, żebym znowu była w jakiejś dziwnej sytuacji.
Jak zaparkowaliśmy i wysiedliśmy na parkingu szkolnym, szyba Max'a spuściła się na dół.
-Ty młody, weź uważaj na nią, bo do mądrych to ona nie zależy.-powiedział ze śmiechem i puścił oczko kiedy Jazz nie patrzał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top