Rozdział 33

  Zamarłem kiedy poczułem jej delikatne usta na swoich.
  Jej oczy, powoli się otwierały. Wyglądały na zagubione-przestraszone.
Lekko otworzyła usta, z których wyleciały słowa.

-Max? Czemu płaczesz?-byłem zaskoczony jej słowami. Przejechałem palcami po swoim policzku i faktycznie były mokre od łez. To były łzy szczęścia.

-Umarłaś.-tylko tyle udało mi się powiedzieć.-Boże Carmen, przepraszam.-dodałem, wiem, że to były nic nieznaczące słowa, a ja jestem jej winny o wiel więcej.

-Przepraszasz? Ale za co?-jej źerenice rozszeżyły się jeszcze bardziej.

-Nie pamiętasz?

-No przepraszasz mnie za to, że mnie przeleciałeś?-na jej stwierdzenie parsknęłam śmiechem.

-Nie! No co ty. Przepraszam za to, że skłamałem. Opowiem Ci później.

-Napewno?-dociekała.

-Objecuje, że powiem wszystko. Ej a pamiętasz Isaac'a?

Serio mnie to zaciekawiło, skoro nie pamięta wypadku, naszej kłótni, Dylana.

-To ten gej?

Nie no teraz to już zacząłem się śmiać na głos, zwracając na nas uwagę.

-Czekaj, nie pamiętam dokładnie, ale chyba byłam u niego. Nie wiem czemu, ale byłam.-powiedziała niepewnie.

Mówiąc szczerze to się cieszę, że nie pamięta, naszej "wymiany" zdań. Wiem, że i tak będę musiał jej powiedzieć. Powinna wiedzieć, ale bynajmniej jej wytłumacze, czemu tak się zachowałem. Wiem, że jestem totalnym dupkiem i ani trochę nie zasługuję na nią. Ale już mnie to nie ochodzi, tak się cieszę, że ona jest teraz zemną, żywa. Już nie pozwole jej odejść.

-Porozmawiamy później. Wyjaśnie Ci wszy.-nie było mi dane dokończyć. Ponieważ do sali wbiegł lekarz Carm.

-Niemożliwe.-stwierdził.-Przecież lekki i śpiączka. Nie powinnaś kontaktować.

-A widzisz doktoru, było dać mi potrójną dawkę.-powiedziała dziewczyna, przy czym uśmiechneła się słodko.  To był najpiękniejszy uśmiech na świecie i jeszcze te delikatme dołeczki.

Ogólnie to w nią nie wierze, leży w szpitalu, nie pamięta połowy rzeczy, ba dobrze nie pamięta czemu tu jest, powiedziałem jej, że umarła, a ona co? Żartuje sobie i to z gościa którego też nie zna. Cała Carmen.

-Jeseś w takim dobrym chumarze?-widać, że lekarz jest zdezoriętowany.-Powinnaś być nietopna, a jak już to przygnębiona.

-Niby czemu?-zdziwiła się.

-Co ostatnie pamiętasz?

Na słowa lekarza Carmen się zarumieniła i wbiła wzrok w podłogę, po czym cicho wymamrotała.

-No naszą noc. Pierwszą noc.

-No ładny mi narzyczony.-stwierdził lekarz, usiółując zabić mnie wzrokiem.

-No inaczej bym nie mógł przy niej być.

-No nie.-Ale zwracam chonory. Zachowałeś się jak na mężczyzne przystało.-powiedział z uśmiechem. Po czy dodał.-A co do ciebie, to się pogubiłem. Będę szczery, nikt w tym szpitalu nie dawał Ci szansy. Miałaś tak poważne obrażenia, jeszcze ta śmierć kliniczna. No nie wiem jak, ale udało Ci się, żyjesz.

Camen patrzała na niego jak na zjawisko, szczerząc się przy tym jak głupia.

-Czemu ona nie pamięta ostatnich wydarzeń?

-Prawdopodobnie jej podświadomość odepchneła od siebie złe wspomnienia. Ale proszę się nie przejmować, powinny wrócić niedługo.

Na jego słowa cicho westchęłem, co nie uszło uwadze dziewczyny.

-Czy stało się coś złego?-spytała nie pewnie, lekko zagryzając dolną wargę.

Spojrzałem na nią, a potem na miejsce, gdzie przed chwlią stał jeszcze lekarz. Chyba zauważył, że poruszamy pewien temat i dał nam trochę prywatności.

-Nie...W sumie, tak, ale to była tylko i wyłącznie moja wina. Powodziałem to bo chciałem Cię chronić, przperaszam bardzo, pamiętaj, że kocham Cię bez wzgl3du na wszystko .

-Ej, już dobrze. Spokojnie.-powiedzała, przyjaznym tonem. Po czym przyciągnęła mnie do siebie, tak, żebym siedział obok niej.

Byłoby tak idealnie, gdyby nie fakt, że byliśmy w szpitalu-miejsce publiczne. Dzieliło nas zaledwie pare centymetrów. Nie zanim zdążyłem pomyśleć to nasze usta już były złączonę w jedność.

Tak mi brakowało jej, jej ust, jej ciała. Mimo, iż nie byłem z nia blisko przez może jakieś trzy dni to cholernie brakuje mi jej bliskości.

Czułem jej idealne usta na swoich, te pocałunki były przepełnione pożądaniem i tęsknotą. Ona całowała mnie tak jak byśmy nie widzieli się rok, a ja ją jakby jutra miało nie być.

Już nic mi nie przeszkadzało, ani te wszystki kabeli, ta cała aparatura.

Nie wyglądała, ani nie zachowywała się jak osoba, która ledwo co wróciła do świata żywych.Te pocałunki były energiczne i bardzo przyjemne.

Mówiąc szczerze miałem ochotę wziąć ją tu na tym cholernym łóżku. A nawet fakt, że za ścianą są pilegniarki i lekarz jakoś mi nie przeszkadzał.

Moję ręcę zaczeły błodzić po jej drobnym ciele. Byłe ostrożny, delikatny. Nie chciałem żeby coś ją bolało, a nie widziałem, gdzie co się jej stało.

Podniecał mnie fakt, że czułem jej delikatne rączki na swoim ciele. Jedną miała pod moją koszulką, a drugą wplotła we włosy. Badała moje ciało tak jakby chciała zapamiętać, każdy najdrobnieszy szczegół. Ja robiłem to samo, już się nie chamowałem.

Podciągnełem ją tak by usiadła na mnie okrakiem. Na chwile przerywając nasze pocałunki. Zjechałem na szyję, w jednym miejscu zatrzymałem się na dłużej, zostawiłem po sobie krwisty ślad. To było takie małe dzieło sztuki, na jeszcze lepszym płótnie.

Widziałem w jej oczach pożądanie, jej źerenice były niemal czarne. Pragnęła mnie tak samo jak ja ją.

Nie myslałem racjonalnie, zacząłem ściągać jej koszulkę. Ona się nie opierała. Ale fakt, że miała na sobie tylko szpitalne ubranie trochę mi wadziło. Za dużo odkryte. Na jej widok podniecałem się, aż za bardzo.

Nasze przyśpiesozne oddechy, które pracowały tym samym rytmem. Czułem jej delikatne serdzuszką, które teraz biło bardzo szybko.

-Chyba masz problem.-powiedziała, lekko się przytym śmiejąc i spojrzała na moje kroczę.

Faktycznie miałem problem, za bardzo mnie podnieciła. Już chciałem, praktycznie już zdejmowałem z niej ten śmieszne spodenki, gdy usłyszałem donośnie kaszlnięcie.
Obróciłem w strone, z której dobiegł dzwięk i zobaczyłem doktora. Stał z banan na twarzy jakby nie wiedział co to seks.

-Dzieciaki ja rozumiem, że się kochacie i w ogóle. Ale niestety porno na żywo jest tu zabronione.-zaśmiał się na swoje słowa. Poczułem, że Carm się spina, no była już prawie naga.-Będziecie musieli z tym poczekać z dwa dni.

-Ale proszę pana on sobie sam nie da rady.-powiedziała szeptem dziewczyna wskazując na moje kroczę. Po czym schowała głowę w moje włosy. A to ja w tym momenicie byłem czerwony jak burak.

-Widzę.-stwierdził.- Wiesz gdzie jest łazienka. Macie dwadziścia minut i ani skekundy dłużej.

Po tych słowach odszedł. Widziałem jak Carm uśmiecha się nie śmiało i czerwieni na policzkach.

-Ja nie chcę Ci zrobić krzuwdy, więc.-nie widziałem co mam dalej powiedzieć.  Wiedziałem czego chcę, ale czy ona? Przecież była taka niedoświadczona. Moje rozyślenia przerwał ten cieniutki głosik.

-Jak byś nie mógł powiedzieć odrazu, że chcesz pieprzyć moje usta.-westchnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top