Rozdział 31

POV Max

Obudziło mnie ciche pikanie aparatury. Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to ręcę Carm.  Nadal leżała bez życia, pod tą białą kołdrą.

Chciałem ją pocałować, przytulić, mieć ją tylko dla siebie.

Usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi, do środka wszedł Isaac. Wyglądał inaczej niż ostatnio. Miał czarne jeans z dziurami na kolanach i zwiewną koszulę, w jakieś wzorki. Nie dostrzegłem dokładnie w jakie, ponieważ było ciemno.

-Idź się ogarnąć. Posiedze przy niej.

-Muszę zostać.-powiedziałem ziewając.

-Musisz to się umyć i coś zjeść. Weź moje auto, i wróć jak najszybciej.-powiedział zachęcającym tonem, podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.

Wiedziałem, że wyglądam jak ostatnie nieszczęście, że śmierdzę jeszcze alkoholem.

Niechętnie wstałem i wziełem kluczyki od bruneta. Zamieniliśmy się miejscami, on usiadł koło Carmen, a ja wyszedłem.

Z ciężkim sercem opuściłem moją księżniczkę. Wiedziałem, że wrócę jak najszybciej.

***

Już po prysznicu i wypiciu chyba z pięciu kubków kawy, wróciłem do szpitala.

Szedłem długim korytarzem, kierując się do sali, w której leżała dziewczyna.
Wiem, że to źle, ale nie chciałem zastać jej obudzonej. Nie chodzi o to, że nie chcę, żeby się obudziła. Poprostu chciałbym być przy niej w tej chwili.

Lekko uchyliłem drzwi i doznałem szoku, łóżko było puste. Zaścielone, jakby nikt tu nie przebywał.

Szybkim krokiem ruszyłem w stronę recepcji. W mojej głowie, były już naczarniejsze scenariusze.

A jak jej serce przestało bić? Nie przeżył bym tego. Ona by mi tego nie zrobiła. Ona chciałaby żyć. Chyba, nie jestem tego teraz taki pewien. Może ona myśli, że wszystkich straciła?

Gdyby umarła to by była tylko i wyłącznie moja wina.

Gdy stanełem naprzeciw rudo włosej receptionistki.  Ona nawet nie raczyła na mnie spojrzeć, chcąc zwrócić na siebie uwagę chrząknełem. Ona uniosła głowe i uśmiechneła się promiennie.

-Hej, chciałeś może czegoś?-zapytała, chyba usiłowała być pociągająca.

-Co się dzieje z Carm Blend?

-Ee, no niewiem, ale słonce, ja się nazyw Gemma.

-Żałosne.-stwierdziłem na głos. Ona myślała, że mnie poderwie? Ha, dobre.

-Nie jesteś zbytnio miły.

-A ty zbytnio mądra. To powiesz mi co z  Carm?-byłem już na maxa poirytowany.

-Ymm, no dobrze. Jeszcze raz jak ona mam na nazwisko?-spytała wlepiając wzrok w monitor.

-Carm Blend.

Zaczeła stukać na klawiaturze. Miałem ochotę jej przywalić, broniło mnie tylko to, że jest dziewczyną, nie ważne jak bardzo głupią, ale w końcu dziewczyną.

-Ojom.

-Co, gdzie?- nie zadobrze znam się na tym wszyskim, ale wydaje mi się, że akurat do tego miejsca nie trafia się dla odpoczynku.

-Po prawej stronie duże zielone drzwi.
Już nie słuchałem jej dalej, poprostu ruszyłem w tamtą strone. Nie myślą za wiele. Chciałem już tam być, dowiedzieć się co się dzieje, dlaczego Isaac do mnie nie zadzwoił. Ah no tak, może dla tego, że nie ma twojego numeru? Mądry ja.

Biegłem przez korytarz i nagle uderzyłem w coś-kogoś? Z takim impetem, że wylądowałem na ziemi.

Przez chwile kręciło mi się w głowie, ale dosłownie pare sekund i się ogarnełem.  Wtedy zobaczyłem, że osobą na którą wpadłem był właśnie Isaac.

Chłopak pomógł mi wstać. Staliśmy przez chwile, patrząc sobie prosto w oczy. W jego był strach zmieszany z ulgą. Ulgą? Może to dobrze? Nie wiem, nikt z nas nie był w stanie jak narazie przerwać krępującej ciszy. Nie wytrzymałem dłużej.

-Co z nią?-tylko tyle udało mi się wydusić. Czułem w gardle wielką gule.

-Jak narazie sabilnie. Tylko tyle mi powiedzieli.-powiedział łamiącym się głosem.

-Co ona tu robi?

-Były jakieś komplikacje, ale udało im się unormować. Lekarz powiedział, że trzeba czekać.

Już nic więcej nie musiałem wiedzieć, żyła. To narazie mi starczyło. Nie słuchałem go już dalej, poprostu otworzyłem zielone drzwi.

Za nimi sala jak każda inna, tylko, że Carm była przypięta to różnych urządzeń, których nazwy, ani znaczenia nie znam.

Powolnym ruchem, skierowałem się do jej łóżka. Nic się nie zmieniła, od ostatniego "naszego" spotkania. Brązowe włosy nadal opadały wokół jej głowy. Blada skóra. Bądź, nie coś się zmieniło, jej policzki, jakby już nie aż tak blade, a może tylko mi się wydaje?

Wokół jej łóżka nie był żadnego krzesła, dlatego usiadłem w nogach. Poczułem na ramieniu, czyjąś rękę. Szybko się obróciłem i spostrzegłem, że to lekarz.

Starszy pan po czterdziestce, z siwymi włosami i bladym uśmiechem.

-Nie można tu przebywać.-powiedział ze smutkiem w głosie.

-Ale ja muszę być przy niej.

-Rozumiem, ale najpier chodź porozmawiamy. Ty jesteś jej narzyczonym? -spytał badając mnie wzrokiem.

-Tak.-odparłem bez chwili zawachania.

Wstałem i pokierowałem się za nim do małego pomieszczenia z jedym biurkiem i dwoma krzesłami. Doktor wskazał na jedno, żebym usiadł.

-Co z nią?

-Nie wiem, jak to powiedzieć, ale nie jest dobrze. Przykro mi to mówić, ale dajemy jej mniej niż 50% sans na wybudzenie się ze śpiączki.-przerwał na chwile, czekając na moją reakcje, która nie nadeszła. Postanowiłem rozryczeć się póżniej.-Jednak jest to młoda dziewczyna, jak tylko by miała jakiś konkretny powód by walczyć i chcieć się obiudzić to może.  Czasem ludzie czują, ze ktoś ich potrzebuje, że to jeszcze nie ich czas. Może i tym razem.

-Co dokładniej jej jest?-spytałem bez wyrazi, zupełnie jak maszyna, wykonująca polecenia.

-Miała uszkodzonę organy wewnętrzne, między innymi nerki, ale udało nam się je uratować. Starciła dużo krwi, ale naszczeście znalazł się dawca.

Lekarz nie dokończył, ponieważ, w pomieszczeniu rozległ się tłuminy dźwięk aparatury z pomieszczenia obok. Doktor zerwał się na równe nogi i pobiegł do sali Carm, ja odrazu za nim, gdy już wbiegłem przez drzwi, zamurowało mnie, chciało mi się płakać, skakać, ale z mostu pod pociąg. Maszyna pokazująca pracę serca Carmen, wyśiwetlała linie ciągłąm.

†††

Co sądzicie o tym? Może coś zmienić¿

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top