Rozdział 1

   Obudziły mnie szepty dochodzące z dołu, byłam tak strasznie zaspana, że nie kontaktowałam jeszcze za dobrze. Sięgnęłam po swój telefon, żeby sprawdzić godzinę. Trzecia w nocy. No nie zdziwiłam się, przecież za oknem jeszcze było ciemno.
Co tam mogło się dziać o tej porze? Jednak byłam zbyt leniwa by wstać i się przekonać.

Przewróciłam się na drugi bok i usiłowałam zasnąć. Po jakichś pięciu minutach ktoś trzasnął drzwiami od mojego pokoju, ale ja nadal udawałam, że śpię, mając nadzieję na dalszy spokój.

Ktoś złapał mnie za ramię i mocno potrząsnął. Nie reagowałam, jakoś niezbyt obchodziło mnie to co ode mnie chcą. Ale szarpanie nie ustawało. Nagle usłyszałam głos mojej mamy, było w nim coś niepokojącego.

- Carmen, wstawaj! - krzyknęła.

  Ja przykryłam kołdrą  głowę i wymamrotałam:

-Daj mi spokój. Zegarek Ci się zepsuł czy co?

   Byłam zła, ostatni dzień wolności. Ostatni dzień wakacji, a ta próbuje mnie wyciągnąć z łóżka jakieś dziesięć godzin przed tym jakbym wstała sama.

- Nie mamy czasu, możesz łaskawie wstać i się pakować? - powiedziała opanowanym tonem.

- Nigdzie z wami nie jadę, daj mi spać. - warknęłam.

- Nie masz nic do powiedzenia. Po prostu wstań i bez zbędnych pytań się spakój.  - pogłaskała mnie przez kołdre po głowie.

   Wydawało mi się, czy ta kobieta jest psychiczna. Nikt w pełni zdrowy na umyśle nie robi takich rzeczy, ludziom w tak młodym wieku.

-Ale po co? Nie możesz dać mi spać jak normalny człowiek? - wymamrotałam ledwo słyszalnie.

- A śpij se ile chcesz, ale o dziesiątej masz być gotowa do wyjazdu! - rzuca zmęczonym głosem.

- Niby gdzie?

   Mimo zaspania w mojej głowie pojawiło się dużo pytań, które usilnie starałam się zignorować. To mogło być przyzwyczajenie, bo w moim domu nigdy do końca nie było w porządku.

- Do Londynu, przeprowadzamy się. -powiedziała z żalem.

   Po jej słowach dało się słuchać jedynie huk zamykanych drzwi, który odbił się echem w mojej głowie.

- W tym domu są klamki! - krzyknęłam z flustracją.

  Skołowana usiadłam na łóżku, przeczesując włosy palcami. Zaczynał do mnie powoli docierać sens jej słów. Mamy się wyprowadzić, z Warszawy i to do Londynu.

Zawsze chciałam tam jechać, ale zwiedzać, a nie mieszkać. Skąd ta nagła decyzja o przeprowadzce?

Przecież musieli wszystko zaplanować wcześniej, bilety na samolot, dom na miejscu. Moi rodzice zawsze byli szczerzy wobec mnie, nigdy nie mieli przede mną tajemnic. Więc co skłoniło ich tym razem do okłamania mnie? Jak oni mogli mi to zrobić? Jutro nowy rok szkolny, idę do trzeciej gimnazjum, moi przyjaciele. Może i nie mam ich dużo, bo według mnie większość moich rówieśników jest po prostu głupia.

Ale moje dwie najlepsze przyjaciółki Natali i Marta. Przeiceż nie mogę wyjechać bez pożegnania, ale i nie mogę obudzić ich o tej porze. Czułam się dość skołowana, a wiadomość jeszcze w pełni nie doszła do mózgu.

Czułam jakby to był tylko błahy sen, który zaraz miał się skończyć.

Wstałam z łóżka, podzeszłam do szafy, bo mimo dziwnej sytuacji nie wypada brzydko pachnieć w samolocie.

Wybrałam wygodne bordowe dresy i białą bluzkę, przcież ma mi być wygodnie a nie ładnie. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki na piętrze.

Rzuciłam rzeczy na ziemię i weszłam pod prysznic. Zawsze rano brałam gorący prysznic, on mnie pobudzał i przywracał do życia.

Po około półgodzinnym prysznicu ubrałam się i umyłam zęby, nie lubiałam patrzeć w lustro. Dlatego, że urodą to ja nie grzeszyłam. Długie do pasa brązowe włosy zupełnie nie pasowały do jasnej cery, dużych brązowych oczu i do mojego śmiesznego metru sześćdziesiąt.
Wzięłam nożyczki i przycięłam sobie włosy do połowy kręgosłupa. Nie było mi ich żal. To takie typowe dla mnie, od czasu do czasu sama lubiłam je ścinać, czułam wtedy swego rodzaju władze.

Wychodząc z łazienki natrafiłam na mojego siedmioletniego brata, Zeka. Był już ubrany, uczesany. Jak na chłopaka miał dosyć długie włosy do ramion, był zupełnym przeciweńswem mnie. Blond włosy, niebieskie oczy i ciemna karnacja, był słodki.

- Carm wiesz gdzie jedziemy? - spytał z zaciekawieniem w głosie.

   Cały on zawsze musiał wszystko wiedzieć, był wścipski i pełen energii i znów różnice. Ja byłam spokojną realistką, bez wyobraźni, szczera do bólu zadufana nastolatka. Bynajmniej tak się widziałam. Moje przyjaciółki twierdziły, że zawsze potrafię je rozweselić sama nie wiedząc jak. Że potrafię być miła, a dzięki mojej szczerości można mi zaufać.

- Chyba do Londynu? A co nie powiedzieli Ci? - zdzwiłam się.

    Młody miał to do siebie, że zawsze wiedział wszystko pierwszy.

- Powiedzieli, ale jak ja nie wiem gdzie to jest. - posmutniał, poczym dodał. -Ja nie chcę stąd wyjeżdżać.

- Wiem Małpoko, też nie mam na to ochoty. Jednak nic na to nie poradzimy. - odparłam niewzruszona.

- Tak, masz racje. Idź się spakować bo jeszcze czegoś zapomnisz. Podsłuchałem jak mówli, że już nigdy tu nie wrócimy. - powiedział tajemniczo.

Tylko po to, aby sekundę później  zniknąć u siebie w pokoju.

Coś mi tu nie pasowało, czemu wszystko dzieje się tak nagle tak pośpiesznie, jakby chcieli zniknąć, tak żeby nikt nie wiedział.

Szłam długim korytarzem na końcu którego znajdował się mój pokój. Teraz zdałam sobie sprawę, że będę tęsknić za tymi zielonymi ścianami, obrazami, zdjęciami rodzinnymi.

Przed pokojem czekała mama, miała kamienną twarz. Zawsze przybierała taką maskę gdy nie chciała pokazać smutku. Stałam już tylko parę metrów od niej  a ona przytuliła się do mnie i wyszeptała mi do ucha.

- Przepraszam za wszystko, wiem, że zasługujesz na wyjaśnienia, ale nie mogę Ci teraz powiedzieć. -westchnęła. - Musisz mi obiecać, że nie napiszesz do nikogo ani nie zadzwonisz, żeby powiedzieć, że wyjedżamy. - poprosiła.

Wiedziałam, byłam pewna, że coś nie gra, że inaczej wiedziała bym szybciej.

- Nie mogę.

   Nie miałam możliwość kłamać, mama była jedyną osobą chyba na całym świecie, która od razu węszyła kłamstwo. Jak byłam młodsza zawsze myślałam, że to tajemnicza moc - mimowolnie uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

- Proszę, później wszystko Ci wyjaśnimy, teraz nie ma czasu. - nieustępowała.

  Wyraźne było widać, że bardzo jej na tym zależy, a kim bym była, żeby jej odmówić.

-Dobrze.

- Teraz idź się spakować. - poleciła.

   Pocałowała mnie w czoło a ja  ruszyłam w stronę schodów.

  Weszłam do siebie, zakluczając drzwi. Dopiero teraz mogłam jasno myśleć, przeanalizować zachowanie matki i brata. Młody wiedział o co chodzi, tylko sprawdzał moją czujność, którą matka uśpiła. Zawsze przy niej nie mogłam myśleć, grałam taką miłą idealną córeczkę, którą i tak nigdy nie byłam.

To nieważne i tak nie dowiem się niczego więcej. Musiałam się pakować. To był mój największy problem. Miałam tyle ciuchów i tyle niezbędnych rzeczy a tylko dwie walizki.

Otworzyłam szafę i zaczęłam pakować najbardziej potrzebne ubrania.  Jak skończyłam to zostało mi trochę miejsca w jednej z walizek więc wpakowałam tam książki i parę drobiazgów.
Upewniłam się, że drzwi są zamknięte na klucz i szybko podeszłam do łóżka. Pod materacem trzymałam zapas pieniędzy, taki o którym rodzice nie mieli pojęcia. Schowałam je do plecaka, który zawsze noszę przy sobie. Już prawie byłam spakowana. Włożyłam jeszcze tylko książkę do czytania na podróż i mogłam iść. Czas mijał szybko, zbyt szybko. Jak skończyłam się pakować było przed dziewiątą. Musiałam już schodzić, coś zjeść i może dowiedzieć się czegoś więcej.

Schodząc na dół, myślałam o tym, że zostawiam za sobą całą siebie, całe dzieciństwo i wspomnienia z nim związane. Miałam przecież zacząć wszystko od nowa.

†††

Wróciłam tu na chwile poprawić błędy - oczywiście nie wszystkie mogłam wyłapać. Głównie chodzi o stylistykę, która no cóż była okropna (jakby teraz było lepiej)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top