Rozdział 3 "Powiedziałem coś okropnego"
Uwaga!! rozdział zawiera śladowe ilości smutnego Nagisy!
- No wyduś to wreszcie –ponaglił przyjaciela, łapiąc go za rękę.
Nim zdążył spleść razem ich palce, ku swemu ogromnemu zdziwieniu poczuł, że Nagisa wyrwał swoją dłoń i odsunął się kilka kroków. Nie patrzył na niego, wzrok wbił gdzieś w usłane jasnymi punkcikami niebo.
- Lubię patrzeć na gwiazdy – szepnął w końcu blondyn – są takie... piękne, zwłaszcza po burzy, gdy niebo jest wręcz fioletowe, a one świecą jaśniej niż zazwyczaj; przypominają mi wtedy... - przygryzł wargę, jakby powstrzymując się przed powiedzeniem za dużo.
Rei spoglądał na niego wyczekująco, nie miał pojęcia, co takiego chciał mu przekazać przyjaciel. Czuł między nimi dziwne napięcie, jednak nie chciał naciskać i ostatecznie postanowił cierpliwie poczekać, aż Nagisa w końcu przejdzie do sedna.
- Uwielbiam pływać... -postanowił zacząć z innej strony- uwielbiam to robić z moimi przyjaciółmi. Cieszę się, że dołączyłeś do naszej drużyny, że dzięki tobie możemy brać udział w sztafecie, dziękuję, Rei-chan – w końcu spojrzał kątem oka na starszego chłopaka, ten przyglądał mu się uważnie, co speszyło blondyna, tak, że znów wbił wzrok w odległy horyzont. – Jestem pewien, że twoje dołączenie do klubu pływackiego to przeznaczenie, że los chciał, żebyśmy pływali we czwórkę; po odejściu Rina myślałem, że już nigdy nie popłynę w sztafecie z moimi przyjaciółmi, a teraz znów możemy to robić i jestem taki szczęśliwy – uśmiechnął się szeroko – znów czerpię przyjemność z przychodzenia do szkoły, bo wiem, że będę mógł pływać z tobą. Czasami... czasami patrzę jak pływasz; po prostu stoję nad brzegiem i cię podziwiam, Rei-chan – ostatnie zdanie wyszeptał ledwo słyszalnie.
- Nagisa... - wyszeptał, powoli zdając sobie sprawę do czego zmierza chłopak, a tak przynajmniej mu się wydawało.
- Proszę, daj mi dokończyć – głos mu drżał, może z nerwów, a może jedynie od mroźniej bryzy wiejącej od oceanu – Rei-chan – w końcu zerknął na przyjaciela – ja... ja się zakochałem – uśmiechnął się, a jego oczy lśniły w blasku księżyca.
Z nadzieją oczekiwał jakiejś reakcji Reia, jednak ten stał bez ruchu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nagisa pewien, że wyższy po prostu go nie zrozumiał, zrobił krok na przód i chwycił dłoń chłopaka.
- Zakochałem się w tobie, Rei-chan – powiedział z uroczym uśmiechem.
Miał nadzieję, że teraz przyjaciel rzuci mu się w ramiona, a może nawet pocałuje, jak na tych wszystkich filmach i odejdą razem ku zachodzącemu słońcu; ale to tylko fikcja. Niebieskowłosy najpierw popatrzył ze zdziwieniem na blondyna, a po chwili wyrwał dłoń z jego uścisku, próbując coś powiedzieć, jednak jedynie bezgłośnie poruszał ustami.
W oczach Nagisy zaszkliły się łzy, miał nadzieję, że Rei zareaguje inaczej, że nawet jeśli go odrzuci, nie będzie patrzył na niego z takim obrzydzeniem; teraz pewnie ich przyjaźń, a co za tym idzie; również drużyna się rozpadnie, a tego blondyn by sobie za nic nie wybaczył.
Pociągnął głośno nosem, starając się odegnać uparte łzy, ale nic nie mógł poradzić na to, że zaraz zaczęły spływać po jego zarumienionych policzkach.
- Przepraszam - szepnął, ale głośne fale zagłuszyły jego słaby głos.
Blondyn odwrócił się od Reia i pobiegł ile sił w nogach, byle jak najdalej od tej przeklętej plaży i jak sadził, byłego przyjaciela. Oszołomiony niebiesko włosy wpatrywał się w oddalającą się sylwetkę przyjaciela, próbując zrozumieć, co właśnie miało miejsce.
Nagisa biegł potykając się o własne nogi. Nie chciał wracać do siebie, przecież to właśnie tam skieruje się niebiesko włosy, musiał w końcu zabrać swoje rzeczy. Blondyn podążył krętymi uliczkami miasteczka do innego domu; domu, którego drzwi zawsze były otwarte dla przyjaciół.
W końcu upadł zmęczony przed drzwiami i ledwo łapiąc powietrze, wyciągnął telefon z kieszeni.
- Mako-chan – załkał w słuchawkę, gdy tylko przyjaciel odebrał – Ma...Mako-chan, otwórz proszę – starszy chłopak ledwie rozumiał głos Nagisy, gdy ten płakał mu do telefonu; jednak zaniepokojony wygrzebał się z łóżka i zszedł na dół.
- Nagisa, co się stało? - prawie upuścił komórkę, gdy zobaczył skulonego na progu przyjaciela; schował urządzenie do kieszeni i zaraz ukląkł obok blondynka.
Ten jedynie pokręcił głową, spoglądając w mądre oczy Makoto z bezgranicznym żalem.
Chłopak nie drążył tematu, po prostu pomógł mu wstać i zaprowadził go do salony, owinął kocem i poszedł zrobić herbaty.
Nagisa w tym czasie rozpłakał się na dobre. Schował twarz w puchatym kocu i łkał cichutko nie umiejąc już powstrzymywać gorzkich łez. Bał się reakcji Makoto, gdyby się o wszystkim dowiedział, bał się spotkać Reia w szkole, czy na treningach, bał się wrócić do własnego domu, bo przecież on tam może być.
Trząsł się z emocji, tak że, gdy Makoto wręczył mu kubek z gorącym napojem o mało nie wypuścił go z ręki. Zmartwiony przyjaciel przyglądał mu się w milczeniu, czekając, aż chłopka nieco ochłonie. Blondyn jednak nie przestawał płakać, mimo, że był już wykończony
-Nagisa – zaczął spokojnym głosem – dlaczego przyszedłeś do mnie w środku nocy?
Młodszy chłopak wydawał się zdziwiony, że Makoto nadal jest w pokoju. Mocno przygryzł wargę, zaciskając wciąż drżące palce na gorącej porcelanie.
- Mako-chan... chyba rozbiłem naszą drużynę– szepnął cichutko i utkwił wzrok w herbacie, której nawet nie ruszył.
Wyższy jedynie spojrzał na niego ze zdumieniem, ale nie odezwał się, nie chciał przerywać przyjacielowi; jednak, gdy ten dość długo się nie odzywał w końcu postanowił zabrać głos.
- Dlaczego tak sądzisz? – nie miał pojęcia, co takiego mógł wymyślić Nagisa.
- Powiedziałem coś okropnego Reiowi – po jego policzkach znów popłynęły łzy.
Makoto odstawił swoją herbatę na stolik i usiadł przy blondynie, by zaraz objąć go ramieniem.
___________________
rozdział wyszedł okropnie króciutki, ale ostatnio wena mnie nie lubi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top