Rozdział 2 "One smakują rybą!"
Nagisa ignorując pytanie przyjaciela, sięgnął po segregator i rozsiadł się wygodnie na poduszkach ułożonych na podłodze.
- Oglądamy jakiś film? – zapytał z uśmiechem, przeglądając płyty.
Rei rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, mieszanina krzykliwych barw i wzorów dekoracji idealnie oddawała charakter blondyna, jednak każdego innego przyprawiała o ból głowy. Okularnik niepewnie opadł na poduszki obok przyjaciela, zerkając mu przez ramię.
- Nagisa... ale te wszystkie filmy są o pingwinach – zauważył, lustrując tytuły powypisywane markerem na płytach.
Blondyn spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- To źle? – zmarszczył brwi.
Straszy chłopak jedynie westchnął, Hazuki miał co najmniej niezdrową obsesję na punkcie tych ptaków. Ale w sumie było to całkiem urocze.
Po długich dyskusjach w końcu zdecydowali się na film „Pingwin morderca", kryminał, gdzie bezwzględny ptak z zimną krwią wyrzucał jaja innych pingwinów. Ryuzaki nie podchodził do tegoż dzieła z taki entuzjazmem, jak blondyn, ale nie chciał się z nim spierać.
Niestety już po kilku minutach seansu zaczął ziewać z nudów. Film nie był ani trochę pasjonujący, a tym bardziej piękny. W końcu Rei sięgnął po jedne z dziesiątek, a może i setek ciastek poukładanych w wielkie stosy na stoliku. Ugryzł kawałek i od razu się zakrztusił, z całych sił starając się nie wypluć wypieku.
- C-co to jest?! – wymamrotał, patrząc z obrzydzeniem na ugryzione ciasteczko i szturchając chłopaka w ramię.
Nagisa oderwał wzrok od ekranu i spojrzał pytająco na przyjaciela. Był tak pochłonięty tragiczną historią pingwinich jaj, że niebieskowłosy mógłby się zakrztusić na śmierć, a ten pewnie nic by nie zauważył
- Och, co się stało? – zmierzył starszego chłopaka wzrokiem i po chwili roześmiał się niemal uroczo – to ulubione ciastka Haru
- One smakują rybą! – wykrzyknął oburzony Rei, wymachując pozostałością ciastka w kształcie delfinka.
- Dokładnie – Nagisa uśmiechnął się szeroko – Haru-chan najbardziej lubi makrelę.
Rei nie tknął już żadnych ciasteczek, nawet zapewnienia blondyna, o normalnych smakach wypieków go nie przekonały, wolał nie ryzykować znalezienia czegoś jeszcze bardziej obrzydliwego. Za to Hazuki z przyjemnością pochłaniał wypieki w ogromnych ilościach (ku przerażeniu Rei'a również te makrelowe). Ryuzakiemu robiło się niedobrze od samego patrzenia.
W końcu z ulgą dostrzegł napisy końcowe wyświetlające się na dużym ekranie telewizora. Nagisa ocierał łzy z policzków.
- To było takie smutne, Rei-chan – szepnął, spoglądając na przyjaciela zapłakanymi oczami – Tyle małych pingwinków... – załkał, wtulając w twarz w pierś zdziwionego okularnika.
Chcąc nie chcąc zaczął głaskać chłopaka po plecach, chcąc aby się uspokoił. Nagle Nagisa poderwał się i gdyby nie szybki refleks Rei'a uderzyłby go w nos.
- Zapomniałbym!- wykrzyknął i wybiegł z pokoju, zostawiając skonsternowanego przyjaciela, sam na sam z makrelowymi ciasteczkami.
Nim ten zdążył chociażby zastanowić się, co spowodowało nagłą reakcję chłopaka, Nagisa już wrócił, niosąc wielki, ozdobiony chyba milionem cukrowych motylków w najróżniejszych kolorach tort. Ryuzaki patrzył na przyjaciela z bezgranicznym zdziwieniem wypisanym na zazwyczaj poważnej twarzy.
- Sto lat, Rei-chan! – wykrzyknął młodszy, stawiając cisto przed solenizantem. – Zapomniałeś o swoich urodzinach!
- Sam to upiekłeś?! – wydusił ciemnowłosy, patrząc szeroko otwartymi oczami to na chłopaka to na palące się świeczki – To... to jest piękne – wyszeptał.
- Pomyśl życzenie – zawołał z uśmiechem Nagisa, siadając obok wciąż zdziwionego przyjaciela.
Rei zastanowił się chwilę i zdmuchnął wszystkie świeczki. Blondyn ucieszony klasnął w dłonie i mocno przytulił towarzysza, aż temu zabrakło tchu. Z cichym chichotem wypuścił go z objęć.
- Co sobie zażyczyłeś, Rei-chan? – zapytał ciekawy największego marzenia przyjaciela.
Jednak ten pokręcił głową z uśmiechem i nikły rumieńcem.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełni
Nagisa posmutniał i spojrzał z miną szczeniaczka w fiołkowe oczy chłopaka.
- Wierzysz w takie przesądy? – zdziwił się nieco, nie sądził, że logiczny do bólu przyjaciel, będzie przejmował się taką głupotą.
Rei wzruszył ramionami.
- Mam nadzieję, że chociaż tort nie smakuje rybami – zmienił temat, przyglądając się uważnie dekoracjom na cieście.
Blondyn wybuchnął śmiechem, zabierając się za krojenie wypieku.
- Oczywiście, że nie, każda warstwa jest innego smaku – pokazał okularnikowi ukrojony kawałek – czekolada, truskawki, zielona herbata, malina i guma do żucia- wskazywał kolejne warstwy kremu, wymachując przy tym nożem na lewo i prawo.
Nieco wystraszony Rei złapał go za nadgarstek i odebrał mu ostre narzędzie.
- Chyba nie chcesz pozbawić mnie głowy?
Nagisa zarumienił się zawstydzony.
- Przepraszam – już po chwili znów szeroko się uśmiechał, wręczając chłopakowi jeden z talerzyków z kawałkiem tortu; widząc niepewność w jego oczach, zapewnił ponownie- żadnych ryb, obiecuję.
W milczeniu zjedli tort, a właściwe Rei zjadł, bo blondyn jedynie podzióbał swój kawałek, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Ciemnowłosy dostrzegł, że przyjacielowi drżą dłonie.
- Nagisa, coś się stało? – zapytał, kładąc mu rękę na ramieniu, chłopak był na tyle zamyślony, że nawet nie zareagował. – Nagisa! – Rei potrząsnął go za ramiona, dopiero to ocuciło chłopaka, nieco nieobecnym wzrokiem spojrzał na Ryuzakiego. – Co się stało?
- Tylko... tylko się zamyśliłem – mruknął wymijająco, powracając to grzebania łyżeczką w zawartości talerzyka, która kiedyś była pysznym tortem, a teraz przypominała już przez kogoś przeżytą paćkę.
- Widzę, że coś cię gryzie – nie dawał za wygraną; nie chciał naciskać, ale miał nadzieję, że chłopaka się otworzy, nie chciał by przyjaciel był smutny.
W pokoju zapadła cisza, przerywana tylko niemiarowym postukiwaniem łyżeczki o porcelanowy talerzyk. Nagisa cicho westchnął, czuł na sobie wzrok wyższego chłopaka, co przyprawiało go o nieprzyjemny dreszcz; wiedział, że przyjaciel nie odpuści. Niepewnie zerknął w jego kierunku. Gryzł się z myślami, musiał komuś się w końcu wygadać, a Rei wydawał się najodpowiedniejsza do tego osobą, choć może powinien zapytać najpierw Makoto o radę? Ale teraz było już za późno, nie miał wyboru; bał się reakcji przyjaciela, jednak duszenie tego w sobie za bardzo go męczyło.
W końcu odstawił talerzyk nieco drżącą dłonią i podniósł się z podłogi.
- Pójdziemy na spacer? – zaproponował, wyciągając dłoń do Rei'a.
Ten ujął ją również wstając w poduszek. Bez słowa podążył za chłopakiem do drzwi, ubrali buty i kurtki i wyszli z domu. Na dworze panował już mrok, jedyne nieliczne latarnie oświetlały wąską uliczkę prowadzącą na deptak; właśnie tam się udali.
Szli w milczeniu, obydwoje pochłonięci w myślach. Nagisa kurczowo zaciskał drżące dłonie, a Rei szedł obok niego dyskretnie przyglądając się przyjacielowi.
W końcu dotarli do brukowanego chodnika odgrodzonego od plaży jedynie niskim murkiem, który Nagisa bez słowa przeskoczył, kierując się w stronę niespokojnego oceanu. Niebieskowłosy nie rozumiał posunięcia chłopka, jednak podążył za nim, jak cień. Stanęli ramię w ramię o krok od fal zalewających plażę.
Blondyn wpatrywał się w okrągłą tarczę księżyca po części schowaną za pierzastymi chmurami.
- Nagisa, chciałeś mi o czymś powiedzieć? – zapytał cichoRei, nie mogą wytrzymać napięcia powstałego między nimi, przez nieprzyjemnąciszę
________________________________________
Jestem raczej średnio zadowolona z tego rozdziału, jest jakiś taki... sztywny i nieciekawy
Co o nim sądzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top