BAD END


Mężczyźni patrzyli na siebie nawzajem, nie do końca wiedząc jak zacząć.

Mijały minuty, a żaden odgłos nie opuścił ich ust.

W końcu Dante postanowił się przełamać, głośno westchnął, spoglądając na zdenerwowaną twarz siwowłosego.

- Więc.. - mruknął nastolatek, nie dokańczając. Nie miał pojęcia jak zacząć rozmowę.

- Powinniśmy sobie to wszystko wyjaśnić - odparł złotooki.

Capela przewrócił oczami na jego słowa. No shit Sherlock, jakby on tego nie wiedział.

- Um.. To ja chciałem przeprosić za to, że wtedy się nie posłuchałem i poszedłem na górę. Nie powinienem tak gwałtownie reagować.. - rzekł czarnowłosy ze słyszalną skruchą w głosie.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - zapytał Erwin, przenosząc na niego swój wkurzony wzrok. - Może przeprosisz za spanie z moim przyjacielem?

Szarowłosy patrzył na niego z uniesioną brwią. Z jednej strony był wściekły na młodszego, a z drugiej natomiast chciał zgody. Jednak, słysząc te słowa mocno się zirytował.

- Przecież musiałem gdzieś spać.. Ty też spałeś z Heidi - odpowiedział niebieskooki ze spuszczoną głową.

- Co to ma do rzeczy? To moja przyjaciółka, a ty się obraziłeś i poszedłeś spać z Vasquezem. Ciekawe co jeszcze tam robiliście! - warknął Knuckles.

Dante nie chciał się do tego przyznać, ale mocno zabolały go te słowa.

Nie sądził, że kiedykolwiek tak o nim pomyśli, jak o najgorszej dziwce.

- Do niczego między nami nie doszło. Naprawdę uważasz, że byłbym na to gotowy, po tym co przeszedłem z Peterem? - zapytał młodszy ze smutkiem.

- Kto wie? Może ci to nie przeszkadzało, a wręcz podobało! - odpowiedział Erwin w przypływie złości.

- Czemu tak mówisz... - wyszeptał nastolatek, a w jego oczach pojawiły się łzy które próbował odgonić.

- Bo widocznie to prawda! Myślisz, że nie widzę jak kleisz się do niego? Zresztą ostatnio nawet do Nine! - burknął.

Złotooki zbyt przyjęty emocjami, teraz już chodził po salonie w kółko, żywo gestykulując przy swoich wypowiedziach.

- To tylko przyjaciółka... - wymamrotał czarnowłosy.

- Widocznie David wcześniej miał rację! Jak zwykle robisz z siebie niewiniątko! Grasz ofiarę, mimo że niszczysz wszystko wokół! - krzyknął Erwin.

Siwowłosy lekko się zagalopował. Wiedział to. Jego ego nie pozwalało mu przerywać i od tak przeprosić, więc brnął w to dalej.

- Przepraszam, nie sądziłem, że tak to odbieracie. Myślałem, że jest między nami coś więcej.. - odparł niebieskooki, bawiąc się palcami. - Wtedy po imprezie, powiedziałeś że chcesz mnie tylko dla siebie i mnie pocałowałeś - dodał cicho.

Dante uważał, że powinien wiedzieć. Może to jakoś zmieniłoby sytuację.

- I co z tego? Byłem pijany! Ludzie robią głupie i nieprzemyślane rzeczy! - warknął Erwin.

Czarnowłosy patrzył na niego ze zbolałą miną. Pierwsze łzy spłynęły mu po policzkach, a oddech stał się mniej równy. Jego warga delikatnie drżała, a on próbował to powstrzymać, zagryzajac ją.

- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś? Czemu dawałeś mi nadzieję troszcząc się o mnie? Miałem rację, prawda? Wolisz Heidi.. - stwierdził Capela.

- Ty naprawdę jesteś głupi! Powiedziałem ci coś, jest tylko przyjaciółką, a nawet jeśli, to jestem dorosły, będę robił co będę chciał! - krzyknął Knuckles.

Siwowłosy czuł złość, i to niekoniecznie na Dante, a na samego siebie. Bolało go serce, widząc go w tym stanie. Przeklinał siebie i swoją dumę.

- Przepraszam.. - wyjąkał młodszy i ponownie opuścił wzrok.

Złotooki zacisnął mocno pięści. Miał ochotę się uderzyć.

W przypływie złości głośno warknął i zrzucił wszystko z szafki w salonie, po czym skierował się do drzwi.

Chciał być w tej chwili daleko od Dante, aby nie zrobić mu krzywdy. Bał się, że nie zapanuje nad swoimi emocjami i skrzywdzi nastolatka.

Opuścił więc szybkim krokiem dom i trzasnął mocno drzwiami, ruszając przed siebie.

Czarnowłosy słysząc ten dźwięk podskoczył. Jego serce biło szybko, obawiając się.

Tylko sam nie wiedział czego. Nie bał się Erwina, wiedział, że nie zrobiłby mu krzywdy.

Czuł jak jego serce boleśnie się zaciska. Słysząc te wszystkie słowa, czuł ogromny smutek i poczucie winy.

Wciąż ze łzami na policzkach, podniósł się z kanapy i na drżących nogach udał się w kierunku schodów.

Słyszał, jak z góry zbiegają przyjaciele siwowłosego, ze zdezorientowanymi minami. W końcu ktoś w nocy rozwalił im salon, a później trzasnął drzwiami.

Wszyscy spojrzeli na niego z zapytaniem na twarzach. Rozglądali się w poszukiwaniu potencjalnego włamywacza, lecz bez skutku.

Dante, nawet na nich nie patrząc, ominął mężczyzn i ruszył na górę. Wszedł do pokoju Erwina, zamykając go za sobą na klucz.

Nie słuchał żadnych nawoływań ze strony Vasqueza, czy reszty. Nie docierało to do niego.

Czuł pustkę, oraz poczucie winy. Jego myśli cały czas go obwiniały o tą sytuację. Krzyczały na jego głupotę i mówiły, że to wszystko jego wina.

Wierzył im, wiedział, że to przez niego Erwin wyszedł. Przez niego się pokłócili i przez niego szarowłosy go teraz nienawidzi.

Niebieskooki usiadł niepewnie na łóżku. Patrzył pusto w podłogę, walcząc ze swoimi myślami.

Nastolatek podszedł powolnym krokiem w stronę lustra wiszącego na ścianie. Patrzył w swoje puste, wyblakłe tęczówki.

Próbował powstrzymać swój umysł od tych wszystkich bolesnych słów.

Widząc swoją twarz, stał się jeszcze bardziej wściekły na siebie samego. Spojrzał gniewnie w swoje odbicie i napadzie furii uderzył w lustro, rozbijając je na kilkanaście kawałków.

Był jak one, zepsute, złamanei bezużyteczne.

Czuł, jak kolejne łzy opuszczają jego oczy.

Upadł na podłogę tuż przy szklanych kawałkach. Schował twarz w dłoniach, nie zwracając uwagi na ból, po wcześniejszym uderzeniu.

Szlochał, próbując to stłumić. Czuł się okropnie. Chciał zniknąć i choć raz w życiu nie brać odpowiedzialności i najzwyczajniej móc uciec od problemów.

Spojrzał niepewnie na większy odłamek odbicia i go sięgnął.

Patrzył w niego przyglądając się swojej twarzy, co jeszcze bardziej pogłębiało gniew.

Oddychał nierówno przytrzymując ostrze przy skórze nadgarstka. Zacisnął mocno zęby, chcąc to już zakończyć.

Przymknął oczy wmawiając sobie, że tak będzie lepiej.

Przeciągnął dość mocnym i powolnym ruchem wzdłuż swojego przedramienia.

Czuł ogromny ból, lecz jedyne co go podtrzymywało od zaprzestania czynów, to spokój, który wierzył że zyska.

Spojrzał na głęboką ranę z której leciała krew. Drżącą i ranną ręką wziął to samo szkło, przyglądając je do drugiego nadgarstka.

Załkał głośno, zdając sobie sprawę jak bardzo zjebał.

- Dante?! Jesteś tam? Wszystko w porządku? - słyszał zaniepokojony głos Sindacco.

Widocznie mężczyźni musieli usłyszeć jak rozbijał lustro. Być może dzwonili też do Erwina, który im wszystko opowiedział.

Może powiedział im, że Dante jest zwykłym śmieciem, który wszystko niszczy. Może też stwierdził, że jest jebaną kurwą której nikt nie chce.

I mimo że tego nie wiedział, to właśnie to podpowiadały mu myśli.

Czując wstręt do samego siebie, przeciągnął szkło po drugiej ręce. Było to ciężkie, zważając na ranę i drżenie ciała.

Oparł się o bok łóżka i opuścił bezwładnie ręce, puszczając ostrze.

Płakał, czekając, aż jego życie się zakończy. Chciał w końcu zasnąć i nigdy się nie obudzić.

Krew wypływała z jego podciętych żył, przenosząc się na podłogę i jego ubrania.

Słyszał rozmowy na korytarzu, lecz nic z nich nie rozumiał. Miał to gdzieś, ważne było to, że zaraz zniknie.

- Dante.. Otwórz drzwi proszę - usłyszał głos Nicollo.

Nie zamierzał tego robić, nie przeszkodzą mu w zaznaniu spokoju.

- Dante, otwórz drzwi bo inaczej je wyważymy - odparł Vasquez spokojnym głosem.

Mimo to, wszyscy mężczyźni byli bardzo przejęci.

Capela zmartwił się przez jego słowa. Nie mogą mu pomóc, nie mogą go uratować. Nie chciał tego.

Słyszał odliczanie chłopaków, a po chwili dźwięki uderzeń o drewnianą powierzchnię.

Przestraszony tym, że ktoś go zdąży opatrzeć, sięgnął ponownie szkło i zaczął wbijać je w swoje ciało agresywnymi ruchami.

Tworzył głębokie rozcięcia na udach i brzuchu. Chciał szybciej się wykrwawić i skonać.

Robiąc to, nie zwrócił nawet uwagi, że drzwi zostały wyważone, a mężczyźni wbiegli do środka.

Wszyscy patrzyli na niego z uchylonymi ustami, nie ruszając się o krok.

Dopiero David podbiegł do niego i gwałtownym ruchem wyrwał mu ostrze, przytrzymując jego nadgarstki.

Nie wiedzieli co takiego musiało się stać, że Dante był aż w tak złym stanie psychicznym, a przez to i fizycznym.

- Dante, uspokój się.. spokojnie nikt nie chce dla ciebie źle - mówił Gilkenly, próbując delikatnie unieruchomić jego szarpiące się ciało. - Co tak stoicie barany! Biegnijcie po apteczkę i mi pomóżcie! - krzyknął do stojących za nim chłopaków.

Mężczyźni w końcu się poruszyli. Laborant pobiegł do łazienki po apteczkę, a Nicollo pomógł Davidowi ostrożnie przenieść nastolatka z dala od szkła. Położyli go na ziemi i trzymali, aby się nie wyrywał.

Vasquez natomiast przykucnął przy nim i złapał jego policzki, nakierowując jego twarz na swoją.

- Malutki.. uspokój się.. Słyszysz? - mówił do niego kojącym głosem.

Dante mimo prób wyrwania się, zrozumiał, że jest na przegranej pozycji. Nie przeszkadzało to mu. Czuł, że stracił już wystarczająco krwi, gdyż ogarniało go zmęczenie i przenikliwy chłód.

Wiedział, że nawet jeśli chcieliby go uratować, to Heidi lub Axel nie zdążą dojechać na czas.

Dlatego też opadł bezwładnie, tylko cicho łkając. Nie chciał widzieć ich zmartwionych twarzy.

David z Carbo widząc, że ten się uspokoił, puścili go i zaczęli tamować rany dzięki bandażom i gazom przyniesionym przez Michael'a.

- Dlaczego młody.. - zapytał Nico z wyraźnym smutkiem.

Capela nie odpowiedział, nie miał na to ochoty ani siły. Czuł jak jego powieki opadają.

Mimo to, chłopacy wyraźnie powstrzymywali go przed zaśnięciem, co go irytowało.

Jego obraz był rozmyty, a w uszach słyszał pisk. Nie wiedział, czy głos Erwina, był jedynie omamami czy rzeczywistością.

Jednak, to był siwowłosy we własnej osobie. Po telefonie od Vasqueza jak najszybciej zawrócił do domu. Nie wiedział, że zastanie młodszego w takim stanie.

Z płaczem usiadł przy nim i złapał go za policzki.

- Skarbie, słyszysz mnie? Proszę nie zasypiaj, proszę.. nie rób mi tego. Jestem takim kretynem! Nie mówiłem tego poważnie.. - mówił złotooki, gładząc jego włosy drżącą ręką.

Dante słuchał go. Nie wierzył w jego słowa. Nie wierzył w to wszystko. Ale słuchał.

- Przepraszam.. - wychrypiał cicho nastolatek ostatkiem sił.

- Nie przepraszaj, nie masz za co.. To ja przepraszam. Kocham cię rozumiesz? Nie możesz mnie zostawić! - odparł Knuckles, próbując opanować swoje łzy. Bez skutku.

Wszyscy widzieli jak czarnowłosy zamyka oczy i ich już nie otwiera.

Widzieli jak Erwin głośno krzyczy, przytulając go do siebie.

Próbowali mu pomóc, lecz było już za późno..


****

No więc koniec..
Dziękuję wam bardzo za obecność w tej książce, jak i każdej poprzedniej :D

Chcę również podziękować fs_animri za poprawę, wytrwałość że mną i ogólnie wspieranie mentalne.

Dziękuję wszystkim za aktywność i ciekawe komentarze :3

Niedługo znowu się spotykamy, kto wie ten wie :P

Miłego wieczoru,
Kocham was <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top