9

Hejka misie kolorowe!

Wrzucam kolejny rozdział z dalszą fabułą poprawiony przez fs_animri <3

Miłego dnia kochani :>

Dante patrzył na drzwi wyczekująco.
Do pomieszczenia wpadły trzy zamaskowane osoby z kałachami wycelowanymi w niego. 

Nastolatek uniósł ręce do góry, patrząc na nich przestraszony. 
Nie wiedział kim są ci ludzie i czego mogą od niego chcieć. 

Zastanawiał się co stało się z Peterem i resztą. Chodź w głębi siebie podejrzewał gdzie, a raczej w jakim stanie, się znajdują.

- Kim on jest? Nie współpracuje z Jamesem, nigdy nie był w jego grupie. - spytał Nicollo. 

- Jebać to, zabijmy go, zgarniamy towar i wracamy. - odparł Gilkenly, machając bronią w kierunku niebieskookiego. 

Dante tylko zadrżał na jego słowa, cały czas milcząc. Patrzył na nich ze łzami w oczach. Chciał odrobiny spokoju i ciszy. 

- A może to jest ich szpieg? Może coś wie? - zaproponował Carbonara. 

Erwin cały czas patrzył na chłopaka, pogrążając się w myślach. Zastanawiał się co nastolatek robi w laboratorium jednego z gangów. 

- Japierdole możemy się pospieszyć? Założę się, że niedługo będą psy, bo ktoś usłyszał strzały - warknął David zniecierpliwiony. 

- Skuj go, załóż mu worek i knebel, a potem zabierz do samochodu. Przesłuchamy go w bazie. Może się przydać - mruknął złotooki, cały czas patrząc na czarnowłosego zaciekawiony. 

Dante słuchał ich wymiany zdań, coraz bardziej się bojąc. Brunet który był razem z nimi najmniej przypadł mu do gustu, ale co się dziwić, skoro zaproponował zabicie go. 

Ich prawdopodobnie lider wyszedł z pomieszczenia, a do osiemnastolatka podszedł białowłosy. Podniósł go dosyć mocno za ramię do pionu. 

Capela się nie sprzeciwiał i dał się zakuć oraz zakneblować. Nie miałby co zrobić w obecności uzbrojonych ludzi. 
Nie posiadał nic, co mogłoby mu pomóc w samoobronie. 

Mężczyzna w masce z czaszką pociągnął go do wyjścia. 
Niebieskooki, gdy tylko zobaczył postrzelone ciała swoich porywaczy, zacisnął mocno powieki. 

Było mu niedobrze od tego widoku. Powietrze które pobierał dusiło jego płuca. Chciał stamtąd wyjść jak najszybciej mógł.  

- A to kto? - usłyszał czyjś głos. 

Uchylił lekko powieki, widząc jeszcze więcej osób z bronią. 

- Weźmiemy go na przesłuchanie. Może coś wie. Ogarnęliście towar? - spytał siwowłosy. 

- Tak, jest już zapakowany. - odparł różowowłosy. 

Dante był tak zdezorientowany, że nie wyłapał w którym momencie znalazł się w jakimś pojeździe. Założyli mu na głowę jakiś materiał, przez co stracił całkowite poczucie orientacji w terenie. 

Pierwszy raz od 4 lat był poza magazynem. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę porusza się samochodem. 

Siedział spięty na siedzeniach, oddychając nierówno. Czekał aż dojadą do celu. 

Po kilkunastu minutach zatrzymali się. Czarnowłosy słyszał zamykane drzwi od samochodu, a po chwili poczuł powiew powietrza i gwałtowne szarpnięcie. 

Znalazł się na zewnątrz, lecz nie na długo. Został wprowadzony do jakiegoś pomieszczenia. Wyczuł to po zmianie temperatury i powietrza. 

Sprowadzili go po jakiś schodach. Został odkuty, oraz odkneblowany. 
Zdjęli materiał z jego twarzy, a on zamrugał kilkakrotnie, aby przyzwyczaić się do światła. 

Popchnęli go na krzesło, dając mu aluzje, że ma na nim pozostać. 
Rozglądał się wokół. Byli w jakiejś piwnicy ze starymi meblami. Na środku siedział on na krześle, a przed nim stało pięć osób w czarnych ubraniach i już bez masek. 

Przyjrzał się im wszystkim próbując zapamiętać każdy szczegół. 
Nie poznawał ich, widział ich pierwszy raz w życiu. 

- Zacznijmy więc.. Jak pewnie się domyślasz, jestem Erwin Knuckles. - zaczął siwowłosy. 

Niebieskooki patrzył na niego z zapytaniem na twarzy. Skąd miałby to wiedzieć? Pierwszy raz mu się przedstawił.. 

- Jak masz na imię? - spytał stanowczo brunet, który chciał go zastrzelić. 

Nastolatek przełknął głośno ślinę, patrząc na nich niepewnie. 

- Dante.. Dante Capela. - mruknął cicho, opuszczając wzrok. 

- Jak długo pracujesz dla gangu Dragons? - tym razem zadał pytanie białowłosy. 

Rozejrzał się zdezorientowany po ich sylwetkach. Co miał im powiedzieć? Że został porwany? Przecież mu nie uwierzą. 
Stał w ich magazynie, w laboratorium jak gdyby nigdy nic. 

- Odpowiadaj! - uniósł głos brunet. 

- Nie pracuję z nimi.. - odpowiedział zgodnie z prawd​​ą Dante, czując, że mu nie uwierzą. 

Mężczyźni prychneli patrząc na siebie rozbawieni. Tylko Erwin patrzył na niego bacznie, starając się przejrzeć go na wylot. Próbował go rozgryźć, czy kłamie czy rzeczywiście mówił prawdę. 

- Panowie wyjdźmy na chwilę. - rozkazał Knuckles. 

Wszyscy opuścili pomieszczenie, zostawiając w nim nastolatka. 

- Kłamie jak nic.. - prychnął David. 

- Rozegrajmy to inaczej.. - uśmiechnął się złotooki. 

- To znaczy? - zapytał Carbo. 

Erwin kazał im zostać przed drzwiami pilnując chłopaka, a sam poszedł na górę. 
Wrócił po kilku minutach z talerzem spaghetti, które zrobił San wczoraj. 

Spojrzał na nich wymownie i wszedł do pokoju, a za nim reszta. 
Podszedł do czarnowłosego, który siedział tak samo jak przed ich wyjściem. 

Ukucnął przed nim i podał mu talerz z jedzeniem, uśmiechając się lekko. 
Postanowił zdobyć informację poprzez zaufanie. 

Dante widząc przed sobą talerz z posiłkiem o mało co się na niego nie rzucił. 
Przez chwilę zawahał się nad wzięciem go od Erwina, bojąc się trucizny lub chęci wykorzystania go w ten sam sposób co Peter, lecz był tak głodny, że nie potrafił się powstrzymać. 

Rozum zszedł na plan dalszy, a jego żołądek przejął władzę nad jego czynami. 

Przyjął talerz od mężczyzny i od razu napakował solidną porcję jedzenia do ust. Zaczął jeść łapczywie, co jakiś czas krztusząc się od złego przełknięcia posiłku. 

Jego, drudzy już, porywacze patrzyli na niego zdziwieni. Nigdy wcześniej nie widzieli aby ktoś tak szybko pochłonął spaghetti. 

Capela nawet nie zauważył w którym momencie skończył jeść. Spojrzał na pusty talerz widocznie rozczarowany. 

Nie jadł nic od przedwczoraj, a czegoś takiego, to już nawet nie pamiętał. 
Nie zwrócił uwagi na smak posiłku, chodź zapewne był dobry. 

Podniósł spojrzenie na mężczyzn, lekko zawstydzony. Nie pomyślał, że oni na niego patrzyli, gdy jadł jak przysłowiowa świnia. 

- Przepraszam.. - mruknął cicho, zaciskając palce na naczyniu na swoich kolanach. 

Erwin patrzył na nastolatka zdumiony. Nie mógł pojąć dlaczego jadł, jakby nigdy w życiu nie widział jedzenia. 

Uśmiechnął się lekko i zabrał pusty talerz z jego rąk. 

- Nie masz za co, chcesz jeszcze? - spytał go złotooki. 

Dante tylko uniósł spojrzenie w jego świecące tęczówki i zagryzając wargę, pokiwał ochoczo głową. 

Jeśli miał umrzeć to chociaż najedzony.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top