7

Hejka misie kolorowe!
Dzisiaj trochę później rozdział.

Wszystko poprawione przez fs_animri GIGACHAD <3

Miłego niedzielnego wieczoru kochani, kc :3

Czarnowłosy nie spał całą noc wylewając hektolitry łez. 
Nie potrafił wyrzucić z głowy jego dotyku i oddechu na karku. 
A ślady na jego ciele stanowczo nie pozwalały mu zapomnieć. 

Rano przyszedł do niego Aron, mówiąc, że ma odmierzać kolejne narkotyki. 
Był już do tego przyzwyczajony, codziennie przychodził, dając mu jakieś zadanie. 
Raz na kilkanaście dni miał wolne, gdy o nim zapomniano, lub porywacze mieli jakąś akcję poza magazynem. 

Po kilku godzinach skończył i tak jak to miał w zwyczaju, nacisnął przycisk, czekając na szatyna. 
W końcu się pojawił zabierając towar. 

- Aron? Mogę się dzisiaj umyć? - spytał niepewnie mężczyzny. 

Zielonooki zmarszczył brwi przejeżdżając wzrokiem po ciele nastolatka. 

- Myłeś się przecież przedwczoraj. - mruknął w odpowiedzi. 

- Wiem, ale przy sprzątaniu laboratorium oblałem się jakimś środkami i cały się kleję.. - skłamał spuszczając wzrok. 

Szatyn westchnął i machnął ręką, przywołując do siebie niebieskookiego. 

Dante ruszył z nim do wyjścia, zaciskając mocno pięści. 
Cieszył się, że porywacz się zgodził. 
Nie wytrzymały chociażby jednego dnia dłużej czując zapach Petera na sobie. 

Po chwili byli już w łazience. Czarnowłosy podziękował cicho Aronowi i zamknął za sobą drzwi. 

Rozebrał się i ustał przed lustrem, patrząc na swoje odbicie. 

Widział osiemnastoletniego chłopaka z podkrążonymi i opuchniętymi oczami.
Jego skóra była blada, przez co siniaki na ciele były bardziej widoczne. 
Wystające kości na obojczykach, miednicy i żebrach uwydatniały jego wychudzoną sylwetkę. 

Przejechał palcami po śladach na swoich biodrach. 
Zacisnął mocno powieki i wszedł pod prysznic. 

Puścił zimną wodę, gdyż tylko taka była dostępna. Zmoczył swoje ciało oraz włosy. 
Wziął gąbkę i nalał na nią trochę płynu. 
Zaczął mocno szorować swoją skórę, doprowadzając do zaczerwienienia. 

Nie przejmował się tym, chciał po prostu stać się czysty. Lecz ilekroć razy pocierał ciało, wciąż czuł jego dotyk. 

Łzy po raz kolejny spłynęły po jego twarzy, mieszając się ze strumieniem wody. 

Po może 20 minutach wyszedł z pod prysznica, stając na chłodnych płytkach. 

Wciąż uważał, że mało wystarczająco brał prysznic, lecz wiedział, że nie może pozwolić sobie na dłużej. I tak siedział tam dwukrotnie dłużej niż powinien. 

Wytarł się starym ręcznikiem i przetarł swoje mokre i trochę przydługie włosy. 

Gdy skończył, nie patrząc już w lustro, odział na siebie czyste, zniszczone ubrania które wcześniej dał mu szatyn. 

Podszedł do drzwi i uchylił je, wychodząc z łazienki. Stanął przed wejściem, wyczekując na zielonookiego. 

Aron przyszedł do niego, słysząc odblokowujący się zamek. 
Spojrzał na nastolatka karcąco i uderzył go w twarz. 

- Co miałeś robić jak się umyjesz?! - warknął. 

Capela opuścił głowę, trzymając się za bolący policzek. 

- Zapukać w drzwi i czekać aż po mnie przyjdziesz. Przepraszam.. - odparł cicho czarnowłosy. 

Zielonooki złapał go mocno za ramię i pociągnął do piwnicy. Wepchnął go do celi i stanął przed nim. 

- Następnym razem oberwiesz mocniej jeśli zapomnisz! Rozumiesz? - uniósł głos szatyn chwytając niedelikatnie jego szczękę, aby na niego patrzył. 

Dante kiwnął głową pośpiesznie, lecz po chwili oberwał po raz drugi. Przymknął oczy na zadany mu cios. 

- Spytałem czy zrozumiałeś! - warknął Aron, czekając na odpowiedź. 

- Tak, przepraszam.. - rzekł cicho niebieskooki. 

Szatyn ostatni raz na niego spojrzał po czym go pchnął i wyszedł z celi zamykając ją na klucz i wracając na górę. 

Dante podniósł się z ziemi rozmasowując twarz. Usiadł na materacu i podkulił nogi obejmując je rękoma.

***

Szarowłosy analizował plan narysowany na tablicy i doszukiwał się błędów. 

- Myślisz, że to się uda? Jaką mamy pewność, że on tam będzie? Przecież Carter to zwykły szczur, chowa się pewnie w jakimś bunkrze - prychnął białowłosy. 

- Pewności nie mamy, ale to tam najczęściej produkują narkotyki. Nawet jeśli go tam nie zastaniemy, to przejmiemy chociaż część ich towaru - mruknął złotooki, nie odwracając spojrzenia od narysowanych pisakiem linii i napisów. 

- No dobra, jak chcesz. Wiesz, że musimy się porządnie uzbroić? Zebrać ludzi? - spytał David. 

- Nie jestem głupi zjebie.. Wszystko już zaplanowałem. Zadzwoń do Landrynek, zbierz je i uzgodnij wszystko z nimi. - odparł Erwin, spoglądając przelotnie na Gilkenly'ego. 

Bruet kiwnął głową i wyjął telefon pisząc sms'a, zapewne w celu umówienia spotkania z grupą "operacyjną". 

- A co jeśli.. - zaczął Carbonara, ale głośne westchnięcie Knuckles’a stanowczo mu przeszkodziło. 

- Możemy przestać gdybać? Ten chuj zajebał nam pół tony towaru! Dobrze wiesz, że sobie poradzimy. Nie ma ich tam dużo, może maksymalnie 5-6 osób - odpowiedział delikatnie zirytowany siwowłosy. 

- W porządku.. Zadzwonić do Dii i Sana? - spytał makaroniarz. 

Erwin kiwnął głową i wrócił wzrokiem do tablicy z rozpisanym planem. 

- Niech Dia ogarnie amunicję. Kałachy i uzi mam, pistolety weźcie swoje. Kamizelki niech ogarnie Kui - mruknął jeszcze złotooki. 

- Okej, na kiedy mamy być gotowi? - dopytał David. 

- Myślę, że jutro ogarniemy wszystko, a pojutrze zaatakujemy - odparł. 

- Dobra, jakaś konkretna ilość osób na akcję? Mają być bardzo zaufani czy niekoniecznie? - pierwszy raz odezwał się Vasquez. 

- Tylko zaufani, nie ma konkretnej ilości, ale na pewno my, Landrynki, Kui, Dia i San. Możesz zagadać z Labo lub Ivo. Tylko mają być ogarnięci - powiedział. 

- W porządku.. Zadzwoń lub napisz na którą jutro to spotkanie. - mruknął Sindacco. 

Złotooki tylko kiwnął głową i uśmiechnął się zadziornie, myśląc już o akcji.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top