27
Hejka misie kolorowe!
Rozdział poprawiony przez fs_animri <3
Miłego wieczoru :>
*few minutes earlier*
- Smakuje ci? - zapytał z uśmiechem Vasquez.
Czarnowłosy pokiwał głową, wkładając kolejną porcję omleta na słodko do ust.
Nie pamiętał, czy kiedykolwiek jadł to danie, ale bardzo mu zasmakowało.
Mężczyźni siedzieli w ciszy, przerywanej brzęczeniem widelca o talerz lub odgłosami zza okna.
Jednak, po chwili usłyszeli krzyki z dołu i spojrzeli na siebie zdezorientowani.
Sindacco próbował ukryć swój stres i uśmiechnął się sztucznie.
- Um.. zjedz do końca śniadanie, a ja zaraz przyjdę - mruknął i ulotnił się z pokoju.
Dante zmarszczył brwi i odłożył talerz na stolik nocny. Wstał z łóżka i przybliżył się do drzwi nasłuchując dźwięków z dołu. Chciał dowiedzieć się co tam się dzieje.
Słyszał krzyki Erwina i Nicollo, a po chwili wtrącił się również David.
Ciało nastolatka całe się spięło, gdy zrozumiał, że to o niego chodzi.
Widocznie Knuckles nie chciał trzymać tego na później i wolał od razu wyjaśnić wszystko z przyjacielem.
Gdy rozmowa zbaczała na coraz to gorszy tor, niebieskooki zsunął się po ścianie i przysiadł na ziemi, wciąż podsłuchując. Czuł się źle, że był przyczyną ich kłótni, lecz nie potrafił przestać słuchać. Chciał wiedzieć, jak to się rozwinie.
Gdy Gilkenly wypowiedział te wszystkie oszczerstwa na jego temat, poczuł się jeszcze gorzej. Przez chwilę w jego głowie zawirowała myśl, że reszta w to uwierzy i go zabiją, lub w lepszym wypadku pobiją i wyrzucą za próg.
Lecz słysząc ciszę, a po chwili słowa Erwina zmienił zdanie.
Nie rozumiał dlaczego siwowłosy stoi w jego obronie i wybiera jego, zamiast osoby którą zna dłużej.
Objął rękoma swoje nogi i lekko się skulił, pogrążając się w myślach. Co jakiś czas drżał, słysząc głośne dźwięki tłuczonego szkła i spadania różnych przedmiotów.
Czuł poczucie winy, że złotooki przez niego kłóci się z przyjaciółmi. Nie chciał tego..
Mimo że nie przepadał za Davidem, to nie powinni go tak traktować.
Po kilku minutach i ostatnich słowach Erwina o "wyniesieniu" się bruneta z domu, nastała cisza, którą przerwały głośne kroki.
Capela skulił się, przymykając oczy i czekając na to, co nastanie.
Drzwi pokoju otworzyły się dosyć agresywnie i do środka wszedł siwowłosy. Zamknął je za sobą z głośnym hukiem.
Knuckles nawet nie zwrócił uwagi na nastolatka, po prostu zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu, co jakiś czas pociagając za swoje włosy.
Niebieskooki w ciszy mu się przyglądał, analizując jego stan. Na twarzy miał jeszcze świeżą krew oraz kilka zadrapań. Ucierpiała jego brew, warga i policzek, a i na kostkach u rąk można było zauważyć obtarcia, również pokryte szkarłatną cieczą.
Chłopak nie chciał na siebie zwrócić uwagi. Mimo, że ufał Erwinowi, to obawiał się, że poniosą go emocje. Nie chciał krzyków.
Jednak, w tej samej chwili złotooki jakby sobie przypomniał o istnieniu chłopaka, rozejrzał się po pokoju szukając go wzrokiem. Gdy go zobaczył, zawiesił na nim spojrzenie, a jego bursztynowe tęczówki rozjaśniły się trochę.
- Dante.. - mruknął siwy cicho.
Niebieskooko wzdrygnął się słysząc swoje imię i przełknął ślinę.
Odetchnął głęboko i podniósł się z ziemi, przy pomocy ściany.
Ostrożnie podszedł do starszego, spoglądając w jego oczy. Sam nie był pewny co ma zrobić, lub powiedzieć.
- Tak? - zapytał, po chwili spuszczając wzrok.
Knuckles powolnym ruchem dotknął jego policzka i go pogładził. Młodszy nieśmiało przymknął oczy na przyjemny dotyk.
- Skarbie przepraszam. - odparł złotooki, drugą ręką chwytając dłoń nastolatka i splatając ich palce wspólnie.
- Nie masz mnie za co przepraszać, to ja powinienem.. Przeze mnie pokłóciłeś się i pobiłeś ze swoim przyjacielem. To przeze mnie ciągle coś się dzieje i są same problemy. Przepraszam, nie chciałem. - odpowiedział czarnowłosy, ze słyszalnym poczuciem winy.
- Słonko, proszę cię, nie mów tak. Nikt nie ma na myśli tego, co powiedział David. Nikt z nas tak nie uważa, a on jest zjebany - odparł Erwin, przeczesując jego czarne włosy. Miał do nich słabość.
- Ale.. - zaczął chłopak, lecz mu przerwano.
- Nie ma żadnego "ale" skarbie.. Nic nie zrobiłeś, nie obwiniaj się - rzekł siwy i objął go delikatnie, kładąc podbródek na jego głowie.
Stali tak w ciszy oboje pogrążeni we własnych myślach. Czuli przyjemne ciepło i dotyk na swoich ciałach. Nie chcieli go przerywać, lecz nastolatek przypomniał sobie o ranach wyższego.
Po krótkiej wymianie zdań, gdzie młodszy upierał że złotooki musi to opatrzyć, w końcu siwy został przekonany. Po kilku minutach leżeli na łóżku, przytuleni do siebie, próbując chodź trochę opanować emocje dzisiejszego dnia.
- Połóżmy się spać, dobrze nam to zrobi, słonko - rzekł Erwin, uśmiechając się lekko.
- Mhm.. - mruknął Dante w zgodzie i przymknął oczy.
Po chwili je otworzył, czując delikatny pocałunek na czole.
Zarumienił się i trochę speszył, ale uniósł kącik ust i przybliżył się do Erwina, bardziej się w niego wtulając.
Po niedługim czasie oboje zasnęli, zbyt zmęczeni emocjami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top