21
Hejka misie kolorowe!
Wrzucam kolejny rozdział poprawiony przez fs_animri GIGACHAD <3
Miłego dnia :3
Dante po wyjściu chłopaków, od razu ruszył w stronę schodów, lecz zatrzymała go ręka bruneta, mocno łapiąca jego ramię.
Czarnowłosy syknął, czując ból w miejscu siniaka, ale odwrócił się, patrząc ze strachem w dwukolorowe oczy.
- Pozwoliłem ci iść na górę? - zapytał David, niepodobnie do niego ze stoickim spokojem.
- Nie, przepraszam.. - odpowiedział Capela od razu spuszczając głowę.
- Idź posprzątać kuchnię - mruknął Gilkenly i pchnął młodszego w stronę pomieszczenia.
Niebieskooki posłuchał polecenia mężczyzny i wszedł do kuchni. Rozglądał się wokół, nie wiedząc od czego zacząć. Nie spędzał tu dużo czasu i nie wiedział gdzie co jest.
Mimo obawy i braku orientacji w pokoju, zaczął zbierać brudne naczynia do zlewu i ogólnie sprzątać blaty.
Wytarł szafki, pochował czyste i suche naczynia do nich, oraz pozmywał te brudne, odkładając je na suszarkę.
Nie zajęło mu to jakoś dużo czasu, a gdy skończył, nieśmiało podszedł do bruneta i powiedział ciche "skończyłem".
Wyższy wstał o obejrzał sprzątane pomieszczenie po czym kiwnął głową w stronę kąta salonu.
- Masz tam stać, dopóki nie powiem ci, że możesz iść do siebie. - rzekł David z zadziornym uśmiechem.
Czarnowłosy pokiwał głową i ustał przy ścianie, jak mu kazano. Nie za bardzo rozumiał na czym to miało polegać, ale z jednej strony cieszył się, że nie oberwał za nic. Z drugiej jednak strony, nie czuł się dziś za dobrze i nie wiedział ile wytrzyma.
Nie wiedział czy to przez wczorajsze uderzenie głową o ziemię, czy przez chorobę.
Minęły może dwie, trzy godziny, a Dante wciąż pozostawał w tym samym miejscu. Bolały go nogi, w głowie się mu kręciło, a do tego był strasznie spragniony.
Przestępował z nogi na nogę, chcąc chodź trochę sobie ulżyć. Czekał z niecierpliwością na przyjazd chłopaków, lub do czasu gdy wróci do siebie do pokoju.
- Czy mogę się napić? - spytał cicho bruneta, czując, że jest mu coraz gorzej.
- Nie - odburknął Gilkenly, nawet na niego nie patrząc.
Nastolatek głośno westchnął i podparł się o ścianę ręką. Przed oczami widział plamki, co nie było dobrym znakiem.
Chciał zapytać czy może chociaż usiąść, lecz wiedział jaka będzie odpowiedź.
Utrzymywał swoje powieki otwarte najdłużej jak potrafił, lecz w końcu i tak runął na podłogę, widząc tylko ciemność.
David słysząc huk, od razu spojrzał zirytowane spojrzenie na chłopaka, lecz zmarszczył brwi nie widząc go stojącego.
Uniósł głowę i zobaczył, że niebieskooki leży nieprzytomny na ziemi.
Podniósł się z kanapy i podszedł do niego łapiąc się za głowę.
- Kurwa, chłopaki mnie zabiją.. - mruknął pod nosem i wyciągnął z kieszeni telefon wybierając kontakt Erwina.
- Halo? No już wracamy, co tam? - zapytał beztrosko siwy.
- Um.. jest mały problem? W sensie, nie jakoś bardzo poważny, ale.. - mówił Gilkenly przeciągając.
- Mów o co chodzi? - spytał Knuckles, z nutką niepokoju w głosie.
- Capela zemdlał? Chyba? W sensie upadł na ziemię i się nie rusza - odpowiedział w skrócie.
- Co?! Jak to się stało? Albo dobra, nieważne, później powiesz! Narazie sprawdź czy oddycha i wezwij Heidi, będziemy za góra 20 minut. - powiedział złotooki, rozłączając się.
Heterochromatyk westchnął i kazał blondynce jak najszybciej się zjawić.
Uklęknął obok czarnowłosego i obrócił go na plecy.
Skrzywił się, widząc ranę na jego czole, z której leciała krew.
Pochylił się, sprawdzając oddech młodszego, który na szczęście był stabilny.
David poszedł do łazienki i wyjął kilka gaz z apteczki, po czym wrócił do nastolatka i zatamował krwawienie z głowy, czekając aż ktoś przyjedzie.
W jego głowie toczyła się walka z emocjami, z jednej strony nie przepadał za nim i miał zastrzeżenia oraz dystans, a drugiej zaś czuł się winny, oraz niespokojny z powodu stanu chłopca. Może powinien go lepiej traktować?
Po kilku minutach drzwi się otworzyły i wparowała przez nie grupka mężczyzn. Erwin natychmiast zauważając Dante, podbiegł do niego i przyklęknął, próbując go ocucić, lecz bez skutku.
- Za ile będzie Heidi? - spytał Vasquez, podchodząc do nich wraz z resztą.
- Powinna zaraz być, znajdowała się niedaleko - odparł Gilkenly.
- Jak to się stało?! - warknął Erwin, trzymając głowę czarnowłosego na swoich kolanach i przejmując gazy, uciskając ranę.
David wstał i podrapał się po głowie, z lekko skruszoną miną.
- Nie wiem? On tylko stał i nagle pierdolnął na ziemię - bronił się brunet.
- Nie mówił nic, że źle się czuje czy coś? - dopytywał Sindacco.
- Nie, siedział cicho.. - skłamał, nie wspominając o prośbie niebieskookiego.
Wszyscy się obrócili słysząc otwierane drzwi. Do salonu weszła blondynka z torbą medyczną na ramieniu.
- Dobra, co mu się stało? - zapytała, kładąc torbę na stole i wyjmując rękawiczki, po chwili je ubierając.
Erwin podniósł Dante na ręce i ostrożnie położył na kanapie, uważając, iż ta jest wygodniejsza od podłogi.
- Zemdlał i uderzył o coś głową. Nie wiemy co mu, David mówi że nie skarżył się na samopoczucie - wytłumaczył spokojnie Vasquez.
- W porządku, zanieście mi go na górę, do pokoju, i dajcie wykonać badania - odpowiedziała, ruszając w stronę schodów.
Już po chwili medyczka została sama z nastolatkiem, a mężczyźni ustali w salonie czekając.
- Gdzie ten gość, co go próbowaliście odbić? - zapytał dwukolorowooki chłopak, przerywając niezręczną ciszę.
- Z Laborantem w samochodzie. Chodźcie, weźmiemy go do piwnicy i póki Heidi się zajmuje Dante, to przesłuchamy go. - zaproponował Vasquez.
Wszyscy przytaknęli i ruszyli po porwanego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top