2
Hejka misie kolorowe!
Wrzucam już drugi rozdział poprawiony przez fs_animri, dziękuję za pomoc <3
Cieszę się, że pierwsza część wam się spodobała :3
Miłego dnia :D
4 years ago
Ciemne obdarte ściany, brudny podarty materac, na którym leżał, oraz metalowe kraty które zablokowały wyjście. To wszystko, co zobaczył czternastolatek gdy otworzył oczy.
Był nieprzytomny kilkanaście godzin, mocno chciało mu się pić, a ból głowy to tylko potęgował.
Poczuł opuchnięty policzek pod palcami, gdy przyjechał nimi po twarzy. Skrzywił się lekko.
Podniósł się do siadu i oparł o chłodną ścianę. Podkulił nogi i objął je rękoma, chcąc poczuć ciepło, którego tu brakowało.
Siedział tak kilka godzin, co jakiś czas poprawiając się trochę, aby rozprostować kości.
W końcu, usłyszał kroki.
Otworzył gwałtownie oczy, nasłuchując dźwięku. Z zaciekawieniem i lekkim strachem przyglądał się zamykanym na klucz kratom, by ujrzeć kto idzie.
Zauważył jednego z mężczyzn którzy byli u niego w domu. Szatyn z zielonymi oczami przyglądał się wnętrzu pomieszczenia, zatrzymując się na jego tęczówkach.
- Widzę, że się obudziłeś. To dobrze. Szef chce z tobą gadać. - odparł, otwierając drzwi kluczami, które miał w kieszeni.
Zielonooki podszedł do niego na co Dante się skulił, napinając wszystkie swoje mięśnie.
Mężczyzna złapał go za ramię, podnosząc do pionu.
Czarnowłosy stał ze spuszczoną głową, czekając na rozwój wydarzeń.
Szatyn lekko pchnął go do wyjścia z "celi".
Gdy młody tylko znalazł się na korytarzu, zwrócił uwagę, że zielonooki zamyka pokój, nie patrząc na niego.
Postanowił zaryzykować i zaczął jak najszybciej uciekać.
- Ej! - usłyszał za sobą krzyk i kroki.
Zacisnął mocno pięści i wbiegł po schodach, do których dotarł. Na górze znajdowały się drzwi. Od razu za nie pociągnął, wbiegając chyba do salonu.
Rozejrzał się panicznie, zauważając kilkanaście osób patrzących teraz na niego. Przełknął głośno ślinę.
Szatyn który był za nim zdążył do niego dobiec i chwycił go za włosy.
Niebieskooki jęknął cicho na ból i próbował odciągnąć ręce oprawcy od jego kosmyków.
- Aron, nie umiesz sobie poradzić z nastolatkiem? - usłyszał pytanie, prawdopodobnie skierowane do szatyna.
Spojrzał na Jamesa, którego zapamiętał z pistoletem wycelowanym w jego matkę.
- Szybki jest, skubany! Odwróciłem się tylko żeby zamknąć drzwi. - mruknął zielonooki.
- Dobra puść go. - mężczyzna wykonał polecenie, a Dante odetchnął z ulgą, rozmasowując pulsującą głowę - Siadaj młody.
Blondyn wskazał na kanapę. Capela nie był pewien czy chce wykonać jego polecenie. Wiedział, że może się to dla niego źle skończyć.
Spojrzał w oczy ich szefa w których widział pewność siebie i stanowczość.
Powolnym krokiem podszedł do mebla i ze spuszczoną głową, zajął na nim miejsce.
Blondyn usiadł na stoliku przed nim podnosząc jego podbródek.
- Jak ci na imię? - Zadał pytanie.
Niebieskooki rozejrzał się dookoła, szukając ratunku. Nic takiego nie znalazł i wiedział, że jego sytuacja jest kiepska.
Po kilkunastu sekundowej ciszy poczuł silny cios w twarz. Jego głowa przechyliła się w bok od siły jaką użył James.
Chłopiec złapał się za policzek w który dostał.
- Spytałem jak się nazywasz! - warknął blondyn.
- Dante, Dante Capela.. - mruknął cicho czarnowłosy, ponownie opuszczając spojrzenie.
- Mam nadzieję, że nie wrodziłeś się w ojca. - parsknął cicho. - Nie wiem czy wiesz, ale Henry wisi nam sporo pieniędzy, których nie oddał nam od dłuższego czasu. Ponieważ, jak widać, nie potrafi ich oddać, będziesz je za niego odpracowywał.
Niebieskooki zmarszczył brwi i spojrzał zdezorientowany na blondyna.
- W jaki sposób? - spytał ze strachem.
- Powiedzmy, że będziesz dla nas wykonywał różne drobne prace, a w zamian za to będziesz żył. - odparł.
Ciemnowłosy przełknął głośno ślinę patrząc w jego zielone oczy ze strachem.
- Na czym miałyby polegać te prace? - dopytał, marszcząc brwi, a blondyn uśmiechnął się zadziornie.
*A few minutes later*
Czternastolatek patrzył z niezrozumieniem na szatyna, by po chwili spojrzeć na przedmioty znajdujące się na biurku w jego "pokoju".
- Co ja mam z tym zrobić? - spytał, marszcząc brwi.
Aron przewrócił oczami i wyjął kilka folijek z kartonu, układając je na blacie.
- Odmierzasz na wadze równe pięć gram, nie więcej, nie mniej. Następnie pakujesz do saszetki, przyklejasz naklejkę i odkładasz na bok. - odpowiedział.
Czarnowlosy spojrzał na naklejki z zaciekawiniem i przeczytał etykietę.
"Kokaina - 5 gram,
Towar od: Dragons"
- Mam pakować dla was narkotyki?! - pisnął niebieskooki, cofając się trochę w tył.
Szatyn kiwnął głową i spojrzał na nastolatka z politowaniem.
- Oczywiście dociera do ciebie, że masz całkowity zakaz jakkolwiek spożywania towaru? - spytał zielonooki.
- Nie będę tego robił! To nielegalne! - krzyknął Dante, wskazując ręką na narkotyki.
- Co ty nie powiesz? - Odparł ironicznie zielonooki. - Wszystko co robimy jest nielegalne. James kazał ci przekazać, że nie dostaniesz jedzenia ani wody, dopóki nie wykonasz pracy. Pięćdziesiąt woreczków.
Niebieskooki spojrzał na niego przestraszony. Szatyn tylko uniósł kącik ust i wyszedł z pomieszczenia, zamykając je za sobą.
Dante usiadł na starym materacu, podkulając nogi i oparł o nie brodę, patrząc na biurko.
Nie zamierzał tego robić, jego matka nie byłaby dumna. Wiedział, że znajduję się na ich łasce, ale nie chciał również się ich słuchać. I tak miał przejebane.
*6 days later*
Niebieskooki wiedział już, że dłużej tak nie pociągnie. Leżał na materacu bez siły. James dotrzymał słowa i Dante nie otrzymał ani okruszka chleba. Dwa razy dostał trochę wody, dzięki czemu dalej żył.
Trzymał się dzielnie, ale jego ciało dawało się we znaki. Czuł okropny ból brzucha i głowy, nie miał na nic siły, a wzrok miał ciągle zamglony.
Nie był pewien czy szczury biegające co jakiś czas po ziemi są rzeczywiste, czy tylko żyją w jego wyobraźni.
Wiedział, że przegrał. Musiał się poddać, jeśli chciał przetrwać.
Mimo drżących nóg i plamek przed oczami, podszedł do biurka i zaczął wykonywać wyznaczoną mu pracę. Wszystko było cięższe przez trzęsące się dłonie. Wziął głęboki oddech i zabrał się do roboty.
***
Po może 3 godzinach skończył. Nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej.
Za paręnaście minut powinien pojawić się Aron, sprawdzając jego postępy. Od prawie tygodnia przychodził trzy razy dziennie.
Zawsze patrzył na nastolatka z lekkim podziwem za jego wytrwałość.
Tym razem nie zastał niebieskookiego leżącego na materacu, a na podłodze przy biurku.
Szatyn zmarszczył brwi i wszedł do środka, przykucając przy chłopaku i potrząsając nim.
Czarnowłosy nie reagował. Zielonooki rozejrzał się i zauważył na biurku wypełnione foljiki. Uśmiechnął się lekko i podniósł nastolatka na ręce, wychodząc z nim z celi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top