....
Hermiona przygryzła wargę, widząc jak Harry delikatnie głaszcze policzek Dracona. Siedzieli na ławce, z dala od innych uczniów i w ogóle niczym się nie przejmowali. Nadeszły czasy, kiedy każdy potrzebował bliskości.
Granger musiała powiedzieć chłopcom, że w zamku znajduje się Lucjusz, jednak nie wiedziała jak to zrobić. Każdy musiał przygotować się na to spotkanie.
Ktoś stanął blisko i ją objął. Zaskoczona odwróciła się gwałtownie od Gryfona i Ślizgona, po czym wlepiła wzrok w stojącą obok Pansy. Dziewczyna patrzyła dokładnie w stronę, w którą ona przed chwilą.
-Czyż oni nie są uroczy?-zapytała entuzjastycznie. Zarumieniona Hermiona skinęła głową, a Parkinson odwróciła wzrok w jej stronę-Dziękuję ci, że też z nim teraz jesteś. Oboje potrzebują wsparcia.
-Oboje są moimi przyjaciółmi-odparła Gryfona-Tak potwornie się boję.
-Ja też, ale nawet nie o siebie-Pansy westchnęła i kosmyk krótkich, ciemnych włosów założyła za ucho-Draco... Jest taki kruchy. Jeśli Voldemort znowu zaatakuje, on nie wytrzyma.
-Dlatego musimy być cały czas blisko niego, tak jak profesor Snape-odparła Granger-Ten mężczyzna jest niesamowity, jeśli o to chodzi. Dodatkowo potrafi utrzymywać swoją działalność w tajemnicy przed Voldemortem.
-Tak, zawsze był niesamowitym człowiekiem, ale wy, z innych domów tego nie dostrzegaliście-Parkinson zmrużyła oczy-Dla was był, jaki był, ale dla nas... Robił wszystko, żebyśmy tylko byli bezpieczni.
Hermiona zagryzła wargę, na wspomnienie wczorajszego wieczora, kiedy to Mistrz Eliksirów był gotów poświęcić własne życie dla przyjaciela. Zdecydowanie, ten człowiek był zagadką.
×××
Harry i Draco usiedli w jednym z najmniej uczęszczanych korytarzy i zaległa cisza.
-Martwię się-szepnął nagle Ślizgon.
-O co?-Potter zmarszczył brwi.
-Nie chcę, żeby ludzie ginęli-mruknął-Ta cała wojna to kpina.
-Wszyscy to wiedzą, ale nic nie da się zrobić-westchnął Wybraniec-Przynajmniej na razie.
-Cholera, Harry. Hogwart nie da rady-blondyn wysyczał przez zęby-Voldemort złamał nawet swoich popleczników.
-Nie rozmawiajmy o tym, proszę-dla zakończenia tematu, Harry pocałował krawędź szczęki Dracona i zszedł na szyję. Blondyn odchylił głowę, dając mu lepszy dostęp. Bardzo polubił tego typu przejawy miłości. Od trzech dni nie miał ataku paniki, co wiązało się ze spokojem i odpoczynkiem.
Martwił się jednak o wuja Severusa, który zaszył się w lochach i raczej nie miał zamiaru wychodzić. Zawsze był skrytym człowiekiem, ale nie raz udowadniał jak bardzo poświęcał się dla uczniów. Równie dobrze Voldemort mógł go już dawno zabić. Niepokojące było czemu zamknął się w swoich komnatach i Draco stał się podejrzliwy.
-Hej, Smoku-zaczął nagle Harry-Bardzo cię kocham i mam prośbę.
-Tak?
-Nie mieszaj się między mnie a Voldemorta, to nie twoja sprawa-wydusił z siebie Wybraniec. Malfoy wyprostował się, a w jego oczach błysnęła czysta złość.
-Jak śmiesz w ogóle tak do mnie mówić-zaatakował-Mi mówisz, że to nie moja sprawa? Mi?
-Nie zrozum mnie źle, Draco...-próbował powiedzieć Potter.
-Nie jesteś jedyną osobą na tym świecie, która chce śmierci Czarnego Pana, choć najwyraźniej tak myślisz-wtrącił Malfoy-Zabił moją matkę, zniewolił ojca, a ja... Nieistotne, uważasz, że jak go spotkam, to nie będę chciał go zabić, ale po prostu się usunę w bok?
-Nie, idioto. Doskonale znam twój charakter-Harry'emu udało się dojść do głosu-Ale proszę cię, żebyś się nie mieszał dla twojego dobra. Jeśli kiedyś przyjdzie mi stanąć twarzą w twarz z Voldemortem, prawdopodobnie zginę. Może pociągnę go za sobą, ale nie chcę, żebyś w tym uczestniczył, bo zasługujesz na godne życie.
-Bez ciebie, huh?-sarknął chłopak.
-Możliwe-Potter wzruszył ramionami i delikatnie zbliżył się do ukochanego. Wydawało się, że z obu złość już uleciała i mogli oddać się swojej miłości, która była jednocześnie krucha jak szkło, ale miała silne korzenie. Och, Harry bardzo kochał Dracona i okazywał to w każdym geście, ale Malfoy nigdy nie pozostawał dłużny.
Niestety nie mogli być pewni, że nikt ich nie obserwuje, nikt nie widzi. Tym razem nie zauważyli Seamusa stojącego z szeroko otwartymi ustami u wejścia na korytarz. Chłopak obserwował ich chwilę, po czym otrząsnął się z szoku i rzucił do przodu.
-Harry?!-krzyknął-Ty z nim?!
Ślizgon i Gryfon odkleili się od siebie przestraszeni nową obecnością w korytarzu-Powiedz mi, że się przywidziałem.
-A co cię to obchodzi?-Potter zmarszczył brwi-Przecież mogę być z kim chcę.
-Ale nie z Malfoyem! Szanuj się-prychnął Finnigann-Pominę fakt, że myślałem iż jesteś hetero, ale... Naprawdę wybrałeś sobie chorą psychicznie tchórzofretkę?
Draco odsunął się od bruneta, który gwałtownie wstał.
-Cofnij te słowa-wycedził przez zęby-Nie waż się tak o nim mówić.
-Będę mówił co mi się podoba, jestem wolnym człowiekiem-prychnął Seamus.
-O co ci właściwie chodzi? Jesteś zazdrosny?-Harry posłał mu złośliwy uśmiech. Finnigann zmarszczył brwi urażony, po czym pokręcił głową i odszedł. Potter spojrzał szybko na Dracona, który skulił się w kącie-Chodź, udamy, że tego nie było.
-Zostaw mnie, Finnigann miał rację-warknął Malfoy-Nie powinieneś w ogóle się ze mną zadawać-dodał i nie czekając na odpowiedź, zaczął biec. Wiedział, że w jego głowie już zaszła mała zmiana, która miała rozpocząć kolejny atak i zdawał sobie sprawę, że musi znaleźć się jak najdalej od Harry'ego.
×××
Severus spojrzał spokojnie na Lucjusza, który jak codziennie w ostatnim czasie urządzał mu awanturę. Mężczyzna od kilku dni mieszkał z nim w lochach, Snape odstąpił mu nawet łóżko, żeby nie narzekał, ale w głowie blondyna siedziała tylko jedna myśl-spotkanie z synem. Mistrz Eliksirów musiał najpierw poważnie porozmawiać z Malfoyem i wyjaśnić obecny stan Draco, ale jakoś gdy patrzył na nieco zadufanego w sobie arystokratę, bał się, że ten nie zrozumie i odrzuci chłopaka.
-Snape, do cholery jasnej, daj mi już stąd wyjść! To jest więzienie!
-Nie porównywałbym tego nawet przyjemnego pomieszczenia, do Azkabanu przyjacielu. Ty chyba powinieneś wiedzieć o czym mówię-odparł spokojnie Mistrz Eliksirów.
-Dobrze, masz rację. Cieszysz się?
-Niezmiernie-prychnął Snape-Co chcesz dzisiaj zjeść? Zaraz poproszę skrzaty, żeby...-ale nie dokończył, bo ktoś zaczął walić w drzwi jak opętany. Jednym ruchem mężczyzna wskazał Lucjuszowi drzwi do sypialni-I nawet nie próbuj wychodzić-warknął cicho. Gdy pukanie ustało, a jego przyjaciel był już bezpieczny, Severus ze śmiertelną powagą otworzył drzwi, z zamiarem nawrzeszczenia na osobę stojącą za nimi. Te plany jednak szybko uległy zmianie, gdy zobaczył tam Dracona, roztrzęsionego, ze łzami w oczach.
-Pomóż...-wyszeptał jedynie i wpadł w ramiona swojego ojca chrzestnego. Snape delikatnie głaskał go po głowie, próbując choć w jakimś stopniu zneutralizować skutki ataków paniki-Boję się, bardzo się boję...
-Wiem Draco, wiem, ale musisz dać radę. Masz dla kogo-mruknął mężczyzna. Lucjusz delikatnie uchylił drzwi, ale zatrzymał się widząc tę dziwną scenę.
-Nie, nie mam dla kogo-Malfoy jęknął żałośnie-Nie mogę być z Harrym, straciłem rodziców, chcę umrzeć.
-Spokojnie, jak już będzie w porządku, wszystko mi opowiesz-Severus wiedział, że musi teraz ostrożnie ważyć słowa, ale nawet i to nie pomogło. Chłopak wyrwał się z uścisku i cofnął do tyłu.
-Nic nie będzie w porządku! Chcę umrzeć i w końcu mieć spokój!-w przypływie strachu rzucił się i skulił na ziemi. Snape opanował swoje emocje, ale zanim zdążył zareagować, zza drzwi niepewnym krokiem wyszedł Lucjusz. Ukląkł koło trzęsącego się syna, który nawet go nie widział i bardzo powoli go objął. Najpierw Ślizgon próbował się szaprać, ale potem poczuł, że to był inny uścisk, niż Snape'a. Mimo, że jego ojciec chrzestny, co dziwne, wlewał trochę uczuć w pocieszanie go, to było czymś innym. Znał te ramiona, dobrze wiedział czyje są, ale pomyślał, że znowu ma jakieś halucynacje.
-Cześć Draco, już wszystko w porządku-znajomy szept lekko go rozbudził, ocknął. Spojrzał w górę, widząc wychudzoną, ale lekko uśmiechniętą twarz Lucjusza.
-Tato-wymamrotał prawie nieprzytomny.
-Tak, to ja. Jesteś już bezpieczny.
-Przyszedłeś...
-Dlaczego bym nie miał?-mężczyzna delikatnie przeczesał włosy syna i pocałował go w czoło-Teraz już wszystko w porządku, nikt cię nie skrzywdzi.
Severus postanowił im nie przeszkadzać, jednocześnie poczuł małe ukłucie zazdrości. On sam nigdy nie otrzymał ojcowskiej miłości, zresztą w ogóle nikt go nie kochał. Jego depresyjne myśli przerwał Potter, który bezczelnie nie wyhamował i w niego wleciał.
-Pięć punktów od Gryffindoru-warknął otrzepując szatę.
-Przepraszam, ale to bardzo ważne-wysapał Harry. Mistrz Eliksirów uniósł pytająco brew.
-No wyduś to z siebie.
-Widział pan Draco? Mieliśmy nieprzyjemną sytuację, boję się o niego-w głosie Wybrańca wyczuwalna była panika.
-Owszem, widziałem go, jest bezpieczny, ale zanim cię do niego wpuszczę, opowiesz ze szczegółami co się stało.
Usiedli na schodach, co było wystarczająco dziwnym widokiem, choć teraz, gdy wszyscy spali na górnych piętrach, nie mogli narazić się na kompromitację. Najpierw Potter nie mógł zebrać słów, ale Severus wykazał się wyjątkową cierpliwością.
-Razem z Draco siedzieliśmy w dość ustronnym miejscu, dyskutowaliśmy, śmialiśmy sie i... no nie ważne-chłopak zaczerwienił się nieco-Ale wtedy pojawił się Seamus, zaczął nas wyzywać, mówił okropne rzeczy, szczególnie o Draconie. Nigdy bym go o coś takiego nie podejrzewał, ale zrobił to. Nazwał go chorym psychicznie i cała moja mini terapia poszła się walić. Kocham Draco takim, jaki jest, ale on nie chce tego zaakceptować, pobiegł w swoją stronę, a ja przez chwilę musiałem uzmysłowić sobie, co dokładnie się stało i straciłem go z oczu.
-Jest u mnie, razem z Lucjuszem-odparł swobodnie Snape. Harry otworzył oczy szerzej.
-Tym Lucjuszem?-zapytał niepewnie. Nauczyciel skinął głową-Będzie szczęśliwy.
-Z pewnością, nie spodziewał się, że jego ojciec po tym wszystkim jeszcze żyje-westchnął Severus-Aha, Potter, masz o tym milczeć. Wiesz tylko ty i Granger.
-Hermiona? Skąd?
-Powiedzmy, że pomogła mi przeprawić Malfoya z kryjówki do Hogwartu.
-Nieźle, zawsze była niczego sobie konspiratorką.
-To prawda-potwierdził Severus.
-Mam pytanie... Co zrobimy z Seamusem? Nie chcę, żeby takie coś się powtórzyło, choćby ze względu na Draco.
-Może to dziwnie zabrzmi, ale masz moje przyzwolenie na wszczęcie między wami małej bójki, Potter-prychnął nauczyciel-To nie są najlepsze metody wychowawcze, ale jeśli to ty mu wyartykułujesz co i jak, uspokoi się, a ciebie ominą wszelkie konsekwencje.
-To do pana nie podobne-Harry zmarszczył brwi.
-Wojna zmienia, panie Potter. Wojna zmienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top