2. Bitwa o Trost
Jechałaś na swoim kochanym Wicherze. Nie zatrzymywałaś się. Chciałaś uniknąć spotkania z tytanami, którzy tylko czekają, na takich, jak ty. Galopowałaś szybko, jak na twoją przeciętną jazdę. Miałaś nadzieję dotrzeć tam jak najszybciej.
Na twoje nieszczęście w twoją stronę zmierzało dwóch piętnastometrowców.
─ Jasna cholera ─ warknęłaś pod nosem. Wrogowie byli coraz bliżej.
Zeskoczyłaś z konia i do ręki wzięłaś swoje niezawodne jo-jo. Zarzuciłaś je na najbliższego tytana. Broń owinęła się wokół szyi. Kreatura próbowała ją zdjąć, lecz ty od razu wzbiłaś się w powietrze, ale przeszkodził ci drugi człekopodobny stwór, który próbował ci odgryźć głowę. Linka puściła szyję tytana, który po chwili zaczął biec w twoim kierunku.
─ Muszę to lepiej rozegrać ─ w prawą rękę chwyciłaś ostrze, a w lewej trzymałaś jo-jo, którym owinęłaś obydwu tytanów. Zaczęli się szamotać, a ty ponownie wzbiłaś się w powietrze. Kataną odcięłaś im ręce, w które kreatury próbowały ciebie pochwycić. Krew trysnęła plamiąc ci płaszcz, lecz nie zwracałaś zbytnio na to większej uwagi. Zgrabnie weszłaś jednemu na głowę, by po chwili zeskoczyć na swojego wierzchowca, który pojawił się przed piętnastometrowcami. Linka zacisnęła się tak mocno, że automatycznie odcięła obu tytanom głowę. Uśmiechnęłaś się triumfalnie, w tym czasie owijając swoją broń wokół pasa.
Postanowiłaś kontynuować dalszą podróż. Wsiadłaś na Wichera i zaczęłaś galopować na północ.
***
Jechałaś już dłuższą chwilę. Narazie nie spostrzegłaś kolejnych niespodzianek. W pewnym momencie zauważyłaś ogromne mury, które były burzone, przez kolosalnego tytana. Widziałaś również sporo mniejszych, którzy wbiegali do miasta, przez wielką dziurę.
─ Wiedziałam, że będzie źle, ale nie, że aż tak ─ westchnęłaś.
Byłaś coraz bliżej muru Maria. W pewnym momencie zeskoczyłaś z konia, który pogalopował gdzieś na bok. Użyłaś jo-jo i wzbiłaś się w powietrze. Linka zacisnęła się na szyi kilku tytanów, a ty zręcznie ją pociągnęłaś i po chwili ich głowy wylądowały tuż obok twoich stóp. Ponownie wzleciałaś w powietrze, lądując na szczycie muru. Byłaś silna, skakałaś wysoko, w porównaniu do normalnych ludzi. No właśnie... Nie byłaś do końca normalna, ale broń owinięta wokól twoich bioder była ci potrzebna, tak samo, jak twoje ukochane ostrza. Czułaś się w ten sposób bezpieczniej.
Rozejrzałaś się. Widziałaś dużo ciał oraz co jakiś czas ludzi, którzy "latali", używając dziwnej dla ciebie technologii. Nie myślałaś dłużej nad tym. Przeszłaś do ataku. Co chwilę zabijałaś jakiegoś tytana. Po raz kolejny wpadłaś w szał bitewny. Kochałaś to, kochałaś adrenalinę pulsującą w twoich żyłach. Czasem kończyło się na złamaniu ręki, czy zwichniętej nogi, ale to w nagłych przypadkach. Kiedy zabiłaś sporą liczbę tych potworów, zeskoczyłaś na dach jakiegoś budynku, chwilę odetchnąć.
─ Kim jesteś?! ─ usłyszałaś za sobą czyjś głos. Gwałtownie odwróciłaś się i przed tobą stała czarnowłosa dziewczyna, patrząc na ciebie z ciekawością i jednocześnie zdenerwowaniem.
─ Kimś, kto ocalił wam tyłki ─ odparłaś. ─ Poza tym... Jakie to ma znaczenie?
Jestem tu, by wam pomóc ─ powiedziałaś przez ramię. ─ Jeśli chcesz żyć to nie wchodź mi w drogę ─ nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, ty przeszkoczyłaś na kolejny budynek, ratując chłopaka z tym samym ubiorem i wyposażeniem, co tamta czarnooka.
Mikasa's POV
Czarnowłosa stała patrząc na dziewczynę, która definitywnie nie była do końca człowiekiem, a zwłaszcza na pewno nie jest stąd. Obok dziewczyny pojawił się blondwłosy chłopak.
─ Kim ona jest? ─ Wskazał palcem na niebieskooką, która jakimś dziwnym przedmiotem zabijała na raz kilku tytanów, co ją lekko zszokowało.
─ Nie mam pojęcia, ale coś czuję, że to sprawka Erwina. Dzięki niej odzyskamy mur Rose. Jest po naszej stronie ─ uprzedziła chłopaka, który otwierał usta, by coś powiedzieć.
─ Jest lepsza od kaprala Levi'ego ─ szepnął blondyn.
─ Najwidoczniej karzeł ma konkurencję ─ odparła, przechodząc do trójwymiarowego manewru zabijając dziewięciometrowca.
[Twoje imię] POV
Co chwila skakałaś po budynkach, zabijając ostrzami tytanów. W oddali dostrzegłaś postacie w zielonych pelerynach, na których tyle były skrzydła. Poruszali się o wiele lepiej, w przeciwieństwie do tamtych ludzi. Na chwilę przystanęłaś. Zauważyłaś czarnowłosego mężczyznę, który zabił trzech dwunastometrowców na raz. Zaintrygował cię. Atakował z zadziwiającą szybkością. Spostrzegłaś bruneta, który zasalutował tamtemu facetowi. Zaczął coś mówić i wszystkich wzrok był skupiony na tobie. Zbliżali się.
Usłyszałaś głośne kroki. Odwróciłaś się. Nie zdążyłaś zrobić żadnego kroku, bo po chwili byłaś zgniana w olbrzymiej dłoni tytana.
─ Puszczaj mnie! ─ Szamotałaś się. Próbowałaś dosięgnąć swoje jo-jo, lecz z marnym skutkiem.
Powoli godziłaś się ze śmiercią, która miała zaraz nastąpić. Zamknęłaś oczy. Czułaś ślinę i śmierdzący oddech olbrzyma i... zapach krwi? Zdziwiona uchyliłaś powieki i spostrzegłaś Jeana, który mieczem trzymał szczękę tytana, aby jej nie zamknął.
─ Jean?! Co ty tutaj robisz?! ─ powiedziałaś zszokowana.
─ Ratuję tyłek swojego dowódcy ─ uśmiechnął się. ─ A teraz uciekaj! ─ Widziałaś, jak wyjął specjalny granat. Wrzucił go do otworu gębowego potwora i po chwili chwycił ciebie za rękę i za pomocą jo-jo wzbił się razem z tobą w powietrze. Po chwili tytan wyleciał w powietrze.
─ Jesteś ranna? ─ Spojrzał na ciebie.
─ Um... Jest ok... chyba ─ chciałaś wstać, ale syknęłaś z bólu. Widziałaś dużo krwi na brzuchu, a w nim był odłamek ostrza.
─ [Twoje imię]... ─ spojrzał na ciebie przerażony zaistniałą sytuacją. Ty nic już nie zobaczyłaś, gdyż straciłaś przytomność.
Jean's POV
Czarnowłosy chwycił gwałtownie ciebie, kiedy straciłaś przytomność. Widział swoich towarzyszy i ponad dwustu żołnierzy, którzy jo-jem próbowali zabijać tytanów, lecz nie zawsze wszyscy wychodzili z tego cali. Na jego twarzy pojawił się grymas. Wziął ciebie w stylu panny młodej. Miał zamiar zabrać ciebie w bezpieczne miejsce, ale zatrzymał go czyiś chłodny głos.
─ Dla kogo pracujecie? ─ Blondyn odwrócił się w kierunku niższego o ponad głowę czarnowłosego mężczyzny, który patrzył na was znudzonym i lekko zainteresowanym wzrokiem.
─ Dowódca Erwin Smith prosił, abyśmy się tutaj zjawili. Ta tutaj ─ spojrzał na ciebie ─ zdecydowała popełnić głupstwo i przyjechać tu o wiele wcześniej bez wcześniego poinformania naszego dowódcy, który nie powiem... był mega... wkurzony.
─ Kapralu, dzięki tamtej grupie ludzi Eren wykonał misję! ─ Znikąd obok pojawiła się drobna dziewczyna, która dopiero po chwili zorientowała się o obecności niebieskookiego. ─ Nie wierzę! Wy naprawdę istniejecie! ─ Chłopak spojrzał na nią dziwnie, a ta zaczęła piszczeć. ─ Słyszałam, że jesteście dobrzy i macie lepszą technologię, ale myślałam, że to tylko legendy! ─ Pisnęła. ─ Zapomniałam się przedstawić, jestem Petra Rak ─ podała blondynowi dłoń, a on niepewnie ją uścisnął.
─ Jean Drey ─ lekko się uśmiechnął, ale od razu uśmiech znikł, kiedy przypomniał sobie o [Twoje imię]. Przestraszony spojrzał na nią. Jak mógł normalnie rozmawiać, kiedy jego dowódca umiera!
─ Z twoją towarzyszką jest źle. Traci kolory ─ powiedział znudzonym głosem kobaltowooki.
Rzeczywiście, miał rację. Płytko oddychałaś, a plama na brzuchu co chwilę się powiększała.
─ Jasna cholera... ─ warknął. ─ Wytrzymaj! ─ Blondyn zeskoczył z budynku razem z tobą. Biegł ile sił, unikając tytanów i modląc się w duchu, aby zdążył na czas. Ledwo żyłaś. Niebieskooki biegł w kierunku wozu, gdzie znajdują się medycy. ─ Błagam, pomóżcie jej! ─ Krzyknął do trójki mężczyzn, którzy tylko potaknęli głowami.
Chłopak położył ciebie na łóżko, a ludzie od razu się tobą zajęli. Jean odetchnął z ulgą, gdyż wiedział, że jesteś w dobrych rękach. Sam ruszył zemścić się na tytanach.
***
Misja powiodła się. Żandarmeria wraz z odziałem Zwiadowców i twoją grupą uratowali mur Rose.
Czułaś jak powoli odzyskujesz kontakt z rzeczywistością.
─ Budzi się ─ powiedział czyjś kobiecy głos. Powoli otworzyłaś powieki. Rażące światło wpadało przez odsłonięte okno. Nad tobą zwisała jakaś kobieta, zapewne lekarka.
─ Gdzie jestem? ─ Powiedziałaś ochrypłym głosem. Gardło piekło ciebie niemiłosiernie, jakbyś połknęła tysiące szpilek. Kobieta zauważywszy to, że ledwo mówisz podała ci szklankę wody. Z chęcią ją wzięłaś cicho dziękując. Szybko opróżniłaś naczynie, a rudowłosa zaczęła mówić.
─ Jesteś w szpitalu. Opatrzyłam ci ranę. Miałaś wielkie szczęście. Mogłaś umrzeć. Za chwilę wejdzie tutaj kilka osób. Chcieliby zadać ci kilka pytań. Za chwilę wrócę zmienić ci opatrunek ─ przytaknęłaś, podpierając się rękami. Syknęłaś z bólu, ale ostatecznie udało ci się usiąść.
Po chwili weszło pięć osób. Blondyn, Jean, brunet, czarnowłosy i dziewczyna o krótko ściętych włosach. Drey widząc, że z tobą jest wszystko dobrze, podbiegł do łóżka i ciebie przytulił.
─ Żołnierzu, proszę się opanować, nic mi nie jest ─ na twojej twarzy pojawił się prawie niezauważalny uśmiech.
─ Tak jest! ─ Uśmiechnął się szeroko salutując. Spojrzałaś pytająco na resztę osób.
─ A wy to kto? ─ Spytałaś.
─ Mikasa Ackerman ─ odpowiedziała czarnowłosa.
─ Eren Jeager ─ powiedział czarnowłosy.
─ Armin Arlert ─ odparł blondwłosy chłopak.
─ Levi Ackerman, dla ciebie kapral Levi.
─ mruknął chłodno kobaltowooki.
─ Chcielibyśmy się dowiedzieć kilku rzeczy... ─ zaczął Armin. Westchnęłaś.
─ Nazywam się [Twoje imię i nazwisko]. Mój wiek jest wam zbędny. Jestem dowódcą oddziału IV Korpusu. Naszą misją była pomoc wam w odzyskaniu muru Rose. Mogliście nie wiedzieć o naszym istnieniu. Nasze miasto znajduje się 30 godzin drogi konno. Nie jest otoczone murami, do tej chwili były nam zbędne. Od pewnego czasu u nas zaczęli się pojawiać tytani. Alek Bridd podejrzewał, że przyczyna leży gdzieś w pobliżu naszego miasta. Wkrótce spotkał się z niejakim Erwinem Smithem, który prosił o pomoc, gdyż jak twierdził sytuacja jest niezbyt... ciekawa. Mieliśmy jechać za niecałe 4 dni, ale jak widać jesteśmy wcześniej ─ opowiedziałaś im wszystko, co narazie im powinno wystarczyć. Widziałaś, jak Eren chciał już coś powiedzieć, ale wyprzedził go Levi.
─ Jesteś naprawdę głupia. Nie powinnaś sama jechać taki szmat drogi. Nie zasługujesz, aby być dowódcą. Jesteś zbyt lekkomyślna ─ odparł chłodno.
─ Za kogo ty się uważasz, co?! ─ Podniosłaś głos. ─ Nic o mnie nie wiesz, więc nie masz prawa mnie oceniać! ─ Warknęłaś. Byłaś wkurzona zachowaniem czarnowłosego. Gwałtownie wstałaś z łóżka. Nie czułaś okropnego bólu w brzuchu, ale w cale ciebie to nie dziwiło. Nagle spostrzegłaś szok u Armina i strach. Twoje oczy zmieniły kolor na złocisty.
─ Kim lub czym ty jesteś?! ─ Krzyknął Jeager. Uśmiechnęłaś się pod nosem, a oni się cofnęli. Tylko kobaltowooki stał nie wzruszony zaistniałą sytuacją. Mikasa zachowała się podobnie, ale w jej oczach widziałaś zdziwienie i lekki niepokój.
─ Sama chciałabym to wiedzieć...
_____________________________________________
Oto kolejny rozdział tejże książki! Fabuła może dla niektórych za szybko się dzieje, ale na chwilę obecną tak będzie. Przepraszam, jeśli nie mogę odzwierciedlić charakterów postaci z anime tutaj, ale staram się, choć nie zawsze może mi się to udać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top