1. Wyprawa

Biegniesz po treningu jak najszybciej do gabinetu twojego dowódcy. Jesteś zmęczona, gdyż testowanie nowej broni nie wyszło ci za dobrze. Nie możesz w pełni opanować strzelania z pistoletu, co tylko upokorzyło ciebie na oczach wszystkich. Zażenowana próbujesz wyrzucić te myśli ze swojej głowy. Przyśpieszyłaś kroku, co chwilę ciężko dysząc i łapiąc coraz trudniej oddech. W końcu dodarłaś do swojego celu. Grzecznie zapukałaś do drzwi i słysząc Proszę weszłaś, salutując. Alec ruchem ręki kazał ci usiąść, co też bez wahania zrobiłaś.

─ Witaj [Twoje imię]. Zapewne zastanawiasz, czemu ciebie wezwałem? ─ Skinęłaś potwierdzająco głową. ─ Otóż mam dla ciebie zadanie. Rozmawiałem parę dni temu z dowódcą Erwinem Smithem, który opowiedział mi ich dosyć... nieciekawą sytuację. Tytani wybijają ich jeden po drugim. My jesteśmy lepiej wyszkoleni. Nikt prócz Erwina nie wie o waszym istnieniu. Chciałbym, abyś wyruszyła ze swoim oddziałem do ich miasta. Jesteś jedną z moich najlepszych żołnierzy. Mam nadzieję, że mogę liczyć na twoją pomoc ─ przeszywał ciebie wzrokiem, szukając nutkę strachu, którego nie czułaś. Byłaś w pełni zdeterminowana do pokonania tych bezmózgich olbrzymów. Zacisnęłaś pięści. Dobrze wiedziałaś na co się godzisz. Wiesz, że poniesiesz straty w ludziach, ale nie miałaś innego wyjścia.

─ Zgadzam się, ale potrzebuję kilku dni na wyszkolenie ludzi ─ odparłaś po chwili.

─ Zgoda. Daję ci 4 dni, nie więcej. Życzę powodzenia ─ skinęłaś głową na pożegnanie i wyszłaś.

Głośno westchnęłaś. Nie chciałaś nigdzie jechać. Samochodem nie da rady, ewentualnie końmi, lecz to zajmie 30 godzin drogi. Gwałtownie wypuściłaś powietrze. Znałaś trochę ich sytuację. Wiedziałaś, że sobie nie poradzą.

Była godzina 12.27. Postanowiłaś poćwiczyć. Wezwałaś swój oddział, aby zjawili się na placu treningowym. Od razu wszyscy zjawili się w wyznaczonym miejscu. Chórem zasalutowali, a ty uczyniłaś to samo.

─ Żołnierze, za 4 dni czeka nas trudna podróż ─ zaczęłaś mówić, ─ dlatego wasze treningi będą dłuższe i trudniejsze. Jesteście jedni z najlepszych, dlatego wierzę w was. Tytani to nasi wrogowie, których trzeba zlikwidować! Wyprawa będzie trwać 30 godzin. Naszym celem będzie Trost. Musimy obronić mur Rose, gdyż tytanów jest coraz więcej, a tamci ludzie sami sobie nie poradzą. Czy jesteście gotowi poświęcić się dla uratowania życia setki ludziom? ─ Widziałaś strach w oczach wielu osób. Doskonale ich rozumiałaś. Boją się - pomyślałaś ─ Zrozumiem, jeśli zdecydujecie zostać. Nie zostaniecie ukarani. Ci, co chcą walczyć niech zostaną na placu, natomiast ci, którzy chcą być z rodziną i żyć w strachu, proszę się rozejść! ─ Zauważyłaś, że tylko 30% opuściło plac. Uśmiechnęłaś się pod nosem ─ Dziękuję, że zostaliście! W takim razie zaczynamy trening! Dzisiaj dostaniecie specjalne stroje oraz bronie. Niektórzy z was mogą pomylić to ze zwykłym jo-jem (dla tych, co myślą, że to z serii "Biedronki i Czarnego Kota, TO MOJA WŁASNA WYMYŚLONA BROŃ, WIĘC PROSZĘ O ZACHOWANIE ZBĘDNYCH KOMENTARZY DLA SIEBIE) ─ pokazałaś na czarne spłaszczone koło z dobrze wytrzymałą linką, ─ ale niech was to nie zmyli. Ta broń została wymyślona przeze mnie. Automatycznie owija się wokół waszych bioder, a naciskając kilka razy możecie uruchomić ostrza, które z łatwością odetną kończyny tytanów. Na dodatek od dzisiaj to będzie wasz sposób przemieszczania się. Jo-jo doskonale owija się o jakiś przedmiot czy zwyczajną gałąź i z łatwością możecie skakać po dachach i unikać ruchy tych bezmózgich człekokształtnych istot. Dodatkowymi brońmi są miecze zrobione na wzór katany. Każdy dostanie po dwie sztuki, które będziecie nosić na plecach. Strój będzie składał się z wygodnego czarnego kombinezonu, z rękawami bez palców, a dodatkiem będzie tego samego koloru płaszcz. Drogę przebędziemy jadąc konno. To na tyle, zaczynamy! ─ Ludzie podchodzili do grupki mężczyzn, którzy rozdawali te przedmioty. Ty już byłaś gotowa. Czekałaś na swój oddział. Kiedy byli gotowy szłaś w kierunku lasu, w którym poruszały się tektury tytanów ─ W tym lesie znajduje się 200 podróbek tytanów. Osoby, które zniszczą ich jak najwięcej będą zwolnieni z biegu na 10 km ─ jęknęli ponuro, ale po chwili zorientowali się, że będą musieli wznieść się w powietrze ─ Dobra, czas start! ─ Wszyscy wbiegli między drzewa.

Ty postanowiłaś obserwować czy opanują władanie jo-jem. Wzięłaś do lewej ręki wspomniany przedmiot po czym zarzuciłaś je na najbliższą gałąź. Wzbiłaś się w powietrze utrzymując równowagę, co jakiś czas robiąc salta i inne typu akrobacje. Po chwili spostrzegłaś pierwszą osobę, która co chwile próbowała opanować "latanie". Westchnęłaś z dezaprobatą, choć nie miałaś się czego dziwić. Nie pokazywałaś im, co i jak, więc tylko westchnęłaś i zeskoczyłaś do dziewczyny. Ona tylko spojrzała na ciebie zawstydzona.

─ Nie masz się czego wstydzić, każdemu się zdarza ─ poklepałaś ją pocieszająco po ramieniu. ─ Ja na początku miałam tak samo.

─ A-ale dowódco... Pani jest bardziej uzdolniona... ─ zaczęła coś tłumaczyć, a ty tylko pokręciłaś głową na boki.

─ Nie mów tak. Pokażę ci co i jak, ok? ─ Blondynka uśmiechnęła się, skinając głową. Wzięłaś jej rękę i tłumaczyłaś wszystko od początku. Po dłuższym czasie dziewczyna zaczynała rozumieć i ponownie spróbowała swoich sił. Udało się. Uśmiechnęłaś się dumnie, a niebieskooka krzyknęła zza drzew Dziękuję! i już jej nie było.

Postanowiłaś posprawdzać jeszcze, jak radzi sobie reszta kadetów. Ponownie wzniosłaś się w powietrze. Kochałaś to. Kochałaś czuć wiatr i drobne kosmyki włosów, które przyjemnie łaskotały twoją twarz.

Obserwowałaś żołnierzy. Większość radziła sobie nieźle, ale i tak byli tam ci, którzy nie mogli się wzbić nawet na 3 metry. Z rezygnacją pomagałaś i ponownie zaczęłaś wszystko tłumaczyć. Niektórzy kiwali głową, lecz widziałaś, że kompletnie nic nie rozumieją. Jak tak dalej będzie to zostaniemy pożarci żywcem... - pomyślałaś. Byłaś zmęczona. Chciałaś wrócić do domu i opatulić się puchatą kordłą, ale nie mogłaś, dobrze o tym wiedziałaś. Westchnęłaś i wypuściłaś żółtą flarę, oznaczającą zbiórkę. Słyszałaś rzuty jo-jem i skakanie po drzewach oraz bieg po ziemi. Po dwóch minutach zjawili się wszyscy kadeci.

─ Jestem zawiedziona z części osób. Mamy tylko niecałe 4 dni, abyście w pełni opanowali posługiwanie się jo-jem. Tak jak przedtem obiecałam, niech wystąpią osoby, co zniszczyły 40 tektur ─przed szereg wyszły 4 osoby. ─ Ann Huselbee, Eris Cryfill, Jean Drey i Daliv Acclive dobrze się spisaliście! Jesteście najlepsi spośród 250 osób. W nagrodę skończyliście na dzisiaj trening, możecie iść, ale nie myślcie, że zawsze tak będzie. Ten dzień był dla was wszystkich taryfą ulgową, zachętą, jak wolicie, ale od jutra będzie inaczej, rozejść się.

─ Tak jest, sir! ─ zasalutowali, a ty skinęłaś głową i wzrokiem odprowadziłaś czwórkę osób, zanim zniknęli za bramą.

─ A wy na co się gapicie! No już, biegać! ─ zwróciłaś się do przyglądającej ci się drużyny. Oni natychmiast zasalutowali i zaczęli podaną czynność.

Eh... Tylko 4 osoby są na tyle dobre aby przeżyć tam za murami...A reszta? Skończy na przystawkę dla tytanów... - pomyślałaś. Zrezygnowala przetarłaś twarz dłońmi, myśląc co dalej. Zgodziłaś się na to. Już nie było odwrotu. Masz tylko marne 250 ludzi, w czym tylko 4 osoby są na tyle dobre, aby przeżyć. Wiedziałaś od początku, że poniesiesz ogromne konsekwencje swoich czynów. Godziłaś się na to, choć czułaś, że macie marne szanse. Obserwowałaś jak wszyscy zipią. Policzki kadetów pokrywały rumieńce, a pot spływał im z czoła. Mają cholernie słabą kondycję - pomyślałaś.

─ Dobra, starczy! Nie mogę patrzeć, jak się torturujecie tym biegiem. Odpuszczę wam, ale pod warunkiem dwugodzinnych dziennie ćwiczeń w domu, zgoda?

─ Tak jest, sir! ─ odparli jak jeden mąż.

─ Dobrze... Kadeci, rozejść się!

Wszyscy z twojego rozkazu zaczęli wracać do swoich domów. Również chciałaś do zrobić, ale nagle syknęłaś z bólu. Spostrzegłaś ranę na nodzę. Jak mogłam jej nie zauważyć? - powiedziałaś podświadomie. Twoje oczy rozszerzyły się, kiedy zauważyłaś, że rana automatycznie znika.

─ Co do cholery?! ─ powiedziałaś trochę przestraszona. ─ J-ja... Nie mogę być t-tytanem... To niemożliwe... ─ szepnęłaś. Zacisnęłaś pięści. Spojrzałaś na zachodzące słońce. Aż tak długo zajął mi trening? ─ Nie mam wyjścia... Pojadę sama, oddział dołączy za 3 dni... ─ mruknęłaś do siebie. ─ Muszę poznać prawdę... ─ zagwizdałaś i po chwili usłyszałaś stukot kopyt. Uśmiechnęłaś się pod nosem. Z lasu wyłonił się czarny koń. Wierzchowiec pędził w twoim kierunku. Wyciągnęłaś rękę i po chwili głaskałaś zwierzę po głowie. ─ Kochany, czeka nas długa podróż... ─ szepnęłaś w kierunku Wichera, bo tak się on nazywał.

Spakowałaś potrzebne rzeczy po czym wsiadłaś na grzbiet konia. Uderzyłaś ręką, aby ruszył. On ustał na tylnych nogach, rżąc i po chwili zaczął jechać.

Nie przejmowałaś się tym, że jedziesz na pewną śmierć, nie przejmowałaś się tym, że kilka osób ciebie nawołuje. Dla ciebie liczy się tylko zabicie tych człowiekożernych bestii. Nienawidziłaś ich z pewnych powodów.

Padał ulewny deszcz, ty pośpiesznie biegłaś wraz z towarzyszką. Twoje ubrania były przemąknięte do suchej nitki. Rozpuszczone włosy zasłaniały ci pole widzenia, a woda wpadała ci co jakiś czas do oczu.

─ Jeszcze trochę Alisse, wytrzymaj! ─ Powiedziałaś do ciężko dyszącej przyjaciółki.

─ Łatwo ci... mówić. To nie był... mój pomysł z pójściem... za miasto ─ sapnęła z pretenją szatynka.

Wtedy usłyszałyście ogromny ryk i huk zburzonej budowli. Odwróciłyście się i przerażone spostrzegłyście ogromną postać, przypominającą człowieka. Jedynie co ją różniło to przerażający uśmiech i puste oczy, które wpatrywały się w waszą dwójkę.

O mój boże... ─ szepnęła przerażona tym, co widzi dziewczyna. ─ Uciekajmy! ─ Krzyknęła i razem zaczęłyście uciekać.

Zareagowałyście za późno. Tytan pochwycił Alisse i powoli kierował ją do swojej ogromnej paszczy. Ty spojrzałaś przerażona. Zielonooka szamotała się i krzyczała "Pomocy!", lecz nikt jej nie chciał pomóc. Stałaś w bezruchu z rozszerzonymi oczami i otwartymi ustami. Zanim zdążyłaś cokolwiek zrobić, kolos oderwał głowę twojej przyjaciółki. Ty krzyknęłaś ze łzami w oczach. Zacisnęłaś pięści tak mocno, aż zbielały ci kostki.

─ Ty skurwysynu! Zapłacisz mi za to! ─ Krzyknęłaś, biorąc z ziemi zakrwawiony miecz, pozostawiony po kimś, kto zapewne skończył tak samo, jak szatynka.

Człekopodobne coś skierowało swoją uwagę na ciebie i już chciało ciebie pochwycić, ale ty byłaś szybsza. Kierowała tobą złość, rozpacz, nienawiść i adrenalina, która pulsowała w twoich żyłach.

Skoczyłaś tytanowi na rękę i zaczęłaś po niej biec, co chwilę unikając ręki i zębów kreatury. Kierowała tobą intuicja. Przecięłaś tytanowi kark. Krew trysnęła we wszystkich kierunkach, brudząc twoją twarz i ubranie. Martwy padł na ziemię. Adrenalina już przestała działać. Załamana opłakiwałaś najbliższą ci osobę, którą przed chwilą straciłaś...

Powybijam was skurwysyny co do jednego!





_____________________________________________
Hej! O to nowa książka zrobiona na wzór anime Attack on Titan (po japońsku Shingegi ku Kyojin). Postanowiłam pisać trzy książki. Pokochałam te Anime i dlatego na moim koncie pojawiła się ta książka. Rozdziały będą pojawiać się co jakiś czas. Chciałabym poinformować was o tym, że obecnie te trzy pisane przeze mnie książki będą nadal kontynuowane, aczkolwiek nowe rozdziały będą pojawiać się rzadziej, z kilku powodów osobistych. Chciałabym jeszcze dodać, że w przyszłym tygodniu pojawią się nowe rodziały "Zaginionej Proxy", "Córki Lucyfera" i "Skrzydeł wolności". Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top