Rozdział 3
Zimny wiatr owiewał moje łuski, gdy leciałam pustkowiem na granicy Królestwa Piasku i Królestwa Lodu. Ciemne chmury zebrały się wtedy na niebie, jakby chciały przygotować mnie do tego, co ma nastąpić. Świat kolejny raz zdawał się być przeciwko mnie. Szybko wylądowałam w umówionym miejscu - Wapień powiedział, że jeśli tego nie zrobię, jeśli się nie zjawię, zabije mojego syna.
Blask szybko przypomniał sobie urywek pamiętnika Karmazyn - fragment o Sokole, który czytał bardzo często, wręcz zbyt często, co na początku stanowiło nie lada wyzwanie. Smoczyca pisała nieczytelnie, sam zwój był poplamiony krwią i sadzą, a w kilku miejscach przypalony... no i Blask parę razy oberwał za to po pysku, dlatego że „czytanie cudzych pamiętników jest nieodpowiednie". Jednak mimo tego, że Nieboskrzydły znał ten tekst na pamięć, tak naprawdę nigdy nie dowiedział się, co się stało jego wujowi, ponieważ ani matka, ani babcia, nie chciały o tym mówić.
Najbardziej prawdopodobne wydawało się to, że zabił go Wapień. A potem Karmazyn zabiła Wapienia, proste. Tylko jakie smok miał powody? Ile lat temu to wszystko się wydarzyło? Dlaczego nikt nie chciał mu powiedzieć czegokolwiek na ten temat?
Wapień pozbawił Sokoła życia na oczach babci? Jeśli tak, zasługiwał na śmierć.
Blask spojrzał na Mistrala spode łba i zamyślił się. Kim mógł być jego ojciec? Karmazyn zabiła w końcu wiele smoków.
Nieboskrzydły spróbował przypomnieć sobie jakieś typowo Piaskoskrzydłe imiona, które mogła wymienić kiedykolwiek jego babcia. Jedynym, jakie przychodziło mu do głowy, było Aloes... jednak on został rozszarpany przez Pożogę podczas pobytu Karmazyn w Królestwie Nieba, kilkanaście lat temu.
A Mistral był w wieku Blaska.
W takim razie nie mam pojęcia, o kim może mówić, zamyślił się czerwony smok. Ale skoro on nienawidzi mnie, to ja mogę nienawidzić jego.
- Hej, hej, spokojnie! - zaczął Rekin, rozkładając skrzydła. Mistral odpowiedział mu złowrogim spojrzeniem, jednak zaraz złagodniał, wypuszczając z nozdrzy trochę jasnego dymu. - Jestem pewien, że to jakieś nieporozumienie. Usiądźcie i porozmawiajcie.
Piaskoskrzydły uśmiechnął się dziwnie, zwijając ogon na łapach. Jego kolec jadowy był skierowany w stronę Blaska, na co Nieboskrzydły syknął wściekle i otworzył paszczę, demonstrując przy okazji rząd ostrych, lśniących kłów.
- Proszę mi wybaczyć to niegodne zachowanie, mój książę - odparł Mistral, pochylając głowę. Co dziwne, nie było w tym słychać ani krzty kpiny czy pogardy. Rekin zmieszał się lekko i zaczął skrobać szponem ziemię.
Blask nie wiedział, o co chodzi. Na początku był pewien, że Mistral zwraca się do niego, chcąc go sprowokować, ale smok piasku patrzył na Morskoskrzydłego. Koliber, oglądający to wszystko z przerażeniem, przez ułamek sekundy stał się bladozielony, by po chwili powrócić jednak do zwykłego koloru łusek.
Zaraz..., zamyślił się Blask, spoglądając na Rekina zmrużonymi oczami. Ma nietypowe wzory na skrzydłach i biżuterię. Przecież nie może być zwykłym smokiem. No tak. Jest księciem. Prawdziwym. Cudownie.
W powietrzu panowała napięta atmosfera. Mistral obserwował wszystkich uważnie, niczym żmija, która tylko czeka na odpowiedni moment do ataku. Blask nawet nie miał ochoty się nim przejmować - wiedział, że gdyby musiał zmierzyć się z Piaskoskrzydłym, bez trudu by go pokonał. Teraz był zbyt zajęty myśleniem o tym, jak niesprawiedliwe umie być życie.
Więc ten głupi Rekin, smok-ryba, który całe życie powinien spędzić pod wodą, jedząc wodorosty, był księciem. I inni potrafili to zauważyć! Przecież Morskoskrzydły nie wyglądał ani trochę królewsko. Równie dobrze pstrąg mógłby być władcą Pyrrii.
Blask czuł, jak w złości nagrzewa się jego klatka piersiowa, a dym gromadzi się wokół całego ciała. Miał ochotę wykrzyczeć i wyrzucić z siebie cały swój gniew, w postaci wrzasku lub, najlepiej, ognia.
Gdy był niemalże pewien, że zaraz wybuchnie, do pokoju wślizgnęła się ciemnofioletowa Nocoskrzydła, na widok której Mistral odskoczył jak oparzony. Wybełkotał pod nosem krótkie „wypakuję swoje rzeczy" i poszedł do drugiego pokoju, ciągnąc za sobą niedużą skórzaną torbę. Blask odprowadził go wściekłym spojrzeniem i uświadomił sobie, że będzie musiał spać w jednym pokoju z kimś, kto go nienawidzi i życzy mu śmierci.
Z drugiej jednak strony Piaskoskrzydły będzie w identycznej sytuacji.
- Cześć! Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam - powiedziała radośnie Nocoskrzydła, a w jej głosie słychać było sugestię. Za nowoprzybyłą stała Lodoskrzydła hybryda, niepewnie rozglądająca się po pomieszczeniu. Gdy napotkała wzrok Blaska, odwróciła pysk, na co smok parsknął.
Rekin rozłożył skrzydła w uprzejmym geście. Koliber zeskoczył z hamaka i zwinął ogon w dziwny sposób.
- Moja droga Płomiennoskrzydła - zaczął Morskoskrzydły, rozświetlając pasy wzdłuż grzbietu. - Mroźna Gwiazdo - drugą smoczycę przywitał równie elegancko, a ta uśmiechnęła się lekko i podeszła do Kolibra. - To jest Blask, nasz nowy Nieboskrzydły przyjaciel.
Smok fuknął tylko i odwrócił się, demonstracyjnie składając skrzydła na plecach.
Był księciem, a przebywał w jednym pokoju z hybrydą... i smokami z innych plemion. Gdyby to Karmazyn zasiadała na tronie, nie musiałby przeżywać takiego upokorzenia. Siedziałby w pałacu, ciesząc się swoją wyższością nad innymi.
Płomiennoskrzydła parsknęła śmiechem. Blask zerwał się, by spojrzeć w jej ciemnoszare oczy.
- Uważasz się za lepszego od nas? - spytała wściekle, machając ogonem na boki. Łuski na jej skrzydłach połyskiwały jak prawdziwe gwiazdy. - Uważasz się za lepszego od niej? - warknęła, wskazując na Mroźną Gwiazdę.
Nieboskrzydły syknął i zjeżył kolce na grzbiecie.
- Tak - odpowiedział szczerze, wkładając w to jedno słowo możliwie jak najwięcej jadu. - Uważam się za lepszego od nas wszystkich.
Nocoskrzydła fuknęła. Rekin i Koliber patrzyli na smoka ze smutkiem i zdziwieniem, może rozczarowaniem. Mroźna Gwiazda odwróciła wzrok.
- Nie musisz się starać, żeby mówić z nienawiścią - odwarknęła ciemnofioletowa smoczyca. - Słyszę twoje myśli. Ona też.
Blask zamrugał, zaskoczony. W pierwszej chwili spanikował. Od kiedy Nocoskrzydłe naprawdę potrafiły odczytywać umysły innych? Przecież to była tylko bajka, którą wszystkim wmawiały, by nie czuć się gorsze od pozostałych plemion. Płomiennoskrzydła musiała go oszukiwać, a on przecież nie zamierzał wierzyć we wszystko, co usłyszy. Poza tym Mroźna Gwiazda była hybrydą, a szanse na odziedziczenie takiego daru musiały być bardzo małe.
Tylko czy to w ogóle było dziedziczne?
W drugiej chwili pomyślał o tym, o czym pomyślałby każdy. Zostawcie mój umysł w spokoju! Jego myśli były jego prywatną sprawą i nikt nie miał prawa ich słyszeć.
A już z pewnością nie denerwująca Nocoskrzydła i hybryda.
Nieboskrzydły fuknął i, łapiąc swoją torbę w szpony, poszedł do drugiego pokoju. Obrócił się jeszcze, by rzucić smoczycy nocy pogardliwe spojrzenie. Płomiennoskrzydła patrzyła na niego ze złością, a dym unosił się z jej nozdrzy. Wyglądała co najmniej śmiesznie i Blask zaczął zastanawiać się, czy on, robiąc to, wygląda równie niepoważnie.
Smok westchnął ciężko i podszedł do łóżka ustawionego najdalej od wejścia. Zignorował obecność zdenerwowanego Mistrala i położył torbę na swoim nowym miejscu do spania. Patrząc na warunki panujące w Akademii, miał ochotę spalić to wszystko.
I wszystkich. Szczególnie Płomiennoskrzydłą, pomyślał z nadzieją, że smoczyca to usłyszy i w jakikolwiek sposób się zdenerwuje. Zadziałało, ponieważ chwilę potem Blask usłyszał jej stłumiony głos, pełen syku i złości.
Nieboskrzydły spojrzał na łóżko - był to płaski, niewysoki kamień, posłany futrem. Na jego brzegu leżał złożony koc, zwinięta skóra i coś, co w porywach desperacji, można było nazwać poduszką. Smok westchnął ciężko i spróbował się uspokoić. Niestety nie był w stanie, bo ciągle prześladowała go myśl, że równie dobrze mógłby mieć własną komnatę w Podniebnym Pałacu.
To było po prostu niesprawiedliwe. Blask był księciem i nie obchodziła go przeszłość jego rodziny - a już szczególnie to, co zrobiła kilkanaście lat temu jego babcia, że królowa tak bardzo nie chciała mieszkać z nią pod jednym dachem. Liczyło się dla niego tylko to, że miał w sobie królewską krew. Owszem, nie był księżniczką, co sprawiało, że od razu stawał się mniej ważny, jednak... w innych plemionach zwracano większą uwagę na książąt.
Oczywiście Blask słyszał o tym, jak królowa Korala przez długi czas traktowała swoich synów. Nie zwracała na nich uwagi, nie znała imion większości z nich i nie była w stanie ich rozróżnić. Nieboskrzydły był pewien, że byłby w stanie z tym żyć. Albo wręcz, że spodobałoby mu się takie życie - nikt nie przejmowałby się, tym co robi, więc w jakimś stopniu mógłby być wolny.
Tak naprawdę nie obchodziło go to, jak bardzo królowe nie dbały o swoich synów, czy nawet jak bardzo ich nie kochały - oni i tak mogli mieszkać w pałacach. Blask chciał po prostu czuć się inny od wszystkich, żyć tak, jak pozostali książęta.
Żyć w przekonaniu, że ten tytuł naprawdę coś znaczy.
Z zamyślenia wyrwał go głuchy dźwięk gongu, odbijający się echem po szkole. Smok położył uszy po sobie i spojrzał na Mistrala.
- Zgaduję, że to nie alarm ewakuacyjny? - spytał Piaskoskrzydłego.
Biały smok parsknął.
- Nigdy nie słuchasz innych, prawda? - wysyczał w odpowiedzi. - Dwa uderzenia znaczą, że mamy się stawić w głównej sali na apel.
Blask pokiwał głową, czekając na kolejny dźwięk i moment, w którym Mistral opuści ich pokój. Nie zamierzał pozwalać Piaskoskrzydłemu na grzebanie w swoich rzeczach czy wysmarowanie łóżka żrącym jadem. Smok pustyni zdawał się myśleć o tym samym, bo również wyglądał tak, jakby nigdzie się nie wybierał.
Wraz z drugim uderzeniem ucichły głosy z pokoju obok - kolorowi przyjaciele ze skrzydła udali się więc na zebranie, a Blask miał cichą nadzieję, że zanim tam dotrą, coś ich poważnie uszkodzi. Ta myśl dotyczyła szczególnie Płomiennoskrzydłej, do której smok czuł wyjątkową niechęć.
- Zamierzasz się ruszyć? - warknął Mistral. - Mogę wyjść pierwszy, jeśli nie ugryziesz mnie w ogon.
Blask parsknął.
- Mam pozwolić tobie iść pierwszemu? Żebyś dźgnął mnie tym swoim okropnym żądłem? - Nieboskrzydły wypuścił z paszczy kłąb dymu i syknął. - Nie ma mowy.
- Za zabicie smoka na terenie szkoły grożą poważne konsekwencje - odpowiedział Mistral, wzruszając ramionami. - Jeśli miałbym wpaść w tarapaty przez zabójstwo, na pewno wybrałbym kogoś bardziej wartościowego i, hm, wymagającego.
- Sugerujesz, że jestem łatwy do zabicia?
Piaskoskrzydły milczał przez chwilę, z dziwnym wyrazem pyska, po czym westchnął ciężko.
- Po prostu już pójdę - stwierdził.
Blask przez chwilę siedział na łóżku i patrzył beznamiętnie w podłogę. Tak naprawdę co powstrzymuje go przed ucieczką z tego miejsca?
Szybko jednak wyobraził sobie reakcję Karmazyn na takie zachowanie... Wzdrygnął się, uświadamiając sobie, jak bolesne konsekwencje musiałby ponieść. Z drugiej strony mógłby nie wracać do domu, tylko polecieć prosto do pałacu. Może udałoby mu się porozmawiać z Akcentem i jakoś go do siebie przekonać. Albo zamieniłby po prostu kilka słów z królową. Nie szanował jej, to prawda, ale dla możliwości zamieszkania w Podniebnym Pałacu mógłby się trochę upokorzyć.
A gdyby za bardzo nie przeszkadzał Bijou w prowadzeniu jej „rządów", smoczyca na pewno nie miałaby nic przeciwko jego obecności.
Mógłby też wrócić do matki, bo ta na pewno obroniłaby go przed wściekłą babcią. Miał też możliwość ucieczki w góry, jednak ta, ze wszystkich opcji, odpowiadała mu najmniej. Nie widział siebie żyjącego samotnie w ciemnej jaskini, z wysuszonymi łuskami i pazurami stępionymi od ciągłego drapania skał.
Z ciężkim westchnieniem przeszedł do drugiego pokoju, ciągnąc ogon po ziemi. Minął hamak i basen, po czym wyszedł na korytarz, gdzie o mało co nie został stratowany.
Wszystkie smoki biegły w stronę sali głównej, śmiejąc się i rozmawiając. Blask dał się porwać wielobarwnemu nurtowi, uznając, że i tak ma niewiele do stracenia. Niechętnie przebierał łapami. Skrzydła złożył na grzbiecie, żeby zajmowały jak najmniej miejsca, choć miał straszną ochotę rozłożyć je szeroko, by zrobić komuś na złość. Jakaś Nieboskrzydła uśmiechnęła się do niego, a on, zdziwiony, odwzajemnił uśmiech.
Po kilku chwilach Blask znalazł się w dużym pomieszczeniu, mijając po drodze jeszcze dwie pary pokojów znajdujące się po przeciwnych stronach korytarza. Nieboskrzydłemu udało się wyślizgnąć spomiędzy innych smoków. Rozejrzał się dookoła.
Nie było tutaj praktycznie nikogo, ponieważ większość uczniów dotarła już na apel. Jedynie niektórzy pozostali w tyle: Blask widział zbliżającą się parę Lodoskrzydłych, ciemną Błotoskrzydłą oraz smukłą Piaskoskrzydłą, która na chwilę oczarowała go swoją urodą i różnorodnością wzorów na grzbiecie i skrzydłach. Smoczyca rzuciła mu przelotne spojrzenie i uśmiechnęła się tajemniczo. Nieboskrzydły szybko jednak otrząsnął się i parsknął, wchodząc do kolejnego korytarza, którym wcześniej przebiegła cała reszta.
Przejście było całkiem szerokie. Prowadziło do kolejnego pomieszczenia - większego i zdecydowanie ładniejszego. Blask przepchnął się między kilkoma smokami, by mieć lepszy widok. Zauważył, że na drugim końcu sali znajduje się niewysoka scena. Dodatkowo jedną ze ścian zdobiły medale, a inną kwiaty i kolorowe napisy.
Nieboskrzydły rozejrzał się po zebranych. Było tutaj kilkadziesiąt smoków, większość z nich w jego wieku, niezbyt wyróżniająca się. Zwyczajni uczniowie, którzy nie wniosą niczego do jego życia. Jednak uwagę Blaska przykuła jedna smoczyca - na pewno starsza i na pewno nie zwyczajna.
Jej złote i pomarańczowe łuski wyglądały tak, jakby płonęły żywym ogniem, co sprawiało, że była bardzo podobna do Akcenta. Miała jasne, szare oczy, którymi uważnie obserwowała otoczenie, a dym falował wokół jej szyi. Jej złote skrzydła wydawały się przypalone na końcach błon, równocześnie połyskując żółcią i czerwienią.
Nie wyglądała jak typowa Nieboskrzydła, jednak nie w sposób podobny do Wietrzyk - od tej smoczycy biła jakaś wspaniałość i duma; patrząc na nią, Blask nie odbierał jej jako hybrydy, a bardziej jako kogoś wyjątkowego, kto wyróżnia się z tłumu, bo jego przeznaczeniem jest być innym.
I lepszym.
Ciemna Błotoskrzydła usiadła obok smoka, zasłaniając mu widok na tajemniczą nieznajomą. Blask fuknął. Musi znaleźć sposób, żeby później dostać się do Nieboskrzydłej i jakoś z nią porozmawiać. Miał wrażenie, że ona jest jego jedyną nadzieją na dostanie się do pałacu.
I, co dziwniejsze, miał wrażenie, że będzie chciała mu pomóc.
Może nie tylko te głupie Nocoskrzydłe potrafią przepowiadać przyszłość.
- Cześć - zagadnęła Błotoskrzydła, wyrywając Blaska z zamyślenia. Smok ledwo usłyszał ją pośród wszechobecnego gwaru. Podniósł wzrok, by spojrzeć w jej ciemnożółte oczy i skrzywił się.
- Nawet nie mam siły udawać, że nie interesuje mnie rozmowa z tobą - oznajmił, machając ogonem na boki.
- Cóż, jesteśmy razem w skrzydle, więc będziemy na siebie skazani - odrzekła niewzruszenie smoczyca błot. - Jestem Komarzyca - przedstawiła się. - I tak jak ty, nie lubię tutaj nikogo.
Nieboskrzydły zastrzygł uszami, teraz zerkając na nią z większym zainteresowaniem.
- Myślałem, że Błotoskrzydłe są bardziej... pozytywne.
- Myślałam, że Nieboskrzydłe nie marnują czasu na interesowanie się innymi plemionami.
Blask fuknął. Chciał otworzył paszczę, żeby odpowiedzieć, jednak nagle większość smoków ucichła, co zbiło go z tropu. Zamilkł więc i wyciągnął szyję, by dostrzec to, co dzieje się przed zdecydowanie zbyt wysokim Morskoskrzydłym i całą resztą uczniów. Gdy Blask syknął znacząco, błękitny smok uprzejmie uchylił się, dzięki czemu Nieboskrzydły miał lepszy widok.
Na scenę weszła drobna Piaskoskrzydła z łuskami lśniącymi jak złoto, jej zielone oczy błyszczały inteligencją. Krótki ogon nie był zakończony kolcem jadowym, a rozłożyste skrzydła w kolorze pustyni połyskiwały niczym prawdziwe gwiazdy.
Kolejna hybryda?
- Kto to jest? - spytał cicho Blask.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? - odpowiedziała szeptem Komarzyca.
- Zamknijcie się - polecił im jakiś Lodoskrzydły siedzący z tyłu. Blask odwrócił się i odsłonił kły.
Piaskoskrzydła zaczęła mówić.
- Witajcie, drodzy uczniowie Akademii Jadeitowej Góry! - zaczęła radośnie. Jej głos ginął pośród myśli pełnych nienawiści, zaprzątających głowę czerwonego smoka.
Nieboskrzydły zmierzył wzrokiem swojego nowego nieprzyjaciela.
- Byłbyś milszy, gdybym ugryzł cię w szyję? - zapytał ze złością.
Lodoskrzydły wykrzywił pysk w grymasie niezadowolenia, a Blask ze zdziwieniem zauważył, jak idealne rysy ma smok. Oby nie był księciem. Jego łuski połyskiwały błękitem, srebrem i bielą, a chabrowe oczy uważnie mierzyły Nieboskrzydłego. W tle słychać było wesoły głos Piaskoskrzydłej.
- Byłbyś ciszej, gdybym wyrwał ci struny głosowe? - spytał zimno.
Blask w odpowiedzi warknął cicho i pozwolił, by z jego nozdrzy uniósł się dym. Lodoskrzydły zmrużył tylko oczy i nagle, bez ostrzeżenia, zionął w czerwonego smoka odrobiną lodu. Nieboskrzydły w ostatniej chwili osłonił pysk skrzydłem, jednak krzyknął z bólu, gdy okropne zimno rozeszło się po jego ciele. Miał wrażenie, że coś wypala i równocześnie zamraża jego błonę.
Wszyscy zerwali się z miejsc, podekscytowani i zaciekawieni. Komarzyca odsunęła się trochę, patrząc na wszystko spode łba i machając niespokojnie ogonem. Przemawiająca Piaskoskrzydła wydała z siebie okrzyk przerażenia, na co kilku uczniów odskoczyło. Tuż obok Blaska pojawiła się duża ciemnoniebieska Morskoskrzydła, jej skrzela unosiły się i opadały.
- SEHER! - wykrzyczała prosto w twarz Lodoskrzydłego, wymachując przy tym wściekle łapami. Biały smok przewrócił oczami i zatkał uszy pazurami, by nie ogłuchnąć. - TO TWOJA WINA, PRAWDA?!
Blask uśmiechnął się lekko. Może to i on został poszkodowany fizycznie, ale pierwszy raz to nie na niego krzyczano. Mógł znieść ten ból, patrząc, jak smok, którego nie lubi, obrywa po łapach. Z satysfakcją obserwował, jak Morskoskrzydła denerwuje się na Sehera, a starszy Błotoskrzydły próbuje powstrzymać ją od zrobienia mu krzywdy. Zaintrygowani uczniowie odsunęli się, gdy tajemnicza Nieboskrzydła i mała, przejęta Piaskoskrzydła hybryda podeszły do Blaska.
- Wszystko dobrze? - zapytała smoczyca piasku. - Tak bardzo, bardzo mi przykro. - Zerknęła w bok i kontynuowała, starając się mówić na tyle głośno, by jej łagodny głos dało się usłyszeć ponad wściekłymi krzykami i obecnym gwarem. - Kiedy Tsunami skończy na niego wrzeszczeć, spróbuję z nim porozmawiać. Mam nadzieję, że z twoim skrzydłem wszystko jest w porządku...
- Słonko - przerwała jej Nieboskrzydła, kładąc swoją pomarańczową łapę na złotym ramieniu smoczycy. Jej głos był kojący, a spojrzenie szarych oczu hipnotyzujące. - Nie martw się, opatrzę go.
Słonko westchnęła i w milczeniu pokiwała głową, siląc się na uśmiech. Blask spojrzał na Komarzycę, a ta wzruszyła ramionami.
- Apel zostanie kontynuowany - oznajmiła głośno Nieboskrzydła. Dało się słyszeć okrzyki niezadowolenia, na co smoczyca warknęła ostrzegawczo. Złożyła skrzydła na grzbiecie i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Nie martwcie się, nic takiego się nie wydarzyło! - dodała Słonko, stając na tylnych łapach, by uczniowie siedzący dalej mogli ją zobaczyć. - Dzisiejsze lekcje odbędą się zgodnie z planem! - Następnie zwróciła się do Nieboskrzydłej. - Gracjo, bądź tak miła i porozmawiaj z Seherem wieczorem.
Smoczyca pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko.
- Chodź ze mną - rzuciła do Blaska przez ramię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top