Rozdział 1
CZĘŚĆ PIERWSZA — SZPONY
U podnóża góry panował niewyobrażalny tłok.
Blask musiał przepychać się między smokami, jednocześnie próbując uniknąć nastąpienia na czyjeś ogony, łapy lub ciągnące się po ziemi skrzydła. Dodatkowo wszyscy zachowywali się potwornie głośno, a powietrze aż drgało od żaru. Blask warknął ze złością, kiedy grupka Lodoskrzydłych w jego wieku przebiegła tuż obok i przypadkiem popchnęła go na Błotoskrzydłego stojącego nieopodal. Łuski brązowego smoka były twarde niczym diamenty i Nieboskrzydły poczuł się tak, jakby z całej siły uderzył plecami w skałę. Otrzepał się, podniósł głowę wysoko i rzucił mordercze spojrzenie w stronę białych smocząt, jednak one nawet tego nie zauważyły. Pobiegły dalej, znikając wśród różnobarwnego tłumu. Rozległy się krzyki oburzenia, kiedy jedno z nich przypadkiem zahaczyło ostrym ogonem o łapę Morskoskrzydłej.
Blask miał nadzieję, że smoczyca zareaguje bardziej gwałtownie i chociaż nakrzyczy na Lodoskrzydłe, jednak ona tylko zmrużyła oczy i zasyczała. Następnie odwróciła się do dwóch smoków ze swojego plemienia i wypowiedziała kilka słów z wyraźną złością. Blask chciał podejść bliżej, żeby usłyszeć, co mówi Morskoskrzydła, jednak wtedy ktoś nadepnął mu na ogon. Nieboskrzydły szarpnął się gniewnie, ale to nie poskutkowało – ostre pazury cały czas zaciskały się na jego łuskach. Z niechęcią wygiął szyję tak, by spojrzeć za siebie i napotkał nieprzyjazne spojrzenie brązowych oczu Błotoskrzydłego.
Masywny smok nie puścił ogona Blaska, kiedy ten wymownie szarpnął się jeszcze raz. Nieboskrzydły złożył i rozłożył skrzydła, wysuwając z paszczy rozwidlony język. Dwa smoki mierzyły się morderczymi spojrzeniami, a wszyscy przechodnie zgrabnie ich wymijali. Niektórzy z nich ukrywali uśmiechy rozbawienia, jedna smoczyca przyjaźnie szturchnęła Błotoskrzydłego w ramię. W końcu Blask syknął ze złością i obnażył kły, widząc, że dalsze aluzje są bezcelowe.
- Na co ty niby czekasz?! – fuknął. – Puść mój ogon. Teraz.
Błotoskrzydły zacisnął pazury jeszcze mocniej, a Blask poczuł ból – lekko zakrzywione szpony niemalże przebiły jego łuski. Czerwony smok zmrużył oczy ze złością, pozwalając, by z jego nozdrzy uniósł się dym.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? – zapytał wściekle.
Błotoskrzydły otworzył pysk, żeby odpowiedzieć, jednak zamiast tego cofnął się, szybko zabierając łapę z ogona Nieboskrzydłego. Blask spojrzał na niego ze zdziwieniem. Dlaczego smok błot to zrobił? Co spowodowało tak nagłą zmianę w jego zachowaniu? Nagle młody książę poczuł za sobą ostry zapach dymu i domyślił się odpowiedzi.
Karmazynowa smoczyca wylądowała za nim, rozkładając i składając złote skrzydła. Jej czarne jak węgiel szpony zacisnęły się na wysuszonej ziemi, potężny ogon uderzył w leżące obok kamienie. Łuski koloru krwi połyskiwały w słońcu. Nikt z tłumu nie przejął się przybyciem Nieboskrzydłej – w końcu cały czas przylatywały i odlatywały stąd jakieś smoki – jednak Błotoskrzydły wyglądał na wystraszonego.
- Coś się stało? – spytała zimno smoczyca. Jej głos był niski, ochrypły, i, z czego zdał sobie sprawę Blask, całkiem przerażający. Nieboskrzydły spojrzał na smoka błot z satysfakcją, rozkładając lekko skrzydła.
Błotoskrzydły wyprostował się i spojrzał na przybyłą smoczycę z góry. Nie było to trudne, ponieważ mimo tego, że była bardziej masywna, wyglądała na dwa razy mniejszą od niego. Blask widział jednak, że brązowy smok obawia się Nieboskrzydłej. Nie zdziwiło go to, bo Karmazyn była w końcu silniejsza od większości współplemieńców; mięśnie łap i skrzydeł zafalowały pod jej łuskami, gdy tylko postąpiła krok do przodu.
- N-nie – odburknął Błotoskrzydły i, rzucając Blaskowi pełne złości spojrzenie, po prostu odszedł. Karmazyn śledziła go jeszcze chwilę swoimi złotymi oczami, a gdy skręcił w stronę straganów, pochłonięty przez tłum, zwróciła się do smoczęcia.
- Co to było? – zapytała, składając skrzydła na grzbiecie. Blask złapał ogon w łapy i syknął; dym owinął się wokół jego rogów.
- Kilka Lodoskrzydłych mnie potrąciło i wpadłem na tego smoka. Potem po prostu stanął mi na ogon i nie chciał puścić – odparł Nieboskrzydły, wzruszając ramionami. Nie chciał przyznawać się przed Karmazyn do tego, że miejsce, w którym Błotoskrzydły wbił swoje pazury w jego ciało bolało i piekło. Wiedział, że babcia by go wyśmiała. Zacisnął więc tylko zęby i złożył skrzydła tak, żeby zajmowały jak najmniej miejsca.
Karmazyn pokiwała głową i złączyła szpony. Blask widział, że uważnie rozglądała się po tłumie, jakby oceniała, jak niebezpieczne byłyby wszystkie te smoki, gdyby musiała stanąć z nimi do walki. Westchnęła ciężko i zwinęła ogon na łapach, jej łuski zalśniły w słońcu.
- Błotoskrzydłe są okropnie uparte, taka już ich natura – powiedziała. Syknęła, kiedy niemalże biały Piaskoskrzydły przypadkiem dotknął swoim ciepłym skrzydłem jej pleców. Smok spojrzał na nią przepraszająco. Kiedy się oddalił, Karmazyn dodała: – To jedne z dwóch plemion, których nie nienawidzę.
Blask spojrzał na nią, zaciekawiony.
- Jakie jest drugie? – zapytał. Zawsze był przekonany, że jego babcia nienawidzi wszystkich plemion, łącznie z własnym. W końcu Nieboskrzydłe też nie potraktowały jej dobrze.
- Nieboskrzydłe – odparła bez wahania. Widząc zdziwione spojrzenie wnuka, rozwinęła myśl. – W końcu moje dzieci są Nieboskrzydłymi. Ty jesteś Nieboskrzydłym, twój brat też. Mój mąż był Nieboskrzydłym... Można powiedzieć, że te smoki, które kocham są Nieboskrzydłymi.
Blask pokiwał głową. On, w przeciwieństwie do Karmazyn, nienawidził wszystkich plemion oprócz Nieboskrzydłych. Żadne z nich nie było tak idealne, niesamowite i inteligentne jak smoki nieba. Dla przykładu, Błotoskrzydłe miały brzydkie kolory, były duże, zbyt masywne i powolne. Nie miały w sobie nawet odrobiny gracji, poruszały się jak ociężałe hipopotamy. Z kolei Piaskoskrzydłe zakopywały się w piasku jak jaszczurki, co zdaniem Blaska było żałosne. Prawdziwy wojownik w końcu nigdy się nie chowa. A Morskoskrzydłe...
Blask przerwał te rozmyślania, zdając sobie sprawę, że przecież teraz będzie musiał spędzać cały swój czas ze smokami z innych plemion. Przez incydent z Błotoskrzydłym zapomniał właściwie po co tu był, jednak teraz cała jego niechęć i złość powróciły. Szedł w końcu do Akademii Jadeitowej Góry, ponieważ jego wspaniała rodzina uznała, że to świetny pomysł. Nie wierzył w to, że Karmazyn też popierała ideę uczenia się razem ze wszystkimi plemionami Pyrii.
- Dlaczego zgodziłaś się, żebym poszedł do Akademii? – spytał nagle Blask. Babcia spojrzała na niego zaskoczona.
- Lepiej jest mieć przyjaciół niż wrogów – odparła w końcu, uważnie obserwując przechodzące smoki. Blask widział w jej oczach ból, którego nie dało się nazwać. Wtedy zdał sobie sprawę, że większość przechodniów była roześmiana – stojąc tutaj, widzieli przecież rodziny, przyjaciół, pary... Nawet ci, którzy byli sami, wyglądali na szczęśliwych. Nieboskrzydły zrozumiał, że te smoki nie muszą przechodzić tego, przez co przechodziła Karmazyn.
To przeszłość, upomniał się. To przez to, że okazała słabość. Przecież mogłaby zostać królową, a wtedy ja mógłbym żyć jak prawdziwy książę.
Smok poczuł narastającą w nim złość i silne poczucie niesprawiedliwości.
Jestem księciem. Powinienem mieszkać w pałacu.
Zdał sobie sprawę, że Karmazyn cały czas na niego patrzy, więc powoli pokiwał głową. Tak naprawdę czuł do babci żal o to, że nie próbowała nawet walczyć o miejsce w pałacu dla reszty swojej rodziny. Tak jakby oni wszyscy byli gorsi od córki Czerwieni.
Blask zamyślił się na chwilę. Jego ojciec na pewno był.
Powiew, były Nieboskrzydły żołnierz, był jednym z najbardziej nieudolnych i słabych smoków, jakie Blask znał. Nigdy nie mógł uwierzyć w to, że jest jego synem. Tak samo, jak nigdy nie mógł uwierzyć w to, że jego matka mogła pokochać... kogoś takiego.
Powiew latał gorzej od poturbowanego nietoperza i praktycznie zawsze wpadał na drzewa. Nieboskrzydły, który nie potrafi latać, jest hańbą dla plemienia. Blask nie wiedział również, jakim cudem taki smok poradził sobie w wojsku, skoro bycie żołnierzem wymagało dobrej koordynacji ruchowej.
Z zamyślenia wyrwał go głos babci.
- Myślę, że powinniśmy już lecieć – powiedziała Karmazyn, szturchając wnuka skrzydłem. – Czerwonopióra razem z Kormoranem i twoją torbą mogą już na nas czekać pod Akademią. Poza tym mam dosyć tego, że ktoś cały czas depcze po moim ogonie.
Po tych słowach, wzbiła się w powietrze, wywołując tym samym niezadowolenie kilku smoków, które akurat przechodziły obok. Kremowa Piaskoskrzydła syknęła wściekle, kiedy ogon Karmazyn uderzył ją w skrzydło, błękitny jak niebo Morskoskrzydły w ostatniej chwili uskoczył przed jedną z jej tylnych łap. Nieboskrzydła tylko kłapnęła na smoki paszczą i skinęła na Blaska, żeby się pospieszył.
Młody smok wyprostował się dumnie i, celowo rozkładając skrzydła na całą szerokość, wzbił się do lotu. Zerknął przez ramię i zauważył, że uderzył w pysk jakiegoś Nocoskrzydłego. Smok tylko potarł nos i spojrzał na Blaska posępnie, a potem odszedł, ciągnąc skrzydła po ziemi.
Karmazyn była już wysoko w górze i Nieboskrzydły naprawdę musiał się postarać, by się z nią zrównać. Gdy był całkiem niedaleko, smoczyca zawisła na chwilę i wskazała łapą jeden ze szczytów. Blaska owiał ciepły prąd, wywołany tym, z jaką siłą ogromne skrzydła jego babci przecinały powietrze. Spojrzał w tamtym kierunku, machając skrzydłami, by utrzymać równowagę, i zauważył różne kolory smoków z innych plemion.
Widział lśniące jak diamenty łuski Lodoskrzydłych, zielone oraz niebieskie jak szkło kobaltowe Morskoskrzydłe i, co sprawiło, że poczuł się trochę lepiej, pomarańczowe i czerwone Nieboskrzydłe krążące ponad szczytem.
Karmazyn zapikowała tak gwałtownie, że Blask zachwiał się, gdy przez nieuwagę uderzyła go ogonem. Szybko jednak odzyskał równowagę i zanurkował tuż za nią.
Lecieli tak kilka chwil. Ciepłe powietrze owiewało ich łuski, a słońce przyjemnie ogrzewało grzbiet i skrzydła. Blask zwinnie ominął lecące z naprzeciwka Deszczoskrzydłe, nawet nie zastanawiając się nad tym, że powinien je jakoś obrazić za sam fakt bycia Deszczoskrzydłymi. Kiedy latał, wszystkie jego problemy i zmartwienia zostawały gdzieś na ziemi, jego nienawiść szybko się ulatniała, a on był wolny – tu, na otwartej przestrzeni, bezkresnym niebie, w swoim królestwie. Tutaj był prawdziwym księciem.
Karmazyn podleciała w górę, a Blask podążył za nią. Utrzymywał odległość około czterech metrów od koniuszka jej ogona, w razie gdyby smoczyca gwałtownie się zatrzymała. Dzięki temu miał pewność, że nie wpadnie na nią i nie stracą przez to równowagi. Inaczej trzeba było się zachowywać, gdy leciało się po linii prostej – najlepszym rozwiązaniem było trzymać się w odległości kilku metrów na bok od drugiego smoka, tak, by móc rozprostować skrzydła na pełną rozpiętość, lub lecieć w określonej formacji, tak jak w wojsku. Każda z nich miała wytyczne dotyczące tego, jaką odległość należało zachować, by nie wpaść na innych w czasie wykonywania manewrów. Tego zawsze uczyła go matka, która była jedną z nauczycielek latania w małym miasteczku niedaleko pałacu.
Blask spochmurniał na samo wspomnienie pałacu, a gdy zauważył, że są już blisko Jadeitowej Góry, jego humor pogorszył się jeszcze bardziej. Kilka machnięć skrzydłami później, sylwetki smoków stojących przed wejściem do Akademii stały się całkiem wyraźne. Nieboskrzydły zamarł.
Jej jasne łuski rozpoznam wszędzie, pomyślał z odrazą, patrząc na złotą smoczycę. Miał nadzieję, że Wietrzyk jeszcze go nie zauważyła. Nigdy jej nie lubił – była zbyt denerwująca, głośna, męcząca i głupia, a, co najgorsze, za bardzo zakochana w Blasku.
Poznali się, kiedy byli małymi smoczętami, i Blask już wtedy nie był do niej przekonany. W dodatku Wietrzyk miała bardzo dziwny kolor łusek oraz oczu, co podsuwało podejrzenie, że była hybrydą. Nieboskrzydłego w tym przekonaniu utwierdzało to, że nigdy nie poznał jej ojca; nie miał więc pewności, że smoczyca pochodzi z tego samego plemienia, co on. Był na nią jednak skazany, ponieważ Czerwonopióra i Sowa, matka Wietrzyk, były dobrymi przyjaciółkami.
Blask w zamyśleniu nie zauważył tego, że Karmazyn zawisła w powietrzu. Wpadł na jej grzbiet, na co smoczyca syknęła, i zamachał skrzydłami, żeby nie spaść. Potrząsnął głową, widząc zdziwione spojrzenie babci. Smoczyca w odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami i wylądowała, wzbijając dokoła kurz.
Blask znalazł się na ziemi tuż obok niej, składając skrzydła. Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się, czy wśród tych smoków jest jakiś znajomy, z którym mógłby normalnie spędzić czas. Szybko odwrócił pysk, kiedy przez nieuwagę spojrzał na Wietrzyk. Smoczyca niestety to zauważyła i w podskokach znalazła się przed nim.
- Blask! – wykrzyknęła uradowana. – Tak się cieszę, że cię widzę! – zawołała z radością, rzucając się na szyję smoka. Jej łuski były nieprzyjemnie ciepłe, tak jak łuski niektórych Piaskoskrzydłych. Blask zaczął się zastanawiać, czy to właśnie do tego plemienia należał jej ojciec.
Nieboskrzydły odepchnął ją lekko i wymusił uśmiech, widząc, że Sowa idzie w ich stronę. Skinęła głową na powitanie Karmazyn. Większa smoczyca odpowiedziała na przywitanie i rzuciła wnukowi dziwne spojrzenie. Blask był pewien, że było w nim współczucie.
- Nawet nie wiesz, ile czekałam, żebyśmy się spotkali! – mówiła dalej Wietrzyk, nic sobie nie robiąc ze zdziwionych i rozbawionych spojrzeń innych smoków. Blask z zażenowania zakrył pysk skrzydłami, jednak Nieboskrzydła szybko zabrała mu je z głowy. – Mam już tyle pomysłów na to, co możemy robić! Byłam ostatnio w Lesie Deszczowym, wiesz? Poznałam mnóstwoooo smoooków! Deszczoskrzydłe są takie miłe! Nauczyły mnie nawet kilku gier!
Blask zerknął na bok i widząc, że Karmazyn i Sowa pochłonięte są rozmową, syknął.
- Nie krzycz mi do uszu – powiedział zimno, dym owinął się wokół jego rogów. – Porozmawiajmy jak cywilizowane smoki, nie musisz ciągle krzyczeć – warknął.
Przez chwilę Wietrzyk wyglądała tak, jakby Nieboskrzydły właśnie przejechał jej po pysku pazurami, jednak kilka sekund później uśmiechała się z powrotem.
- Przepraszam, nie chciałam – odpowiedziała, a w jej szarych oczach widać było szczerą skruchę. Blask westchnął ciężko. Chciał odpowiedzieć jej coś niemiłego, jednak wtedy Karmazyn szturchnęła go lekko w ramię.
- Idź do Czerwonopiórej – poleciła mu smoczyca i wskazała w stronę ciemnopomarańczowej Nieboskrzydłej, stojącej niedaleko wejścia do szkoły. Na jej szyi wisiał naszyjnik z niebieskim piórem – prezent od Karmazyn. Razem z nią było również małe smoczę, które siedziało na torbie Blaska. Próbowało wzbić się w powietrze, tak jak odlatujący spod Akademii Lodoskrzydły, jednak straciło równowagę i spadło na ziemię. Zaczęło się czołgać, ciągnąc skrzydła za sobą.
Małe smoczęta są dziwne, pomyślał Blask, patrząc na brata.
- Ooooo! – powiedziała Wietrzyk z zachwytem, rozkładając skrzydła w kolorze cytryny. – Mogę iść z tobą? Proszę! Kormoran jest taki słodki!
Blask spojrzał pytająco na babcię. Smoczyca wzruszyła ramionami, jednak Sowa pokiwała głową.
- Jasne, Czerwonopióra ucieszy się, jeśli się z nim pobawisz – powiedziała z uśmiechem i trąciła córkę pyskiem w ramię. – Potem do was dołączę, jeszcze tylko chwilę porozmawiam z Karmazyn.
Blask przewrócił oczami, za co Sowa spiorunowała go wzrokiem. Nieboskrzydły kłapnął na nią paszczą i szybko odskoczył, gdy smoczyca spróbowała uderzyć go ogonem. Karmazyn uśmiechnęła się pod nosem. Blask warknął cicho i poszedł za Wietrzyk, która w podskokach biegła do jego rodziny.
Czuł na sobie spojrzenia innych smocząt oraz ich rodziców. Wyprostował się, podniósł dumnie głowę i złożył skrzydła w elegancki sposób, którego nauczyła go babcia. Ogon trzymał lekko zwinięty, uniesiony kilkanaście centymetrów nad ziemią. Może dzięki takiej postawie wszyscy zauważą, że ma w sobie królewską krew.
Oczywiście widać to było na pierwszy rzut oka, przynajmniej zdaniem Blaska.
Nagle poczuł na ogonie dotkliwy chłód. Odwrócił się gwałtownie i zanim zdążył zareagować, leżał na ziemi, przygnieciony ciężarem jakiejś Lodoskrzydłej. Spróbował się podnieść, jednak jedno z jej skrzydeł wylądowało na jego pysku. Warknął ze złością, a smoczyca odskoczyła.
- Przepraszam! Bardzo przepraszam! – powiedziała gorączkowo. – Naprawdę nie chciałam! To przez moją przyjaciółkę, ona–
Nagle urwała, uważnie rozglądając się wokół. Blask zmrużył oczy ze złością, otrzepując się z kurzu. Przyjrzał się Lodoskrzydłej i zauważył, że wyglądała naprawdę dziwnie – końcówki jej kolców i rogów były jasnofioletowe, łuski na grzbiecie dużo ciemniejsze, a sama smoczyca nie była biała, srebrna, czy niebieska, tak jak większość jej współplemieńców, tylko szaro-fioletowa. Nieboskrzydły zamrugał ze zdziwieniem, gdy zauważył, że miała typowo Nocoskrzydły układ łusek.
Pięknie, pomyślał ze złością. Kolejna hybryda.
Lodoskrzydła wyglądała na urażoną, ale zacisnęła tylko zęby i wyciągnęła łapę w stronę Blaska.
- Mroźna Gwiazda – przedstawiła się z uśmiechem.
Blask niepewnie i niechętnie ścisnął jej szpony, które okazały się zimne. Nagle uświadomił sobie, że pamięta to imię z listy smocząt ze swojego skrzydła. Zwrócił na nie wtedy uwagę, bo było bardzo dziwne jak na Lodoskrzydłe imię. Jeśli ta smoczyca, ta parodia smoka, była hybrydą, to wiele to wyjaśniało.
Książęca duma Blaska ucierpiała. On miał być w skrzydle z hybrydą?
- Blask – syknął w odpowiedzi. – Chyba będziemy się razem uczyć.
Mroźna Gwiazda spojrzała na niego zbolałym wzrokiem. Nieboskrzydły miał wrażenie, że jej oczy zalśniły od łez. Spojrzał na nią ze zdziwieniem. O co mogło jej chodzić? Przecież, jak na razie, nie powiedział czegoś, co mogłoby ją urazić.
Zresztą dlaczego miałby przejmować się jej uczuciami? Dlaczego miałby przejmować się uczuciami jakiegokolwiek smoka? Musiał skupić się na wymyśleniu plan, który pozwoliłby mu wrócić do pałacu. Na pewno nie zamierzał szukać tutaj przyjaciół.
Bez słowa odszedł, zostawiając Mroźną Gwiazdę za sobą.
Podszedł do matki, brata i Wietrzyk. Złota smoczyca żywo opowiadała coś Kormoranowi, gestykulując i rozkładając skrzydła. Smoczę słuchało jej z ciekawością, jednak Blask był pewien, że niczego nie rozumie. Prychnął więc tylko, akcentując swoją wyższość nad małym Nieboskrzydłym.
Czerwonopióra zauważyła to i westchnęła ciężko, obracając w szponach naszyjnik. Posłała starszemu synowi pełne troski spojrzenie i delikatnie zabrała jego torbę sprzed pyska Kormorana. Wręczyła ją Blaskowi, patrząc mu prosto w oczy.
- Dlaczego taki jesteś? – spytała cicho. Blask ledwo ją usłyszał pośród ogólnie panującego hałasu i gwaru. Spojrzał na nią pytająco. – Dlaczego jesteś taki... pełen nienawiści?
Nieboskrzydły wzruszył ramionami.
- Chyba jestem bardziej podobny do Karmazyn niż ty – odparł zimno.
Czerwonopióra ponownie westchnęła, a na jej pysku widać było cień niepokoju i czegoś na kształt... złości? Smoczyca potrząsnęła głową i odchrząknęła.
- Tego się właśnie obawiam – odpowiedziała. Blask nie do końca rozumiał, co miała na myśli, jednak po wyrazie jej pysku zrozumiał, że nie powinien o to dopytywać. – Jeśli twój los okaże się podobny do jej losu, nie będę mogła zrobić niczego, żeby cię ochronić.
Nieboskrzydły chciał odpowiedzieć, jednak zawahał się. Czy było coś, czego nie wiedział na temat Karmazyn? Co matka mogła mieć na myśli? Zacisnął zęby. Wiedział, że jego życie nie będzie wyglądało tak, jak życie babci. Był pewien, że jego przeznaczenie okaże się inne. Czuł się w końcu wyjątkowy.
Nawet więcej. Był wyjątkowy.
- Nie sądziłam, że się tutaj zjawi – powiedziała nagle Czerwonopióra. Blask rozejrzał się dookoła, zgadując, o co może chodzić smoczycy. – Byłoby lepiej dla niej, gdyby została w pałacu. – W głosie Nieboskrzydłej było słychać równocześnie współczucie i złość.
Blask poczuł, jak jeżą się kolce na jego grzbiecie, a dym owija się wokół pyska, łap i skrzydeł. Drobna, smukła postać wylądowała cicho na ziemi, mieniąc się czerwienią. Towarzyszył jej większy smok, którego pomarańczowe i żółte łuski zdawały się płonąć żywym ogniem. W powietrzu unosił się zapach palonego drewna. Nikt poza Nieboskrzydłymi nie zwrócił uwagi na przybyszów. W końcu teraz, w czasie pokoju, królowe były na równi z innymi smokami.
Złote ozdoby wysadzane rubinami zalśniły w słońcu, gdy tylko Bijou odsłoniła je, rozkładając skrzydła. Spojrzała na swojego towarzysza wzrokiem pełnym strachu, jednak smok w odpowiedzi jedynie westchnął ciężko. Królowa wyglądała na jeszcze mniejszą i słabszą niż zwykle i (jak zgadywał Blask) jej strażnik, Akcent, również zdawał sobie z tego sprawę. Ogromny Nieboskrzydły wyglądał przy niej jak góra, ponieważ wielkością przewyższał ją prawie trzykrotnie. Na dodatek smoczyca kuliła się żałośnie, nie umiejąc przyjąć należytej władczyni pozy.
Kilka Nieboskrzydłych pokłoniło się lekko, niepewnie.
Pewnie robią to z litości, pomyślał Blask z pogardą. Wokół jego pyska zebrało się tyle dymu, że musiał go rozwiać skrzydłami. Kiedy zobaczył, że Wietrzyk, Kormoran i, co najgorsze, Czerwonopióra również pochylili się przed Bijou, był prawie pewien, że zaraz wybuchnie.
Królowa ruszyła przed siebie, wyglądając jak czerwona jaszczurka, na którą ktoś założył zbyt wiele złotych naszyjników i rubinowych pierścionków. Pozdrowiła paru swoich poddanych, zatrzymując się na chwilę, by z nimi porozmawiać. Akcent nie odstępował jej na krok i niepewnie rozglądał się dookoła. Jego brązowe oczy na chwilę spotkały się z czarnymi jak węgiel źrenicami Blaska i młodszy Nieboskrzydły był prawie pewien, że dzięki temu spojrzeniu zgodzili się chociaż w jednym.
Bijou nie nadaje się na królową. Bijou nie powinna być królową.
Strażnik szybko odwrócił wzrok. Władczyni odeszła od dwóch Nieboskrzydłych smoków, które nie wyglądały na zainteresowane rozmową, i ruszyła w stronę Wietrzyk, robiąc wszystko, by nie złapać kontaktu wzrokowego z Czerwonopiórą ani jej dziećmi.
Wygląda na mniejszą ode mnie, uświadomił sobie nagle Blask. W porównaniu do smoków z innych plemion, wygląda na małe smoczę. Nikt nawet nie podejrzewa, że to właśnie ona jest... królową.
Bijou wyglądała tak, jakby zaraz miała umrzeć. Zatrzymała się metr przed Czerwonopiórą i uniosła dumnie głowę. Blask parsknął, na co Akcent syknął karcąco. Wietrzyk stała w miejscu, wpatrzona w królową jak w obraz, zbyt zachwycona, by cokolwiek powiedzieć.
Żałosne.
- Blasku – powiedziała władczyni, niepewnie na niego patrząc. Smok wzdrygnął się, gdy usłyszał swoje imię w jej ustach. – Wietrzyk – dodała, zwracając się w stronę jasnej Nieboskrzydłej. Mała smoczyca uśmiechnęła się szeroko. – Niezmiernie się cieszę, że przyjęliście moje listy i zdecydowaliście się na naukę w Akademii Jadeitowej Góry.
Dym ponownie uniósł się z nozdrzy Blaska. Czerwonopióra spojrzała na niego ze znudzeniem i zwinęła ogon na łapach, rozkładając i składając skrzydła. Akcent wyglądał tak, jakby miał wyjść z siebie. Jego oczy zalśniły złowrogo, a łuski sprawiały wrażenie objętych ogniem. Ziemia pod łapami smoka stała się czarna.
- Przestańcie! – warknął żałośnie. Bijou odskoczyła, zaskoczona. – Co jest z wami nie tak?! Zwraca się do was wasza królowa! Okażcie jej choć trochę szacunku! – zaklął pod nosem, mierząc Blaska i Czerwonopiórą pełnym złości spojrzeniem. Wziął głęboki oddech i zamierzał kontynuować, jednak ktoś wypowiedział się pierwszy.
- Naprawdę nie musisz.
Wszyscy, poza Kormoranem, który nie rozumiał, co się dzieje, odwrócili się, by napotkać złote oczy Karmazyn. Smoczyca wyglądała jeszcze dostojniej niż zwykle, z uniesionym łbem i ogonem, oraz lekko rozłożonymi skrzydłami. Biła od niej królewskość, której tak bardzo brakowało Bijou. Przerażona władczyni odruchowo cofnęła się o kilka kroków, wpadając na szeroką klatkę piersiową swojego strażnika.
- Kar-ma-zyn – wysyczał przez zęby Akcent, uderzając ogonem o ziemię. Lekko popchnął Bijou do przodu, a smoczyca wyprostowała się. – Jak miło cię widzieć – oznajmił ze słabo ukrytą nieszczerością. – Na pewno dasz teraz dobry przykład rodzinie i pokłonisz się przed swoją królową, prawda? Prawda?
Blask ożywił się. Zerknął w bok, by zobaczyć reakcję Wietrzyk, jednak Nieboskrzydła zdążyła już uciec. Stała kilka metrów dalej, rozmawiając z hybrydą... Śnieżną Gwiazdą, czy jakoś tak. Czerwonopióra westchnęła ciężko, wiedząc, do czego doprowadzi rozkaz Akcenta.
- Gdyby rzeczywiście była królową, nie musiałbyś mnie o to prosić – powiedziała Karmazyn ze spokojem.
Blask za to właśnie podziwiał Karmazyn. Tylko ona byłaby w stanie powiedzieć coś takiego do swojej władczyni, ale co ważniejsze, tylko ona byłaby w stanie potem się obronić.
Bijou spróbowała niepostrzeżenie odejść, jednak karmazynowa Nieboskrzydła kłapnęła na nią paszczą.
- Nie uciekaj, moja droga. Przecież rozmawiamy.
Królowa zmarszczyła pysk i warknęła wściekle. Blask widział złość w jej oczach. W jednej chwili mała smoczyca uniosła się dumnie, rozkładając szeroko skrzydła i syknęła ostrzegawczo. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, strumień białego ognia poleciał w stronę Karmazyn.
ヘヘヘ
Ponad 3600 słów. Następne rozdziały nie będą aż tak długie, naprawdę. Chciałabym poznać waszą opinię – czy dobrze kreuję Blaska? Czy wszystkie zdania są dobrze zapisane? Nie ma żadnych literówek, błędów ortograficznych albo gramatycznych? Jeśli jakieś by się trafiły, to od razu o nich piszcie, bo ciężko jest samemu sprawdzać własny tekst.
Oryginalne imiona: Trinket {Akcent}, Windchill {Wietrzyk}, Whiffle {Powiew}.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top