Podróż
Przez stację King's Cross przedzierały się trzy narody. Dorosły Anglia i odmłodzeni Polska oraz Prusy. Zatrzymali się koło Peronu 9 i 3/4, tuż za rodziną głośnych, rudych czarodziei.
- Ok, pamiętajcie, tylko ludzkie nazwy, narody to tajemnica...
-...i nie dać się złapać na łamaniu regulaminu. Shesh, Arthur, konspirację znam od prawej do lewej i na skos - przerwał Anglii Feliks, machając ręką i przebiegając przez mur po rodzinie rudych.
- A tego co ugryzło?
- Jest pierwszy września. Obudził się o 4: z krwawym kaszlem. Domyśl się - odparł Anglii Prusy. Arthur spojrzał na niego skołowany i postanowił zostawić temat którego nie rozumiał
- Gilbert, nie siedź długo na słońcu, rozumiemy się? - spojrzał groźnie na albinosa
- Ja, ja Mutti. - jedenastolatek zaalutował i pobiegł za Feliksem. Potem barierę przestąpił Anglia.
Felek już zdążył znaleźć pusty przedział i pomógł dawnemu Krzyżakowi wtargać kufer na półkę bagażową. Potem wychylili się z okna, by pomachać na pożegnanie Arthurowi. Gdy pociąg ruszył, rozsiedli się wygodnie na miękkich siedzeniach. Wokół Felka wciąż unosiła się ponura aura, która spokojnie mogła konkurować z tą należącą do Rosji. Gilbert westchnął, wyciągnął na wpół zapisany notes i zaczął pisać.
Minęło może piętnaście minut, gdy drzwi przedziału się otworzyły. Stał w nich chłopiec w "ich" wieku z rudymi włosami i niebieskimi oczami.
- Mogę tu usiąść? Wszędzie straszny tłok.
Feliks zerknął w jego stronę kątem oka i zignorował. Prusy podniósł głowę znad pamiętnika. Ten dzieciak drażnił jego instynkt, wyszkolony po latach prowadzenia wojen. Zanim jednak zdążył zaprotestować, rudy rozsiadł się obok Krzyżaka, bo aura Felka wciąż odstraszała.
- Jestem Ron, Ron Wesley. - przedstawił się.
- Wilkommen, Ronronie Wesley. Jestem Absolutnie Niesamowicie Zagilbisty Gilbert Beilschmidt! Ten pod oknem wyglądający jak kobieta podczas okresu to mój równie płomiennie niesamowity przyjaciel, Feliks Łukasiewicz.
- Masz dziwne nazwisko - wypalił dzieciak zanim poczerwieniały mu uszy ze wstydu, bo Polska spojrzał na niego jak na hitlerowca.
- Dla mnie twoje też jest dziwne.
W tym momencie do przedziału wpadła dziewczyna o brązowych krzaczastych włosach i atmosferze mola książkowego.
- Nie widzieliście ropuchy? Neville swoją zgubił. Nawiasem mówiąc, jestem Hermiona Granger. Myślicie, że w jakim domu będziecie? Pytałam kilku starszych uczniów, i mam nadzieję, że w Gryffindorze. Chociaż Ravenclaw nie brzmi tak źle..
- Halt. - Gilbert przerwał tę lawinę, bojąc się przysypania słowami. - Mów wolniej i daj innym czas na odpowiedź. Inaczej nikt cię nie zrozumie. Jestem Nieskończenie Niesamowity Gilbert Beilschmidt, a to ist Mein Freund, Feliks Łukasiewicz. I żadnej ropuchy tutaj nie było i lepiej, żeby tak pozostało.
Na potwierdzenie tych słów Gilbird i Biały, bielik Felka, zaświergotali cicho.
Zgaszona dziewczyna klapnęła obok rudzielca.
Dali mu karabin
Dali garść kul
Z modlitwą na ustach bronił polskich granic
Za nic w świecie nie chciał ich oddać, za nic
Choć płynęła jak pochodnia ziemia za którą gotów był zabić
Pamiętny wrzesień naznaczony krwia...
- Halo? - Feliks podniósł dzwoniący telefon. - Yhy... Yhy... Nie... Co ty sobie myślałaś? Nie. Zośka... Okej. Tak, pamiętam. Pozdrów resztę. Pa.
Odłożył smartfon.
- Co się gapicie jak Francuz na toaletę?
- Czy to felleton? - spytał Ron z głupią miną.
- Telefon - poprawił go Gilbert zerkając znad notatnika. Rudy z czerwonymi uszami został totalnie zgaszony. W przeciwieństwie do Hermiony.
- Co piszesz? - zapuściła żurawia do krzyżackiego notesu, ale został jej zatrzaśnięty przed nosem.
- Prywatne. - warknął ostrzegawczym tonem. Dziewczyna podniosła się oburzona
- Powinniście się przebrać, zaraz będziemy. - i znikła za drzwiami, puszczając oko do Rona. Feliks zerknął przez okno. Na jego Słowiański GPS to byli dopiero w połowie drogi. Zignorował więc nadętego mola książkowego i poszedł spać.
Obudził go Gilbert, bezceremonialnie zrzucając go z siedzenia. Ledwo omijając cios prosto w szczękę, Prusak przekazał mu, że wreszcie zbliżają się do Hogwartu i trzeba się przebierać. Feliks zawczasu kupił też damski komplet, gdyby naszła go chcica.
Ale teraz "grzecznie" (na tyle, na ile potrafił być Polak we wrześniu) przebrał się w męski mundurek i wyskoczył z pociągu za Gilbertem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top