Rozdział 30

Levi.

— Lars?

Nie, to zdecydowanie nie był on. Jego nemezis — bo chyba już tak powinno się to nazywać. Te dobitnie kontrastujące zmiany w jego zachowaniu, głosie i sposobie mówienia, nie były w żadnym wypadku dobrym sygnałem.

Coś niepokojącego się z nim działo, a reakcja Farlan'a i Alexa wcale mnie nie dziwiła. Sam stałem jak wryty, gdy Lars po wypowiedzeniu tych zatrważająco niepasujących do niego słów, po prostu wyszedł. Cholera jasna prędzej zejdę na zawał przez tego durnego bachora, niż coś mnie tutaj zajebie!

Po krótkiej chwili białowłosy rzucił się za nim w kierunku drzwi, najpewniej chcąc jakoś wpłynąć na blondyna. W porę jednak zareagowałem i chwyciłem go za przedramię, mocno przyciągając do siebie. Zdziwiony obrócił głowę w moim kierunku i patrząc na mnie z góry, próbował mi się wyszarpać.

— Puszczaj! Chcesz dać mu tak po prostu odejść?! — wydarł się, a w jego oczach zaiskrzyły małe ogniki zdenerwowania mieszającego się z zauważalną paniką. Był bardziej w tym momencie jak Lars niż sam Lars.

— Słuchaj kurwiduplu, skoro sam masz go w dupie i nie zależy ci na nim, nie wpierdalaj mi się pod nogi! Ja nie mam zamiaru zostawić go samego! — nadawał jak katarynka. Jak mi ten zdzirowaty pajac działa na nerwy...

Zirytowany puściłem jego rękę, jednak nim zrobił krok w stronę drzwi, uderzyłem go pięścią w brzuch. Syknął dość głośno i przez bolącą część ciała delikatnie się schylił, przykładając rękę do ciała. Staliśmy teraz praktycznie twarzą w twarz.

— Lars, do kurwy nędzy jest jedną z trójki osób, których nie mam w dupie, a ty wychodząc tam teraz, zatrujesz się tym gównem latającym w powietrzu i mu nie pomożesz. — syknąłem, siląc się na w miarę opanowany ton. Białowłosy spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i westchnął przeciągle, ponownie się prostując.

— Jakieś pomysły geniuszu? Gdzie on mógł pójść na przykład? Jest z nim źle, a zaznaczam, nie mamy dużo czasu. — nie zaprzestał panikować, a kolejne potoki słów wydobywały się z jego ust.

— Farlan... — zawołałem przyjaciela, chwilowo ignorując białowłosego, co ewidentnie było mu nie po nosie. Alex fuknął coś nie wyraźnie i odwrócił głowę ponownie w kierunku drzwi. Patafian.

— Musimy wrócić po nasz sprzęt do trójwymiarowego manewru. — zerknąłem na blondyna i wyjąłem zza paska od spodni nóż. Szybko rozciąłem rękaw od górnej części swojego kombinezonu, by następnie rzucić ostrze blondynowi.

— Zasłoń tym usta. — poleciłem, a ten bez mrugnięcia zawiązał sobie materiał z tyłu głowy.

Bez wahania wyciąłem kolejną cześć rękawa i rzuciłem może niezbyt delikatnie w twarz wyższemu ode mnie facetowi z obrożą na szyi. Patrzył na mnie chwile z widocznym zmieszaniem w oczach, jednak powstrzymał się przed jakimś komentarzem. Zrobił następnie to samo co Church. Sprawnie uporałem się z prowizoryczną maską dla siebie, jednak nim ją założyłem, zdążyłem poinformować towarzyszy o szybkim planie, który złożyłem.

— Farlan wracasz do Isabelle, a ja i ten przerośnięty chwast, idziemy do mieszkania Larsa. Zapewne tam poszedł. — objąłem ich swoim beznamiętnym spojrzeniem i ruszyłem do schodów prowadzących ku wyjściu z winiarni. Nie zamierzałem na nikogo czekać.

— Cholera jasna! Sam mogę do niego iść! — oczywiście, Alex'owi nie zbyt spodobał się mój plan.

Wzburzony obrócił się na pięcie i już chciał otworzyć drzwi prowadzące na zewnątrz, gdy nagle postanowiłem wygarnąć mu, co dokładnie o tym wszystkim myślę.

— To idź kurwa! Nikt cię nie trzyma. — rzuciłem przez ramie, a moja wypowiedz, nie mogła obyć się bez jego zirytowanego prychnięcia.

— Ciekawe, w jaki sposób spierdolisz Zwiadowcom! — uniosłem się — Powinieneś wiedzieć, iż się tutaj kręcą, a taki wybuch na pewno zwrócił ich uwagę. — mój argument skutecznie zadziałał na chłopaka, który zmarszczył brwi, stając nieruchomo przy drzwiach.

— Wasz spierdolony sprzęt jest ważniejszy od jego życia? — wysyczał, łupiąc na nas złowrogo.

Zacisnąłem pięści, chcąc jakoś zniwelować chęć ponownego uderzenia go. Atakował nas w najczulsze punkty, wcale nie znając do końca naszej perspektywy. Każdy miał swoje powody do jakiegoś zachowania, ale nikt nie powinien mieć prawa do oceny takich osób.

— To gdzie, żeś był, gdy on je prawie stracił, co? — odgryzłem się. Miałem go już po dziurki w nosie. Moje pytanie lekko zachwiało jego temperament. Od razu się zmieszał, bo wiedział, że zjebał.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, wyrażając wszystko, co negatywne; począwszy od niechęci, po ciężką do opanowania skłonność do aktów przemocy. Moje palce samoistnie mocniej wbiły się w skórę dłoni, a po plecach przebiegł mi uszczypliwy dreszcz, wywołany rosnącą w moim ciele adrenaliną. Na moją wyuczoną samokontrolę już dawno nikt tak nie zadziałał.

Byłem już o krok, by rzucić się na niego z nożem w ręku, ale jednocześnie powstrzymywała mnie myśl alarmująca o tym, że nie powinienem. Co on widzi w tych błękitnych tęczówkach?

Wątpię, by zdążyli się zaprzyjaźnić, chociaż widząc zachowanie Alexa co do Larsa, nie byłem już tego tak pewien.

Możliwość tego, iż faktycznie mogli się potajemnie spotykać, nie chciała zaistnieć w mojej głowie. Nie dopuszczałem tego do siebie, a sam blondyn stał się dla mnie przy upływie czasu, kimś naprawdę ważnym. Lars ponadto pocałował mnie, myląc mnie właśnie z białowłosym. Cholera jasna! Coraz bardziej nie rozumiem tego wszystkiego!

Mamy sobie sporo do wyjaśnienia mój drogi przyjacielu...

— To nie czas na kłótnie. — dobrze znany mi głos Farlan'a odwrócił moją uwagę od Alexa.

— Zakładaj to. — wcisnął mi w ręce mój komplet sprzętu do trójwymiarowego manewru. Byłem jednak na tyle zdziwiony, bym ledwo był w stanie utrzymać go w rękach.

Nawet nie przyszło mi do głowy, że Church sam poszedł po tych schodach na górę i szukał pomieszczenia, w którym wcześniej się przebieraliśmy. Trans, w którym obydwoje się znaleźliśmy, musiał trwać dość długą chwilę. Kurwa mać...

Możliwe jak najszybciej zacząłem zakładać paski, od razu zapinając w odpowiednich miejscach łączenia. Przez krótki czas użytkowania tego cacka, zdążyłem się tego nauczyć praktycznie na pamięć. Przymocowałem do nich sprawnie butle z gazem i zerknąłem na Church'a, który uwinął się z tym równie szybko. Był jednak również widocznie zmęczony. Na piętrze powietrze jest pewnie znacznie cięższe niż tutaj, a dodatkowo niesiony metal i butle w rękach, nie pozwalały na dokładne zasłonięcie ust i nosa. Usłyszałem delikatnie stłumione kasłanie ze strony przyjaciela.

— W budynku jeszcze jakoś ujdzie, ale na zewnątrz będzie znacznie bardziej niebezpiecznie. — wycharkał między napadami duszącego kaszlu, który stopniowo tracił na sile.

— Ruszajmy. Oby nie było za późno... — ostatnią cześć zdania wypowiedziałem szeptem, niemal gryząc się w język. Nie chciałem, by wiedzieli, że ta cała sytuacja również i mnie mocno ruszyła.

Te bezsensowne kłótnie z Alexem zabrały nam zdecydowanie za dużo czasu, dlatego chcąc jakoś go nadgonić, wybiegliśmy na zewnątrz. Nim jednak się rozdzieliliśmy, rzuciłem szybkie spojrzenie w kierunku Farlan'a. Blondyn skinął głową i odpalił sprzęt, zaraz znikając mi z oczu. Wierzyłem, że da sobie z tym wszystkim radę.

O niego się nie martwiłem, ale o tę niemotę o imieniu Lars, już tak. 

~~~~


Rozdział napisany przez: L-R-G-D

Kocham pingwinka mojego małego mrr mrr

(To dopista Trufelki... mała to Mrucia nie ja!)

Wieczorkiem dodam pierwszego shota z okazji rozpoczęcia wakacji!

Miłego!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top