Rozdział 28 cz. 1

W odpowiednim czasie wyszedłem z mieszkania przez uchylone okno w kuchni, które zostawił mi Levi. Miałem przy tym szczęście, że Farlan postanowił się wcześniej położyć. Nie musiałem się obawiać, że trzeba będzie się tłumaczyć, dlaczego o północy postanowiłem urządzić sobie spacerek.

Przeszedłem kilka kroków, by oddalić się nieco od domu. Robiłem to dla pewności, że nikt nawet z przypadku nie wstał w nocy, by podejść do kuchni po coś do picia. Dlatego też tak istotne było dla mnie wtajemniczenie w to wszystko, choć częściowo Levi'a. Kiedy poczułem jednak nagłe szarpnięcie, a z moich ust wydobył się stłumiony odgłos, mogłem tylko domyślić się, kto właśnie do mnie dołączył.

— Nieładnie, tygrysku... — usłyszałem nad uchem. — Nie wiedziałem, że tak łatwo dasz się podejść. Pilnuj swojej pięknej szyjki, bo kręci się tu zbyt dużo nożowników. — ostrzegł mnie, nie rezygnując ze swojego przesłodzonego tonu.

Nie wiedziałem, czy mam odetchnąć przy fakcie, że to Alex mnie zaatakował czy bać się go jeszcze bardziej. Ostatnio miałem tyle wrażeń, że moje biedne serce coraz gorzej znosiło takie sytuacje. Wiązało się to z tym, że ryzyko jakiegoś zawału, czy nagłego omdlenia, coraz bardziej się u mnie zwiększało.

— Alex, nie skradaj się tak więcej... — wymamrotałem, uciekając od niego spojrzeniem. Od ostatniego zbliżenia, miałem zdecydowanie dość podobnego rodzaju sytuacji.

— Dlaczego? Przecież mieliśmy się spotkać. Powinieneś się mnie spodziewać. — zdziwił się chłopak, spoglądając na mnie. Westchnąłem, niezadowolony. Alex natomiast widocznie też nie chciał marnować czasu i od razu przystąpił do wyjaśnień.

— Plan się zmienił i dostaliśmy inne zadanie. — odparł, tym razem to mnie szokując. Musiałem przyznać, że byłem już mentalnie na coś przygotowany, a taka zmiana nie była mi na rękę.

— Co? — zrobiło mi się gorąco. — Inne? — powtórzyłem.

— Najlepiej od razu zacznij wymyślać dobry powód, dla którego nie będzie cię trzy dni w domu. Pamiętasz Sebastiana Rohera? — wspomniał znajome mi nazwisko, na które niemal od razu zdębiałem. Jak mógłbym o nim zapomnieć.

— Mój pierwszy klient... — mruknąłem od razu, głośniej przełykając ślinę. Od razu przed oczami pojawiły mi się jego piwne tęczówki oraz kasztanowe włosy.

— Sprawa wymknęła się spod kontroli. — powiedział ciszej, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Widocznie obydwoje nie byliśmy dość zadowoleni z tego faktu.

— Więc... co będziemy robić? — spytałem, nie chcąc tak stać w tym miejscu tylko po to, by roztrząsać ten aspekt.

Alex musiał w końcu wiedzieć o całej sprawie coś więcej. Sam fakt zniknięcia z domu na całe trzy dni nie był dla mnie prosty. Na ten moment ponadto nie potrafiłem wpaść na nic, co stanowiłoby wiarygodną wymówkę, zaradzającą większemu śledztwu ze strony moich przyjaciół.

— Dostałem instrukcje. Mam cię wtajemniczyć dopiero jutro. — wyjaśnił mi chłopak, posyłając mi przepraszający uśmiech.

Wychwyciłem w nim jednak nutkę uszczypliwości. Ewidentnie się ze mną bawili i nie szanowali mojego trudu, by zachować to wszystko w tajemnicy.

— Leo, słyszę twoje bicie serca już z tej odległości. — roześmiał się — Spokojnie, wystarczy, że będziesz grzeczny i zastosujesz się do wszystkiego, co ci powiem. — starał się mnie na swój sposób pocieszyć. Kiwnąłem głową i zacząłem nerwowo wykręcać sobie palce. Jego wsparcie nie za dużo mi pomogło.

— Nie będzie nas aż trzy dni? Co ja mam im powiedzieć? — spanikowałem na samą myśl o rozmowie z Farlan'em czy Isabelle.

— Wymyśl coś, byle ci uwierzyli. — odparł białowłosy półszeptem. Łatwo mu było jednak mówić.

— Może... Może powiem, że mam chłopaka i chcę spędzić z nim weekend. — wypaliłem, omamiony w pewnym stopniu wciąż bliskością naprawdę przystojnych znajomych wokół mnie.

Alex prychnął jednak i wystawił swoje kiełki w zawadiackim uśmieszku. Po raz kolejny tego dnia poczułem się nieswojo, gdy zapiekły mnie policzki. Dlaczego oni musieli być tak urzekający? Za to powinno się zsyłać do piekła!

— Wiesz, że gdy się denerwujesz, wbijasz sobie paznokcie w skórę i wyglądasz jak mały przestraszony kotek? — zapytał retorycznie, przyrównując mnie do mięciutkiego zwierzęcia.

Alex jednak wydawał się całkowicie zignorować moją propozycję. Z jego podejściem daleko bym raczej nie zaszedł.

No tak. Nie mogłem też dać po sobie poznać, że Levi jest już wtajemniczony i on na pewno nie uwierzy w taką bajeczkę. Choć w zasadzie teraz to nie nim powinienem się przejmować, a Farlan'em i Isabelle. Powinienem być bardziej przekonujący!

— Ja... Po prostu się o nich martwię. Naprawdę chce odbyć tę pięcioletnią służbę i zapomnieć o całym tym gównie... — wyznałem, przyciągając dłonie do głowy, tylko po to, by wpleść palce we włosy.

Alex posłał mi nikły uśmiech, jeden z tych tajemniczych, ale należący z całą pewnością, również i do tych smutnych...

— Musisz być czujny. I pamiętaj, że nikt nie może się dowiedzieć, gdzie naprawdę jutro wychodzisz... — przypomniał mi, z nieco mniejszym entuzjazmem.

— Weźże ze sobą torbę i schowaj w niej broń, najlepiej rewolwery. Standardowy strój, tym razem coś nierzucającego się w oczy. Pomimo zmiany planów, nadal jesteśmy tajniakami i mamy rolę do odegrania. Rozumiesz? — skonkretyzował aspekty, do których musiałem się odnieść. Spojrzał mi przy tym głęboko w oczy.

Jego niebieskie tęczówki w półmroku wydawały się być, jak granat nieba, które kiedyś chciałbym zobaczyć...

— Rozumiem. — odpowiedziałem mu.

— Jutro o dwudziestej drugiej. Dam znak, że czekam pod domem. — na szybko wyjaśnił mi, gdzie będę mógł go znaleźć, tylko po to, by za chwilę odwrócić się do mnie plecami.

— Do zobaczenia. — pożegnał się ze mną, wskakując na jedną z niższych kondygnacji, tylko po to, by zaraz znaleźć się na dachu.

Kiwnąłem mu głową, choć oczywiście na usta wciąż cisnęło mi się wiele pytań. Białowłosy zostawił mnie samego na ulicy, więc wsadziłem dłonie do kieszeni i postanowiłem wrócić do domu. O tej porze, zresztą jak o każdej innej, niezbyt bezpiecznie było kręcić się po Podziemiu. Mogłem mieć tylko nadzieję, że moi przyjaciele mi to wszystko kiedyś wybaczą.

„Znam dwa powody, żeby nie mówić prawdy. Pierwszy jest taki, że kłamstwem można zdobyć to, czego się pragnie, a drugi, że kłamiąc, można oszczędzić komuś cierpienia".

Cały dzień chodziłem jak na ścięcie. Od ćwiczeń na tym badziewnym sprzęcie strzykały mi plecy, a od nocnych koszmarów łapała mnie migrena. W żołądku natomiast odczuwałem nerwowe kolki na samą myśl o dzisiejszej akcji. Alex wiele mi nie wyjawił. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać i co będziemy robić, ani czego dokładnie dotyczyć będzie zadanie. Kiedy też nie miałem o tym pojęcia ani nijak nie mogłem sobie czegoś zaplanować, ogarniała mnie panika.

Miałem na dłoniach już ślady od paznokci w kształcie półksiężyców ze względu na to, że zbyt mocno zaciskałem pięści. Zaczynały się pojawiać na nich strupy, a pieczenie, które wyraźnie czułem przy zwieńczeniu stwardnień, irytująco mnie jedynie drażniły.

Levi naturalnie jako pierwszy wywęszył mój podły nastrój. Gdy myłem naczynia, zbliżył się do mnie i stanął obok, opierając się plecami o blat. Mimo tego, że wyglądał raczej spokojnie, dobrze zdawałem sobie sprawę, że z byle powodu by do mnie nie podszedł.

— Jeśli dobrze pamiętam, wychodzisz dziś na misję z Alex'em? — spytał na tyle cicho, by nikt nieodpowiedni nie usłyszał, o czym rozmawiamy.

Ja natomiast przełknąłem ślinę, nabierając do kubka wody z płynem. Trzęsącymi rękami zacząłem go szorować, a szczypanie w zranieniach jeszcze bardziej się nasiliło, pozytywnie jednak utrzymując mnie w rzeczywistości. Cholernie dziwnie się czułem z myślą, że Levi o wszystkim wie.

— Tak, muszę się zaraz zacząć przygotowywać. — potwierdziłem mu, nie wspominając o pewnej niedogodności.

— Farlan jest ostatnio bardzo nieufny. — stwierdził Levi. — Więc lepiej wymyśl dobry pretekst, bo ja nie zamierzam być twoim adwokatem. — ostrzegł mnie, uwzględniając w wypowiedzi również swój udział.

Szkoda, że nie miał pojęcia o tym, iż jako druga osoba już dzisiaj, narzuciła na moje barki kolejny, trudny do udźwignięcia ciężar.

— Powiem, że zaprosił mnie chłopak... — piana prysnęła na moje ubranie.

— Ee... wiesz, idę do niego na noc, ewentualnie na dwie albo trzy. Nie będzie mnie dłużej, niż sądziłem. — odważyłem się wyznać prawdę Levi'owi. Musiałem liczyć się przecież z tym, że gdybym nie wrócił, wszyscy mogliby mnie zacząć szukać.

Byłbym chyba też debilem, sądząc, że wiecznie marudne usta chłopaka uniosą się do góry w geście rozbawienia. Wwiercał we mnie swoje kobaltowe tęczówki bardziej niż zwykle. Moje słowa widocznie nie przypadły mu do gustu, jednak nie miał też widocznie bardziej uszczypliwych słów, by jakoś skomentować moje wyznanie.

— Nie było cię stać na lepszą wymówkę? — spytał w końcu, unosząc jedną z brwi ku górze.

— A co, masz lepszy pomysł? — odparłem, wykrzywiając usta w grymasie. Szczerze, to liczyłem, że jednak będzie jakiś miał.

— A więc nie będzie cię aż trzy dni? Twoja dupa wytrzyma taki maraton? — zmienił temat, pozbawiając mnie już całkiem nadziei. Teraz to ja skierowałem wzrok na niego. Nienawidziłem tego wyniosłego tonu, jakim się do mnie zwracał i nie zamierzałem znowu się z nim kłócić.

Zbliżała się również nieubłaganie godzina dwudziesta druga. Musiałem zmierzyć się z Farlan'em i Isabelle, którzy przyszli sobie w podobnym czasie zrobić kolację. Denerwowałem się przed tą misją, o której nie wiedziałem nic. Dlatego chciałem być spakowany i gotowy na czas, by znowu nie oberwać od Alexa, a więc w czasie, gdy niektórzy powinni już kłaść się spać, ja musiałem wychodzić z domu.

Przed wkroczeniem do kuchni, zatrzymałem się w korytarzu, by nabrać kilka głębszych wdechów. Na ramieniu trzymałem swoją torbę, największą, jaką miałem i dodatkowo przygładziłem włosy, by wyglądały na bardziej ogarnięte. Upływ chwil mi nie sprzyjał, zresztą tak samo, jak szczęście. Mogłem liczyć tylko na to, że przyjaciele dobrze przyjmą moje kłamstwo, a Levi choć raz okaże się mi być bardziej pomocny z tą swoją obojętnością.

— Oh, Lars, wychodzisz gdzieś? — spytała Isabelle, gdy tylko dostrzegła mnie w progu. Zaśmiałem się głupkowato. Musiałem ukryć jakoś swoje zmęczenie i udawać pewnego siebie. Coś czuję, że będzie ciężko.

— Tak, właśnie przyszedłem wam powiedzieć... ale w zasadzie trochę nie wiem jak... — zakłopotałem się, gdy w myślach próbowałem dobrać odpowiednie słowa.

Jąkałem się przy tym mocno, a ich uwaga skupiona w całości na mnie, przyprawiała mnie o rumieńce na policzkach. Byłoby łatwiej, gdyby byli jedynie ścianą, która w żaden sposób nie reaguje na moje słowa. Serce jednak znacznie przyśpieszyło swoje bicie, a w gardle dziwnie zaschło, całkiem tak jakby ciało, w przeciwieństwie do umysłu, nie uważało tej sytuacji za kłamstwo.

— Spotykam się z kimś. — wydusiłem w końcu, spuszczając wzrok na podłogę.

Czułem przy tym, jak Isabelle omiotła mnie uważnym spojrzeniem, podobnie jak Farlan, a Levi jak na niego przystało, założył nogę na nogę, czekając na moje dalsze słowa. Starałem się jednak na niego nie patrzeć, żeby mnie nie dekoncentrował. Nerwowo skupiałem jednak wzrok na wyczyszczonych przez bruneta deskach.

— Jestem ciekawa! Jak się nazywa? Przedstawisz nam ją? — Magnolia niemal od razu ożywiła się, zadając mi masę pytań.

— Jasne! — wyraziłem jawną aprobatę. Najtrudniejsze jeszcze przede mną.

— Ale w zasadzie to... jest to chłopak. — kontynuowałem, zmieniając swoimi słowami jednak atmosferę na dużo gęstszą. Nastała dziwna cisza.

— Zaprosił mnie do siebie, możliwe, że zostanę u niego na kilka dni. — mówiłem dalej, próbując im wyjaśnić cel mojego wyjścia. Pierwsze koty za płoty, jak to mówią...

— Jesteś gejem? — zapytał bez ogródek Farlan.

Dopiero też teraz odważyłem się podnieść wzrok, co okazało się sporym błędem. Blondyn patrzył na mnie nie dość pewnie, jednak z wyraźnym szokiem w oczach. Magnolia lekko uchyliła usta, natomiast brunet, który o wszystkim wiedział, siedział wciąż na krześle ze swoją neutralną miną.

— Tak... — przytaknąłem.

— Mam nadzieję, że to nie jest dla was problem. — szybko dodałem.

— Ja... wiecie, do niedawna sam nie wiedziałem... — zaczynałem się tłumaczyć, ponownie z nerwów zaczynając wykręcać sobie palce.

Powoli zaczynałem motać się w tej sytuacji i tracić potrzebną mi kontrolę, co wcale nie było bezpieczne. Każde zawahanie mogło mnie w końcu kosztować wszystkim.

— Tch. Bzykaj się, z kim chcesz. — odparł Levi, udając obojętność. Swoim chłodnym wyrażeniem zdania, uratował mnie oraz wsparł na duchu. I choć jego słowa wcale nie były przychylne, to jednak zachowywał się tak jak zawsze. Nie zdradzał po sobie nic. On również grał.

— Przecież nie wyrzucimy cię przez to z domu, co nie? — spojrzał na zdębiałego Farlan'a, który przeniósł na niego swój wzrok.

— Yhm... nic nam do tego. — odmruknął blondyn, choć widać było po nim lekki wstrząs. Zgodził się tym samym na moją obecność tutaj, a mnie samemu widocznie ulżyło. Isabelle natomiast zaraz znalazła się tuż przy mnie, obejmując mnie mocno swoimi rękami.

— Jesteśmy z tobą, nie martw się. — powiedziała, a ja poczułem do niej wielką sympatię. Dzięki tym kilku słowom zrobiło mi się lżej na sercu. Byłem uratowany.

— Nie zatrzymuj go, niech leci. — pospieszył mnie Levi, ostatecznie wyganiając mnie z domu.

Czułem jednak, że temat mojego związku z kimś, nie skończy się nawet wtedy, gdy ja opuszczę kuchnię.

~~~


Napisane przez: Trufelcherry


Dzień dobry kochani :) 

Życzę dużo siły na ten tydzień a dla tych, co poszli do szkoły - wytrwałości <3 

Nie martwcie się, zakończenie roku tuż tuż a potem wakacje (nawet nie wiecie jak zazdroszcze, u mnie słowo wakacje już nie istnieje ;c ) Dlatego korzystajcie i spotykajcie sie ze znajomymi. wychodzcie na zewnątrz jak jest ładna pogoda bo przez pandemie wielu z nas się zasiedziało i jeżeli nic z tym nie zrobimy, to będziemy żałować że tyle czasu zmarnowaliśmy na głupoty :c 

Ale na "Skrzydła do wolności" wygospodarujcie trochę czasu xD


Pozdrawiam cieplutko <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top