Rozdział 27

Czarnowłosy na moje słowa jedynie potaknął głową i oparł się o ścianę, wyczekująco przyglądając się temu, jak nieudolnie próbuje pozbyć się wszystkich pasków. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale gdy próbowałem rozpiąć jedno z łączeń, przeciągnąłem je tak, że te zacisnęły się na mojej klatce piersiowej jeszcze mocniej, naruszając tym samym moje otarcia oraz rany, które jeszcze nie zdążyły się wygoić. Momentalnie syknąłem z bólu, co nie uszło obojętnie chłopakowi będącemu naprzeciw mnie. Prychnął znacznie i odpychając się od ściany jedną nogą, zaczął się do mnie zbliżać z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Ależ ty jesteś problematyczny. — beznamiętny, ale bardzo opanowany ton głosu, dotarł do mojego ucha, przyprawiając mnie o dreszcze.

— Wszystko komplikujesz na swoje własne życzenie. — stwierdził Levi, głośniej wzdychając.

Przez nagłą bliskość, mimowolnie spiąłem wszystkie swoje mięśnie, a także poczułem się dziwnie przytłoczony. Charakterystyczny, delikatny zapach czarnej herbaty idealnie kontrastował z jego chłodną postawą. W tej chwili żałowałem, że nie byłem w stanie odczytać do końca znaczenia jego słów, jak i zachowania. Wypracowana przez niego maniera nieukazywania emocji i doszczętnej samokontroli bardzo mi to utrudniała.

Zerknąłem jednak na jego twarz. Miał delikatnie zmarszczone brwi i wzrok skupiony na jednym fragmencie mojego ciała. Fakt ten — mimo iż nie powinien — sprawił, że zrobiło mi się dziwnie gorąco. Kolejne zrezygnowane westchnienie opuściło jego usta, które były odrobinę popękane, ale w żaden sposób nie psuło czy odejmowało im to atrakcyjności.

Przechylił głowę w bok, nadal nie spuszczając wzroku z mojej osoby i w swoim zamyśleniu uszczypnął zębami dolną wargę właśnie tych ust. Byłem przekonany, że nie robi tego specjalnie, a jedynie w gwoli odruchu, jednakże mój, głupi mózg sam zareagował, podsuwając mi różne ciekawe, jak i kuszące obrazy związane z ich udziałem. Jakie są w dotyku, jak całują i smakują. Zważywszy na to, iż są to usta Levi'a smakiem przewodnim, zdecydowanie byłaby czarna herbata. Kurwa! O czym ja myślę!?

— Lars, w jaki sposób udało ci się to tak bardzo poplątać? Jeszcze mając je na sobie... — jego słowa skutecznie przywracały mnie do rzeczywistości.

Głośniej przełknąłem ślinę, zdając sobie sprawę, że do takich rzeczy tylko ja byłem zdolny. Ledwo zdołałem opanować i przeboleć wyskok swojej jakże kreatywnej wyobraźni, a poczułem, jak moje policzki wręcz płoną żywym ogniem. Nie wiedziałem już, czy jestem bardziej onieśmielony tą całą sytuacją, czy może swoim nieogarnięciem.

Zagryzłem policzek od środka i wysiliłem się na w miarę opanowany ton. Nie chciałem brzmieć jak podniecona nastolatka, której idol właśnie wpadł na nią przypadkiem na mieście. Nie przy nim.

— Sam nie wiem, jakoś tak wyszło... — ledwo wydukałem.

Przyjaciel natomiast popatrzył na moją twarz krótko i był na tyle dobroduszny, że nie skomentował tej doraźnej czerwieni na mojej facjacie. Chwycił tylko jedną ręką pas na moim ramieniu, próbując dojść do tego, jakim cudem tak bardzo to wszystko ze sobą splątałem. Moja wyobraźnia jednak chyba nadal wariowała, gdyż wydawało mi się, że Levi przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.

Powoli zaczynałem panikować. Jedną dłonią nadal trzymał skórzany materiał, natomiast drugą położył w okolicach moich łopatek, by bardziej poluzować splot. Jakiś nadzwyczaj śmiały jest dzisiaj.

— Dobra, chyba wiem jak cię z tego wyplątać. — rzucił nonszalancko, odrobinę się ode mnie oddalając, na co odetchnąłem z ulgą.

— Odpiąłeś butle z gazem, ale o bębenku z linami zapomniałeś, pozbądźmy się najpierw tego. — zaproponował, w skupieniu przyglądając się moim plecom. To miało sens.

Skinąłem głową i spróbowałem sięgnąć dłońmi do zapięcia u dołu pleców, jednak po dłuższej chwili męczenia się nie udało mi się go chwycić. Moje palce były jakby trochę odrętwiałe od trzymania rękojeści podczas dzisiejszego treningu, dodatkowo stresowała mnie teraźniejsza sytuacja. Czy on musi się tak uporczywie mi się przyglądać?!

Zaczynałem się już trochę denerwować swoją niemocą, co poskutkowało krótkim warknięciem, którego nie skontrolowałem. Czarnowłosy musiał to usłyszeć, jednak nie spodziewałem się, że tak na to zareaguje.

— Ha, ale z ciebie niemota. — parsknął krótkim śmiechem. Z rzadko widzianym rozbawieniem na jego twarzy, przyglądał mi się po tym wyczekująco.

Gdy się uśmiechał, wyglądał zupełnie inaczej, łagodniej i może nawet trochę młodziej niż przy swojej codziennej pokerowej twarzy. Od razu mogłem stwierdzić, że jego uśmiech jest zaraźliwy, bo pomimo dudniącego w moim ciele zażenowania, jak i dyskomfortu, moje kąciki ust naturalnie uniosły się ku górze i zrobiło mi się tak jakoś dziwnie milej na duszy.

Dlaczego on tak dosadnie wpływa na moje samopoczucie? Dlaczego jestem tak bardzo zależny od jego osoby? Nie miałem pojęcia, jednak nie było mi z tym źle. Dzień byłby o wiele lepszy, gdyby częściej w taki sposób obrazował swoje emocje na zewnątrz.

— Przestań się szczerzyć, jakbyś fortunę wygrał, tylko się odwróć. — rozkazał i jednocześnie zwrócił mi uwagę, ponownie wytracając mnie z zamyślenia. No i jego uśmiech zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.

— Co? — trochę otępiały sytuacją sprzed chwili do końca nie zrozumiałem jego słów. Levi prychnął na to z jakby niedowierzaniem.

— Odwróć się debilu, zdejmę ci to. — powtórzył niby nadal spokojnie.

Zaczynałem jednak wyczuwać już delikatną nutkę irytacji w jego głosie, więc nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zrobiłem to, co powiedział.

Moje zaczerwienione policzki przypomniały o sobie dość intensywnie, podkręcając temperaturę mojego ciała w momencie, gdy Levi ukucnął za mną i zaczął coś majstrować przy dolnej części moich pleców. Niby nie dotykał mnie bezpośrednio, jednak w jakimś stopniu było to dla mnie piorunująco odczuwalne. W końcu paski dokładnie przylegające do mojego ciała, były przez niego delikatnie odciągane, by nie przyczynić się do większych szkód. Szybko poradził sobie zresztą z odpięciem resztki sprzętu i odłożył go obok siebie na podłodze. Został też jeszcze przez moment w kuckach, by pociągając za niektóre z pasków, mamrotać coś niewyraźnie pod nosem.

Jeden z pasków chwycił trochę mocniej i niestety spowodowało to minimalnie ciaśniejszy zacisk na moim prawym ramieniu, przyczyniając się do jawnego bólu. Od razu wciągnąłem gwałtownie powietrze do płuc, tym samym hamując pisk, jaki cisnął mi się na usta. Bolało i to bardzo. Nigdy w życiu nie sądziłem, iż używanie sprzętu do trójwymiarowego manewru — a nawet same jego noszenie — będzie, aż tak uporczywie raniące. I ci wszyscy żołnierze chodzą w tym całe dnie? Powoli zaczynałem im współczuć.

— Po jaką cholerę tak mocno to zaciskałeś... — kabaltowooki wyrwał mnie z lekkiej zadumy, sycząc pod nosem.

Jakimś cudem znalazł się zaraz przede mną, przykładając dłonie do mojej klatki piersiowej. Był zdecydowanie zbyt blisko. Możliwe nawet, że bliżej niż wcześniej.

— Teraz się skup. — spojrzał na mnie znacząco — Następnym razem wystarczy, że zrobisz to w ten sposób. — prawie stykaliśmy się klatami, a on w dodatku próbował mi jeszcze pokazać, jak powinienem coś robić.

Cały się spiąłem. Ze wszystkich sił starałem się skoncentrować na poczynaniach bruneta, choć było mi niezmiernie trudno to zrobić.

Jego dłonie mocno złapały za górną uprząż znajdującą się trochę nad moją klatką piersiową. Powoli rozpiął jej łączenie w taki sam sposób, jakby pozbywał się paska od spodni. Wstrzymałem oddech. To było zdecydowanie za dużo. Chciałem, by uporał się z tym jak najszybciej i dał mi odrobinę wolnej przestrzeni. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo każdy jego ruch mnie stresuje.

Rozłączone paski na torsie dały mi trochę swobody, jednak sylwetka chłopaka nie odsunęła się ode mnie ani na milimetr. Zamiast pozwolić mi samemu ściągnąć te już znacznie mniej kłopotliwe części ubioru potrzebnego do użytkowania manewru przestrzennego, on zaczął mnie po prostu z nich rozbierać. Zapewne myślał, że ostatecznie jestem taką ofermą, iż nawet z nimi sobie nie poradzę.

Chciałem zaprotestować temu procederowi, jednak ponownie ten skupiony i bacznie przyglądający mi się wzrok powstrzymał mnie przed tym. Nie potrafiłem się ruszyć, a co gorsza za nic w świecie nie chciałem się odezwać choćby pół słówkiem. Zagryzłem wargę i przymrużyłem powieki, gdy smukłe palce Levi'a znalazły się przy moim udzie.

— Podnieś nogę. — rozkazał, dostrzegając, że stoję jak słup z soli.

Nawet nie zorientowałem się, kiedy uklęknął na wprost mnie i z wręcz buchającym we mnie zażenowaniem, wykonałem jego polecenie. Jednak było mi już tak ciężko na płucach, że musiałem przytrzymać się jego ramienia, by nie upaść na panele. Zabrakło mi tlenu, przez co zakręciło mi się w głowie.

— Wszystko w porządku? Co ci znowu jest? — Levi uniósł głowę, by spojrzeć na moją twarz, którą starałem się jakoś zasłonić trochę za krótkimi do tego włosami.

— Nic, trochę mi duszno... — wyskamlałem, w duchu błagając, by nie dopytywał o nic więcej.

— Zluzuj dupę, już kończę. — poinformował mnie. Oczywiście ta jakże uspokajająca wypowiedź, nie mogła obejść się, bez charakterystycznego prychnięcia bruneta.

W odpowiedzi jedynie mruknąłem, a Levi znacznie szybciej i mniej delikatnie, pozbył się pasów z mojej drugiej nogi. Ostatnim elementem łączącym dół całej tej skórzanej plątaniny było zapięcie na moich biodrach. Mężczyzna bez jakiegokolwiek skrępowania zajął się tym problemem i już ostatecznie wyswobodził mnie z tego cholerstwa. Mogłem mieć tylko nadzieje, że widok Levi'a klękającego przy moich udach nigdy nie nawiedzi mnie podczas snu. Chociaż...

Próbując odgonić te niesamowicie krępujące obrazy sprzed moich oczu, jak i też wytłumaczyć dwa piekące placki na moich policzkach, zacząłem udawać duszący kaszel. Zawsze był w końcu lepszy, niż pełne zbłaźnienie w oczach kogoś u kogo chciało się wyglądać nieskazitelnie.

Przyjaciel tylko zerknął na mnie kątem oka i wyminął moją sylwetkę, szybko zbierając cały sprzęt i odłożył go do skrzynki, która znajdowała się pod ścianą. Skierował się do wyjścia z pomieszczenia, jednak nim nacisnął na klamkę, odwrócił się jeszcze do mnie, krzyżując ze sobą nasze spojrzenia.

— Doprowadź się do porządku. Zostawię ci uchylone okno w kuchni, byś miał jak się wymknąć. — pokiwałem głową w geście zrozumienia. Brunet pomyślał o wszystkim.

— A i bądź ostrożny. — okazał swoje zmartwienie za pomocą słów, które wciąż brzmiały jednak dość neutralnie. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego, jednak jego twarz dalej nie wyrażała żadnej konkretnej emocji.

— Nie spóźnij się na spotkanie „tygrysie." — rzucił z delikatnym rozbawieniem w oczach, akcentując przezwisko nadane mi przez białowłosego.

Momentalnie zesztywniałem i soczyście się zaczerwieniłem, nie mogąc znieść piętnującego się we mnie napięcia. Co prawda, wiedziałem, że słyszał dobrze moją rozmowę z tajniakiem, ale nigdy nie spodziewałbym się, że zdecyduje się wyskoczyć z czymś takim. Poczułem się w tamtym momencie jakby intymna atmosfera pomiędzy nami wręcz wybuchła, a on pozostawił po sobie jedynie poczucie znikającej obecności.

Gdy brunet opuścił pokój, wyznaczyłem sobie nowy cel na dzisiaj, który muszę poruszyć podczas rozmowy z Alexem. Poprzysiągłem sobie, żeby go opieprzyć za wymyślenie mi tak krepującej nazwy. Jeszcze ta odmienna tonacja Levi'a, gdy się właśnie tą nazwą do mnie zwrócił, raczej prędko nie da mi spokoju. Nocami będzie dręczyć mnie wraz z obrazem, gdy przede mną klęka.

Poklepałem się po policzkach, by jakoś się otrzeźwić. Potrzebowałem powietrza, a najlepiej to spaceru z osobą, która na pewne moje pytania mogłaby znać odpowiedź. Chciałem odizolować się od niestosownych myśli i bardziej skupić się na czymś dużo ważniejszym. Mimowolnie więc zacząłem zastanawiać się nad najbardziej męczącą mnie sprawą.

Czy powinienem powiedzieć Alexowi o swoich zamiarach względem obecnej szefowej?

~~~


Rozdział napisany przez: Mruczalka

Notka została zjedzona przez Pingwinka i czasowo niedostępną Mrucie....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top