Rozdział 18 cz.1

Informacja od białowłosego doraźnie zepsuła mój — o dziwo — dobry humor. Chcąc bowiem dopytać o jakieś szczegóły i kierując się wizją spędzenia odrobiny czasu z nowym kolegą, wszedłem w wąską uliczkę. Przeszedłem mały kawałek, a następnie stanąłem naprzeciw niego.

— Znasz już miejsce docelowe, jak i cel misji? — zapytałem ostrożnie, rozglądając się przy tym na boki w celu upewnienia się, czy w tej lokacji możemy o tym rozmawiać.

Starszy ode mnie usiadł nonszalancko na jednej ze skrzyń, jakby chciał przekazać mi tym, że nie mam się czym stresować. Ja natomiast stojąc przed nim, oparłem się o ścianę za sobą, wyczekująco wyczekująco na niego zerkając. Widocznie nie był dzisiaj zbyt rozmowny.

Jego dzisiejszy ubiór choć wciąż, w jakimś stopniu wskazywał jednak na jego profesję, to teraz był znacznie normalniejszy. Pod długim, rozpiętym płaszczem miał na sobie szarą, dopasowaną koszulę i ciemne, obcisłe spodnie. Naturalnie zdradzała go również rozpoznawcza obroża na szyi. Odruchowo, na chwilę dłużej zawiesiłem na niej wzrok, zastanawiając się, czy ta konkretna ozdoba jest wymogiem ze strony Lily. Nim jednak zdążyłem o to zapytać, chłopak cicho się zaśmiał, decydując się w końcu udzielić mi odpowiedzi.

— Jeszcze nic konkretnego nie wiem, ale spokojnie, wyjaśnię ci wszystko zaraz przed misją, tak jak ostatnio. — rzucił, wychwytując mój wzrok, wciąż skoncentrowany na jego szyi.

— Ciekawi cię to? — palcem wskazał na swoją szyję, a ja potwierdzając to, nieśmiało skinąłem głową.

Jakby nie patrzeć od niedawna miałem coraz to więcej pytań do białowłosego, po prostu chcąc go bardziej poznać. Chłopak był w końcu dość interesującą personą, nawet jak na same Podziemie. W odpowiedzi spotkałem się z chwilowym zawahaniem oraz wyczuwalną irytacją na twarzy Alexa. Nie pomyślałem o tym, iż moja ciekawość mogłaby go zdenerwować.

— Nie musisz mi tego mówić, jeśli nie chcesz. — odwróciłem głowę w bok, chcąc ukryć cholernie piekące mnie policzki. Nie wiedziałem z jakiego powodu, ale w tym momencie czułem się cholernie zawstydzony.

— To nie tak, że nie chce. Po prostu jest to trochę przydługa historia. Zdecydowanie na kiedy indziej. — zapewnił mnie, drapiąc się po karku. Uśmiechnął się przy tym pocieszająco i przymknął na chwilę oczy.

Ja poczułem jednak dziwną ulgę, a myśl o tym, że białowłosy mógłby się na mnie obrazić lub zniechęcić do rozmowy ze mną, momentalnie uleciała.

— Rozumiem. — powiedziałem uspokajająco, chcąc potwierdzić, iż nie mam mu niczego za złe oraz, że nie zamierzam na niego bardziej naciskać.

— Jakieś szczególne wymogi odnośnie ubioru? — spytałem, chcąc się choć w niewielkim aspekcie na cokolwiek nastawić.

Trochę zasmucił mnie też fakt, że jak narazie utrzymywałem z nim kontakt, jedynie ze względu na aspekty czysto związane z pracą. Nie widywałem go poza zleceniami, a gdy tylko skończyliśmy naszą robotę, często rozchodziliśmy się w ciszy.

Wydawał się ponadto naprawdę w porządku facetem. Zdążyłem go polubić.

— Myślę, że takowych raczej nie będzie. Gdyby jednak pojawiły się jakieś uwagi, skontaktuje się z tobą wcześniej, tygrysie. — odpowiedział mi w zadziorny dla siebie sposób. Ja jednak choć z pewnością nie powinienem, poczułem przez to rozpierający mnie gorąc.

— Wiesz, że nie musisz tak na mnie mówić? — wyjąkałem, delikatnie przechylając głowę i mrużąc oczy.

— Wybacz, ale patrząc jak cię to zawstydza, nie mogę się powstrzymać. — zaśmiał się głośniej, a ja mimo wewnętrznej irytacji z jego drwin, zdołałem się lekko uśmiechnąć.

Miał naprawdę ładny uśmiech i miło mi było patrzeć na niego, gdy był w tak dobrym humorze. Jego towarzystwo wpływało też na moje samopoczucie zadziwiająco dobrze. Rozluźniłem się też, a prowadzenie z nim rozmowy szło mi znacznie łatwiej i przyjemniej.

Chociaż w domu co prawda nie byłem sam, to ostatnio ciężko było mi przebywać ze współlokatorami. Czułem dziwną presję, jakby nadto intensywnie się mi przyglądali, oczekując, iż, zaraz się im wygadam ze wszystkiego, co się teraz dzieje. Miałem wrażenie, jakbym każdym swoim gestem, przekazywał im coraz to więcej znaków, a nawet przypadkowe spojrzenie rzucone w ich stronę miało im powiedzieć o wszystkim co siedzi w mojej głowie.

Szczególnie obecność Levi'a mnie stresowała. Od pewnego czasu zachowywał się bowiem inaczej wobec mnie. Był bardziej czujny i zdecydowanie mniej ufny. Od chwili, gdy mnie tamtej nocy przyłapał, nie rozmawialiśmy ze sobą prawie w ogóle. Nie ćwiczyliśmy razem tak jak wcześniej, a przez pracę zlecaną jemu i Farlan'owi, nie było nawet czasu na to by, poruszyć z nim jakkolwiek ten temat.

Powiedziałem Alex'owi zresztą, jak wyglądał mój powrót z misji. Że zostałem prawie przyłapany i o tej wpadce z krwią na włosach, a także o tym, iż Levi mógł przez to coś podejrzewać. O dziwo starszy nie próbował wszczynać u mnie jeszcze jakiejś większej paniki czy besztać mnie za to jak nieostrzeżony byłem. W dodatku, postanowił mnie przy tym na swój sposób pocieszyć.

— Nie ważne, jakim sokolim okiem dysponowałby ten przystojniaczek, nie dałby rady przyuważyć zaschniętej krwi na twoich włosach. Tym bardziej w ciemnościach. — rzucił, żywo gestykulując jedną z dłoni. Popatrzył na mnie błagalnie.

— Sprytnie wybrnąłeś, zasłaniając się treningiem. Daje ci to możliwość na wytłumaczenie się z tamtej niekorzystnej sytuacji. Jeśli więc o to dopyta, możesz wymigać się tym, że skaleczyłeś się podczas ćwiczeń z nożem. — mówił spokojnie, starając się przemówić do mojego panikującego już mózgu. Musiałem przyznać, że w jakimś stopniu mu się to udało, ale też uświadomiło mi jak czujny i ostrożny muszę stać się na przyszłość.

Właśnie. Jak długo to potrwa? Ile będę musiał im kłamać, czy może nawet się od nich izolować, by nie dowiedzieli się tego wszystkiego? A co się stanie, gdy się dowiedzą? Jak bardzo mój obraz zmieni się w ich oczach na przestrzeni tego czasu?

— Uspokój się. — nakazał, dostrzegając moje zdenerwowanie.

Momentalnie poczułem też dłoń na swoim ramieniu, a spokojny i ciepły głos zaraz przy mojej twarzy skutecznie obudził mnie z natrętnych myśli.

— Czy może mam cię uspokoić w inny sposób? — zapytał przyciszonym głosem, a jego jedna brew sugestywnie uniosła się do góry. Usta wykrzywiły się natomiast w znaczącym, uwodzicielskim uśmiechu.

Poczułem jak moja twarz płonie żywym ogniem, w momencie gdy zrozumiałem i przypomniałem sobie jak ostatnio z takiego rozdygotania wyciągnął mnie białowłosy. Wtedy faktycznie mi to pomogło jednak teraz nie byłem co do tego tak przychylny.

Przełknąłem zalegającą ślinę w gardle i już chciałem mu odpowiedzieć, gdy nagle poczułem jak jego usta delikatnie muskają mój policzek. Krótki i może mało znaczący gest, jednak na mnie zadziałał jak iskra, pobudzająca coś więcej, niżeli płomień na moich policzkach. Zrobiło mi się dziwnie miło i poczułem jak mój żołądek zrobił fikołka. Chłopak jednak dość szybko odsunął się ode mnie i uśmiechając się szeroko poklepał mnie po ramieniu.

— Nie martw się o to teraz, tygrysku. — zagadał do mnie zadziornie i zepsuł całą przyjemną atmosferę. Szlag wszystko trafił.

Ja natomiast mruknąłem coś tylko na wzór przeprosin i z naburmuszoną miną odwróciłem głowę w drugą stronę, spoglądając na wywieszone przy zamkniętym oknie pranie. Do moich uszu niemal od razu dotarł jednak donośny śmiech starszego, który nie mogąc się opanować podniósł głos, niemal piszcząc; jaki to ja uroczy nie jestem. Myślałem, że zapadnę się wtedy pod ziemię przez ogarniające mnie zażenowanie i zawstydzenie. Ewidentnie lubił się ze mną droczyć.

Na całe szczęście, długo mnie nie pogrążał i w momencie gdy, prowizorycznie udało mu się, uspokoić oświadczył, że musi już uciekać. Skinąłem mu głową i podziękowałem, nie chcąc go dłużej zatrzymywać odszedłem, machając w jego kierunku dłonią.

Było południe wiec całkiem możliwe, że miał jeszcze chwile wolnego czasu, który pewnie chciał spędzić z młodszą siostrą. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziewczyna ma szczęście, że ma tak troskliwe rodzeństwo.

Bez dłuższego zastanawiania się swoje kroki skierowałem na nie dalekie targowisko, a widząc już sporych rozmiarów poruszenie w tamtym miejscu uznałem, iż jest to odpowiednia pora na drobny zarobek. Przynajmniej w taki sposób, mogę jakoś wesprzeć nasz budżet.

kilka godzin później

Gdy wracałem do domu, był już późny wieczór, a pochodnie oświetlające ulice zostawały pomału dogaszane przez wyznaczone do tego osoby, które choć dzięki temu mogły zarobić trochę grosza. Powolnym tempem przechodziłem już dobrze znaną mi drogę, na którą klimatycznie, ciepłym światłem padały płomienie świec.

Udało mi się co prawda odrobinę zyskać. Dwa portfele, jak i niewielki koszyk z pieczywem, były według mnie całkiem dobrym wynikiem. Czajenie się na nieuważnych klientów czy zapracowanych sprzedawców, którzy nie mają czasu zerknąć na swoje towary, nie było nadto wyczerpujące. Sakiewki z pieniędzmi zwinąłem, nie zostając zauważonym, jednak moment, w którym chwyciłem koszyk z bułkami, przysporzył mi nie lada problemów. Byłem zmuszony do ucieczki w trybie natychmiastowym, skręcając przy tym w tylko znane sobie uliczki. O dziwo zbiec z miejsca zbrodni, jak i ukryć się, nie było ciężko, choć przyznać musiałem, że trochę się zmachałem.

Chociaż cieszyłem się, że moja wcześniej dość słaba kondycja, dzięki treningom z Levi'em znacznie się poprawiła. Niedawno zadana rana w kończynie dodatkowo nadto nie dokuczała mi w bieganiu.

Momentalnie też uśmiechnąłem się pod nosem, widząc przez okno jak Farlan i Isabelle się z czegoś śmieją. Powoli stawiałem kroki na pojedynczych schodkach, żeby na końcu chwycić klamkę od drzwi i je otworzyć. Wszyscy byli w domu i nikt nie wydawał się spać, więc to, że zamek ustąpił bez użycia klucza, wcale mnie też nie zdziwiło. Drewniane wrota nieznacznie zaskrzypiały pod naciskiem, co musieli również usłyszeć moi przyjaciele, gdyż ich radosna rozmowa od razu ucichła.

Ledwo również zdążyłem wejść do niewielkiego przedsionka, w którym trzymaliśmy kurtki i zostawialiśmy buty, a przede mną stanęła uśmiechnięta od ucha do ucha nastolatka. Widząc ją jednak w tak dobrym nastroju, sam poczułem ogarniającą mnie ulgę i wyszczerzyłem się do dziewczyny.

— Dobry wieczór, koleżko. Co tam masz w tym koszyczku? — uśmiechnęła się podejrzliwie i z iskierkami w oczach, klasnęła w dłonie, gdy ów splatankę podstawiłem jej pod sam nos.

Cieszyła mnie jej reakcja i to nawet bardziej niż mogło się wydawać. Przez ostatnie wydarzenia dziewczyna mało kiedy bywała tak radosna, co było jednak przez nas zrozumiałe.

Wahania nastrojów, nagły strach, nocne koszmary i rozkojarzenie, zdawały się coraz rzadziej ją jednak dręczyć, co było dobrą wiadomością. Z jednej strony wszystko jakby ucichło i wracało do normalności, jednak nikt z nas nie potrafił zapomnieć też o tej drugiej stronie medalu.

Podałem zielonookiej koszyk i powiedziałem, żeby uciekała do środka, jeśli nie chce się przeziębić. Noce w Podziemiu były w końcu dość chłodne, a same leki zdecydowanie zbyt trudne do zdobycia, dlatego lepiej było na siebie uważać.

Magnolia wielce ucieszona podarkiem ode mnie, na bosaka oraz z uśmiechem na twarzy, pobiegła do Churcha, a ja nieśpiesznie pozbyłem się swojego obuwia, odkładając je zaraz obok innych, znajdujących się w przedsionku butów.

W samych skarpetkach wszedłem do trochę większego pokoju, w którym przy stole siedzieli moi przyjaciele. Skinąłem do Farlan'a głową w geście przywitania, na co on, odpowiedział mi tym samym, a następnie podszedłem do nich i wyjąłem z swoich kieszeni dresów dwa portfele. Bez krępacji, wyłożyłem je na stół, na co obydwoje krótko zagwizdali.

— Ładnie Ci poszło. Brawo, Lars. — oznajmił blondyn, z wyraźnym uznaniem sprawdzając zawartość sakiewek.

Było w nich trochę więcej pieniędzy, niż z początku mogłoby się wydawać, a po opróżnieniu ich zawartości, na stole znalazła się nie mała sumka. Uśmiechnąłem się pod nosem. Sam byłem zadowolony z rezultatu dzisiejszych łowów.

Zaczęliśmy rozmawiać i śmiać się z samej Magnolii, która próbowała jednocześnie jeść, mówić i liczyć pieniądze, co robiła swoją drogą, dość nieudolnie. Nie czekaliśmy zresztą długo, gdy ta zaczęła się po prostu krztusić. Z pomocą przybył jej oczywiście, bliżej siedzący ode mnie blondyn, który dodatkowo jeszcze zaczął prawić jej kazanie, by ta na przyszłość bardziej na siebie uważała.

Do moich uszu dobiegło jednak, dość znaczące skrzypnięcie drzwi. Z jakiegoś powodu czuło się, że było wyjątkowe, choć jednoczenie nie odbiegało od żadnego innego, które prowokowaliśmy my. Momentalnie uniosłem głowę i zobaczyłem nikogo innego jak Levi'a, wychodzącego z pokoju naprzeciw.

— O braciszku, już się wyspałeś? — zagadnęła lekko zdziwiona Isabelle, zerkając zza mojego ramienia na czarnowłosego.

— Powiedzmy. — mruknął i jedną z dłoni zaczesał do tyłu już trochę przydługie włosy.

Jego wyjątkowe tęczówki wydawały się jednak zatrzymać na mojej osobie i badawczo się we mnie wpatrywały, co wywołało u mnie upierdliwy dreszczyk, biegnący po kręgosłupie. Mimo to, nie przerwałem z nim jednak kontaktu wzrokowego. Podszedł do nas swoim powolnym krokiem, nadal co rusz łypiąc na mnie jednak ukradkiem.

— A ty? Gdzie włóczyłeś się cały dzień? — spytał nad wyraz łagodnie jak na niego. Musiałem przy tym przyznać, że trochę mnie to zdziwiło, ale i zestresowało.

— Pracowałem. — skinąłem podbródkiem w kierunku stołu z wyczuwalną w głosie dumą.

Kiedy Levi rzeczywiście na niego jednak spojrzał, Isabelle rozłożyła szeroko ręce, wskazując na kupkę z pieniędzy, którą samodzielnie udało jej się uformować.

— Ta da! — pisnęła, szczerząc się od ucha do ucha. Naprawdę miło było ją taką widzieć.

Kabaltowooki popatrzył krzywo to na nastolatkę, to na monety i delikatnie się skrzywił, jakby chcąc rzucić do niej pytaniem;* Ile Ty masz lat, gówniaku?*

Ostatecznie nie powiedział jednak nic, tylko poruszając lekko głową. Widocznie nie chciał denerwować nastolatki, która teraz śmiała się aż nadto, poprawiając nam tym wszystkim dzień. Ja słysząc ten przeuroczy chichot, nie mogłem się wręcz powstrzymać się przed uniesieniem swoich kącików ust do góry. Zrobiło mi się cieplej na duszy, gdy spostrzegłem, że Farlan również wygląda podobnie do mnie.

W takim stanie nie tylko ja chciałbym widywać ją częściej.

~~~~

Wykonane przez: Mruczalka

Cześć wszystkim ! Mam nadzieje że rozdział nie znudził 😘😘jeżeli ta części się podobała to druga zmiecie was z planszy obiecuje 👌👌👌😘 ach ma skromność 😅😅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top