Rozdział 16
Towarzyszący mi strach i żal do tego człowieka, opuścił mnie w momencie, gdy z jego szyi krew trysnęła prosto na mnie. Gorąca, szkarłatna ciecz na mojej twarzy oraz rękach wydawała się tak dobrze mi znajoma. Nie czułem obrzydzenia, mając ten metaliczny posmak na wargach. Część mnie cieszyła się z tego, co zrobiłem. Nie mogłem także powstrzymać małego uśmieszku ciągnącego się na moje usta. Znowu budziła się we mnie ta druga strona.
Szum w głowie, który towarzyszył mi od momentu wkroczenia do baru, narastający z każdą chwilą zbliżającą mnie do morderstwa — ustał. Byłem tutaj tylko ja i te zwłoki.
Spojrzałem w puste już oczy Sebastiana, pozbawione duszy. Jego twarz zastygła w wyrazie szoku. Było to jednak dla mnie równie obojętne, jak pogoda na powierzchni, której praktycznie nigdy nie dostrzegałem. Wszystkie uczucia, którymi darzyłam tego mężczyznę, ulotniły się wraz z jego duszą oraz również i z moją.
Przejechałem mokrym od krwi palcem po jego bladej twarzy, pozostawiając na jego policzku czerwony ślad.
Byłeś całkiem przystojny i miły kolego, przynajmniej ułatwiłeś mi zadanie.
Nie mogłem już jednak na niego więcej marnować czasu. W każdej chwili ktoś mógłby tu wejść i mnie przyłapać. Nie to, że trochę więcej krwi jakoś mnie odstraszało, ale Lily kazała zrobić to po cichu i bez zbędnych ofiar. Oczywiście nie łudziłem się, wierząc w jej dobroduszność. Zszedłem więc z tego trupa i udałem się do łazienki, zmyć żywe dowody, dokonanego przeze mnie przestępstwa. Nie ma co straszyć dzieciaki na ulicy, wychodząc ubabranym w krwi, choć i tak tutaj należy to raczej do dość powszechnych sytuacji.
Zamiast jednak zastanawiać się nad tymi małymi ludźmi, przeraziłem się sam siebie, stając przed lustrem. W odbiciu nie widziałem już Larsa — cichego astmatyka, tchórza o miękkim sercu, który robił to wszystko dla swoich przyjaciół. Teraz stał tu Leo, maszyna do zabijania, pozbawiona wszelkich uczuć, na rzecz ocalenia swojej drugiej strony.
Jakim cudem to wciąż jestem ja?!
Czy to na pewno ta sama osoba?
Twarz pozbawiona była wyrazu, a po policzku spływała jedna, samotna łza, świadcząca o tym, że kiedykolwiek było mi siebie żal.
Jak mam być jednocześnie Larsem i Leonem? Jak mogę okłamywać bliskich? Lecz czy ja mam w ogóle jakieś inne wyjście?
Będę staczał się coraz niżej, aby nie musieli tego robić moi przyjaciele. Nie chce by i oni poszli na dno za mną, więc nieuniknione, że prawdopodobnie nadejdzie taki dzień, gdy ich stracę. Nie doścignę ich ani nie dam rady zmienić ich przeznaczenia. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż będę ich chronił, bo to jedyni ważni dla mnie ludzie.
Podejmując się tej pracy, łudziłem się, że będę zabijał tylko tych złych i tak naprawdę będę tym dobrym. Dzisiaj jednak przekonałem się, jak ten sposób myślenia był złudny. Ktoś, kto morduje, nie może być dobrym człowiekiem. Nigdy.
Po umywalce wraz z wodą do ścieków spływała krew z moich rąk. Spłukałem ją również ze swojej twarzy. Zimna woda, nieco pomogła mi się otrząsnąć, a stan upojenia, w jaki wpadłem po zabójstwie, zaczął mnie opuszczać. Znowu poczułem się tak bardzo bezbronny i narażony, a szum w mojej głowie powrócił.
Nogi zaczęły mi się trząść tak samo, jak i ręce, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Cofnąłem się też instynktownie do tyłu, wpadając na wannę znajdującą się zaraz za mną i przewróciłem się do niej. Mój oddech był płytki i nierówny, a pojawiająca się duszność męczyła moje płuca.
— Co we mnie wstąpiło?! Zabiłem człowieka! — krzyczałem sam na siebie, nie mogąc się pogodzić, z tym, kim jestem.
Gdy tylko odzyskałem wzrok, dość pokracznie wyszedłem z wanny i udałem się do wyjścia z łazienki. Ponownie byłem w pokoju razem z Sebastianem. Na jego widok oblał mnie zimna pot, a widok pościeli będącej całej w jego krwi, przyprawiał mnie o mdłości.
Przechodząc jak najdalej od łóżka, wręcz podtrzymując się ściany, wyszedłem z pokoju. Przed zamknięciem drzwi po raz ostatni spojrzałem na jego ciało, leżące w tej samej pozycji, w której je zostawiłem. W jego oczy, które bez błysku spoglądały w górę, jakoby licząc, że wziąć mnie nad sobą ujrzą. To nie była moja pierwsza ofiara, jednak Sebastian nie zasługiwał na śmierć.
Zdecydowanie nie miałem prawa odbierać mu życia, skoro nie doświadczyłem nawet odrobiny zła, o jakie był oskarżany, przez mimo wszystko, wciąż obcych mi ludzi. W końcu jednak oderwałam od niego wzrok i zamknąłem za sobą drzwi. Wyjście z pomieszczenia jednak niewiele mi pomogło. Na korytarzu było równie duszno co w pokoju. Mimo wszystko musiałem udawać, jakby nic co wydarzyło się za tamtym progiem, nie miało miejsca.
Alex powinien już wyjść. Według planu, w momencie, gdy ja zniknąłem, on miał opuścić lokal, tak więc nie martwiłem się o niego, tylko skierowałam prosto do wyjścia. Jak cień, niezauważony przez nikogo bardziej istotnego, wyszedłem z lokalu, gdzie w końcu mogłem złapać oddech. Każdy wdech przyprawiał mnie o niemały ból płuc, ale był jednocześnie życiodajny.
Nie minęła jednak nawet chwila, a ponownie uderzyło we mnie to, co zrobiłem. Pod moimi powiekami zaczęła zbierać się słona woda, całe ciało trzęsło się, a ja powoli traciłem nad sobą kontrolę. Straciłem równowagę, leciałem do przodu, ale zamiast o ziemię uderzyłem w klatkę piersiowa Alexa, który jakby wiedząc, w którym momencie się pojawić, zdecydował mi się pomóc. Chłopak bez słowa odciągnął mnie od lokalu, wiedząc, że już za moment może zrobić się pod nim dość gorąco i już po chwili z baru wybiegła spora grupa pijanych mężczyzn, którzy widocznie zorientowali się już, że coś jest nie tak.
— Było blisko. — powiedział Alex, zaciągając mnie w jakąś naprawdę ciasną uliczkę, znajdującą się między domami.
Było tu jednak tak ciemno, że sam nie widziałem chłopaka, stojącego praktycznie twarzą w twarz ze mną. Trwaliśmy tak moment w ciszy, oczekując przy tym, aż sytuacja przed lokalem się uspokoi, a kiedy już ulica w miarę opustoszała, wyruszyliśmy.
~~~~~~
Rozdział wykonany przez: Dorifix
Wiem, nie popisałam się jeśli chodzi o długość, ale i tak mam nadzieję, że przypadł wam do gustu :D
Jak ja lubię pisać perspektywę Leo hihi :D
Miłego dnia/ Dobrej Nocy <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top