Rozdział 3.
Wczorajszego wieczoru nie dane mi było jednak zaznać przyjemności śnienia o puchatych króliczkach... Zamiast nich moją głowę zajęły myśli dotyczące tego w jaki sposób mam pilnować kilkoro małolatów naraz. Niby jak miałabym dać sobie z tym rade?
Znudzona czekaniem na wschód słońca wstałam z wygniecionego łóżka, chodząc po pokoju zebrałam kilka fajnych drobiazgów które może mi pomogą. Spakowana w małą zgrabną torbę po cichu wyleciałam oknem by po chwili znaleźć się na lądowisku. Stojąc za jednym z kolumn delikatnie wychyliłam głowę. Jak widać niebo nie próżnuje i wystawia nawet o drugiej w nocy swoich strażników. Ale i tak mnie nie powstrzyma przed wcześniejszym przybyciem na ziemie.Wzleciałam wzwyż i pomijając marmurowy słup oraz wszystkich nieśpiących stróżów dotarłam do kryształu. Miałam tylko kilka sekund by bez zbędnego rabanu wrócić do domu.Pomyślałam o swoim pokoju, na ziemi...
Ciepło okryło całe moje ciało i kilka sekund później opuściło mnie tak szybko jak się pojawiło. Chyba się udało, ale teraz i tak będę musiała poczekać na wschód słońca... Małe nie dopracowanie planu, to tylko szczegół.
Skoro jednak już tutaj jestem to chyba nie zaszkodzi mi rozejrzeć się za moimi celami, bo NIE WIEM GDZIE ONI MIESZKAJĄ....
A tego raczej nikt mi nie powie bez zadawania krępujących pytań , trochę jak w milionerach...
Zrezygnowana wyszłam z pokoju, następnie chowając skrzydła wyszłam z domu. Sięgnęłam po... Mój telefon?! Co do lucyfera! Zamiast mojego ukochanego smartfona jedyne co znalazłam w kieszeni to... Słuchawki bez przewodowe do uszne jak dla kurewskiego tajniaka, i dziwnie fajny płaski telefon. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego modelu. Ten był czymś przewiązany...
Turkusowa kokarda wokół urządzenia wyglądała na bardzo starannie zawiązaną, bez żadnych wygnieceń.Na całe szczęście nadawca tej " przesyłki" zostawił przyczepioną do niej karteczke. Bez zastanowienia oderwałam ją i szybko przeczytałam krzywy podpis.
" Teraz już na pewno odbierzesz każdy mój telefon, spotkajmy się w środę o 19:30 w kawiarni Pod skowronkiem, jakby co telefon nie reaguje na ziemian więc nie pożyczaj go nikomu...
Twój opiekun
Tia, więc do naszego pierwszego wspólnego wyjścia mam jeszcze kilka dni więc , olać go na razie.Skoro mam już te anielskie moce to zaszaleje jak na mnie przystało.Skupiłam się na wyobrażeniu na sobie białej bluzy , najzwyklejszej z kapturem. Dosłownie od razu poczułam ją na sobie. Naciągnęłam kapturek na głowę i zakładając słuchawki do uszu ruszyłam na poszukiwanie jednego z dzieciaków.Włączyłam pierwszą jaką znalazłam nutę i zatapiając się w niej całym umysłem dotarłam do domniemanego domu pierwszego dzieciora.Kamil jak do tej pory zalazł mi za skórę najbardziej więc to zrządzenie losy iż mieszka tak blisko mnie, los to idiota. Wyobrażając sobie łuk powoli weszłam na posesje jego domeczku.Gotowa do walki z największymi demonami przenikałam kolejne ściany w poszukiwaniu pokoju Pawełkowicza. Ponieważ w formie anioła jestem niewidzialna dla ludzi , nie musiałam martwic się że zostanę zauważona. Po chwili byłam już na miejscu, muszę przyznać że ten paszczur ma dobry gust. Wszędzie w rozświetlonym pokoju walały się figurki postaci z creepypasty, ta jestem fanką takich fanowskich tworów. Na ścianach wisiały najróżniejsze plakaty które w dość przerażający sposób ukazywały terrorystów przy bombardowaniu budynków rządowych oraz satanistyczne bzdury powypisywane na kartkach A3 skrzętnie po przyklejane taśmą dwustronną . Panie czego tam nie było, koszulki, nawet bokserki rozrzucone po podłodze z dorysowanym przekreślonym kółkiem... Fan pierwsza klasa, normalnie gdybym teraz nie była aniołem czyli przeciwieństwem tego diabelstwa to bym mu wybaczyła całe to niszczenie życia, ale cóż... Robota czeka. Nagle coś przeniknęło przeze mnie pozostawiając na moim ciele łaskoczące mrówki. Kamil przeszedł przeze mnie jak przez powietrze trzymając w dłoni wielką reklamówkę. Usiadłam trzymając wciąż łuk w gotowości na łóżku i wyłączyłam grającą wciąż muzykę.
Kamil: Teraz wszyscy mi uwierzą...
Tylko tyle chłopak powiedział wyciągając kolejne przedmioty z plastikowej siatki.Świeczki, kreda,sól i pędzel... Powiadam wam iż wyczuwam wzywanie demonów, a przynajmniej to wnioskuje po zakupionych przedmiotach. Musze jakoś zapobiec temu nim Kamil wpakuje sie w coś czego będzie żałował... Już miałam podejść do niego gdy... Nagle coś stanęło na drodze mojej nodze, koniec końców zaliczyłam porządną glebę.Leżąc na ziemi powiedziałam obolała...
Ja: Nawet teraz pech mi nie odpuszcza...
Nagle nie spodziewając się żadnej odpowiedzi , usłyszałam...
? : Może i jesteś aniołkiem skarbie ale czerwieńsza jesteś od krwistego diabła.
Zdziwiona odwróciłam głowę i zobaczyłam ,bardzo urodziwego nastolatka. Sądząc po wylatujących z bujnej czupryny rogach i wijącym się między jego nogami ogonie , to na bank gościu z przeciwnej firmy piekło.com....
Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona od patrzenia na jego chytry uśmieszek który poderwał do życia zapewne nie jedną diablice... Ten natomiast tylko wzniósł się w powietrzu i trzymając się za przuch zaczął się śmiać jak opętany.
? : Pfff..... Hahahhahah!!!
Zignorowałam go jak najlepiej i bez słowa wstałam o własnych siłach następnie wciąż udając iż go tu nie ma obserwowałam poczynania Kamila.Po zakończeniu napadu śmiechu chłopak opadła z powrotem na ziemie i spoglądając na mnie lekko przymkniętymi w flirciarski sposób oczyma zapytał.
?: Pierwszy dzień?
Spojrzałam na niego pytająco tak jakbym sama nie znała odpowiedzi, w sumie to nie powinnam się kontaktować z nim w żaden werbalny sposób. Ale skoro już mam tu siedzieć i pilnować tego bachora to czemu by nie ...
Ja: Pierwszy dzień, a ty?
Ten tylko prychnął i machając swym ogonem rozłożył sie na łóżku zakładając obie ręce za głowę.
? : Powiedzmy że to już, piętnasty rok zabawy... Widać że w szeregach brakuje wam już jakichkolwiek strażników....
Ja: Po czym to wnioskujesz...
? : Powiedzmy że jeszcze nigdy nie widziałem żadnej tak młodej anielicy, i to w dodatku samej ...
Ja: Powiedzmy że nie miałam wyboru i tyle..
? : A jak umarłaś skarbku....
Ja: Powiem tylko tyle że nie wiem czy drugi raz postąpiłabym tak samo...
Teraz przerywając rozmowę prowadzącą donikąd powoli zbliżyłam się do rozsypującego sól Kamila. Następnie instynktownie zaczęłam mu trochę przeszkadzać, no wiecie tutaj krzesło sie wywróciło , a tam świeczki wszystkie zgasły, tyle ile mogłam to spowolnić tyle dałam rade. Nie wiedząc co sie teraz wydarzy stanęłam przy drzwiach i patrzyłam na całe zajście sceptycznie. Nagle diabeł wstał z łóżka i przyłączył się do mnie stojącej.
? : stawiam piątaka że mu sie nie uda, kolejny zapalony fan demonów...
Ja: Ja daje do puli dychę że jednak zrobi sie tu ciekawie i mu sie uda...
? : Powinno być na odwrót...
Ja: Nie narzekaj bo aż mnie mdli od tego albo od zapachu świeczek...
? : Jestem Wesyl a ty kociaku?
Diabełek podał mi teatralnie ręke i bez pytania chwycił za moją składając na jej wierzchu delikatnego całusa. Albo uznać to za urocze albo za obleśne... Trudny wybór, ale chyba to drugie.
Ja: Sara lepiej uważaj bo ten kociak wie do czego służą paznokcie...
W tem końskie zaloty Wesyla zostały nagle i bezpowrotnie przerwane. Ze środka narysowanego kredą obok nieświadomego chłopaka wyłoniła się czarna jak smoła szponiasta łapa.
Ja: dycha dla mnie...
Wesyl z ucieszeniem na ryju podał mi wygnieciony banknot następnie sam jakby nigdy nic znowu leniwie usiadł na powierzchni łóżka.Smolista łapa nie była jednak najgorszym co miało spotkać Kamila. Nagle reszta demona zdołała wydostać się z odmętów kredowego portalu. Wielka zniekształcona głowa przypominająca z wyglądu przejechanego kota.
Natomiast tyłek wyglądał jak u mitycznego centaura tylko bardziej tłusty. W okół szyj wlokły się strzępy łańcuchów a na rękach widać było ślady po kajdanach. Ja na coś takiego się nie pisałam.... Nagle demon ruszył w moją stronę z taką szybkością iż nie zdążyłam się usunąć....
Myślę że jest ok :)
Pisałam jedną ręką więc nie dałam rady poprawić nie których błędów ortograficznych sorki :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top