Rozdział 2 -Pierwsze spotkanie...
Ten sam facet, który zabrał mnie do tego pomieszczenia, złapał mnie za ramię i siłą wyciągną z sali na korytarz, czyli ten debil nazywa się Kafasz... Fajne imię nie ma co, na bank sobie je zapomnę. Nie mogli nazwać go jakoś prościej, jest na świecie tyle mniej porąbanych imion na przykład Sebastian albo Karol... To są dobre imiona. Poza tym to imię w ogóle mi do niego nie pasuje, ale cóż to w końcu jego wybór.
Kafasz: Porąbało cię powinnaś była pójść w stronę światła... Po diabła chcesz wrócić na ziemie,skoro tutaj mogłabyś żyć wiecznie bez żadnych zobowiązań... A teraz ja będę musiał cię wszystkiego nauczyć, lepiej więc słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru powtarzać...
Mówiąc to zaczął ciągnąć mnie za prawa rękę w głąb korytarza, odniosłam wrażenie, że najchętniej wysłałby mnie do piekła, w sumie, dlaczego by nie ... Nagle wpadła mi do głowy myśl... Dlaczego pozwolono mi czuwać na ludźmi ? Raczej nie każdemu to proponują...
Ja: Te goguś powiedz no mi jedną mała rzecz, dlaczego zgodzili się dać mi szanse, jako stróż?
Kafasz: Więcej szacunku! Po prostu mamy w naszej pierzastej rodzince deficyt opiekunów, ludzie wolą mieć wszystko po śmierci z głowy, nie chcą użerać się z opieką nad innymi. Więc mimo tego, iż nie rozumiem, dlaczego się na to zdecydowałaś może uda mi się coś z ciebie wykrzesać.
Ja: Zrobiłam to... dla rodziców.
Kafasz: Wytłumacz jaśniej.
Ja: Moi rodzice opiekowali się mną od urodzenia, zawsze się mną przejmowali. Musiałabym nie mieć serca, by zostawić ich samych bez, chociażby pożegnania. Skoro mam okazje znów ich zobaczyć o, dlaczego miałabym z tego nie skorzystać?
Kafasz: Masz dobre serce, ale powinnaś z tym uważać. Zbyt wiele emocji nakierowuje nas na tor niewłaściwych decyzji.
Ja: Zapamiętam...
Wreszcie doszliśmy do jedynych otwartych drzwi, cały korytarz był pozamykany a te drzwi akurat otwarte.
Kafasz: Tutaj będziesz mieszkać do końca ...istnienia? Chyba tak to mogę nazwać...
Powoli weszłam do środka, pozostawiając otwarte za sobą drzwi, aż zaparło mi dech. Ściany w kolorze szarości, podłoga natomiast całkowicie biała, meble czarne... Bajeczny krajobraz. To pomieszczenie zostało lepiej urządzone niż mój własny pokój. Szybko przemknęłam po nim, zaglądając w każdy najciemniejszy zakamarek, nie znajdując nic, do czego mogłabym się przyczepić. Ogólnie całkiem przyjemna atmosfera, ale coś mi tu jednak nie pasuje...
Ja: wszystko pięknie ładnie, ale dlaczego mam mieszkać tu skoro mogę wrócić na ziemie...
Kafasz: W tym jest cały haczyk, wrócisz na ziemie, będziesz mogła podróżować między niebem a ziemią, ale tutaj jest twoje miejsce. Do twoich rodziców i do szkoły zostanie jeszcze dziś wysłane zawiadomienie o twojej zmianie szkoły, to coś w rodzaju studiów poza miastem...
Ja: Jeśli napiszecie do nich, że jadę na studia, nie uwierzą...
Kafasz: Dlaczego?
Ja: Bo jakbyś jeszcze nie zauważył mam dopiero piętnaście lat!
Kafasz: Spokojnie młoda nasi urzędnicy coś wykombinują.
Zmęczona całą tą sprawą popełzłam w stronę łóżka, bezsilnie opadłam na nie. Obok usiadł mój opiekun, widać, że ta sytuacja nie jest dla niego prosta.
Kafasz: Jeśli mam cię nauczyć tej roboty będziesz musiała zapamiętać trzy zasady, wtedy jakoś to przeżyjemy...
Ja: Słucham...
Kafasz: Po pierwsze, masz trzymać się z dala od braci ojcowskich...
O kogo mu chodzi? Jakich ojcowskich... Czyich? Coś mu się w główkę stało...
Ja: Jaśniej proszę...
Kafasz: Gdybyś trafiła do piekła, zostałabyś... Demonem, a przynajmniej narpiew stażystą.
Oni są źli od urodzenia, ale po przyjęciu ... Zostają demonami stróżami. Oni pilnują, by człowiek popełniał zło na każdym kroku, a naszym zadaniem jest od tego ludzi, odciągać w jak najmniej inwazyjny sposób.
Ja: Czyli z zabawy nici...
Kafasz: To nie zabawa, to poważna sprawa. Od twojej spostrzegawczość zależy czy ocalisz ludzką duszę i poprowadzisz ją do światła, czy pozwolisz demonom ją przejąć i zbezcześcić.
Ja: Mówisz to każdemu nowemu opiekunowi, co nie?
Kafasz: Nawet jeśli wciąż to powtarzam to .... Nieważne. Zasada druga nie ufaj ludziom, to bardzo ważne. Po prostu nie ujawniaj się niewtajemniczonym. Każdy anioł stróż ma przywilej posiadania ludzkiego zwolennika, który jako jedyny będzie wiedział o jego misji. Zwykłe aniołki stróże nie mogą takowych mieć więc ciesz się, że dostałaś tak wielką szansę, ja musiałem spędzić wiele setek lat na nauce, by w ogóle móc pomarzyć o takim stanowisku. Sędzia musiał razem z przysięgłymi wziąć pod uwagę czystość twojej duszy i to jak wyglądało twoje wcześniejsze życie.
Reader: Łoł... więc mogę wybrać tylko jedną osobę, ależ wybór...
Kafasz: Tia, to nie jest łatwe, ale są gorsze rzeczy...
Ja: Dawaj!
Kafasz: Na przykład... Skoro zostałaś tak jakby aniołem, nie będziesz mogła związac się z żadnym człowiekiem, jeśli wiesz,co mam na myśli.
Ja: Tia, jakoś to przeżyje...
Kafasz: Zero portali społecznościowych...
Ja: Jaja se robisz!?
Kafasz: Nie, co najwyżej możesz na takowych założyć konto na fałszywe nazwisko. Od teraz jesteś kimś więcej, niż śmiertelnikiem więc będziesz już żyć wiecznie. A używanie twojego oryginalnego konta przez dłużej niż sto lat może wydać się komuś zadziwiające i będzie chciał sprawdzić twoją metrykę urodzenia... Będziesz też musiała zmieniać swoją tożsamość co sto lat, no wiesz po śmierci twoich obecnych celów opieki, zostaniesz przydzielona do nowych i tak dalej do końca świata. Rozumiesz?
Ja: Ta... Zmieniać dane co sto lat, da się zapamiętać...
Kafasz: I po ostatnie, masz uważać na siebie. Co raz nas mniej z powodu demonów i nie stać nas na utratę nowej pierzastej opiekunki. Koniec teorii czas na praktykę!
Kafasz od razu wyskoczył z pozycji siedzącej i szybkim ruchem ściągną mnie z łóżka, unosząc nad ziemią... ale po chwili puścił moje dłonie i zamiast opaść na ziemie, wciąż się unosiłam. Moje pierzaste skrzydła z wielką siłą odbijają mnie od ziemi haustami powietrza. Coś niesamowitego, już chciałam krzyczeć z radości, ale po chwili ze spokojem powiedziałam.
Ja: Całkiem fajne...
Kafasz: Czy jest coś, na co zareagujesz czymś więcej niż zwykła znikoma radość?
Ja: Wiesz, gdzie jest Hitler?
Kafasz: A po co ci on?
Ja: A wypytałabym go, dlaczego uwziął się na polaków, w szkole nic ciekawego mi nie powiedzieli, a może główny bohater tych opowieści powie mi coś więcej...
Kafasz: Eeee, tu go nie znajdziesz, siedzi w piekle i szybko stamtąd nie wyjdzie.
Znów złapał mnie za ręce i powoli wyciągnął z pokoju, szybując, między omijanymi kolumnami w korytarzu wyprowadził mnie z budynku... Ja pitolę, sztos... Z zewnątrz niebo wygląda jak najpiękniejsza okładka nowo wydanej gry za pięćset złotych, cudowne. Wszędzie radosne twarze ludzi szczęśliwych ze swojego położenia. Budynki rozmieszczone w odpowiedniej odległości od siebie, idealnie. Nigdzie nie spotkałam przez całą drogę żadnego zwierzęcia bez obroży, wszystkie psy i koty spacerowały tuż obok swoich właścicieli. Czysto i schludnie, miasto idealne...
Ja: No teraz czuje się zaskoczona trochę bardziej...
Kafasz: Czyli muszę postarać się jeszcze bardziej...
Ja: Lepiej nie, możesz zabrać mnie na ziemie ... Muszę się spotkać z rodzicami, a to jest najważniejsze.
Kafasz: Jasne... Ale obiecaj mi jedno....
Powoli Zatrzymaliśmy się w powietrzu, chłopak spojrzał na mnie wzrokiem małego szczeniaczka, wymuszając odpowiedź pozytywną. Jeszcze dwie godziny temu miałam ochotę go żywcem udusić albo samemu pójść do piekła.
Kafasz: Że czasem znajdziesz dla mnie czas... no wiesz pogadać tak przy na przykład gorącej czekoladzie, oczywiście, jeśli znajdziesz czas dla dopiero co poznanego strażnika...
Położyłam na jego prawym ramieniu swoją dłoń i spojrzałam na niego łagodnie. W gruncie rzeczy, gdyby był młodszy... Ech... za stary nawet dla mnie. Fajnie jednak będzie mieć jakiegokolwiek skrzydlatego sprzymierzeńca tu na górze, nowe źródło informacji, które będą mogły mi się przydać, do sama nie wiem czego, ale zawsze taka możliwość jest przydatna.
Ja: Jeśli znajdę chwile wolnego, to z chęcią spędzę z tobą trochę czasu, ale na razie skupmy się, my tu gadu-gadu a na ziemi właśnie jeden z moich podopiecznych może robić. No nie wiem może coś złego?
Kafasz: Jasne... Leć za mną...
Podążyłam za aniołem, lecąc nad dachami budynków i podziwiając wszystko dookoła, w końcu będę musiała uwierzyć w tą całą sytuację... Po kilku wyczerpujących minutach lotu znaleźliśmy się nad ... portem? Dosłownie miejsce, nad którym obecnie szybowaliśmy, wyglądało jak stacja dokująca kosmicznych statków, jazda po mózgu na resztę życia. Powoli wylądowałam tuż za towarzyszem, uważając na otaczających nas innych aniołów, którzy naprawdę dziwnie się w naszą stronę patrzyli. Szczerze olałam to, po co mam się nimi przejmować... Delikatnie opadłam stopami na kamienną podłogę i szybkim truchtem dogoniłam niczym niewzruszonego Kafasza, musiał uznać, że nie musi na mnie czekać. Zaprowadził tym mnie na sam środek tego dziwnego lądowiska, gdzie znajdował się wielki zielono turkusowy kryształ opleciony złoto srebrnymi zdobieniami, na bogato a co się będą szczypać. Jako że wszystko, co świeci i błyszczy jest na mojej liście ulubionych skarbów, nie mogłam oderwać wzroku, zwłaszcza od zrobionego ze srebra klonowego liścia, gdyby nie barwa uznałabym go za prawdziwego. Powoli podeszłam razem z towarzyszem do wielkiego obiektu, poczułam ukłucie nie pokoju wewnątrz mojego ciała.
Ja: Miałeś zaprowadzić mnie na ziemie, a nie na wystawę sztuki nowoczesnej...
Kafasz: Powiedzmy, że dzięki temu dostaniesz się najszybciej na miejsce docelowe, jak mniema na tym ci zależy...
Ja: W sumie masz całkowita racje wiec, na co czekamy.
Kafasz: Połóż dłoń na krysztale.
Zgodnie z poleceniem wciąż nie pewnie uniosłam rękę na wysokość mojej klatki piersiowej i delikatnie przesunęłam ja w stronę niebieskiej struktury krystalicznej. Była przyjemnie chłodna, ale nie zimna jak na początku przypuszczałam. Czuć było od niego aurę spokoju i radości, dziwne, ale prawdziwe...
Kafasz: teraz pomyśl o miejscu, w którym chcesz się znaleźć, kryształ prze teleportuje cię na miejsce. Gdy będziesz chciała wrócić, wystarczy, że położysz dłoń na sercu i wyobrazisz sobie to miejsce.
Ja: Dzięki stary, za wszystko. Jestem ci winna dużą czekoladę z piankami w gratisie.
Kafasz: Trzymam cię za słowo. Do zobaczenia ...
Pomyślałam o moim ciele i o tym, gdzie teraz może się znajdować. Biorą pod uwagę, że nie wiem, czy gdy tu byłam, czas na ziemi, płyną normalnie, czy stanął, nie potrafię określić, czy już moje ciało zostało przewiezione do szpitala, czy wciąż bezwładnie leży na powierzchni chodnika.
W jednej chwili poczułam wszech ogarniające ciepło, rozpływające się po moim ciele od stup do głów powodując u mnie uczucie bezpieczeństwa. Nagle moja skóra odczuła nieprzyjemny chłód... Byłam już na ziemi, a przynajmniej na dworze. Otworzyłam oczy i ujrzałam ... wciąż moje ciało leżało na ziemi, teraz przykryte białym prześcieradłem pogotowia ratunkowego. Ludzie nie zwrócili na moją skrzydlatą postać uwagi, więc w tej chwili musiałam być dla nich niewidzialna, fajny bajer na uciekanie z domu lub szkoły. Podeszłam do siebie i delikatnie odkryłam moja twarz z materiału. Nigdy więcej nie będę chodziła bez opaski na włosach, bez niej odstają mi wszystkie kłaki. Rozejrzałam się do około i stwierdziłam, że póki moi rodzice są zajęci rozpaczaniem i rozmowa przez łzy z policją ja wślizgnę się do mojego ciała i zrobię im małą niespodziankę. Przejechałam dłonią po moim policzku i zamknęłam szybko powieki, następnie pomyślałam o moim życiu. Chwile później byłam już w ciele, nie ma to, jak w domu na starych śmieciach. Chociaż strasznie mi zimno, będę musiała zmienić kurtkę, jak wrócę do domu na cieplejszą, bo w tej przyjdzie mi się wykończyć. Ktoś mi mówił, chyba sędzia, że wrócę na zimie do mojego ciała do szpitala, a nie że będę musiała do niego wnikać, gdy jest martwe.
Delikatnie poruszyłam moimi czterema kończynami, lekki ból nadgarstka, w sumie to jedna rzecz, jaka minie spotkała po wypadku. Powolutku niezauważona wstałam spod białej narzuty, zostawiają ją na miejscu i na paluszkach podeszłam do stojącego do mnie tyłem funkcjonariusza rozmawiającego właśnie z moimi rodzicami. Pomyślałam, że zrobienie kawału trochę mnie rozgrzeje i nie będę się już czuła jak zimny trup wyjęty prosto ze sklepowej lodówki.
Chwile stałam za nimi nasłuchując jak teatralnie policjant wygłasza swoją przemowę do moich rodziców razem z doszłym przed chwilą policyjnym koronerem. Czemu wszyscy policjanci wyglądają tak strasznie staro, nie wiem skąd ich biorą, ale powinni zainwestować w młodszych.
Policjant: Jesteście państwo rodzicami nieletniej Sary Wolter ?
Mama: Tak, czy wreszcie powiecie nam co się stało z nasza córka? Dzwonili ze szkoły, że nie dotarła na żadne zajęcia... Oby w nic złego się nie wpakowała.
Koroner: Niestety mamy dla państwa zła wiadomość, wasza córka została śmiertelnie potracona przez samochód osobowy, prowadzony przez jednego z nauczycieli tej placówki szkolnej, do której uczęszczała państwa córka.
Tata przytulił płaczącą i przerażoną żonę do piersi, gdy tylko policjant powiedział im że znaleziono mnie potraconą na drodze niedaleko szkoły a właściwie dokładnie tutaj...
Szybciutko podreptałam z powrotem na miejsce i wpełzłam pod płachtę, zasłaniając cała twarz, zrobię temu gogusiowi, bardzo żywy dowcip tak wspaniały, że wyskoczy z własnego ciała, zobaczymy kto tu jest bardziej martwy ja czy on....
Sekundkę później wreszcie moi rodzice zostali przyprowadzeni na miejsce, pewnie myśleli ze znajdą tam martwą córkę, w sumie dużo się nie pomylili. Na chwile jeszcze upuściłam ciało i poczekałam, aż okazanie zwłok się zakończy, by wprowadzić do akcji swoja role, trochę smutno było patrzeć na przerażenie rodziców, ale sztuka wymaga poświęceń, a taka okazja może się już nigdy nie przydarzyć. No drugi raz pod samochód się nie rzucę.
Gdy już moi płaczący i załamani cała sytuacja rodzice ujrzeli, że jestem martwa i sina wystarczyło wytrzymać, jeszcze sekundeczkę aż będą odchodzić, tak tez się stało. Już mieli wracać do jednego z funkcjonariuszy. Ja teatralnie wróciłam do ciała i bez jakiegokolwiek problemu podniosłam się do pozycji siedzącej i głośno zawołałam.
Ja: Gdzie ta menda, która nie umie hamować, nosz kto to widziałby tak jeździć po drodze szaleńczo, w końcu kogoś potrąci na śmierć!
Wszyscy obecni w promieniu kilometra zwrócili przerażone oczy w moją stronę. Widok miny koronera, który w żaden sposób nie mógł wyjaśnić, w jaki sposób wróciłam do żywych, był bezcenny. Nie zdążyłam jeszcze porządnie wstać, gdy moi rodzice rzucili mi się na szyje i zaczęli dziękować bogu i wszystkim, że przeżyłam bądź ożyłam, chociaż przed chwilą byłam martwa. Mocno ich przygarnęłam do siebie i wydałam z kanalików ocznych kilka słonych krokodylich łez. Następnie zostałam wreszcie wypuszczona z objęć rodziców, wtem koroner, który stwierdził mój zgon, l podszedł do mnie. Ten gość dokładnie sprawdził moją temperaturę i puls... Wszystko w normie. Strasznie się zdziwił, bo przed chwilą wszystko sprawdzał z dokładnością a tu taka nowina. Trochę żal mi się go zrobiło, że został wprowadzony w błąd, ale mógł tu nie przyjeżdżać.
Koroner: To niemożliwe....
Ja: Gdyby to nie było możliwe, nie siedziałby pan tu ze mną i tak miło byśmy nie rozmawiali prawda? Gdzie jest ten zarąbisty kierowca od siedmiu boleści, co próbował mnie zabić?
Koroner: Zawołam go, nieźle się zdziwi...
Ja: Tylko proszę mu nie mówiąc, że żyje, zrobię mu ciekawa niespodziankę.
Chwile później wciąż siedząc na ziemi na plastikowym worku na zwłoki i białej płachcie doczekałam się spotkania. Okazało się, że gościem, który nie potrafił wyhamować, był nie kto inny jak ostatnio przybyły do naszej szkoły nowy nauczyciel, Chyba pan Zielski ...
Zielski: Ja naprawdę jej nie zauważyłem, to był wypadek.
Koroner: Jasne...
Gdy tylko kierowca zobaczył mnie, żyjącą po prostu nie mógł opanować swojego szczęścia, wiem, że to nie dlatego że przeżyłam tylko dlatego ze dostanie, jeśli już tylko niewielką kare, ale to zależy od policjantów.
Zielski: Chwalcie pana!!! Nic ci się nie stało, ja naprawdę cię nie zauważyłem, przysięgam!
Nagle strzał w głowę, gdzie podział się ten gość, którego uratowałam tam na drodze? Rozejrzałam się szybko, pomijając rozmowę z nauczycielem, ale nigdzie nie dostrzegłam tego człowieka. Może uciekł ze strachu albo co... sama nie wiem, ale to jest bardzo podejrzane... W końcu jednak musiałam zwrócić uwagę na teraz klęczącego przede mną Zielskiego, biedaczek przepraszał mnie tak żarliwie, że mało co nie puściłam tęczowego pawia.
Ja: Nie mam panu za złe tego, że mnie pan potracił, to mogło spotkać każdego... Chyba pana woła ten szaro włosy stary policjant.
Nauczyciel odwrócił się i poszedł w stronę wskazanego funkcjonariusza. Na reszcie trochę spokoju...
Przez następne dwadzieścia minut musiałam składać zeznania i pilnować poprawnego ich spisywania, bo trafił mi się taki policjant, który nawet róża napisałby przez u zwykłe i rz, porażka.... Ale koniec końców po skończeniu całej tej szopki mogłam wreszcie wrócić do domu i trochę odpocząć... żartuje, bo jak tylko rodzice zasną, muszę spakować swoje najulubieńsze rzeczy i przenieść je do nowego domu. W dodatku trzeba będzie teraz dniem i nocą pilnować moich nowych podopiecznych ... to będzie długie i bardzo niezręczne życie.
Praktycznie od razu po wejściu do domu bez słowa ruszyłam do mojego pokoju, omijając szczęśliwych rodziców jak najszerszym okręgiem. Zamknęła się w nim i rozpakowałam oddany mi przez rodziców w samochodzie znaleziony na ulicy plecak. Nawet tak strasznie się nie ubrudził od kurzu i ziemi z pobocza, szybko go rozpakowałam. Następnie ładując do niego wszystkie pierdoły, jakie wpadły mi w ręce, zastanawiałam się, kiedy ci anielscy urzędnicy przyślą moim rodzicom list o zmianie szkoły, ciekawe, jaka będzie ich reakcja.
Sprawdziłam poziom baterii w telefonie, następnie odkładając go do jednej z mniejszych kieszonek plecaka. Znalazły się tam między innymi, moje ulubione książki, kilka notesów, piórnik, tablet, dwie zapasowe ładowarki, słuchawki, zapalniczka, paczka fajek, scyzoryk... Ekwipunek młodej gimnazjalistki w komplecie gotowy do drogi. Równie szybko, jak ogarnęłam plecak, zajęłam się pakowaniem mojej wyciągniętej z szafy torby podróżnej, która bądźmy szczerzy, na upartego zmieściłaby cały dom w sobie i jeszcze zdołałabym schować tam naszego listonosza. Spakowałam do niej wszystkie ciuchy, jakie tylko miałam w szafie, nie pomijając mojej ulubionej maseczki na twarz z nadrukiem mordki pandy na wierzchu. Spakowany ekwipunek schowałam pod łóżko. Pomyślałam, że głupio by było, gdyby rodzice wparowali mi do pokoju, gdy ja się będę teleportować do portu więc ... Skupiłam się na zasuwce na drzwiach i lekko ruszyłam palcem wskazującym. Z końca pokoju dałam rade za pierwszym razem zamknąć drzwi, jestem najlepsza. Wzięłam plecak na plecy i torbę w dłoń następnie przyłożyłam wolną rękę do klatki piersiowej i wyobraziłam sobie port... Nieeee, lepiej... mój pokój w niebie, od razu a czemu by nie. Gdy tylko otworzyłam oczy, ujrzałam miejsce, o którym myślałam, wszystko poszło zgodnie z planem. Wszystkie rzeczy szybciutko umieściłam na swoim miejscu, urządzając pokój, tak jak powinien wyglądać. Chyba wszystko się jakoś ułoży co nie... jutro zaczynamy pierwszy oficjalny dzień opieki nad małolatami, jeśli ja ich nie zabije to nic im nie zagrozi...
...Polsat...
Świeżo pisany rozdzialik tak jak obiecałam, jeśli są błędy to sorry :3
2895 słów :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top