Rozdział 24
KAYLA POV
U wodza spędziłam dość dużo czasu ale nawet dokładnie nie wiem kiedy to zleciało, bo było bardzo przyjemnie. Czkawka również powiedział ojcu o swoim pomyśle na tatuaż, co zostało przyjęte bardzo spokojnie, nawet Stoik pochwala pomysł swojego syna. Ja również pochwaliłam się swoimi i opowiedziałam całą historię swojego życia. Dowiedziałam się też co nieco o historii życia Czkawki. Muszę przyznać, że nie miał lekko...
W końcu postanowiłam, że czas wracać i iść spać, ale oczywiście nie mogło obejść się bez kłopotów, bo musiałam się zgubić gdzieś po drodze. Wiedziałam, że chodzenie i szukanie na własną rękę jest bez sensu, dlatego wróciłam do Czkawki i poprosiłam o pomoc. Wiedziałam, że trochę się ze mnie śmieją, ale ostatecznie pomógł mi dostać się do celu wędrówki.
Na miejscu czekały Astrid z Hederą, które aż nie mogły się powstrzymać od zadawania pytań.
- Co takiego wódz chciał od ciebie?
- Porozmawiać i trochę mnie poznać.
- Kazał ci odlecieć?
- Chce się ciebie pozbyć?
- Nie podobasz mu się?
- Ma cię za szpiega?
- Coś nie tak ze smokami?
- Nie odpowiada mu ich ilość?
-HEJ! Dziewczyny spokojnie, po prostu chciał wiedzieć, co tu robię, z kont jestem i jak radze sobie z trójką smoków. To wszystko.
- Naprawdę?
- Tak, powiedział, że jeśli Astrid mi zaufała to chyba jestem godna tego zaufania.
- Czyli nie kazał ci odlecieć, ani nic z tych rzeczy?
- Nie, spokojnie. Chyba nawet mnie polubił.
- Skoro tak, to w porządku. Czyli możemy iść spać, bo już jutro wieczorem jest wielka uczta w twierdzy, czyli oficjalnie zaczynamy świętować!
- Już nie mogę się doczekać.
Razem z dziewczynami poszłam spać, bo jakby nie patrzeć nic lepszego do roboty nie miałam, a sen jest rzeczą ważną.
Rano wstałam dość szybko, ale to i dobrze, bo wczoraj dowiedziałam się, że mają tutaj tradycję wręczania prezentów i postanowiła, że również mogę coś komuś podarować. Z wyborem osoby nie było większych problemów, bo będzie to Astrid skoro tyle dla mnie zrobiła, dodatkowa Czkawka zdradził mi, że ona tez dla mnie coś ma. Większy problemem jest sam prezent. Nie wiedziałam, co mogę jej dać, do momentu, w którym mnie olśniło. Czkawka powiedział, że może pomóc Pyskaczowi, ale sam nie m za wiele czasu, bo dzisiaj robi tatuaż u znachorki. Postanowiłam, że dam Astrid wierne kopie moich ostrzy, które mam zawsze na biodrach. Z tego, co wiem podobały jej się one i walczyła nimi tylko raz, ale powiedziała, że musi sobie takie sprawić.
Czkawka powiedział mi wczoraj jak dojść do Pyskacza, dlatego stawiłam się tam z samego rana razem z moimi wzornikami.
- Dzień dobry!- myślałam, że nikt mnie nie usłyszy, a tu proszę.
- Witaj. Ty pewnie jesteś Kayla, bo cię nie kojarzę.
- Tak to ja.
- Czkawka mnie uprzedził. To co mam wykuć na prezent świąteczny dla Astrid?
- Czkawka widzę poinformował pana dość szczegółowo.
- Proszę, tylko nie „pana", jestem Pyskacz. Miło mi.
- Mi również, a na prezent mają być wierne kopie moich ostrzy.- wyłożyłam noże na blat.
- Bardzo ładne. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- To autorski projekt czeladnika z mojej wyspy, nie mniej jednak bardzo wygodna broń.
- Przypuszczam. Na kiedy maja być gotowe, bo rozumiem, że to dwa egzemplarze?
- Tak, dwa. Na dziś wieczór.....?- byłam trochę niepewna, bo wiem, że z wykuwanie broni zajmuje dość sporo czasu.
- Przyjdź po południu, będą gotowe.
- Dziękuję ci bardzo.- pożegnałam się kulturalnie i wyszłam, bo wiem, że w dzień świąt jest zawsze dużo pracy, a z tego, co pamiętam nie wszystkie chaty były już przystrojone. Czeka mnie masa pracy, ale przyjemniej pracy.
Wszyscy strasznie się dzisiaj plątali i do końca nie wiedzieli, co mają, mogą albo powinni zrobić. Oczywiście powodem całego zamętu był brak lidera grypy, ale Czkawka nie mógł być obecny skoro postanowił mieć tatuaż. Wszyscy chcieli go szukać i zachodzili w głowę, gdzie może podziewać się syn wodza, a ja zastanawiałam się jaką wymówkę wymyśli. Razem z Astrid postanowiłyśmy, że trzeba coś wymyślić, dlatego zaczęłyśmy dowodzić. Szło nam to całkiem sprawnie i po południu wszyscy byli wolni i mogli iść przygotować się do uczty.
Ja pod pretekstem spaceru chciałam iść do Czkawki i zobaczyć jak się ma, ale dziewczyny skutecznie mi to utrudniały. W końcu udało mi się wyrwać, ale dość długo musiałam tłumaczyć im, że nie potrzebuję dużo czasu, bo nie lubię się stroić. To nie była równa walka.
Po drodze spotkałam wodza.
- Wodzy, gdzie znajdę chatę waszej znachorki, chcę ostrzec Czkawkę?
- A przed czym to?
- Lepiej żeby miał solidną wymówkę, bo łatwo to mu dzisiaj nie odpuszczą.
- Czkawka jest już u siebie, możesz do niego iść. Może nawet tak będzie lepiej, bo ma jakieś wątpliwości, a jest już po fakcie.
- Dobrze, dziękuję.
- A ty się nie szykujesz?
- Zdążę!- Rzuciłam szybko, bo byłam już daleko.
Po drodze wstąpiłam jeszcze do Pyskacza po prezent dla Astrid.
- Dziękuję, są naprawdę piękne. Jesteś niesamowity!
- Nic wielkiego.- Pyskacz machną ręką na moje pochwały.
- Dziękuję jeszcze raz!- znowu krzyczałam, bo byłam już daleko za kuźnią. Na szczęście nie jest ona jakoś bardzo daleko od domu Czkawki.
- Czkawka?!
- Na górze!- dostałam odpowiedź na pytanie zadane w progu. Ostrożnie weszłam po schodach i zaglądnęłam do pokoju.
- Już się tak nie skradaj.
- Wcale tego nie robię, bo gdyby tak było nawet nie wiedziałbyś o mojej obecności tutaj. Ale ja nie o tym. Jak się trzymasz?
- Bolało jak diabli. Nie wiem czy to był taki dobry pomysł?
- Nie przesadzaj, poboli i przestanie, a na pewno jest piękny. Tylko lepiej żebyś miał solidną wymówkę, bo bez pytań się dzisiaj nie obejdzie, jeśli planujesz pokazać się w twierdzy.
- Zdaje sobie z tego sprawę. Co tam masz?
- Prezent dla Ast, ładne nie?
- Pyskacz jednak zdążył, a takie miał obawy. Naprawdę piękna broń.
- Masz rację. Dobra ja lecę, bo jeśli za chwilę się nie stawie, dziewczyny mnie zabiją. Do zobaczenia.- nie wiem czemu mam dzisiaj jakiś nawyk wypadanie z miejsc jak z procy.
Gdy dotarłam na miejsce dziewczyn już nie było. Grzecznie przywitałam się z rodzicami Ast i poszłam się przebrać, Teraz wiem, dlaczego wewnętrzny głos kazał mi jednak wziąć moją jedyną sukienkę. Była prosta, biała, ze skórzanym gorsetem. Odkrywała ramiona i była wykończona falbanką. Była dosyć krótka, bo do połowy łydki, a bufiaste rękawy sięgały do łokci. Rozpuściłam moje złote włosy, które były przepięknie pofalowane od ciągłego noszenia warkoczy. Ułożyłam je inaczej niż zwykle i założyłam moją opaskę. Na nogi założyłam moje drugie buty, które wyglądały dożo zgrabniej i lepiej pasowały do całości. Zabrałam ze sobą pracę Pyskacza i wyszłam z domu kierując się do twierdzy.
Na miejscu był wytyczony specjalny obszar, na którym zostawiało się prezenty żeby nie przeszkadzały podczas uczty, bo ich wręczenie nastąpi później.
Dość szybko odnalazłam wzrokiem stół, przy którym siedzieli moi przyjaciele. Podeszła do nich, a ci oniemieli z zachwytu. Dziewczyny były w niebo wzięte, a chłopcy wpatrywali się we mnie jak na ósmy cud świata.
- Kayla, wyglądasz pięknie!- pierwsza z transu obudziła się oczywiście Astrid. Trochę się jednak im nie dziwie, a zwłaszcza Czkawce, bo w tym stroju było pięknie widać moje ozdobione ramiona i część pleców.
- Siadaj, przecież stała nie będziesz.- wedle rozkazu usiadłam obok Hedery. Zaczęły się rozmowy i jedzenie. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy święta nie przyniosły mi takiej radości jak te teraz. Siedzieliśmy, jedliśmy i rozmawialiśmy, ale nikt nie czuł upływu czasu.
- Kayla, z kont masz taką piękną sukienkę?
- To moja jedyna sukienka, którą lubię i którą toleruję. Przywiozłam ją za sobą, bo coś kazało mi ją zabrać.
- Czyli chodziłaś w niej u siebie, ale ty wiesz, że ona odkrywa twoje ramiona i plecy?
- Zawsze miała jeszcze na rękach karwasze,a na plecach grube futro. Szczerze powiedziawszy u nas było zimniej.
- Ale miałaś sposoby na ukrycie.
- Jakieś trzeba było mieć.- było widać, że to jeszcze nie koniec tematu, ale nie dane nam było go kontynuować.
- A teraz nadeszła pora na wręczanie prezentów!- wódz wypowiedział te słowa, a stado ludzi rzuciło się na wytyczone miejsce. Ja mój prezent zabrałam pod nieuwagę innych. Teraz siedziałam na ławce przy moim talerzu i czekałam.
- Kayla, prawdopodobnie nie wiedziałaś o tej tradycji i nie mam ci tego za złe. Również niczego nie oczekuję w zamian. Wesołych Świąt, proszę!- dostałam małe pudełeczko od Astrid. W środku znajdował się naszyjnik z trzema morskimi kryształami w srebrnej otoczce.
- O bogowie, Astrid on jest przepiękny! Ale tutaj cię zaskoczę, wiedziałam o waszej tradycji. Wczoraj podpytałam wodza o szczegóły świąt i zwyczaje, Dlatego też mam coś dla ciebie.- wyciągnęłam z pod ławy przedmiot zawinięty w materiał. Może nie prezentował się tak pięknie jak pakunek Astrid, ale na nic innego nie miałam już czasu. Widziałam, że jest naprawdę głęboko wzruszona szczęśliwa. Rozwinęła materiał i chyba nie wierzyła w to co widzi.
- Kayla, nie mogę ich przyjąć. To twój prezent, który kiedyś ktoś ci podarował.
- Spokojnie, to nie są moje noże, to wierne kopie stworzone przez Pyskacza. Moich bym ci nie oddała.- zaśmiałyśmy się i poszłyśmy dalej świętować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top