Rozdział 33


Pow Alex

Rozjebałem przed sobą ogrodzenie nie oglądając się na pozostawiony w tyle dom. Nie dbałem o to że rozwiązały mi się sznurówki. Miałem gdzieś że moja bluza u dołu jest brudna i oblepiona jakimś gównem. Gdy wchodziłem, jak mi się wydawało, za zakręt prowadzący do głównej ulicy odkaszlnąłem nadmiar unoszących się w powietrzu oparów a następnie przyłożyłem do nosa rękaw materiału by nie wciągać zanieczyszczeń.

Oczy również zaczęły mnie piec, lecz zdusiłem w sobie odruch ich przetarcia. Dobrze wiedziałem, że w ich kącikach zgromadziły się łzy.

Po chuj ja się tak zawsze staram? Dlaczego moje życie musi być tak idiotycznie powalone, niesprawiedliwe a gdy zaczynam czuć się pewniejszy i tylko trochę szczęśliwszy jest mi to odbierane?

Nie mogę tak po prostu zniknąć z jego życia. W oczach gangu Lars nadal jest moim wspólnikiem i łączy nas umowa. A jeśli załatwię przydzielenie mi innego do pomocy, weszczną dochodzenie. Pieprzona sytuacja.

Jakiś niedołężny, stary mężczyzna zaczepił mnie wynurzając się nagle zza gęstego dymu, czym mnie przestraszył i zaczął bełkotać coś do mnie niezrozumiałym, zachrypniętym głosem. Zbyłem go, lecz starzec chwycił mnie za bluzę mamrocząc coś, by wyżulić fajki.

- Kurwa odwal się, dziadu - odepchnąłem go a on upadł plecami na kamienny krawężnik.

Gdybym mógł cofnąć czas i zmienić ostatnie pół godziny...

Ja... Naprawdę myślałem, że Lars nie przeżyje. Wiedziałem, że ma problemy zdrowotne i bardzo dobrze znałem jego ataki. Męczył się i pocił, brakowało mu tchu, reagował impulsywnie. Podświadomie interpretował, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo, jakby ogarniał go szał, był poza kontrolą. Misje wymagały odporności na stres, dlatego nad objawami sensorycznymi potrafiłem zapanować tylko w jeden sposób... Zawsze, na każdej akcji brałem pod uwagę jego bezpieczeństwo. Lecz tym razem się spóźniłem... Larsem zajął się ktoś inny...

Moimi ramionami targnęły drgawki i napadła mnie kolejna fala kaszlu, więc ponownie przycisnąłem materiał do twarzy, z zaskoczeniem orientując się, że poszedłem w zupełnie innym kierunku. Kurwa, straciłem orientację? Bez celu, bez cholernej gwiazdy przewodniej jaką był dla mnie Lars nie czułem tej motywacji. Nogi niosły mnie same. Byle gdzie.

Osadzający się w gardle i na podniebieniu pył drażnił moje drogi oddechowe, a wszystko to przez jebany podziemny gang. Przez ludzi, których nie znosiłem. Przez robotę, po której wymiotowałem ilekroć wracałem nad ranem do domu. Wybuch fabryki wspólnika Rohera tylko bardziej rozjuszy bunt w podziemnym mieście. Lily będzie miała przejebane, gdy przyjdzie jej zmierzyć się z konsekwencjami.

Skuliłem się na chodniku czując się jak porzucony, samotny szczeniak. Nie miałem bladego pojęcia gdzie jestem a w moim sercu roznosiła się tylko ta cholerna pustka i niedowierzanie. "Wynoś się stąd. Wyjdź i zamknij drzwi. Zajmij się siostrą..."

Szamotanina, jego krzyki... Głowa aż mi pulsowała od odtwarzanych obrazów jego rozzłoszczonej i zapłakanej twarzy. Chciałem zbliżyć się do niego, a spotkałem się z tak okrutnym odrzuceniem...

Dopuściłem do spłynięcia z policzka łzy, lecz przy zaciśnięciu powieki poczułem drugą mokrą kroplę i szczypanie w nosie. Kiedy ostatni raz płakałem? Ah tak, przy mojej chorej, młodszej siostrzyczce...

Pamiętam początek, gdy dowiedzieliśmy się o jej nieprawidłowościach zdrowotnych podczas których traciła przytomność. Zrozumiałem, że nastąpiła granica, którą musimy oddzielić grubą linią. Dawne, normalne życie się dla nas skończyło. Pozostałem ja - jej jedyna najbliższa osoba, anioł stróż. Choroba była nieuleczalna a jej postęp był uzależniony od przyjmowanych dawek leków dzięki którym mogła na co dzień normalnie funkcjonować. Z czasem pieniądze na medyka się skończyły. To wtedy zamykałem się w łazience i wypłakiwałem ciążącą na moich barkach odpowiedzialność. Przecież nie mogłem dopuścić do tego, by zmarła w cierpieniach...Nie dopuszczałem myśli, że ją stracę. To się nie mogło wydarzyć. Tak mocno ją kocham. Jest dla mnie wszystkim.

Nocnym płaczem zagłuszałem negatywne emocje ale problem z każdym dniem narastał a ja odczuwałem bezsilność.

Nie miałem nic do stracenia, dlatego gdy Alison spała, wymykałem się, by wykraść od hurtowników medykamentów specjalne zastrzyki. Przez kilka miesięcy bardzo dobrze sobie radziłem, nie będąc ani razu przyłapany a panaceum skutecznie przywracało dziewczynie siły. Cóż, medycyna w Podziemiu głównie polegała na lewych przekrętach. Jeśli masz pieniądze - przeżyjesz. Jeśli nie - albo leczysz się za cenne przedmioty, jeżeli takowe posiadasz lub wycięcie narządów. Masz również opcję oddania się farmaceutom, tak jak robiły to kobiety. Gdy umiera ci członek rodziny, posuniesz się do wszystkiego... Nie przyszło mi to jednak nigdy na myśl. Do czasu...

Pewnej nocy udałem się do hurtowni o innej porze, niż zwykle. Niestety, magazyny świeciły pustkami. Przeszukałem szafki, składziki, wszystko, ale nie znalazłem ani jednej dawki. Zazwyczaj starałem się przychodzić wcześniej, by w domu mieć dla Ali jeszcze zapas na kilka dni, jednak nie sądziłem, że tu zakończy się etap niewinnego złodziejaszka Alexa a nastąpi poważny przełom, gdy będę zdolny do... morderstwa.

Złapało mnie trzech gości, ewidentnie nie patyczkujący się z takimi chuderlakami jakim byłem ja. Wyciągnęli mnie z magazynu okładając pięściami. Próbowałem się bronić. Naprawdę chciałem zajebać tych gnojarzy. Chwyciwszy leżący łańcuch walnąłem nim w najbardziej przystawiającego się do mnie typa. Nie znałem człowieka. Nie wiedziałem, kim może być, gdyż niczym szczególnym się nie wyróżniał. Palant skierował sprawę wyżej. Był pieprzonym agentem.

Padłem próbom wyłudzenia jakichkolwiek informacji. Bestialsko poddawali mnie torturom, próbowali rozciąc gardło. To stamtąd wyniosłem tę paskudną szramę na mojej szyi...Ten ból, ostre rozcinanie wrażliwej i cienkiej skóry był nie do wytrzymania. Tak kurewsko bolało, to co mi robili, że nie wytrzymałem i wyjawiłem, że kradłem dla siostry.

Owy rosły i barczysty mężczyzna spojrzał wtedy na mnie inaczej. Pamiętam ten zimny, szczurzy wzrok malutkich ciemnych oczu. I słowa, po których chęć mordu jeszcze bardziej się uaktywniła. Zakrwawiony, próbowałem odebrać im nóż, ale oczywiście byłem sam przeciwko trzem...

Chcieli jej. Miała zostać dziewczyną do towarzystwa. Czy naprawdę nie mogłem nic zrobić? Kiedy spotkałem się z głównym zastępcą dyrektorki największego burdelu w Podziemiach a obok moich stóp na ledwo utrzymujących się nogach siedziała związana Alison, w tamtym momencie jedyne co mogło ją uchronić, to moje poświęcenie. Lecz pod jednym warunkiem. Za regularną pomoc medyczną. Dla niej zrobię wszystko. A ponieważ branża z każdym tygodniem się rozrastała, przyjmując do załogi coraz to nowsze nabytki w postaci męskich dup, sam podjąłem się tego zadania. Dostałem obroże, czarną, z kilkoma świecącymi gównami, jak dla psa. Musiałem ją nosić. Nie mogłem patrzeć na bliznę, a przecież mój wygląd był nader istotny. Musiałem być atrakcyjny i seksowny...

I tak po dziś dzień ze zwykłej męskiej dziwki przeszedłem w tajniaka.

Alexander Yagami - słodki chłopak, białowłosy łóżkowy kociak mający na rękach krew swoich klientów. Zabawy w łóżku przemieniałem w szkarłatne scenerie brutalnych morderstw. Nie miałem wyboru. Po pewnym czasie nawet przywykłem. Dla siostry. Im lepiej odwalałem fuchę, tym bardziej widziałem w jej błękitnych dużych oczach miłość i wdzięczność. Jej uściski na dobranoc stawały się silniejsze, co równie dobrze mogło świadczyć o tym, że nie znosiła gdy nie było mnie przy niej przez kilka dni. Biedna moja kochana kruszyna nie miała pojęcia o dokonywanych przeze mnie zbrodniach.

Alison dostała specjalny przydzielony pokój. Kiedy mogłem, opiekowałem się nią. Czyli praktycznie poświęcałem każdy wolny czas. Pilnowałem, by się nie nudziła. I tak nie była sama. Mimo zakazu wyjścia przychodziła do niej pewna kobieta, medyczka a także odwiedzała nas znajoma z dzieciństwa. Samej Lily nigdy nie widziała na oczy. Można powiedzieć, że na szczęście była odcięta od tego toksycznego świata. Lily bardzo dbała o swój wizerunek. Rzecz jasna, to jest tylko jej pseudonim. Prawdziwe imię nie jest nikomu znane. Tylko garstka tajniaków maz nią bezpośredni kontakt, w tym ja i Lars...

Mój tygrysek. Gdybym miał go opisać przywołując na myśl pierwsze spotkanie, to użyłbym sformułowania " uroczo niewinny, nieśmiały i niezwykle intrygujący". Taki dla mnie był Lars... Nigdy nie przeżyłem zakochania w drugim człowieku. Poza Alison, nigdy nie darzyłem nikogo miłością czy oddaniem. A ten chłopak wzbudzał we mnie niewyobrażalną troskę. Nawet jeśli jego preferencje nie są zgodne z moimi, nie mógł zaprzeczyć, że wprawiałem go w błogi stan, uspokajałem go a te pocałunki nic dla niego nie znaczyły. I może gdyby nie łączyła go zażyłość z tym kurduplem, udałoby mi się sprawić, że bylibyśmy tylko dla siebie? Pytanie, czy ta pokurwiona robota by nam na to pozwoliła? I czy nasze uczucia by przetrwały? Do czego musielibyśmy się posunąć, abyśmy byli razem? W końcu Lars bez przeszkód mógłby z nami zamieszkać. Miałbym go na oku. Bezpieczeństwo w tym gównianym świecie to luksus, który mogłem mu zapewnić. Przynajmniej poza misjami. Naprawdę naiwnie sądziłem, że rzuci mi się wtedy w ramiona? Po tym, jak ten knyp rzekomo mu pomógł? Zrobiłbym to bez niego, gdyby tak nagle nie zniknęli mi z oczu. Albo ten skarlały dupek zrobił to specjalnie.

Przyjaźń to jedno, jednak tylko ja wiedziałem, jaki jest naprawdę. Przy mnie nie musiał z niczym kryć. Akceptowałem go całego.

"Lars, idioto...Czy kiedy mnie całowałeś, wiedziałeś, co do ciebie czuję?"

Otarłem wreszcie spod powiek te męczące mnie bezsensowne krople.

Muszę dać mu czas... Muszę to przemyśleć a nie działać pochopnie. Nieważne, jak blisko jest z Leviem, na pewno o mnie nie zapomni.

Za sobą usłyszałem stłumione jęki. Odwróciłem się wytężając wzrok. Mniemałem, że moje oczy są całe przekrwione. Poczułem w sercu ucisk żalu i doszedłem do miejsca, w którym przebywał wcześniej ów starzec. Wciąż leżał na ziemi, próbując się podnieść a z kieszeni wypadły mu jakieś przedmioty. Jego noga utknęła między uszczerbionym betonem, więc bez wahania pomogłem mu się wyswobodzić. Najpierw złapał mnie za rękę w geście obrony, lecz ucisk ten był drżący i słaby. Uspokoiłem go a potem pozbierałem z ulicy jego własności. Wyciągnąłem zza pazuchy kilka drobniaków odłożone na czarną godzinę.

Mężczyzna z szarą i przestarzałą cerą spojrzał na mnie badawczo jakbym znowu wydawał mu się podejrzany ale przyjął pieniądze.

- Zaprowadzę pana w bezpieczniejsze miejsce, tu się nie da oddychać - krzyknąłem do niego.

Jednak w dalszym ciągu ulice wyglądały dla mnie identycznie, więc na czuja skierowaliśmy się do pierwszej lepszej speluny, byle jak najdalej od oparów. Swoją drogą kurwa coś z tym trzeba zrobić. Wnet zjawi się z góry oddział żandarmerii lub co gorsza, zwiadowców... To obłęd, do czego doprowadziła Lily...

W barze tłoczyli się ludzie, grupując się i siadając na każdym skrawku wolnego miejsca. Byle przeczekać sytuację panującą na zewnątrz. Ja nie mogłem długo zabalować. Kupiłem jeszcze na szybko szklankę wody i włożyłem bezdomnemu starcowi w dłonie. Pokiwał głową z wyrazem wdzięczności. Wyszedłem z baru czując się... wbrew temu wszystkiemu, dobrym człowiekiem.

~~

Rozdział napisany przez: Trufelcherry

Kochani, widzimy że coraz więcej osób czyta nasze wypociny, dlatego serdecznie odsyłamy do naszej drugiej książki z One-shotami z tego ff. Będzie dużo Alexa i różnych, skłaniających do refleksji historii <3 

Do następnego! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top