Rozdział 21
Następnego dnia wstałem dość wcześnie i zauważyłem, że poza mną, nikt nie był jeszcze na nogach. Isabelle oraz Farlan spali w najlepsze, a co dziwne, Levi robił to samo. Powoli wstałem, zabrałem ze sobą jakieś ubrania i wszyłem z pokoju, ruszając cicho do łazienki po to, by w miarę możliwości się odświeżyć. Po ubraniu się już i skorzystaniu z niej ruszyłem do kuchni szukać czegoś, co mógłbym zrobić dla wszystkich na śniadanie.
Wstawiłem wodę na herbatę i zacząłem przeszukiwać szafki w celu znalezienia czegoś lepszego jakościowo, co dałoby nam energetycznego kopa. Oczywiście nie było dość łatwo, gdyż w Podziemiu nie było co liczyć na coś bardziej wysublimowanego dla podniebienia, niż to, co zostanie nam dostarczone łaskawie z powierzchni.
Po dość szybkich poszukiwaniach, zdecydowałem się jednak, że zrobię zwykłe kanapki w ramach prostej, aczkolwiek równocześnie najlepszej możliwej tutaj pożywki. Po prawie dwudziestu minutach na stole stały więc cztery talerze z kanapkami oraz cztery filiżanki z ciepła herbatą, która w tych rejonach była akurat naprawdę dużym luksusem. Dotąd nie miałem jednak pojęcia, jakim cudem Levi'owi udało się ją zdobyć.
— Teraz tylko trzeba ich iść obudzić.— powiedziałem sam do siebie, kierując się do pokoju, gdzie spali moi przyjaciele. Stanąłem dumnie przed drzwiami i powoli je otworzyłem, decydując się tym samym wejść do środka.
— Wstawać śpiochy, zrobiłem wam śniadanie! — krzyknąłem głośniej, nie chcąc się bardziej ze wszystkim trudzić, przez co Levi, jako ktoś przygotowany na wszystko, od razu się obudził. Farlan natomiast tylko coś niewyraźnie mruknął pod nosem, a Isabelle ani drgnęła, dalej charakterystycznie dla siebie pochrapując.
Gdy brunet zaczął wstawać, ja dobrze wiedząc, że raczej nie będzie on w zbyt dobrym humorze do tego, by mi pomóc, niemal od razu zdecydowałem się podejść do Magnolii i Churcha. Stanąłem przy ich głowach i wziąłem głębszy wdech, tylko po to, by zaraz się nad nimi pochylić.
— Albo wstaniecie, albo sami wszystko zjemy, a wy będziecie musieli wszystko po nas sprzątać! — krzyczałem, po raz kolejny, specjalnie dla nich zdzierając sobie gardło.
Momentalnie też Isabelle, która leżała najbliżej mnie podskoczyła rozbudzona na łóżku. Jej charakterystyczne dwa kucyki rozwaliły się pod wpływem tego gwałtownego ruchu, a natomiast sam Farlan, który leżał jedynie kawałek dalej, nonszalancko przekręcił się na drugi bok.
— Daj spokój człowieku. — wymamrotał ledwo słyszalnie, ewidentnie wracając do snu.
— Jak nie chcesz, to nie chętnie zjem twoją porcję. — zagroziłem, mu próbując podejść go sposobem.
— Twoją mam oddać Levi'owi? — tym razem zwróciłem się do Isabelle.
Dziewczyna jednak tylko szybko zaprzeczyła mi głową, wyciągając przed siebie dłonie, tylko po to, by potem błagalnie spojrzeć na blondyna, odpoczywającego zaraz obok niej. Wyglądała przy tym nie tyle, ile na niewyspaną, ale również i dość zdesperowaną.
— Daj nam chwile, ogarniemy się i przyjdziemy. Dobrze? — zapytała, robiąc do mnie kocie oczy, którym zwykle ulegałem. Byłem w stanie teraz jedynie westchnąć i skinąć głową, a następnie udałem się do wyjścia z pokoju.
Gdy byłem już w kuchni, usiadłem na swoim miejscu przy stole i bez skrupułów zacząłem jeść to, co sobie przygotowałem. Po chwili w pomieszczeniu zjawił się też Levi z perfekcyjnie ułożonymi włosami i ubraniami, na których nie było widać najmniejszego wygniecenia. Skinął do mnie głową, siadając naprzeciw mnie, a następnie zaczął wpierw pić swoją już nie tak ciepłą herbatę. Pomiędzy nami zapanowała dziwna cisza, podczas której, choć chciałem coś powiedzieć, nie byłem w stanie nic sensownego wymyślić. Na szczęście usłyszałem głos zbliżającej się do nas Isabelle.
— Miłego dnia i smacznego! — zaszczebiotała wesoło, siadając do stołu i zaczynając jeść.
Uśmiech nie schodził jej jednak z twarzy, nawet gdy wypychała swoje policzki kawałkami pieczywa. Zaraz za nią przyszedł również zaspany Farlan, który mruknął do nas jedynie ciche „Dzień dobry", rozsiadając się na swoim krześle i również zaczynając jeść. Reszta posiłku minęła nam w przyjemnej i już nie tak niekomfortowej ciszy.
— Chciałabym, abyście nauczyli mnie używać tego sprzętu do trójwymiarowego manewru. — oznajmiła pod koniec śniadania Isabelle, dopijając swoją porcję herbaty.
— Wykluczone.— odpowiedział jej stanowczo Farlan, który odłożył swoją, już pustą filiżankę po naparze na stół.
— Ale czemu?! — krzyknęła dziewczyna, patrząc z wyrzutem na blondyna. Church pod tym względem wydawał się jednak wyjątkowo nieustępliwy.
— Widziałam, jak wy się na tym poruszaliście! Lataliście niczym ptaki, wydawało się, jakbyście byli wolni od tego wszystkiego. Ja też tak chce! — błagała ich.
Wyraziście przy tym również gestykulowała, co niemal przyczyniło się do tego, by należąca do mnie porcelana wraz z herbatą spadła, rozbijając się na małe kawałki. Zdążyłem jednak szybciej zareagować i poprawiłem ją, odsuwając na bezpieczną odległość od dziewczyny.
— Nie mamy tyle sprzętu. — odezwał się po raz pierwszy kobaltowooki, który zauważając niebezpieczeństwo tej sytuacji, jakby od razu się rozbudził.
Ja natomiast wciąż milczałem, gdy Isabelle wykłócała się z nimi. Niezbyt ponadto garnąłem się do zabierania za coś tak niebezpiecznego, gdyż ledwo radziłem sobie z bronią palną, a co dopiero z samym sprzętem. Mimowolnie zacząłem się jednak zastanawiać, jak by to było, a słowa dziewczyny coraz bardziej mnie do takowej próby zachęcały.
Latać jak ptak i być wolnym?
Czy ja też tak chciałem? Odpowiedź brzmiała, tak.
Każdy chciałby się wyrwać z tej splugawionej ziemi, chociaż na kilka sekund.
Istniał jedynie problem ze sprzętem. Sam Levi twierdził, że nie mają do więcej na zbyciu, a samo znalezienie tamtych dwóch w Podziemiu było wielkim szczęściem. Więc jakim cudem moglibyśmy zdobyć jeszcze dwa? Czy była w ogóle taka możliwość?
Nagle do głowy też wpadła mi pewna myśl.
Lily.
— Mam pomysł jak zdobyć sprzęt. Załatwię to, ale pod warunkiem, że też będę mógł z niego korzystać. — powiedziałem cicho i niepewnie, przerywając tym samym żwawą dyskusję przyjaciół.
— Niby skąd masz zamiar go wziąć? — zapytał od razu Farlan.
— To jest mniej ważne. Jeżeli załatwiłbym sprzęt, nauczylibyście mnie i Isabelle jak się nim posługiwać? Jak latać i być wolnym? — zignorowałem jego pytanie, wiedząc, że odpowiedź na nie zbyt wiele by o mnie zdradzała. Patrzyłem za to odważnie przed siebie, wprost w kobaltowe oczy mojego przyjaciela.
— Proszę, Farlan, braciszku! — błagała Magnolia, której udzielił się mój entuzjazm. Położyła do twarzy splecione ze sobą dłonie i wydęła swoje usta do przodu, spoglądając to na jednego, to na drugiego.
— Tch, niech będzie.— zgodził się Levi, wstając od stołu z zamiarem umycia brudnych naczyń, które pospiesznie od nas zebrał.
W tym też momencie młodsza ode mnie dziewczyna niemal od razu rzuciła mu się na szyję, powtarzając ciągle, jak to bardzo nie jest mu wdzięczna, co oczywiście wzbudziło jego niemałą irytację. Ja natomiast odetchnąłem z ulgą.
To, co łatwiejsze było za mną. Teraz musiałem już tylko wymyślić, jak przekonać Lily, aby załatwiła nam ten sprzęt. W co ja się właściwie wplątałem?
— Jeszcze dziś postaram się załatwić tę sprawę. — powiedziałem z lekkim wahaniem.
Starałem się jednak uśmiechać, na co Isabelle jedynie przyciągnęła mnie do siebie, przytulając identycznie jak bruneta.
~~~~~~
Rozdział napisany przez: L-R-G-D
Witammm~!
Strasznie krótkie dlatego iż gdyż nie miałam weny i stwierdziłam że nie będę jeszcze bardziej psuć niż do tej pory xd
Miłego dnia pingwinki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top