Rozdział 2

Ku mojemu zdziwieniu czarnowłosy podciął mi nogi i przystawił zaostrzony nóż do gardła. Nadal trzymał go w ten swój specyficzny i dziwny dla mnie sposób. Kiedy on się tego oduczy? 

 — Tch. Nic się nie poprawiłeś. Co ty robiłeś przez te kilka dni bez lekcji, Lars? — prychnął, cofając się. 

 — Kretyn. Próbowałem przeżyć. Przypominam ci, że bycie kieszonkowcem do najprostszych nie należy. — powiedziałem podpierając się na łokciach. Levi spojrzał na mnie z góry i westchnął ciężko, chowając lekko zardzewiały nóż. 

 — Najwyraźniej znowu muszę przypomnieć ci podstawy. — mruknął, patrząc na mnie chłodno. Pomimo tego, że znamy się już kilka lat, jego wzrok momentami mnie przeraża. — Podnoś się. 

 — Hej, hej, chwila moment, Levi. Od jakiegoś czasu ciągle mnie uczysz walki, a ja nadal nie wiem, po co to! Co prawda, przyda się i to bardzo, ale może w końcu wyjaśnisz mi o co ci chodzi? — spytałem wkurzony podnosząc się. 

 — Zamknij mordę z łaski swojej i chodź już. Wytłumaczę ci na miejscu. 

 Po chwili „zawieszenia" pchany ciekawością, poszedłem za nim. Miałem cholerny mętlik w głowie, więc normalne, że chciałem dowiedzieć się o co mu chodzi. Dlaczego tym razem zaatakował mnie z nożem? 

Oczywiście, wcześniej też robił mi takie niespodzianki, aby sprawdzić ile pamiętam z „lekcji", ale tym razem użył noża. Czyżbym przeszedł na nowy poziom? Ugh! Co za irytująca sytuacja. 

A sam Levi? Nie dość, że w cholerę silny jak na swój wiek i wzrost, to jeszcze pełen tajemnic, których nawet mi nie zdradził. MI. Najlepszemu przyjacielowi, który mu kiedyś tyłek uratował!Wchodząc na coś w rodzaju ulicy głównej czułem lekki niepokój. 

Miałem wrażenie, że ktoś lub coś nas obserwuje. A może to tylko moje złudzenie? Prawdopodobnie. 

Chociaż w podziemiach można się wszystkiego spodziewać.

Z czasem ulica stała węższa, a ludzi było na niej coraz mniej. Coś w rodzaju lamp, które zapalał starszy mężczyzna też, pojawiały się już trochę rzadziej. Po przejściu pod niskim łukiem, Levi wszedł po schodach do jednego z niewielkich domów. Niepewnie podążyłem za nim.

Pomieszczenie było niewielkie, naprzeciw drzwi stały dwie niebieskawe kanapy, które dawno już straciły swój prawowity kolor. Dalej znajdował się blat i szafki prawdopodobnie z naczyniami, a kawałek przed nimi, stał okrągły stół. Całe pomieszczenie było nad wyraz zadbane co jak na Podziemie, było rzadko spotykane i dość dziwne. Nikt praktycznie nie dbał o higienę a co dopiero o porządek w ''domach''. 

Jednak wracając, na wspomnianych wcześniej wyblakłych kanapach siedziały dwie osoby. Na oko niższa, czerwonowłosa dziewczyna z dwoma kucykami, która patrzyła na mnie z ciekawością, oraz wyższy blond włosy chłopak, który tak jak ona, wydawał się zaciekawiony moją osobą. Zdjąłem kaptur niepewnie się rozglądając, a kiedy już miałem coś powiedzieć, odezwał się Levi.

 — Farlan, Isabelle. — powiedział, wskazując dłonią na tę dwójkę. 

— Lars. — rzucił, tym razem pokazując na mnie. 

— Nie było okazji was sobie przedstawić. 

 — Miło, ale dalej nie wiem o co ci chodziło, Levi. — oznajmiłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

 — Pomimo tego, że nie musiałeś te kilka lat temu pomogłeś mi, a ja nie zapominam takich rzeczy. Ponadto, jesteś mi bliski, więc tym bardziej ci to proponuje. — podniosłem prawą brew w geście niezrozumienia. Nie wiem, czy to ja jestem takim nie kumatym kretynem, czy to on wszystko komplikuje, ale nadal nie miałem pojęcia, o co to zamieszanie. 

— Jesteś kieszonkowcem. I pomimo tego, że dobrym, zmienię twoje życie na prostsze. Wchodzisz w to?— spytał, a ja stałem jak słup soli. Moje życie? Prostsze? Co miał przez to na myśli? 

 — Zaczniemy od walki, bo pomimo tych wcześniejszych lekcji, jesteś w niej naprawdę do dupy.

~~~

[słów 600]

Wykonane przez: sanct__

Witam witam i o życie pytam.
Chętnie poczytam co u was ciekawego się dzieje ^^

Pozdrowionka i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top