Rozdział 18 cz.2

Nasza trójka była tryskającą z radości bandą, gdzie jedyną osobą wyraźnie nie odznaczającą się naszego typu humorem był stojący obok mnie, Levi. Był lekko poddenerwowany z niewiadomych mi przyczyn, reszta też zdawała się zresztą nie wiedzieć, co go gryzie. Prychnął tylko w charakterystyczny dla siebie sposób i ponownie swój wzrok skupił na mnie.

— Spisałeś się, brawo. Tym razem pracowałeś, ale co tak naprawdę robiłeś, gdy zapytałem o to ostatnio? — jego pytanie w moim kierunku sprawiło, że powietrze jakby zgęstniało, a ta cała aura rozbawienia prysła niczym bańka mydlana.

— Levi, nie teraz. — syknął Farlan przez zaciśnięte zęby, wyczuwając, że nie jest to raczej dość dobry temat na ten moment. Kątem oka zerknął na czerwonowłosą, której również uśmiech zszedł z twarzy.

— Braciszku, odpuść mu... — jęknęła, patrząc błagalnie na stojącego nad stołem czarnowłosego.

— Wybacz, ale nie tym razem. — zmarszczył brwi, nadal patrząc na mnie badawczo.

— Powiedz prawdę, Lars. — wysyczał, chcąc przekazać mi, że nie ma tu już miejsca na żarty, a jego cierpliwość co do mnie, dawno się już skończyła. Zacisnąłem pięści.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że co by się nie działo, jak bardzo, by na mnie nie naciskali oraz mnie o to nie prosili — powiedzieć prawdy im nie mogę. Musiałem jakoś z tego wybrną i do cholery rozegrać to tak, żeby rozwiane zostały ich, a w szczególności jego, wątpliwości. Czułem w tym jednocześnie jak narasta we mnie panika, a moje panowanie nad sytuacją z każdą chwilą coraz bardziej to niknie. Spojrzenie przeniosłem na swoje skarpetki, zagryzłem wargę i starałem się jakoś uspokoić.

— Mów, do cholery! — krzyk, czarnowłosego wcale mi nie pomagał, a w dodatku zirytował.

Natarczywe spojrzenia osób będących w tym pomieszczeniu reprezentowały wszystko to, co czułem wewnątrz, powodując co raz to bardziej narastający gniew. Nie chciałem, by po tym wszystkim, to właśnie tak to wszystko wyglądało.

— Przyznaj się w końcu, co robisz, kręcąc się po nocy w mieście! — głos Leviego dobitnie informował o tym, że jego cierpliwość co do mojej osoby już się wyczerpała. Nie tylko ja już miałem tego wszystkiego dosyć.

Nie wierzył mi, miał do tego prawo, jednak bolało mnie to. Naprawdę zakuło mnie w piersi, a złość i smutek ogarnęły mnie całkowicie. Czy to właśnie tak traktuje się przyjaciół? Czy ja go kiedykolwiek tak o coś wypytywałem?

— A jako dziwka sobie dorabiam! Zadowolony?! — moje usta wykrzyczały to za mnie.

Całkowicie nie panowałem nad sobą i wcale nie czułem się z tym jakoś specjalnie źle. Nie kłamałem też jakoś bardzo, a jedynie chwilowo zniekształciłem prawdę, manipulując nią w przystępny dla siebie sposób.

Z ich strony odpowiedziała mi jednak tylko cisza. Zdecydowałem się unieść głowę, a to, co zobaczyłem, wydawało się mnie zaboleć jeszcze bardziej. Farlan i Isabelle zerkali to na mnie, to na Levi'a jakby szukając w nim jakiegoś potwierdzenia, że to co powiedziałem, było jedynie żartem.

Oni w ogóle w to nie uwierzyli, podczas gdy stojący przede mną przyjaciel patrzył na mnie w lekkim szoku, ale również i ze zdecydowanie większą łagodnością, niż przed chwilą. Cały smutek jaki czułem zaczął się jeszcze bardziej potęgować jednak w momencie, kiedy czarnowłosy już całkowicie się rozluźnił i z nieomylną ulgą na twarzy, otworzył usta, by coś powiedzieć. Zaszkliły mi się oczy, a trzęsące się dłonie założyłem za plecami. Zrezygnowany, uśmiechnąłem się słabo.

— Poważnie, Levi ? — łupnąłem na niego z wyrzutem, a on zdziwiony mi się przyglądał. Nie odważył odezwać się nawet słowem.

— Naprawdę prędzej uwierzyłeś w to, że się kurwie niż w to, że ćwiczę samemu?! — zdarłem sobie gardło, nie potrafiąc nad sobą zapanować.

Patrząc jednak złowrogo na niego i widząc, jak ponownie się spina, już wiedziałem, że mam racje. Moja wypowiedź idealnie skwitowała to, co siedziało w jego głowie i możliwe, że właśnie też przez to, on również został wytrącony z równowagi.

— Tch, przestań kłamać! — ryknął, tak głośno, że siedząca przy stole nastolatka aż się skuliła.

Kłótnie z chłopakiem w końcu nigdy nie należały do przyjemniejszych. Każdy przechodził je na swój sposób, jednak skoro dotyczyły one mnie, to uważałem, że nie powinno się to odbijać na nikim innym. Nic więc dziwnego, że na widok przestraszonej dziewczyny, we mnie się wręcz zagotowało.

— Tak ciężko uwierzyć ci w to, że trenuje? Zajebiście. Dzięki bardzo, Dużo mi to mówi... — nie krzyczałem, ale mój głos idealnie odzwierciedlał moje uczucia. Był szorstki, przemawiał wszystkim, co można było uznać za negatywne.

Zakryłem się kłamstwem o treningach, specjalnie wywołując w ich głowach sprzeczności, co może na jakiś czas da mi spokój. Chociaż patrząc na zastanawiającego się obecnie nad moimi słowami Levi'a, nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Miałem nadzieje, że pogubił się na tyle, iż zrezygnuje i nie będzie mnie bardziej o nic dopytywał.

— Skoro tak... — zrobił krok w moim kierunku, a ja myślałem, że moje zbolałe serce zaraz wyskoczy z piersi.

— Wkładaj buty i chodź na zewnątrz. — minął mnie, a w mojej głowie dziwnie zahuczało. Niewiedza tylko dodatkowo spotęgowała, ponownie narastający we mnie stres.

— Co? — niewyraźnie dopytałem, czekając na głębsze wyjaśnienie.

Chłopak ponownie odwrócił się do mnie przodem i widząc, że nie zamierzam ruszyć się z miejsca, chwycił mnie pod łokciem, dość brutalnie ciągnąc na przedpokój.

— Levi, przestań! — krzyknął za nim Church, zrywając się z krzesła i podchodząc do nas.

Zaraz obok niego pojawiła się od razu również zapłakana dziewczyna, która ledwo stała na trzęsących się od emocji nogach. Nie minęło w końcu dużo czasu od wydarzenia, gdy Lily nas ocaliła, a na jej psychice odbiło się to wszystko.

Levi jednak zignorował całkiem ich słowa, rzucił mi pod stopy moje buty i jednym zdecydowanym szarpnięciem otworzył drzwi, wpuszczając chłód nocy do przedsionka. Zaraz potem stanął w progu i oparł się o framugę.

— Włóż buty i chodź przed dom. Pokażesz mi, czego się nauczyłeś. — mówił spokojnie, ale nadal był to jego rozkazujący ton. Wciąż wściekły włożyłem więc te przeklęte buty, zdając sobie sprawę, że nic nie przekona już tego uparciucha do ugody, jeżeli na własne oczy nie przekona się o moich postępach.

— Proszę bardzo. — wysyczałem, mijając się z nim, tym samym zgadzając się na pojedynek.

Nie miałem innego wyjścia, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Fakt, że on bardziej uważał mnie za dziwkę, niż kogoś, kto sam chciał podciągnąć swoje umiejętności w walce, bolał, ale też potęgował chęć wykazania się i sprawdzenia tego, czy dałbym mu radę. Czułem się nawet zdeterminowany a przynajmniej do czasu gdy, w momencie kiedy ledwo zszedłem ze schodów, czarnowłosy się po prostu na mnie rzucił z nożem w ręku.

Odruchowo odskoczyłem do tyłu, prawie się przewracając, ale nim stanąłem bardziej stabilnie na nogach, wyjąłem swój nóż za paska spod bluzy, który zawsze miałem przy sobie. Przyjąłem też pozycję i czekałem na ponowny atak ze strony Levi'a, jednak ten nie nadszedł, a czarnowłosy również przystanął i przyglądał mi się z ukosa. Odmówić udziału w walce nie mogłem, bo byłoby to zbyt podejrzane, więc musiałem się postarać, by jakoś go zaskoczyć. Pomimo chęci obicia mu twarzy, jak i pokazania tego, że się poprawiłem w chwili, wciąż jednak miałem świadomości z kim się mierzę. Chłopak był w końcu nie dość, że silniejszy ode mnie, to jeszcze w dodatku mi na nim zależało. Nie chciałem go skrzywdzić.

Przecież to mój przyjaciel!

Biłem się z własnymi myślami, zastanawiając czy każda nasza kolejna kłótnia będzie się kończyć pojedynkiem na noże. Z transu wyrwał mnie widok biegnącego na mnie Levi'a, który widocznie zauważył mój moment nieuwagi. Nie było już odwrotu. On nigdy nie odpuści a ja, nie mogę powiedzieć mu całej prawdy. Musiałem walczyć.

Pojedynek zaczął się na dobre. Robiłem uniki i nawet sprawnie odparowywałem jego ataki, jednak nie byłem w stanie go zaatakować. W moim ciele znajdowała się blokada, która skutecznie mi to uniemożliwiała. Jak na złość jego spostrzegawczość musiała to wychwycić, gdyż jego ataki stawały się coraz mocniejsze i bardziej skomplikowane. Walczę z kimś, kto właśnie tego stylu walki mnie nauczył, co wiąże się z tym, iż ciężko będzie mi go zaskoczyć. Jak na razie na samych unikach dawałem radę, ale nie miałem pewności, jak długo wytrzymam, a moja sprawność fizyczna była z pewnością mniejsza niż ta należąca do mojego przeciwnika.

— Tch, tylko uciekasz. — stwierdził, wydając się zawiedzionym — Czego niby sam się nauczyłeś? — zakpił, przechodząc do kolejnego ataku.

Sam zresztą nie dziwiłem się, że pytał, gdyż musiałem w końcu wybiec za schematy, które on mi przedstawił i zrobić coś nadprogramowego. Musiałem wymyślić coś, co w jego mniemaniu byłoby inne, całkowicie niespodziewane i zaskakujące. Próbowałem się na tym skupić, ale nieustępliwe ataki Levi'a w ogóle mi na to nie pozwalały. Nie wierzyłem w to, że się zmęczy i straci czujność. Pozostawało tylko czekać, aż mnie olśni.

Robiąc uniki, przypominałem sobie jednak wszystkie jego słowa; to jak tłumaczył mi, czego się wystrzegać i czego w żadnym wypadku nie robić. Mówił o przewidywaniu ruchów przeciwnika, jednak biorąc pod uwagę jego umiejętności, które zdążyłem do tej pory zauważyć, trzymał się na wodzy, nie wychylając zbytnio.

Coraz bardziej też utwierdzałem się w fakcie, że muszę pójść na żywioł, a napięte i pracujące mięśnie ramion oraz nóg, paliły mnie już żywym ogniem. Czułem też coś na wzór nowej energii, jakby właśnie te piekące kończyny chciały rzucić się w końcu do ataku. Blokada w mojej głowie również powoli zwalniała się ze smyczy, a ja pchany już chyba desperacją, wykonałem pierwszy atak.

Coś innego w moim wykonaniu — w mniemaniu Levi'a — mogło być przecież czymś ryzykownym, może i nawet głupim. Podminowany właśnie tymi przypuszczeniami, przerzuciłem jednak nóż do lewej ręki i wypchnąłem ją prosto na czarnowłosego. Chłopak zrobił jednak szybki unik, a swoją lewą dłonią odepchnął tę moją, wytracając mi z palców rękojeść wraz z ostrzem.

Prychnął, skupiając się na tym, jak bezsensowny ruch wykonałem, a ja wykorzystując ten moment, zacisnąłem prawą pięść i mocno zamachnąłem się, uderzając go w szczękę. Walnąłem go na tyle mocno, iż z jego ust wyrwało się szybkie przekleństwo, a mnie aż zapiekły kłykcie.

Obrócił się do mnie, wykonując przy tym kolejne natarcie przy pomocy noża, a ja zdałem sobie sprawę, że liczył na to, iż zrobię krok w tył. Domyślając się jednak tego, zdecydowałem się zrobić całkowicie odwrotnie. Nie cofnąłem się, a przybliżyłem do niego, dodatkowo się schylając, co spowodowało, że ostrze boleśnie nacięło moją rękę zaraz pod łokciem. Zignorowałem jednak to rwące uczucie z powodu świeżej rany oraz otumaniającej mnie adrenaliny i skoczyłem na niego, łapiąc w pasie.

Momentalnie straciliśmy równowagę i runęliśmy razem na piasek. Miałem jednak dość duże szczęście, znajdując się na górze przez całkowity przypadek. Uczepiłem się ponadto bioder czarnowłosego na tyle stabilnie, że na ten moment nie miał jak mnie zrzucić, nawet przy gwałtowniejszym szarpaniu się. Pamiętając przy tym wciąż o sztylecie w dłoni Levi'a, w porę wyprostowałem się, unikając kierującej się w moją stronę broni.

Całkowicie niemal zdałem się na refleks i w powietrzu, chwyciłem jego pięść kurczowo trzymającą drewnianą rękojeść. Wspomagałem się drugą osłabioną ręką, decydując się skierować ostrzę ku niemu, tylko po to, by przytrzymać je zaraz przy jego gardle. Siłowaliśmy się tak chwilę, do momentu, gdy chłopak nie zdecydował mi się ustąpić.

— No brawo. — powiedział tym swoim wypranym z emocji głosem.

Był zmęczony, podobnie zresztą do mnie, jednak patrząc w jego tęczówki, mogłem dostrzec też nutkę zdziwienia. Gdyby chciał, byłby w stanie się wyrwać i mnie obalić, jednak on w przeciwieństwie do mnie nie dyszał jak po przebiegnięciu kilku kilometrowego maratonu, a w miarę normalnie, jakby dopiero co wszedł po schodach. Najzwyczajniej w świecie miał po prostu dość.

Niespodziewanie jednak coś mnie zamroczyło, zahuczało mi w uszach, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Nie wiedzieć również czemu zamiast kobaltowych tęczówek, przez ułamek sekundy widziałem znajome, martwe o karmelowym odcieniu, które pewnej nocy, zostawiłem bez krzty empatii na dużym łożu. Zatrząsłem się, orientując się i przypominając sobie to, że właśnie w takiej samej pozycji zabiłem też przecież Sebastiana.

— Ej, czemu ty płaczesz? — pytanie zadane pół szeptem przez zdziwionego Levi'a, wyrwało mnie z tego przerażającego transu.

— Lars? — pytał, obserwując mnie, gdy moje łzy wciąż skapywały na jego blade policzki.

Dlaczego zamiast mojego imienia, ja usłyszałem Leo? I czemu usta czarnowłosego mówiły do mnie innym głosem?

Nie odpowiedziałem mu, a jedynie ugryzłem się w wargę, wypuszczając z uścisku dłonie przyjaciela. Pospiesznie również z niego wstałem, nie chcąc, by dłużej widział mnie w tym stanie. Nie czekając nawet na niego, ruszyłem biegiem w stronę domu, a głos, jak i kroki za moimi plecami tylko zmusiły moje mięśnie do większej pracy. Choć ból był tak straszny...

— Lars, poczekaj! — ich krzyk na mnie nie działał. Jak najszybciej chwyciłem klamkę i wbiegłem do budynku.

Miałem zamiar uciec do pokoju i się w nim zamknąć, jednak na mojej drodze szybko stanęła równie zapłakana Magnolia, rzucając mi się na szyję. Mocno mnie do siebie przycisnęła, szlochając obok mojego ucha, poczuć można było jeszcze po chwili, jak dociska jedną z dłoni do naszej dwójki, osobę która wcześniej równie wytrwale mnie goniła. Tuliła nas mocno, trzęsła się i co chwile pociągała nosem.

— Nie kłóćcie się więcej, proszę. — wyjąkała między napadami szlochu, dając mi do myślenia, że to właśnie Levi'a, musiała do nas dołączyć.

Obydwoje pchani poczuciem winy wobec nastolatki bez słowa objęliśmy, stojąc tak chwile, by dać jej czas, żeby ta się uspokoiła. Nagle dziewczyna ścisnęła nas na tyle mocno, że syknąłem z bólu, przypomininając sobie o niedawnej ranie na ręku, której sprawca stał zaraz obok mnie. Isabelle odskoczyła od nas od razu z cichym piskiem, przyglądając się delikatnie zaplamionemu rękawowi mojej bluzy.

— Tch, upaćkasz podłogę. — skrzywił się czarnowłosy, chwytając mnie za nadgarstek. Kolejny raz jego dusza pedanta dawała o sobie znać, a obojętność w głosie raniła swoją ostrością.

— Chodź do łazienki, pomogę ci to opatrzeć. — zaproponował zaraz potem, ciągnąc mnie delikatnie za zdrową rękę we wspomnianym przez siebie kierunku.

Nie wyrywałem się mu jednak. Nie dość bowiem, że byłem w szoku, to jeszcze dobitnie wyprany, z jakiejkolwiek siły na dalsze kłótnie. Pozwoliłem mu się prowadzić, jednocześnie przeczuwając zbliżający się problem podczas prawdopodobnej rozmowy w łazience.



~~~~~

Rozdział napisany przez: Mruczalka

Heh zatrzymana przez Erwina jeszcze nie zostałam xD a co do rozdziału się porobiło i myśle że akcji jak narazie wm dosyć 😘😘👌tez rozdział był dość ciężki do napisania wiec liczę na komy i gwiazdeczki od was 🥰🥰👌👌 do następnego !!

Przepraszam za opóźnienie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top