Rozdział 11
Przynajmniej sądziłem, że pójdzie mi równie łatwo...
Niestety, coś poszło nie tak, a moja pokiereszowana noga odmówiła mi posłuszeństwa i została w tyle, co uniemożliwiło mi swobodny, bezpieczny skok, dlatego z krzykiem zleciałem w dół, tłukąc się jeszcze bardziej. Ciało przeszył tak mocny ból, że zaparło mi dech i nie byłem w stanie wydobyć z siebie nawet słowa. Nie pomagał mi także fakt, że swoim krzykiem wywołałem alarm.
Pozostało się tylko modlić, że ujdziemy z tego żywi.
— Lars? — usłyszałem głos nadbiegającego z pomocą Levi'a.
— Tutaj! — zawołałem, próbując się poruszyć.
— Ty ofermo... — czarnowłosy pojawił się tuż obok mnie i rozchylił gałęzie, by wydobyć mnie z chaszczy.
Ostre zakończenia odrośli wbijały mi się w tyłek, a z nogi pociekło więcej krwi, co tylko pogłębiło szum, jaki miałem w głowie. Widok z każdą kolejną chwilą zaczynał mi się coraz to bardziej rozmazywać, a głosy ledwo docierały do mojej świadomości. Chyba odlatywałem.
Ostatnie, co zarejestrowałem to przekleństwo wypowiedziane przez Levi'a, a potem widziałem już tylko ciemność, a w uszach nastała całkowita cisza.
***
Szary sufit. Zapach podziemnej i mokrej piwnicy; stęchlizny i wilgoci, której tak bardzo nienawidziłem. Duszność oraz ziemista woń, wstrząsnęły moim ciałem, powodując przeciągły i głośny kaszel, który podrażnił tylko dodatkowo moją krtań.
— Obudził się nasz tygrysek. — nagły głos, momentalnie przywołał moje skupienie. Natychmiast skierowałem spojrzenie w bok, dostrzegając majaczący w półmroku metal, a także niewyraźną jeszcze dla mnie sylwetkę.
Kraty. Więzienie?
A za nimi mężczyzna? Ten sam sukinsyn, którego zajebałem jego własnym nożem. Szybciej zamrugałem.
Jak to możliwe?
— Zdziwiona i przestraszona ptaszyna? — spytał, dumny z siebie.
— Gdzie jestem? — wycharczałem.
Czułem w ustach krew i nieprzyjemny, gorzki posmak. Nie wiedziałem gdzie byłem ani w jaki sposób się tutaj znalazłem, jednak z całą pewnością nie było dobrze. Przeanalizowałem sytuację. Cholera, miałem na sobie tylko spodnie Levi'a. W dodatku moja noga... była cała? Co tu jest grane, do chuja?
— Twój przyjaciel wszystko ci wytłumaczy. — zaśmiał się donośnie wąsacz i opuścił pomieszczenie.
Lekko zataczając się, dopadłem krat, poruszając nimi, jednak jak naiwniak liczyłem, że ustąpią. Były zablokowane. Moje życie to koszmar. Dlaczego ostatnio wszystko musiało się tak spierdolić?!
Po paru minutach usłyszałem kroki. Powolne i dość nieśpieszne, aczkolwiek dziwnie znajome. Z cienia wyszedł Levi, ubrany w obcisły podkoszulek, kuse spodnie, które były w zdecydowanie za małym rozmiarze i marynarkę Farlan'a, którą wcześniej to ja miałem na sobie.
Prowadziło go dwóch wysokich, barczystych mężczyzn z zarostem. Levi nie poruszał się jednak o własnych siłach. Jego powieki były przymknięte a usta rozchylone. Musiał dostać jakieś psychotropy.
— Twój ładniutki koleżka dzisiaj został sprzedany jako cenny okaz szefowi. Ty będziesz następny w kolejce. Chcesz coś powiedzieć na pożegnanie? — zaczepnie pytali mnie mężczyźni, jakby chcąc mnie sprowokować, co niestety bardzo dobrze im się udawało.
— Pierdolcie się. — wysyczałem wściekły — Nie macie prawa nami rozporządzać! — krzyknąłem, jeszcze raz próbując sprawdzić wytrzymałość metalowych krat, co skończyło się tylko na bólu moich i tak już zmaltretowanych dłoni.
— W Podziemiach sami ustalamy prawo, świeżaku. Trzeba było z nami nie zadzierać. — odgryzł się jeden z bandy, spluwając na ziemię.
— Dokąd go zabieracie? — spytałem, nie mogąc znieść obecnego stany niewiedzy.
Levi jakby ocknął się na moment, bo objął mnie flegmatycznym spojrzeniem, choć na pewno nie był w stanie mnie rozpoznać. Z ust pociekła mu ślina. W żadnym stopniu nie wyglądał już tak dostojnie, jak zwykle to miało miejsce. Upodlili nawet kogoś tak zapalczywego.
— Tam, skąd przyszedł... — odparł jeden z barczystych, mocniej ściskając chłopaka za ręce, aż coś mu przeskoczyło w stawach.
Nieprzyjemne dla ucha strzyknięcie rozległo się w moich uszach, a ja sam drgnąłem z odrazą. Obleśny typ. Zrobiło mi się tak niedobrze, że upadłem na posadzkę, próbując zapanować nad reakcją organizmu. Zaraz zwymiotuję.
Myśl, Lars. Co można zrobić?
Zaraz po tym, gdy się uspokoiłem, dokładnie obejrzałem swoje ciało, dostrzegając, że na ramieniu widniał ślad po wkłuciu. Musieli nam coś wstrzyknąć. Mężczyźni natomiast nie zwracali już na mnie uwagi, a odprowadzili Levi'a do wyjścia, zostawiając mnie samego.
Ja w tym czasie traciłem poczucie czasu. Minuty mijały, a może i godziny?
W pomieszczeniu robiło się coraz chłodniej. Siedziałem w rogu i ledwo byłem w stanie mrugać. Chciało mi się spać, moje ciało było zdrętwiałe. Potrzebowałem snu, lecz jednoczenie nie mogłem sobie na niego pozwolić. Byłem skazany na ich łaskę.
Nagle znowu ktoś pokazał się za kratami. Był to... Farlan?
Zajął miejsce na wprost mnie i chwycił oburącz za metalowe pręty. Nie to było jednak dziwne, a jego ubiór i ruchy. Klatkę piersiową miał do połowy odsłoniętą, a reszta zakryta była bardzo skąpym kostiumem w kolorze głębokiej czerni, który lekko połyskiwał w półmroku.
— Farlan, co ci zrobili?! — podszedłem do niego, domagając się wyjaśnień.
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Było gorzej, niż sądziłem. Chłopak wystawił język i odwrócił się profilem, prezentując na swoim zadzie dorodny, dopinany koci ogon...
— Nie martw się, ty też taki dostaniesz. — odpowiedział mi zalotnie, dostrzegając, że na niego spoglądam.
— Uciekaj stąd. — szepnąłem do niego, nie mogąc znieść jego widoku.
Ten jednak tylko się roześmiał, całkowicie rozanielony. Nie był sobą, a psychotropy, chyba aż tak nie mogły wpłynąć na człowieka. Co tu się dzieje?!
Ku mojemu zdziwieniu Farlan wyjął z małej kieszonki klucz i otworzył kłódkę. Przypatrywałem się, jak przesuwa kraty i daje znak, że jestem wolny. Niepewnie wykonałem kilka kroków. Czyżby to właśnie był jego plan?
— Farlan, jesteśmy w niebezpieczeństwie. Znajdźmy Levi'a i spieprzajmy stąd — złapałem go za nadgarstki, ciągnąc za sobą w nieznanym kierunku, a on ruszył za mną, nieświadomy absolutnie, w jakim świecie się znajduje. A przynajmniej tak właśnie wyglądał.
Otworzyłem drzwi. Te najdalsze, w ostatniej części korytarza. Następnie weszliśmy do klatki schodowej i przebiegliśmy kilka stopni, a ja otworzyłem kolejne drzwi. Po tych kilku przebiegniętych metrach zdążyłem się zorientować już, gdzie się znajdowaliśmy. Burdel.
Czerwone kanapy i zasłony, mężczyźni przebrani w kostiumy podobne do stroju Farlan'a, alkohol, a także ogromna ilość pokoi, w których pracownicy mogli obsługiwać swoich klientów. Zamknąłem drzwi tak szybko, jak to było możliwe i w spazmach zacząłem głośno oddychać. Gdzie my kurna wylądowaliśmy?!
— Dlaczego nie wchodzimy? — zapytał chłopak, patrząc na mnie bez krzty zrozumienia, w jak fatalnej znajdowaliśmy się sytuacji.
— Wygląda na porządny lokal. — stwierdził blondyn, wzruszając ramionami.
No właśnie. Zbyt porządny jak na... Podziemie...
Zbyt porządny jak na to, co widziałem w tym miejscu. Panika z niewiadomego mi powodu zaczęła ogarniać moje ciało, a dziwnego rodzaju dreszcze przechodziły po moim ciele. Wszystko to z czasem się nasilało, a dłonie samoczynnie zaczynały się trząść.
I wtedy się obudziłem.
Zlany potem, ciężko dysząc, usiadłem na posłaniu. W głowie mi huczało. Dość. Miałem tego wszystkiego serdecznie, dość...
— Lars? Spokojnie, oddychaj, chłopie. — usłyszałem zaniepokojony głos Churcha, który na całe szczęście nie wyglądał już w żadnym stopniu jak tania dziwka. Podnosząc się, prawie spadłem z łóżka.
Zaraz, zaraz...Łóżka?
Nade mną stał Farlan, Levi i... Isabelle? Dziewczyna patrzyła na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczami, które wciąż były lekko zaczerwienione od płaczu, a szmaragd jej tęczówek, choć lśniący, z jakiegoś powodu mnie uspokajał. Czy ja wciąż śniłem?
— Uszczypnijcie mnie, błagam — wydusiłem, szybciej mrugając.
Levi natychmiast oraz bez najmniejszego zawahania się zrobił to, o co poprosiłem, a ja odetchnąłem z wielką ulgą. To była jawa.
— Chyba miałeś zły sen. Wszystko dobrze? — spytała Magnolia, siadając obok mnie. Ja natomiast przycisnąłem ją do swojej piersi, ciesząc się jak głupi.
Znajdowaliśmy się w obcym miejscu, a ja leżałem na czyimś łóżku, przykryty nieznanym, zszarzałym prześcieradłem, gdzie moja noga dawała o sobie znać. Pulsowała, przyprawiając mnie o dreszcze. Bolała jak diabli.
— Miałeś wielkie szczęście — powiedziała dziewczyna. — Strasznie się o ciebie martwiliśmy, bo rzucałeś się na łóżku. Wdało się zakażenie i miałeś gorączkę... — jej zmartwiony ton oraz plątanina słów, była dla mnie jednak mało zrozumiała. Wciąż szumiało mi w głowie, a stres całkowicie jeszcze ze mnie nie zszedł.
— Może zacznij od początku. — skarcił ją Levi, zakładając ręce na piersi. — W istocie, jesteś farciarzem, choć tak naprawdę to, że jesteśmy tu w całości to zasługa Lily. Chyba nie muszę jej przedstawiać? — spytał, nonszalancko przewracając oczami.
Ja natomiast jedynie szybciej mrugając, dałem w taki sposób znać o moim zaskoczeniu. Nie było osoby w całym Podziemiu, która nie kojarzyłaby tego pseudonimu.
Jej gang wyróżniał się spośród całej przestępczej społeczności. W jednych budził wzgardę, a w drugich szacunek. Krążyło też wiele pogłosek i tak naprawdę nikt do końca nie wiedział, jak owa aferzystka wygląda. Mówiło się również, że to największa sadystka i krwawa zabójczyni, jaką kryło Podziemie...
~~~
Rozdział napisany przez: Trufelcherry
Witam się z Wami cieplutko i żeby nie przedłużać życzę miłego weekendu <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top