skrzydła ameryki
Samuel Wilson nie spodziewał się takiego przebiegu swojego życia, jaki nastąpił po poznaniu słynnego Steve'a Rogersa podczas porannego biegania, kiedy blondyn wymijał go bez żadnego wysiłku z jego lewej strony. Miała to być jedynie znajomość bez żadnych większych wpływów na niego samego.
Kiedy dowiedział się, jakie niebezpieczeństwo czeka kilka milinów ludzi, chciał pomóc Rogersowi w rozbiciu H.Y.D.R.Y, a potem się wycofać. Był jedynie byłym pilotem Sił Powietrznych. Nie nadawał się na drugą rękę samego Kapitana Ameryki. Nie nadawał się na niczyją drugą rękę. Po prostu się nie nadawał. Nie umiał dokonywać heroicznych czynów, ratować ludzi czy podejmować ważnych decyzji. Utwierdzał się w tym przekonaniu przez długi czas powtarzając sobie w kółko jedno zdanie. Nie nadaję się.
A nadawał się i to bardzo dobrze.
Osoby, które go znały nie mogły zaprzeczyć, że jego najbardziej widocznymi cechami były odwaga i lojalność. Ale nawet najodważniejsza osoba pod słońcem, gdy będzie stała na krawędzi patrząc w przepaść może się zawahać, prawda?
Kiedy tak się poczuł? Wtedy, gdy przyjaciel oddał mu swą tarczę. Symbol Kapitana Ameryki. Stał nad przepaścią, a na jej końcu znajdowały się odpowiedzialność i ciężkie brzemię w postaci tarczy stworzonej z wibranium, która oznaczała dla niego pozostanie nowym Kapitanem Ameryką. Czuł, że to wszystko go przerośnie. I do tego media, od których ciekawości by się nie odgonił. Nie chciał tego. Wilson nie chciał sławy, nie chciał tylu obowiązków, bał się ich. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie jest całkowicie nieustraszony. Ale nie mógł odmówić. Nie mógł nie przyjąć tarczy. W oczach przyjaciół byłby już jedynie tchórzem. A tego nie chciał. Nie chciał być tchórzem, ale nie potrafił w siebie uwierzyć.
Ostatecznie udało mu się odnaleźć w sobie pokłady wiary w siebie i wziął ciężki przedmiot w dłoń. Kiedy wrócił do domu, postawił tarczę w kącie salonu. Tam stała przez kilka tygodni, a na niej zaczął osiadać kurz. Gdy pierwszy raz stanął przed lustrem trzymając tarczę tak jak robił to jej poprzedni właściciel stwierdził, że nie będzie mu tak dobrze w obcisłym stroju z gwiazdą na środku klatki piersiowej. Te śpioszki, bo tak postanowił nazywać strój, który miał za zadanie kiedyś założyć i walczyć w nim z przestępcami, według niego pasowały jedynie byłemu Kapitanowi. Znów zniechęcił się do swojej przyszłej roli.
Zdał sobie również sprawę z tego, że będzie musiał zapewne zrezygnować ze swoich skrzydeł Falcona, które szczerze uwielbiał. Nie mając lecz zamiaru odkładać ich do piwnicy, wpadł na pewien pomysł.
Tego samego dnia James, który przesiadywał u Sama więcej niż we własnym mieszkaniu, otworzył sobie drzwi dorobionym kluczem (o którym właściciel domu nie miał pojęcia) i wszedł do środka. Nie zastając przyjaciela ani w kuchni, ani w salonie skierował się do garażu. Kiedy już się tam znalazł, podszedł do Wilsona, który był zajęty majstrowaniem przy czymś. Sam odsunął się trochę, aby przyjaciel mógł lepiej zobaczyć to, co leżało na stole. Skrzydła Sama, które kiedyś były srebrne, teraz miały na całej powierzchi wzór flagi Stanów Zjednoczonych. Bez słów wyjawił swoją decyzję. Będzie nowym Kapitanem Ameryką. Ale w swoim stylu.
a/n
no, może to nie jest idealny shot, ale opublikowałam go, bo o samie jest mało książek na wattcie.
pozdrawiam osoby co oglądają/oglądały ca:tws na polsacie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top