13. Nie pasujemy do siebie?

Obudził mnie dotyk palców, subtelnie muskających pukiel włosów na moim ramieniu. Otworzyłam oczy. To nie był sen. Leżał obok mnie i przyglądał mi się z posągową miną. W jego hipnotyzujących oczach malowało się tak wiele różnych emocji. Niektóre z nich zupełnie do niego nie pasowały. Uśmiechnęłam się nieśmiało i spuściłam wzrok, przypominając sobie o tym, co robiliśmy poprzedniego wieczoru.

– Długo mi się tak przyglądasz? – zapytałam cicho.

Uśmiechnął się czarująco i otoczył mnie czule swoimi wielkimi ramionami.

– Lepiej żebyś nie wiedziała. – Pocałował moje czoło. Potem skroń. Policzek. Brodę.

Wsunęłam palce w jego ciemne włosy i zamknęłam oczy. Jego pieszczoty były delikatne i pełne czułości. I w żaden sposób nie przypominały głodnego i niecierpliwego dotyku z poprzedniej nocy. Byłam we właściwym miejscu. I z właściwym człowiekiem przy boku. Po raz pierwszy czułam, że wszystko w moim życiu układa się tak, jak trzeba.

– Myślisz, że tak miało być? – zapytałam, upajając się jego pocałunkami.

– Pytasz mnie, czy wierzę w przeznaczenie? – Wtulił się we mnie i odurzał się zapachem moich włosów.

Dotknęłam ciemnego zarostu na jego torsie i zaczęłam delikatnie przesuwać palcami po nagiej skórze.

– Tak – odparłam. – Nie wydaje ci się, że trochę za dużo tych zbiegów okoliczności, jeśli o nas chodzi?

Pokręcił głową i zamyślił się na moment.

– To, co wygląda na zbieg okoliczności, wcale nim nie jest – odezwał się po chwili, zaplątując sobie moje włosy na palce i bawiąc się nimi, jak mały chłopiec. – Nie sprzedałem „Primavery", bo nie chciałem jej sprzedać. Przesuwałem ten pomysł z roku na rok, ale wiedziałem, że będzie mi ciężko podjąć ostateczną decyzję. Myślę też, że pomimo tego, że nie chciałaś tu przyjechać, to było bardzo prawdopodobne, że to zrobisz. Wasza trenerka zgłosiła mi już na wstępie, że przyjedziecie całą waszą grupą.

– Tak. To prawda – odparłam. – Uznała na wyrost, że żadna z nas się nie wyłamie. Dopiero później puściła listę...

– Skarbie, to nie jest zła wiadomość, że nie istnieje żadna wyższa siła rządząca twoim losem. – Uśmiechnął się i spojrzał na mnie swoim przenikliwym wzrokiem. – To coś pozytywnego. Świadomość, że możesz tworzyć swój świat tak, jak tego chcesz. Nie czekać biernie, aż coś samo się wydarzy.

– Czasem wolałabym, żeby ktoś decydował za mnie – odparłam. – Żeby oszczędził mi trudnych wyborów. Czuję się jak ziarenko piasku na pustyni. Nie mam w sobie tyle siły, żeby radzić sobie z przeciwnościami.

– Tak ci się tylko wydaje. Masz taką siłę. – Spoważniał nagle. – Kiedyś ci opowiem, jak ja do tego doszedłem. Wszystko, co przeżywamy, buduje nam pancerz. To bywa cholernie bolesne i trwa latami. Ale kiedy wytrwasz, odkrywasz, że tylko ty masz kontrolę. I paradoksalnie jest ci lepiej z tą wiedzą. Bo wiesz, że jesteś panem swojego życia. I nie decyduje o tobie żadna wyższa siła.

– Tak się czujesz? – zapytałam, unosząc brwi. – Czujesz, że w pełni rządzisz swoim życiem? Że jesteś niezniszczalny?

– Nie – odparł ze śmiertelnie poważną miną. – Ty chociażby jesteś przykładem tego, że można mnie zniszczyć.

Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, nie bardzo rozumiejąc, co miał na myśli.

– Dlaczego?

– Dlatego, że jesteś moją siłą i słabością jednocześnie.

Uśmiechnęłam się, trochę lekceważąc to, co powiedział. Ale powoli zaczynało do mnie docierać, że moje pojawienie się w „Primaverze" nie tylko wywróciło moje życie do góry nogami. Jego życie także się zmieniło. I to diametralnie. Nie byliśmy zaręczeni ani nie mieliśmy dzieci. Ale decydując się na bycie razem i wspólne zamieszkanie, godziliśmy się na to, że będziemy się o siebie wzajemnie troszczyć. Wspierać się w trudnych chwilach. Za nic w świecie nie chciałam go skrzywdzić. Chciałam, żeby w końcu był szczęśliwy. Żeby ten pancerz, o którym mówił, częściej się przede mną otwierał. Być może to zmieniłoby jego podejście do świata i ludzi. Z kogoś zamkniętego w sobie, nieufnego i pozornie zimnego na człowieka zadowolonego z życia i z życzliwością odnoszącego się do innych.

– Chcę, żebyś był szczęśliwy – powiedziałam cicho, a on chwycił moją dłoń i położył sobie na policzku.

– Bądź przy mnie, a będę najszczęśliwszym facetem na ziemi – odpowiedział, przewiercają mnie szarymi oczyma.

– Tylko tyle? – Uśmiechnęłam się, głaszcząc go po kiełkującym zaroście.

– To wszystko, czego chcę. Niczego mi więcej nie potrzeba.

Wtuliłam się w jego pierś, a on zanurzył twarz w moich włosach. Leżeliśmy tak przez kilka minut w całkowitym milczeniu. Ale pewnie każde z nas zastanawiało się nad tym, jak będzie wyglądać ta nasza wspólna przyszłość. Byłam już pewna tego, że chcę tu z nim zostać. Na samą myśl o wyjeździe bolało mnie serce. Postanowiłam jednak poczekać z ogłoszeniem tej decyzji rodzicom. Chciałam, by najpierw poznali Jacka i przekonali się, jakim poważnym i dobrym jest człowiekiem. Bez względu jednak na to, jak zareagują na moje rewelacje, postanowiłam pójść za głosem serca i przeprowadzić się po wakacjach do Gdańska.

Mój szef przerwał nagle swoje rozmyślania, podparł się na łokciu i uśmiechnął się do mnie tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.

– Mam coś dla ciebie.

Sięgnął ręką do szuflady przy szafce nocnej i po chwili wyciągnął z niej małe pudełeczko, obite czarnym aksamitem.

Uniosłam brwi totalnie zaskoczona. Spojrzałam na elegancko zapakowany podarunek i zaniemówiłam. Trzęsącą się dłonią przyjęłam prezent i spojrzałam na niego pytająco.

– Nie bój się! – Parsknął śmiechem. – Otwórz!

– Co to jest? – Zmarszczyłam brwi, zwlekając z otwarciem pudełeczka.

– To jeden z powodów, przez które wczoraj tak późno wróciłem. – Jego szare oczy patrzyły na mnie z uwagą. – Chciałem dać ci coś ładnego. Taki pierwszy symboliczny prezent z okazji tego, że jesteśmy razem.

– Nie musiałeś tego robić. – Skrzywiłam się mocno zakłopotana. – Nie potrzebuję żadnych prezentów.

– Ale ja bardzo chciałem to zrobić – odparł stanowczo. – Sprawisz mi wielką przyjemność, jeśli go przyjmiesz.

Spojrzałam na niego niepewnie. A potem na pudełeczko. Otworzyłam je powoli i serce podeszło mi do gardła. W czarnym aksamicie zatknięte były dwa olśniewające blaskiem kamienie, oprawione w kruszec o srebrnej barwie. Wyglądały jak delikatne kwiatuszki. I tak nieziemsko odbijały światło, że momentalnie zrobiło mi się słabo.

– Proszę, powiedz mi, że to cyrkonie – jęknęłam, nie mogąc oderwać oczu od najpiękniejszych kolczyków, jakie kiedykolwiek widziałam. – Powiedz, że nie wydałeś na to zbyt dużo pieniędzy.

Zaczął się śmiać i przyciągnął mnie do siebie, przytulając do swojego nagiego ciała.

– Przykro mi, Skrawek. To nie są cyrkonie. – Zaczął całować mnie po szyi, powodując przyjemne łaskotanie w podbrzuszu.

– Zwariowałeś. – Otworzyłam usta, ciągle podziwiając błyszczące cacko. – To musiało bardzo dużo kosztować.

– Nie przesadzaj – mruknął, sięgając dłonią do moich nagich piersi. – Powiedz mi lepiej, czy ci się podobają.

Westchnęłam, oczarowana przepiękną błyskotką.

– Nigdy w życiu nie dostałam czegoś tak pięknego.

– Bardzo mnie to cieszy – odparł, zupełnie nie zważając na moje zakłopotanie. – Trochę się ich naszukałem. Chciałem, żeby do ciebie pasowały. Żeby były wyjątkowe. Tak jak ty.

Spojrzałam na niego pobłażliwie i uśmiechnęłam się pod nosem.

– Są przepiękne – powiedziałam. – Dziękuję. – Cmoknęłam go w policzek.

– To je załóż – powiedział, muskając ustami moją brodę.

– Teraz?

– Tak, teraz. I wróć do mnie – mruknął uwodzicielsko. – Tylko w tych kolczykach.

Odświeżyłam się, wyczyściłam zęby i ponownie sięgnęłam do atrakcyjnie zapakowanego podarunku od Jacka. Wyjęłam lśniące blaskiem cudeńka z czarnego aksamitu i drżącymi dłońmi zaczęłam zapinać je na swoich uszach. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nikt nigdy nie podarował mi diamentów. Sądząc po wielkości kamyczków, musiały kosztować przynajmniej kilka tysięcy złotych. Poczułam ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele. Nie potrzebowałam tego prezentu. Ale sam fakt, że kupił go dla mnie, bardzo mnie wzruszył. Z satysfakcją spojrzałam na swoje nagie, opalone ciało. Nie musiałam się niczego wstydzić. Taką mnie uwielbiał. Wczorajszej nocy, kiedy zasypialiśmy wtuleni w siebie, z namaszczeniem gładził każdy skrawek mojej skóry.

Otworzyłam drzwi łazienki i prawie wpadłam na Jacka, który zdążył już wstać.

– Wracaj do łóżka – szepnął mi do ucha, przyciskając mnie do piersi. – Zaraz do ciebie dołączę.

Poczułam, jak ogarnia mnie podniecenie. Byłam obolała po wczorajszych igraszkach. Ale pożądanie buzowało we mnie jak gotujący się wrzątek. Pragnęłam go bardziej niż kiedykolwiek. Tak bardzo, że miałam ochotę na rzeczy, których nigdy wcześniej nie odważyłabym się zrobić.

Wtuliłam się w miękką kołdrę i zamknęłam oczy. Ale kiedy tylko zaczęłam fantazjować o tym, co mój mężczyzna chciałby za chwilę ze mną zrobić, smartfon Jacka zaczął brzęczeć na nocnym stoliku po jego stronie. Chwyciłam telefon w dłoń, spojrzałam na wyświetlacz, ale imię i nazwisko dzwoniącego nic mi nie mówiło. Zapukałam cicho do drzwi łazienki. Otworzył mi natychmiast, odkładając z powrotem na umywalkę spienioną szczoteczkę do zębów. Przepłukał usta wodą i odebrał rozmowę, siadając obok mnie na łóżku.

– No cześć, Marcin – odezwał się ponurym głosem. – Co się stało?... Czekaj... – Podrapał się po brodzie i chwilę zastanowił. – Była tu w zeszłą sobotę. Później się nie widzieliśmy. Czemu pytasz?...

Westchnął ciężko, słysząc odpowiedź dzwoniącego.

– Stary, nie mam pojęcia. Od kiedy nie ma jej w szkole?... Rozumiem... Jasne. Nie ma sprawy. Dam ci znać... Na razie.

Spojrzał na mnie i zmarszczył groźnie brwi.

– Brat Ewki – prychnął z irytacją, wstał i wrócił na swoją stronę łóżka. – Nie może się do niej dodzwonić od kilku dni. Podobno nie przyszła w tym tygodniu do pracy.

Oczami wyobraźni ujrzałam załamaną kobietę, która gotowa jest zrobić wszystko, by zapomnieć o odrzuceniu. Przecież sama kiedyś znalazłam się w takiej sytuacji. I sama nie wyszłabym z niej żywa, gdyby nie pomoc najbliższych.

– Spróbuję do niej zadzwonić, dobrze? – spojrzał na mnie pytająco i wsunął się do łóżka obok mnie, stukając w ekran smartfona. – Jej brat naprawdę się martwi.

– Jasne, dzwoń – odpowiedziałam, patrząc, jak wybiera numer do Ewy.

Jeśli Ewie Wilczyńskiej faktycznie chodziło tylko o to, by zwrócić na siebie uwagę, zapewne ulegnie po tym, jak zobaczy, kto do niej dzwoni. Gorzej jeśli nie odbierze telefonu od Jacka. Wtedy będą podstawy do tego, by zacząć się martwić. Z dwojga złego wolałam jednak usłyszeć, że nic jej nie jest i zwyczajnie odreagowuje definitywne rozstanie z moim szefem.

Trzy sygnały. Dokładnie tyle zajęło Czarnej odebranie rozmowy telefonicznej. Nawet jeśli unikała kontaktów z najbliższymi, Jackowi w dalszym ciągu nie potrafiła się oprzeć.

– Co ty wyrabiasz, do jasnej cholery?! – warknął, układając się na wznak tuż obok mnie. – Marcin przed chwilą do mnie dzwonił i mówił, że nie ma z tobą żadnego kontaktu!... Nie interesuje mnie to. To twój brat! Nie uważasz, że powinnaś dać mu znać, że żyjesz?!...

Westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią.

– Nie zaczynaj. Nie po to do ciebie dzwonię... Ewka, weź się w garść, bardzo cię proszę!... Sama do tego doprowadziłaś. Nie jestem twoim wrogiem. Ale nie będę tego dłużej tolerował... Tak, jest tu ze mną. – Spojrzał na mnie z troską w oczach. – Ale to nie jest twoja sprawa... Nie ma sensu ciągnąć tego tematu...

Zaczęła ogarniać mnie złość. Ta kobieta znowu stawała nam na drodze. I o ile ostatnim razem nie byłam w stanie w żaden sposób zareagować na jej zachowanie, o tyle teraz nie mogło pójść jej tak łatwo w wyprowadzeniu z równowagi mojego faceta. Tak. On był mój. I nie miałam ochoty dzielić się nim z jakąkolwiek inną babą na tym świecie.

Wpadłam na szatański pomysł. Ja, nieśmiała dziewczyna, która nigdy w całym swoim życiu nie wykazała się inicjatywą w łóżku, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.

– Odbierz następnym razem ten pieprzony telefon, kiedy będzie do ciebie dzwonił! – warknął mój szef i spojrzał na mnie totalnie zaskoczony, kiedy wsunęłam lewą dłoń pod kołdrę i dotknęłam jego umięśnionego brzucha. – Rozłącz się i dzwoń do Marcina!

Przesuwałam opuszkami palców po ciepłej, opalonej skórze. Zataczałam kółeczka wokół pępka i bardzo powoli zsuwałam się w dół w kierunku bardziej gęstego zarostu. Czułam pod palcami, że jego oddech staje się szybszy. Spojrzałam na niego zalotnie. Chyba coraz trudniej było mu się skoncentrować na rozmowie z Ewą.

– Nie interesuje mnie to, muszę kończyć. – Wziął głęboki oddech i rozchylił usta, kiedy moja dłoń dotarła do wielkiego, twardego już w tym momencie penisa.

Delikatnie sunęłam palcami po nabrzmiałym kształcie. Od grubej końcówki po zarost na jego końcu. Poczułam, jak wplata palce w moje włosy. Wszystkie jego mięśnie napięły się w oczekiwaniu na mój dotyk.

– Nie, nie zmienię zdania – powiedział do telefonu, z trudem opanowując podniecenie. – Kończymy tę rozmowę...

„Nie ma opcji, że tym razem zepsujesz nam dzień, ty wredna franco!" – pomyślałam i odsunęłam na bok kołdrę, siadając okrakiem na moim seksownym szefie. Pochyliłam się do przodu, delikatnie przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej. Wyglądał jak zahipnotyzowany. Wypięłam pupę, celowo ocierając się o jego wzwód. Patrzył na mnie z takim ogniem w oczach, że od razu zrobiłam się mokra.

– Nie mogę dłużej rozmawiać. – Westchnął, błądząc wzrokiem pełnym pożądania po moich piersiach i brzuchu.

A ja nie chciałam już dłużej czekać na to, aż ta rozmowa dobiegnie końca. Wypięłam tyłek i mokrą dziurką zaczęłam powoli się na niego nadziewać. Zakończył rozmowę bez słowa pożegnania i odrzucił telefon na szafkę. Chwycił mnie za uda i niecierpliwie wbił się we mnie do samego końca. Jęknęłam z bólu i rozkoszy, odchylając głowę do tyłu. Złapał moje piersi i zaczął bawić się nimi, delikatnie ściskając je w swoich dłoniach. Moje biodra zaczęły poruszać się miarowo. Rozchylił usta i mruknął z zadowolenia. Sięgnął dłonią między moje uda i zaczął pieścić mnie kciukiem. Podobała mi się ta władza, którą w tej chwili nad nim miałam. Zwykle dominujący i charyzmatyczny, teraz mój silny lew leżał pode mną i poddawał mi się bez reszty.

– Gdybyś się teraz widziała, skarbie – powiedział, ciężko oddychając. – Zwolnij trochę, bo długo tak nie wytrzymam.

Uśmiechnęłam się rozczulona. Nachyliłam się do niego, nic sobie nie robiąc z jego prośby. Zrzuciłam jego dłonie ze swoich ud. Chciał mnie objąć, ale mu na to nie pozwoliłam. Moje ręce chwyciły jego grube nadgarstki i unieruchomiły jego dłonie tuż przy skroniach.

– Teraz ja tu rządzę, szefie – odparłam, próbując opanować i rozbawienie i szalejące we mnie pożądanie. – I nie mam ochoty zwalniać.

Uśmiechnął się pod nosem i syknął z rozkoszy, kiedy kolejny raz wsunęłam penisa głęboko do swojego mokrego, gorącego wnętrza. Złapał dłońmi poduszkę pod swoję głową i zacisnął na niej palce. Jego wielka klatka piersiowa wznosiła się i opadała coraz szybciej. Wyrzeźbione mięśnie ramion pracowały intensywnie pod wpływem ekstatycznych skurczy, a nabrzmiały do granic możliwości penis, którego ujeżdżałam coraz bardziej zachłannie, zaczynał powoli pulsować w moim wnętrzu.

Sięgnęłam palcem mojej łechtaczki i zaczęłam sama się pieścić. Spojrzał na mnie rozgorączkowanym wzrokiem i zmarszczył brwi, zaciskając dłonie w pięści. Mój wielki cwaniak zaczynał ze mną przegrywać. A ja z nieukrywaną satysfakcją przyglądałam się, jak we mnie dochodzi. Mruknął z rozkoszy. Jego ciałem zaczęły wstrząsać intensywne skurcze. Ja również zbliżałam się do finiszu. Odsunął moją dłoń i sam zaczął mnie pieścić. Szybko i tak intensywnie, że po kilku sekundach doszłam, wijąc się w rozkosznych spazmach, podtrzymywana przez jego ręce.

Opadłam na poduszkę. Przez kilkanaście sekund nie mogłam uspokoić oddechu. Ale czułam się cudownie. Czułam zadowolenie, jakiego nie czułam nigdy wcześniej. Sięgnął po mnie i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, nadal leżąc na wznak i ciężko oddychając.

– Jeśli zrobiłaś to tylko dlatego, żeby podziękować mi za prezent, jutro kupię ci następny. – Uśmiechnął się szelmowsko, a ja klepnęłam go w ramię.

*

Na stołówkę weszliśmy w tak dobrych nastrojach, że zwróciliśmy na siebie uwagę dosłownie wszystkich jedzących. Ale kto by się tam przejmował takimi błahostkami, kiedy mieliśmy za sobą tak udany początek dnia. Hormony szczęścia w moim ciele całkowicie wyparły z mojej głowy i uczucie wstydu i zwątpienie w to, czy nie posunęłam się za daleko. Byliśmy parą, kochaliśmy się, a nasz seks był tak ekscytujący, że nawet teraz, kilkanaście minut później, myślałam już o tym, jak będzie wyglądał nasz kolejny raz.

– Co tu się wydarzyło? – parsknął Denis, spoglądając badawczo na swojego przyjaciela.

Jacek uśmiechnął się tylko pod nosem, zostawił nas przy stoliku i poszedł po śniadanie. Usiadłam w boksie, podparłam się na łokciach i maślanymi oczami spojrzałam na naszych blondasów.

– O kurde! – zachichotała moja przyjaciółka. – Nie sądziłam, że to tak będzie po was widać!

– Co będzie widać? – Podniosłam brwi nieco zdziwiona.

– Jak co? – śmiała się Dagmara. – Obydwoje wyglądacie tak, jakbyście pili z tęczowej studni.

Czułam, że czerwienią mi się policzki. Ale tym razem nie z zakłopotania, tylko na wspomnienie tego, jak przed chwilą ujeżdżałam swojego faceta w jego wielkim łóżku. Uśmiechnęłam się pod nosem i rozejrzałam po sali. Zauważyłam Tomka i jego paczkę, siedzącą przy podwójnym stoliku. Norbert Barski siedział tego dnia wyjątkowo razem z chłopakami. Ewidentnie po swoim jakże „bohaterskim" wyczynie ubiegłego wieczoru zyskał uznanie w męskim gronie i został przyjęty do największej paczki na naszym campie. Niebieskooki blondyn spojrzał na mnie, uśmiechnął się i pomachał w moją stronę. Kiwnęłam głową i odpowiedziałam uśmiechem.

Mój szef wrócił do stolika, postawił przede mną miseczkę z pysznie wyglądającą sałatką z kurczakiem i usiadł obok, przyciągając mnie do siebie i cmokając w policzek. Daga i Denis nie spuszczali z nas wzroku i uśmiechali się pod nosem. Jacek natomiast, jakby nigdy nic, zajął się swoim śniadaniem.

Spojrzałam na niego, upijając łyk kawy z kubka. Niedawno miałam orgazm, a już znowu miałam na niego ochotę. Jego jasne, beżowe spodnie, seksownie opięte na biodrach, biały T-Shirt, ledwie mieszczący wyrzeźbione mięśnie, ogolona broda i policzki, pachnące intensywną wodą po goleniu, czarne włosy, starannie zaczesane po bokach... Po nocnych i porannych igraszkach mój żołądek domagał się pożywienia. Ale bardziej niż głód doskwierała mi w tej chwili tęsknota za jego bliskością. Jak to możliwe, że nie mogłam się nim nasycić?

– Jedziecie gdzieś dzisiaj? – spytał Denis, spoglądając z uwagą najpierw na swojego przyjaciela, potem na mnie, kiedy Jacek nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.

– Nic mi o tym nie wiadomo. – Parsknęłam śmiechem, kiedy dotarło do mnie, że Jacek nawet nie słyszał pytania.

– Makos, słyszysz mnie? – Denis dołączył do mnie i zaczął się śmiać. – Czy udaru dostałeś i mam dzwonić po pomoc?

Jacek, totalnie rozkojarzony, spojrzał na niego i zmarszczył brwi, przerywając śniadanie.

– Co? – zapytał nieprzytomnie.

Cała nasza trójka parsknęła śmiechem.

– Co jest? – powtórzył. – Z czego się chichracie?

– Z ciebie stary! – Blondyn pokręcił bezsilnie głową i spojrzał na mnie z zabawną miną. – Co ty mu zrobiłaś?

Mój szef spojrzał na mnie rozbrajająco i uśmiechnął się pod nosem.

– Właśnie, Skrawek. Wytłumacz się teraz przy wszystkich. – Sięgnął po moją dłoń na stoliku. – Jak to zrobiłaś, że teraz nie mogę dojść do siebie, hm?

W jego przeszywającym spojrzeniu malowało się zadowolenie i spokój. Byłam dumna z tego, że mimo nerwowej rozmowy z Ewą, nasz poranek zakończył się w ten sposób.

Dotknęłam palcem ust na znak, że na pewno nie zwierzę się w większym gronie z tego, jak wprawiłam swojego szefa w dobry nastrój, i bez słowa zajęłam się jedzeniem.

– Pytałem, czy gdzieś jedziecie? – Denis powtórzył zignorowane przez Jacka pytanie.

A mój mężczyzna odwrócił się do mnie, pocałował mnie w policzek i zapytał, muskając delikatnie moje ucho.

– Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj żadnych planów, skarbie?

Potrząsnęłam głową.

– Jedziemy do miasteczka – powiedział, wracając na swoje miejsce. – Porywam swoją piękną kobietę na randkę.

Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem, a ja poczułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić. To prawda. Nigdy dotąd nie byliśmy na normalnej randce. Była niedziela. I był to idealny dzień na to, by wybrać się gdzieś razem.

– Co z Młodym? – zmienił nagle temat, zwracając się do swojego przyjaciela, a ja zaczęłam mimowolnie przysłuchiwać się ich rozmowie.

– Pakuje się – odpowiedział Denis. – Po południu ktoś po niego przyjedzie. Jego papiery są na biurku. Musisz tylko podpisać.

– W porządku – burknął Jacek. – Zaraz to zrobię. A Barski? – Odwrócił się do chłopaków i spojrzał na Norberta.

– Nic mu nie jest. Mówił, że rozwalił tę rękę już w czwartek. Teraz, jak się naparzali, to rana się otworzyła i...

– Ty go opatrywałeś za pierwszym razem? – zapytał Jacek i sięgnął po swoją kawę, a mi serce podeszło do gardła. – Czy sam sobie poradził?

– Powiedział, że skorzystał z apteczki w „dwójce" – odparł Denis.

– W takim razie sprawdź potem, czy nie trzeba jej uzupełnić, ok? – dodał Jacek i jeszcze raz zerknął na chłopaków.

„Apteczka w „dwójce"?" – pomyślałam i wlepiłam wzrok w kubek, stojący przede mną. Jeśli u chłopaków w „dwójce" znajduje się apteczka, to dlaczego Barski przyszedł do mnie z tym swoim skaleczeniem? Powiedział, że nie mógł znaleźć Denisa. Dlatego postanowił poszukać mnie. „O co tu, do cholery, chodzi?!" – zmarszczyłam brwi i zaczęłam nerwowo stukać palcami po blacie.

– Muszę jeszcze załatwić parę rzeczy w biurze. – Jacek nachylił się do mnie i pogłaskał mnie po plecach. – Po dwunastej będę wolny. Poczekasz na mnie?

– Tak. – Uśmiechnęłam się.

– Super. – Cmoknął mnie w głowę. – Postaram się skończyć wcześniej i pojedziemy do Morskiej.

Pożegnaliśmy się jeszcze na stołówce, ponieważ okazało się, że oprócz podpisania kilku dokumentów, Jacek musiał jeszcze zadzwonić w parę miejsc. Korzystając z okazji, że miałam sporo czasu do wyjazdu, poprosiłam Ulę o dodatkowy kubek kawy i spędziłam jakieś pół godziny na plotkowaniu z Dagą, Denisem oraz dziewczynami, które, wychodząc ze stołówki, zahaczyły o nasz stolik.

Ewelina wyciągnęła mnie na dziedziniec. Zabrałam ze sobą kawę i usiadłyśmy na ławce pod lasem. Była dziwnie milcząca po wczorajszej imprezie. Patrzyłam na nią, jak z niechęcią reaguje na kolejne wiadomości, przychodzące na WhatsAppa i zaczęłam zastanawiać się, co jeszcze wydarzyło się wczoraj, kiedy razem z Jackiem opuściliśmy imprezę.

– Nie chcę być nachalna, ale mi przecież możesz powiedzieć. – Zerknęłam na nią, wystawiając nogi do słońca. – Co się stało?

– Ach, daj spokój! – burknęła, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne. – Pożarłam się z Tomkiem. To się stało!

– Coś poważnego? – Podniosłam brwi.

Westchnęła ostentacyjnie.

– Bawiliśmy się wczoraj zajebiście. Tańczyliśmy i piliśmy prawie do trzeciej. Myślałam, że dzisiejszy dzień też spędzimy razem. No wiesz, jest niedziela. Mamy wolne. Moglibyśmy iść na głupi spacer albo... sama nie wiem. Posiedzieć razem na kocu, cokolwiek! A on? Siedzi od rana z tymi swoimi kumplami i grają w jakieś porąbane gry! Czy ja jestem nienormalna, że chciałabym, tak jak ty i Daga, mieć normalny, dojrzały związek?

Wypuściłam powietrze. Zrobiło mi się jej żal. Ja miałam za chwilę czmychnąć ze swoim szefem na randkę. A ona nie była nawet do końca przekonana, czy jej facet traktuje ją poważnie.

– Monia, on ma 25 lat, a zachowuje się czasem jak gówniarz! – jęknęła zdenerwowana.

– Ewelina, nie wiem, co mam ci doradzić w tej sytuacji – odezwałam się spokojnie – ale wiem, co sama byś mi doradziła, gdybym to ja potrzebowała wsparcia.

Zsunęła okulary z nosa i spojrzała na mnie badawczo.

– Co takiego?

– To, żebyś nie cisnęła się z tego powodu, olała sprawę i cieszyła się życiem. – Klepnęłam ją w ramię. – Nie przejmuj się nim, zajmij się sobą i spraw, żeby się za tobą stęsknił. To nie ty masz go zmienić, tylko on musi zrozumieć, co jest dla niego ważniejsze.

Ewelina oparła się na ławce i zamyśliła przez moment. I już miała coś powiedzieć, kiedy nieoczekiwanie za naszymi plecami usłyszałyśmy znajomy głos.

– Cześć dziewczyny! – Tomek Fitek uśmiechnął się szeroko i doskoczył do siedzącej obok mnie Eweliny.

– Cześć! – powtórzył Norbert, który towarzyszył Tomkowi. – Co porabiacie?

– Opalamy się, nie widać? – zadrwiła Matusz i udała, że obecność Tomka nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia.

– Jesteś zła? – zapytał Fitek i złapał Ewelinę w pół, nie zważając na jej zły nastrój.

Moja ruda przyjaciółka trochę się opierała, ale kiedy Tomek zaczął łaskotać ją po boczkach, dała za wygraną i parsknęła śmiechem.

– Chodź, musimy pogadać – rzucił wesoło chłopak z dredami.

Pociągnął Ewelinę za sobą. A ja ze zgrozą spojrzałam w kierunku budynku głównego. A potem na Norberta, który usiadł na ławce obok mnie. „Co ty wyrabiasz, Barski?!" – krzyknęłam w myślach i nerwowo splotłam palce obu dłoni na kolanach. – „Sam się prosisz o kłopoty!".

– Jak się czujesz? – zapytał, spoglądając na mnie błękitnymi oczyma. – Chodzi mi o tą wczorajszą akcję.

Spojrzałam na jego zabandażowaną dłoń i spuściłam wzrok.

– Dobrze – odparłam cicho. – W zasadzie to nic takiego się nie stało.

– Nic się nie stało, bo go od ciebie odciągnąłem – poprawił mnie. – Chyba nie łudzisz się, że sama dałabyś mu radę? Albo, że przestałby sam z siebie robić to, co robił?

Westchnęłam ciężko.

– Nie wiem. Nie chcę nawet o tym myśleć. – Zacisnęłam dłonie na deskach ławeczki. – Dziękuję ci, że mi pomogłeś. Nie pochwalam oczywiście tego, co zrobiłeś, ale...

– Nie musisz mi dziękować – wtrącił, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Zrobiłbym to bez zastanowienia jeszcze raz.

– Jak twoja ręka? – próbowałam zmienić temat rozmowy.

– W porządku. – Spojrzał na swoje dłonie i splótł je na kolanach. – Denis zrobił mi nowy opatrunek. Za kilka dni pewnie będę mógł ściągnąć bandaż.

– To dobrze – odparłam, uśmiechając się nerwowo. – Dobrze, że to nic poważnego.

Zapadła kilkunastosekundowa cisza. Przyglądał mi się uważnie, a ja modliłam się w duchu, żeby ktoś wybawił mnie z tej kłopotliwej dla mnie sytuacji.

– A więc ty i Makos – odezwał się w końcu, nieco szyderczym tonem – jesteście razem, tak?

Moje serce zabiło szybciej. Nie sądziłam, że Barski poruszy temat Jacka. No bo właściwie z jakiego powodu?

– Tak – odparłam spokojnie.

Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. W jego reakcji było coś bezczelnego i butnego. I bardzo mi się to nie podobało.

– Muszę ci powiedzieć, że do końca w to nie wierzyłem. – Położył lewą dłoń na ławce. Tuż obok mojej. Poczułam jego dotyk i wzdrygnęłam się, zabierając dłoń i kładąc ją z powrotem na kolanach. – Nie sądziłem, że ktoś taki jak ty, będzie zainteresowany kimś takim jak on.

– Co masz na myśli? – odparłam urażona.

– Przepraszam, chciałbym być wobec ciebie szczery. – Parsknął śmiechem. – Po prostu uważam, że do siebie nie pasujecie.

– Dlaczego? – burknęłam, nie mając ochoty na dalszą rozmowę.

Oparł się wygodnie na ławce i spojrzał przed siebie.

– On nie jest dla ciebie odpowiedni, Moniko – powiedział poważnym głosem, a mi z nerwów zaschło w gardle.

– Skąd ty możesz o tym wiedzieć? – Mój gniewny wzrok trochę sprowadził go do parteru.

– Nie zrozum mnie źle – spojrzał przepraszająco. – Nie mówię ci tego, żeby sprawić ci przykrość. Po prostu martwię się, że prędzej czy później sama przekonasz się o tym, jak bardzo do siebie nie pasujecie.

– Tak się składa, że jest dokładnie odwrotnie, panie Barski. – Uśmiechnęłam się nerwowo i wstałam w ławeczki. – Jacek jest dobrym i odpowiedzialnym człowiekiem. A my nie powinniśmy w tej chwili rozmawiać na takie tematy.

– Ale dlaczego? – Zachmurzył się. Jego prawa dłoń znowu zaczęła nienaturalnie drżeć. – Jeśli miałbym szansę na to, żeby zapobiec twojemu rozczarowaniu, to dlaczego miałbym tego nie zrobić?

– Nie znasz go! – rzuciłam zirytowana, ruszając w stronę budynku.

Blondyn podniósł się z ławki i podążył za mną.

– Ty też go nie znasz, słońce. – Włożył ręce do kieszeni i szedł, zerkając na mnie co chwilę. – Jesteś młodą, wrażliwą i delikatną kobietą. A on... no cóż. Nie udawaj, że tego nie widzisz. To samiec alfa. Dominujący, nieliczący się ze zdaniem i uczuciami innych. Prędzej czy później zrozumiesz, że życie z nim będzie katorgą. Teraz może traktuje cię jak księżniczkę, ale kiedy razem zamieszkacie, będziesz jego zabawką.

Przystanęłam już ostro wkurzona. Spojrzałam w niebieskie oczy, które irytowały mnie w tym momencie swoją niewinnością i wymierzyłam w niego wskazującym palcem.

– Po pierwsze, nie życzę sobie, żebyś tak do mnie mówił. Po drugie, nie wydaje mi się, żeby to była twoja sprawa, z kim chcę spędzić życie. A po trzecie...

Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni spodni. Próbowałam go ignorować, ale dzwonił jak opętany.

– No odbierz. – Barski uśmiechnął się pod nosem. – Założę się o stówę, że to on.

Spojrzałam na telefon i miałam ochotę zakląć siarczyście.

– Co się stało?! – burknęłam niezbyt grzecznie, odbierając telefon od Jacka.

Norbert przyglądał mi się z ciekawością, nic sobie nie robiąc z tego, że jego szef zapewne obserwował go teraz przez okno swojego biura.

– Daj mi go do telefonu – usłyszałam niski głos po drugiej stronie i serce podskoczyło mi do gardła.

Bez słowa oddałam smartfona Norbertowi. Odważny uśmieszek nagle zniknął z jego ust.

– Tak, szefie? – odezwał się z ponurą miną.

Jego prawa dłoń drgała teraz naprawdę intensywnie. Zacisnął szczęki, kiedy Jacek zaczął z nim rozmawiać. Nie słyszałam oczywiście, na jaki temat ze sobą rozmawiają, ale mogłam się domyślać, że nie była to miła pogawędka.

– Rozumiem – odparł wyraźnie rozdrażniony i oddał mi telefon.

A potem odwrócił się i ruszając w stronę „dwójki", zaklął soczyście pod nosem.

*

Wróciłam do pokoju tak podminowana, że ochota na romantyczną randkę przeszła mi zupełnie. Miałam ochotę pobiec do dziewczyn i odpocząć od tego całego cyrku. Ale nie mogłam. Bo musiałam wiedzieć. Wiedzieć, czy Barski ma rację. Albo przekonać się o tym, że jej nie ma i że powinnam unikać natarczywego blondyna o anielskich oczach i niewyparzonej gębie. Nie byłam jego „słońcem"! I nie miał najmniejszego prawa, by wtrącać się w moje życie osobiste.

Jacek wrócił do mieszkania około dwunastej, tak jak obiecał. Odłożył telefon na komodę, podszedł do mnie i przyciągnął moje czoło do swoich ust.

– Gotowa? – zapytał, patrząc na mnie czujnym wzrokiem. – Jedziemy?

– Co mu powiedziałeś? – Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego zdenerwowana, kiedy ruszył do kuchni.

– Komu? Barskiemu? – spytał, co mnie jeszcze bardziej rozsierdziło.

– Tak, Barskiemu!

Wyszedł z kuchni, popijając wodę z butelki.

– Powiedziałem mu, żeby zadzwonił do swojej matki. – Spojrzał na mnie zdziwiony moją oschłością. – Gnojek wyłączył telefon, a kobieta zaczęła panikować. Dzwoniła do mnie, bo nie wie, co się z nim dzieje. – Westchnął ciężko i odłożył butelkę. – Nie wiem, czy dzisiaj jest jakiś Dzień Wariata, czy zwyczajnie wszystkich popierdoliło. Ale jak jeszcze raz ktoś do mnie zadzwoni w takiej sprawie, to chyba mnie szlag trafi! Najpierw Ewka, teraz Barski...

Wrócił do kuchni, a ja stanęłam jak wryta, analizując to, co właśnie usłyszałam.

– O czym tak zawzięcie rozmawialiście przed budynkiem? – zapytał mnie nagle, zmierzając do sypialni. – Przepraszam, że wykorzystałem do tego celu twój telefon, ale widziałem, że tam stoicie i rozmawiacie i pomyślałem, że od razu mu powiem o tym telefonie od matki.

Westchnęłam ciężko i pomaszerowałam za nim, by poszukać dla siebie jakiegoś odpowiedniego stroju na nasz wyjazd.

– Rozmawialiśmy o pierdołach – odparłam bez emocji. – Spytał mnie, jak się czuję po tej akcji z Młodym. A ja pytałam go, jak jego ręka. I w zasadzie to wszystko.

Pokiwał znacząco głową i uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że będzie miał z tym problem.

– Nie zastanawia cię ani trochę, dlaczego rzucił się na Hupkę? – Ściągnął z siebie koszulkę. – Wiesz, że to nie jest pierwszy raz, kiedy się szarpali? Podobno wcześniej też chodziło o kobietę.

– Nie wiem nic na ten temat. – Zmarszczyłam brwi, a on podszedł do mnie od tyłu i złapał mnie w talii. – Co to ma ze mną wspólnego?

Wtulił się w moje włosy, a mi zrobiło się gorąco. Mimo że dobry nastrój opuścił mnie na dobre.

– Mam nadzieję, że nic – mruknął, całując mnie po szyi. – Ale będę miał go na oku.

– Wydaje mi się, że trochę przesadzasz – wzięłam głębszy oddech, kiedy jego pocałunki stały się bardziej namiętne. – Wczoraj stanął po mojej stronie.

– Lepiej niech nie staje za bardzo po twojej stronie, bo go przestawię.

Cmoknęłam z dezaprobatą, a on uśmiechnął się i wsunął ręce pod moją bluzkę.

– Daj, pomogę ci się przebrać. – Spojrzał na mnie z cwaniackim uśmieszkiem.

– Nie tym razem, szefie! – odparłam dziarsko i zabrałam ubrania do łazienki.

Z „Primavery" wyjechaliśmy pół godziny później. A ja ciągle myślałam o tym, dlaczego Barskiemu tak bardzo zależy na tym, żebym uwierzyła w to, że Jacek i ja zupełnie do siebie nie pasujemy. Znałam Norberta zaledwie kilka dni. Był dla mnie prawie obcym człowiekiem. A już prawił mi morały pod płaszczykiem troski i uchronienia mnie przed nieudanym związkiem. O tym, że nie znał Jacka, już nawet nie było sensu wspominać.

Siedziałam zamyślona na siedzeniu pasażera i dumałam nad tym, co powiedział mi blondyn o niebieskich oczach. Jakimś cudem udało mu się zasiać ziarenko niepewności w moim sercu. Czyżby jednak miał trochę racji? Zdawałam sobie sprawę z tego, jak mój związek z Jackiem wygląda dla kogoś z zewnątrz. Ot trzydziestoośmioletni, kasiasty cwaniak zbajerował młodszą od siebie laskę. Kupuje jej prezenty, wozi po okolicy i zafundował jej takie pranie mózgu, że po miesiącu znajomości zgodziła się z nim zamieszkać. Ale to, co wyglądało na nie tak rzadki polski stereotyp, było tak naprawdę niezwyczajną, zawiłą i skomplikowaną historią dwojga ludzi, którzy trafili na siebie przypadkiem i oszaleli na swoim punkcie. I mimo że nie znałam Jacka tak dobrze, jak chciałabym go znać, byłam coraz bardziej pewna tego, że nie mógłby mnie skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. Z nikim jeszcze nie czułam się tak bezpieczna jak z nim.

– Skarbie, co się dzieje? – zapytał mnie z poważnym wzrokiem, kiedy wyjechaliśmy na asfaltówkę, prowadzącą do Morskiej. – Stało się coś? Chodzi o tą rozmowę z Barskim?

– Tak – odparłam i poczułam, że ręce zaczynają mi się trząść. – Przepraszam cię, ale czy mógłbyś zjechać gdzieś na pobocze?

Spojrzał na mnie niepewnie i zaczął szukać najbliższego parkingu. Kilka kilometrów dalej pojawiła się okazja do skrętu w leśną ścieżkę. Skręciliśmy w prawo i zatrzymaliśmy się na leśnym trakcie.

Odwróciłam się w jego stronę i poczułam, że robi mi się słabo. Chwycił mnie za rękę i spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem.

– Proszę, obiecaj mi, że się nie wściekniesz. – Skrzywiłam się na samą myśl o tym, co mam mu do powiedzenia.

– Obiecuję – powiedział poważnym głosem. – Powiedz mi, co cię dręczy.

Westchnęłam ciężko i wbiłam wzrok w tapicerkę.

– W czwartek, kiedy Denis załatwiał sprawy w mieście, zostawił mi klucz do skrzynki. – Przetarłam czoło dłonią. – Barski przyszedł do mnie z tą swoją krwawiącą ręką...

Jacek oparł się na fotelu i położył dłonie na kierownicy.

– A ty pomogłaś mu opatrzyć ranę – dokończył, zaciskając ręce na skórzanym obiciu.

– Tak – odparłam cicho. – Powiedział mi, że nie mógł znaleźć Denisa, więc uznał, że zapyta mnie. Dopiero dzisiaj rano podczas waszej rozmowy na stołówce dowiedziałam się, że chłopcy mają w „dwójce" swoją własną apteczkę.

– Wisi tam w centralnym miejscu na korytarzu – mruknął ponuro. – Pokazałem im ją już pierwszego dnia.

Serce waliło mi w piersi jak podczas treningu. Ale nie chciałam się dłużej zadręczać. Musiałam to z siebie wyrzucić.

– Nie wiem, dlaczego tak postąpił – zaczęłam.

– To ja ci powiem, dlaczego tak postąpił. – Jacek odwrócił się w moją stronę i znowu sięgnął po moją rękę. – Wykorzystał okazję, że nie było ani mnie ani Denisa. Ta wasza dzisiejsza rozmowa przed budynkiem też nie była o niczym, prawda?

Potrząsnęłam głową i poczułam łzy napływające do oczu. Westchnął głośno i pogłaskał mnie czule po policzku.

– Nieważne – powiedział, marszcząc brwi. – Nie zrobiłaś nic złego, skarbie. Następnym razem powiedz mi, jeśli będzie zachowywał się wobec ciebie nieodpowiednio, dobrze?

Potrząsnęłam głową. Nachylił się i pocałował mnie w czoło.

– Będę go pilnował – rzucił sucho, po czym powędrował wzrokiem na moje nogi.

Na naszą pierwszą randkę ubrałam jasnobeżową sukienkę do kolan. Teraz sięgała mi do połowy uda i właściwie niewiele zakrywała.

Jego ciepła dłoń dotknęła mojego kolana. Zapominając zupełnie, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, przyciągnął mnie do siebie, wpijając się w moje usta. Po jego zachłannych pocałunkach domyśliłam się, na co ma w tym momencie ochotę i znowu ogarnęło mnie ogromne podniecenie.

Jego ręka nieustępliwie zbliżała się do moich majtek. Zrobiłam się mokra. Każdy najmniejszy kawałek mojego ciała pragnął jego dotyku. Dotarł między moje uda i, wydając z siebie przeciągłe westchnienie, zaczął pieścić moją wilgotną kobiecość przez cienki materiał bielizny.

Zahaczając dłonią o cholerny drążek do zmiany biegów, sięgnęłam do jego wybrzuszonych spodni. Tak jak się spodziewałam. Był maksymalnie pobudzony. Wziął głęboki oddech, kiedy moje palce zacisnęły się na twardym kształcie, próbującym wydostać się z rozporka.

Spojrzał na mnie podniecony i mruknął z uśmieszkiem.

– Chodź do mnie – Chwycił mnie za rękę. – Usiądź mi na kolanach.

Parsknęłam śmiechem i uległam jego prośbie, siadając na siedzeniu kierowcy. A raczej NA kierowcy – okrakiem na jego kolanach. Złapał za swój rozporek i zaczął niecierpliwie odpinać spodnie.

– To miejsce publiczne, szefie! – Z niepokojem zerknęłam przez boczną szybę samochodu. – Ktoś może nas zobaczyć!

– To twoja wina – warknął napalony, odsuwając na bok moje majtki. – Nie jestem w stanie ci się oprzeć!

Złapał mnie za pośladki i zaczął nadziewać na swój imponujący wzwód. Pojękiwałam cicho, kiedy wchodził we mnie kawałek po kawałku. Nie potrzebowałam wiele czasu, by ułatwić mu penetrację. Moje ciało produkowało taką ilość naturalnego lubrykantu, że bez żadnej gry wstępnej mógł zrobić ze mną wszystko.

Był dla mnie mistrzem całowania. Nie miałam co prawda wielkiego doświadczenia, ale byłam pewna, że żaden inny mężczyzna nie robiłby tego tak jak on. Samym tylko językiem potrafił wprowadzić mnie w stan ekstazy. Wiedział doskonale, co robić, żeby zafundować mi rozkoszne dreszcze. Lubiłam błądzić opuszkami palców po jego szorstkich policzkach. Skóra na jego twarzy zawsze pachniała intensywnie i świeżo. Byłam nim całkowicie oczarowana. A on ewidentnie nie był w stanie obronić się przed tym, co w tej chwili czuł. Był głodny mojego ciała. Po raz kolejny tego dnia.

Poruszałam się na nim zmysłowo, poddając się jego pieszczotom. W jego oczach płonął taki ogień, że zaczęłam żałować, że jednak nie jesteśmy teraz w łóżku i nie możemy pozwolić sobie na to, by kochać się bez żadnych zahamowań - dziko i namiętnie. Byłam pewna, że na cokolwiek miałby wtedy ochotę, uległabym mu bez najmniejszego oporu. Jego dłoń powędrowała między moje uda. Delikatnie próbował wsunąć we mnie palec razem ze swoim penisem. Jęknęłam głośniej, zaciskając palce na jego ramionach. Nie zraził się tym, że pierwsza próba się nie udała i spróbował ponownie. Spojrzałam na niego niepewnie, a on uśmiechnął się szelmowsko i tym razem wsunął we mnie dodatkowo palec, rozciągając mnie jeszcze mocniej.

– Grzeczna dziewczynka – syknął podniecony.

Byłam na skraju. Nigdy nie miałam tak intensywnych doznań. Zaczęłam dotykać się sama, ale trwało to może dziesięć sekund, bo orgazm nadszedł jak gwałtowna letnia burza. Złapał mnie za biodra i dysząc ciężko w moje usta, dochodził intensywnie w mojej cipce, mrucząc z rozkoszy.

Wróciłam na siedzenie pasażera, wycierając się chusteczką, którą na szczęście miałam w swojej torebce. Uśmiechnął się zadowolony i oparł głowę o zagłówek, próbując uspokoić swój oddech. Spojrzałam na niego, poprawiając się na siedzeniu. Wyglądał po seksie tak uroczo. Znowu był miły, potulny i słodki. Uśmiechnęłam się pod nosem i wygładziłam na sobie materiał sukienki. Jeśli była teraz lekko pognieciona, to idealnie pasowała do jego białej koszuli, która przez nasze igraszki w samochodzie również nie była w tej chwili idealnie gładka.

Spojrzał na mnie z czułością. Chwycił moją dłoń i pocałował ją delikatnie. Jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Nie musiał mówić mi w tej chwili, że mnie kocha. Widziałam to w jego szarych, rozmarzonych oczach.

– Jesteś najcudowniejszą rzeczą, jaka zdarzyła się w moim życiu – powiedział zrelaksowany.

Gdzieś pod moim sercem poczułam trzepot tysiąca maleńkich skrzydełek.

*

Słoneczna niedziela nad morzem to było to, czego oboje potrzebowaliśmy. Mój szef przekierował wszystkie połączenia do Denisa. Dzięki temu przez całe popołudnie nikt nam nie przeszkadzał i mogliśmy w spokoju cieszyć się chwilą samotności.

Wypiliśmy kawę we włoskiej kawiarni „Piccolo", której taras wychodził na główną plażę przy deptaku. Rozmawialiśmy trochę o miasteczku. O tym, jak wygląda tu życie po sezonie oraz o tym, że mój Wrocław przegrywa z kretesem w starciu z jego Gdańskiem i całym wybrzeżem, jeśli chodzi o piękno krajobrazu, czystość powietrza i bliskość portu morskiego, z którego można wypływać promami do magicznej, mrocznej Skandynawii. Jacek uparcie próbował obrzydzić mi powrót na Dolny Śląsk, jakby wciąż obawiał się, że rozmyślę się w kwestii przeprowadzki. Był przy tym tak zabawnie czarujący, że miałam naprawdę niezły ubaw, drocząc się z nim i obstając przy swojej racji. Prawie przez cały czas trzymaliśmy się za ręce, jak świeżo zakochana para dzieciaków z liceum. Nie miałam dość ani na moment szarych, przenikliwych oczu, wpatrzonych we mnie z uwielbieniem. Ani jego delikatnych pocałunków, kiedy spacerowaliśmy po plaży, uciekając przed falami, przybijającymi do brzegu.

– Czy ta latarnia jest otwarta dla turystów? – zapytałam, obserwując budowlę z białej cegły, górującą nad miasteczkiem.

– Tak, ale musisz wcześniej zgłosisz chęć wizyty w centrum dla turystów – powiedział spokojnym głosem i objął mnie w talii. – Zabiorę cię tam kiedyś. – Spojrzał na mnie z czułością i pogładził moją dłoń. – Myślę, że widok z góry mógłby ci się spodobać.

Uśmiechnęłam się na samą myśl wycieczki po stromych schodkach tej romantycznej wieży. Nigdy w życiu nie byłam w morskiej latarni. A ta wydawała się naprawdę wyjątkowa. Pomyślałam wtedy, że bardzo chciałabym odwiedzić ją jeszcze tego lata.

– Powiedz mi coś – odezwał się nagle poważnym tonem. – Twoja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że po naszej pierwszej rozmowie w moim biurze chciałaś wracać do Wrocławia. To prawda?

Podniosłam brwi z zaskoczenia. Nie spodziewałam się, że będziemy rozmawiać o tym akurat w tej chwili. Wspomnienie pierwszych dni w „Primaverze" nie należało dla mnie do najmilszych.

– Byłam trochę załamana twoim jakże serdecznym powitaniem – odparłam uszczypliwie, rozglądając się po plaży. – Pomyślałam, że skoro moja osoba wywołuje w tobie takie skrajne emocje, mój pobyt w „Primaverze" będzie koszmarem i nie ma sensu, żebym się męczyła.

Westchnął ostentacyjnie i przyciągnął moją dłoń do swoich ust.

– Zaczęłam cię więc unikać. – Uśmiechnęłam się gorzko. – Schodzić ci z drogi za każdym razem, kiedy się pojawiałeś. I było mi trochę lepiej. Oczywiście do czasu, kiedy sam nie zacząłeś mnie prowokować...

– Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie tym denerwowałaś, Skrawek! – Zmarszczył brwi. – Kombinowałem na wszystkie sposoby, żebyś chociaż na mnie spojrzała. A ty miałaś mnie gdzieś. Doprowadzałaś mnie tym do szału!

– Sam tego chciałeś! – Mruknęłam triumfalnie.

– Miałem ochotę wezwać cię jeszcze raz do biura, zamknąć drzwi na klucz i... – Wypuścił ciężko powietrze i spojrzał na mnie rozdrażniony. – Wiem, że nie ułatwiałem ci życia na samym początku. Przez większość czasu chodziłem tak podminowany, że byle pierdoła wyprowadzała mnie z równowagi. Ale gdybyś tylko spojrzała na mnie tak jak teraz, uśmiechnęła się, powiedziała, żebym trochę przystopował...

– ... to nagle stałbyś się dla mnie milutki?

Zachichotałam, a on uśmiechnął się szelmowsko i delikatnie klepnął mnie w tyłek.

– Masz nade mną władzę – odezwał się już poważnym głosem. – Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak wielką.

Po naszej lewej stronie, jakieś dwa metry od brzegu chlapała się dwójka chłopców w wieku mniej więcej około trzech lat. Jeden z nich właśnie zachłysnął się wodą, zaczął głośno kaszleć i z płaczem pobiegł do swojej mamy. Kobieta dopiero po chwili podniosła się z ręcznika, na którym leżała, i zauważyła, że jej syn domaga się uwagi. Jacek spojrzał na nią z ponurą miną i warknął w jej stronę:

– To pani dzieci? Może ich pani łaskawie pilnować?! Widzi pani w ogóle cokolwiek z tej odległości?!

Mocno opalona szczupła blondynka zsunęła z nosa okulary, spojrzała na Jacka i wydęła wielkie usta.

– Tak, to moje dzieci! Co się pan wpieprza?

– Tam jest tabliczka – wskazał na stanowisko ratownika, znajdujące się jakieś dwadzieścia metrów dalej – ale pewnie nawet jej pani nie przeczytała! – rzucił zdenerwowany. – Proszę pilnować chłopców. Są za mali, żeby kąpać się bez opiekuna na tej głębokości. – Podszedł metr bliżej i dodał ciszej. – W przeciwnym wypadku zaraz będzie się pani ratownikowi tłumaczyć z tego alkoholu. – Wskazał na trzy puszki piwa, leżące pod ręcznikiem.

Dopiero teraz je zauważyłam. Rzeczywiście na głównej plaży w Morskiej, jak się później dowiedziałam, obowiązywał ścisły zakaz spożywania napojów alkoholowych. Poza tym dzieci do lat ośmiu mogły kąpać się tylko pod opieką osób dorosłych. Nawet wtedy, gdy na plaży przebywał ratownik wodny. Za nieprzestrzeganie przepisów groziły wysokie kary pieniężne.

– Niech się pan tak nie napina! – prychnęła wściekle kobieta i przywołała do siebie swoją drugą pociechę.

Mój szef prychnął z dezaprobatą i pociągnął mnie za sobą w kierunku falochronu. Usiedliśmy na suchych balach, by odetchnąć trochę od męczącego upału.

– Turyści – syknął pod nosem Jacek, obserwując, jak niezupełnie trzeźwa blondynka zbiera swoje rzeczy i opuszcza plażę razem ze swoimi pociechami. – W zeszłym roku mieliśmy tu plagę rodzin z małymi dziećmi. Niektóre z nich biegały jeszcze w pampersach. Dorośli nawaleni jak Messerschmitty. Z roku na rok jest coraz gorzej...

– Strasznie żal mi takich dzieci – odparłam cicho. – Kto ma im zapewnić bezpieczeństwo, jeśli nie rodzice? One nawet nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego, że ich życie powinno wyglądać zupełnie inaczej.

Objął mnie w talii i pocałował w skroń. Poszliśmy dalej plażą w kierunku latarni.

– Musiałeś kiedykolwiek kogoś ratować? – Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.

– Tak, ale to nie było nic poważnego. – Przeczesał dłonią swoje ciemne włosy. – Czemu pytasz?

– Jestem ciekawa. Nigdy mi o tym nie opowiadałeś.

– Dwa razy – odezwał się po chwili. – Za pierwszym razem miałem w basenie chłopaka, który nie umiał pływać. Nie powiedział o tym nikomu. Pewnie się wstydził. Jego kumpel dla żartu wrzucił go do wody na głębokość 2,1 metra. Za drugim razem topiła się dziewczyna, która miała problemy z sercem. Na szczęście to był tylko atak paniki. Nie musiałem nikogo reanimować. Ale oczywiście jestem przygotowany na to, że prędzej czy później coś takiego się wydarzy.

– To znaczy, że cały czas musisz się szkolić?

– Nawet powinienem. – Uśmiechnął się pod nosem. – To się nazywa recertyfikacja. Każdy ratownik wodny musi najpierw zrobić kurs teoretyczny i praktyczny. A potem odświeżać tę wiedzę, żeby w każdej chwili być przygotowanym na najgorsze.

Spojrzałam na niego z uznaniem. Mój szef był w moich oczach prawdziwym bohaterem.

– Zawsze chciałeś robić to, co robisz?

Spojrzał na mnie łagodnie.

– Powiem ci, ale się nie śmiej, ok?

Przytaknęłam.

– Chciałem uczyć historii – odparł z uśmieszkiem i zerknął w moją stronę, żeby zobaczyć, jak zareaguję.

Nie. To kompletnie do niego nie pasowało. Założę się, że sporo jego uczennic miałoby problem z koncentracją na prowadzonych przez niego zajęciach.

– Naprawdę? – Uśmiechnęłam się. – Dlaczego akurat historii?

– Bo bardzo ją lubię – powiedział bez namysłu. – Tak, Skrawek. Te wszystkie książki, które widziałaś w moim gabinecie, są moje. I wszystkie je przeczytałem. No prawie wszystkie. Większość z tego, co mam, to powieści historyczne i literatura faktu. Jest tam też parę romansideł, które, zdaje się, należały do mojej mamy.

– Tak, wiem. Widziałam. Kafka, Stoker, Prus. Totalny miszmasz. – Parsknęłam żartobliwie. – Dlatego cię o to zapytałam. Byłam ciekawa, czy to celowy wybór, czy po prostu stoją tam jako dekoracja.

– Ja ci dam dekorację! – Przyciągnął mnie do piersi.

Zatrzymaliśmy się przy końcu plaży głównej. Objął mnie w pasie i spojrzał na mnie rozbrajającym wzrokiem.

– A ty, mądralo? Kim chciałaś być, zanim skończyłaś tą swoją szkołę dla banksterów?

– Lekarzem. – Uśmiechnęłam się trochę skrępowana.

– Serio?! To jak to było? Naoglądałaś się „Grey's Anatomy" czy „Dr House'a"?

Pokręciłam przecząco głową i z lekką niechęcią zaczęłam opowiadać Jackowi o swoich niezrealizowanych marzeniach.

– Właściwie to od dziecka wiedziałam, co chciałabym robić. Niestety nie dostałam się na studia i uznałam, że dam sobie spokój.

– Ile razy próbowałaś? – Pogładził moje plecy. – Walczyłaś chociaż? Bo znając cię już trochę, obstawiam, że poddałaś się bez walki.

Westchnęłam ciężko.

– Poddałam się, bo taki już mam charakter. Spróbowałam jeden jedyny raz. Zabrakło mi punktów do studiów dziennych, a na zaocznych nie chciałam studiować. Zrezygnowałam. A że zależało mi na tym, żeby zacząć rok jeszcze tej samej jesieni, złożyłam papiery razem z Dagmarą na WSB we Wrocławiu.

– Gdzie chciałaś studiować tę medycynę? Też we Wrocławiu? – zapytał.

– W Collegium Medicum na UJocie – odparłam smutnym głosem.

– W Krakowie? Na „Jagiellonce"? – zapytał i uniósł brwi. A kiedy skinęłam głową, dodał – No, przynajmniej poleciałaś z grubej rury! – Uśmiechnął się, ale mi wcale nie było do śmiechu.

– To moja wielka życiowa porażka! Nie śmiej się. – Westchnęłam. – Poza tym Uniwersytet Jagielloński to nie „Jagiellonka". „Jagiellonka" to tak naprawdę tylko Biblioteka Jagiellońska, a nie cały uniwerek.

– No popatrz! Przez całe moje życie byłem okłamywany! – Zaczął się śmiać i pocałował mnie w czoło. – Nie denerwuj się, mała. Po prostu z mojej perspektywy wygląda to całkiem zwyczajnie. Pomijając już to, jak rzetelne są te wszystkie warunki przyjęć i egzaminy. Nie jesteś jedyną małą mądralą, która nie dostała się na swoją wymarzoną uczelnię. Czas najwyższy się z tym pogodzić. Zwłaszcza, że skończyłaś inne studia. Poza tym nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś spróbowała raz jeszcze. Kiedyś.

– Nie – odpowiedziałam. – To już jest zamknięty etap w moim życiu.

Przyjrzał mi się z troską i pogładził moje tańczące na wietrze włosy.

– To kogo lub co chciałaś tak bardzo leczyć?

– Chciałam zostać psychiatrą.

– Jezu, serio? – Skrzywił się, bo tego raczej się po mnie nie spodziewał. – Czemu akurat psychiatrą?

– Zapewne z tego samego powodu, dla którego ty chciałeś zostać nauczycielem historii. – Uśmiechnęłam się. – To mnie fascynowało. Fascynuje nadal. Chciałam pomagać ludziom. Zgłębiać tajemnice ich umysłów, o których oni sami nie mają pojęcia. Funkcjonowanie tego tutaj – dotknęłam dłonią jego czoła – to najbardziej ekscytująca mnie dziedzina medycyny. I niestety ciężkie, długie studia, które, razem ze specjalizacją, trwają aż 11 lat.

Patrzył na mnie czujnie tymi swoimi hipnotyzującymi szarymi oczyma. A ja paradoksalnie czułam się dobrze z tym, że dzieliłam się z nim tak osobistymi sprawami.

– Wszystko, czego się o tobie dowiaduję, tylko potwierdza to, co sam czułem od pierwszego momentu, w którym się spotkaliśmy. – Przylgnął ustami do mojego czoła. – Jesteś nie tylko piękna i inteligentna, ale wszystko, co robisz, sposób w jaki to robisz, jest dla mnie fascynujące.

Uśmiechnęłam się pobłażliwie. Ale on wydawał się mówić poważnie.

– Tyle razy cię obserwowałem, jak czytałaś książki pod moimi oknami...

– Pod twoimi oknami?! – Podniosłam brwi i nagle olśniło mnie, że z okna jego biura faktycznie można dojrzeć małą łączkę z brzóskami, pod którymi uwielbiałam siadać podczas upałów.

– Nie mogłem skupić się na pracy. – Spojrzał na mnie z czułością. – Byłaś jak wyjęta z innej epoki. Totalnie nierzeczywista. Zatopiona w swoim świecie. Niezwracająca uwagi na to, co się wokół ciebie dzieje.

Poczułam ciepło, rozchodzące się po ciele. Po raz pierwszy mówił mi o tym, co tak naprawdę go we mnie urzekło. A ja byłam tego nie tylko kompletnie nieświadoma, ale i zaskoczona tym, jak z jego perspektywy wyglądały moje pierwsze dni na campie.

– Jest w tobie coś takiego dystyngowanego. Jakaś taka wrodzona wytworność – powiedział, przewiercając mnie swoimi grafitowymi tęczówkami. – Wszystko, co robisz, robisz z taką staromodną gracją. Nawet kiedy pijesz kawę z kubka, ma się wrażenie, jakbyś piła ją z porcelanowej filiżanki...

– Czy ty aby nie przesadzasz? – Parsknęłam śmiechem. – Muszę cię zmartwić, ale moja rodzina nie ma korzeni arystokratycznych.

– To nie ma znaczenia, moja mała damo – odparł z satysfakcją. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś najbardziej wyjątkową kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem.

Spojrzałam w jego cudowne szare oczy i uśmiechnęłam się ciepło.

– A ty jesteś najbardziej dojrzałym i odpowiedzialnym człowiekiem, jakiego znam. I wiem, że w głębi duszy jesteś też dobrym, empatycznym i wrażliwym mężczyzną. Nawet jeśli tak bardzo starasz się to ukrywać. Przede mną nie musisz tego robić.

Jego wargi delikatnie przylgnęły do moich. I choć wokół było pełno ludzi, głodne mewy przekrzykiwały się między sobą, walcząc o jedzenie, a nasze ciała owiewał ciepły, letni wiatr, czułam tylko jego słodkie pocałunki, ciepło i zapach jego skóry, dłonie błądzące po moich plecach i uśpione na chwilę pożądanie, które znowu, jak wielka morska fala, zaczęło przetaczać się przez moje ciało.

Dopiero po siedemnastej zrobiliśmy się naprawdę głodni. Jacek zaciągnął mnie do włoskiej restauracji „Ristretto", o której rozmawialiśmy podczas mojej pierwszej wizyty w miasteczku. Byłam wprost oczarowana wnętrzem i wystrojem lokalu. W środku panował przyjemny półmrok. Na kamiennej posadzce stało kilkanaście ozdobnych stolików i krzeseł z ciemnego drewna. Wszystkie zaścielone śnieżnobiałymi obrusami, na których błyszczały zapalone świece. Ściana po prawej zastawiona była wysokim regałem, na którym piętrzyło się kilkadziesiąt butelek z winem. Na ozdobnej tapecie w kolorze kości słoniowej wisiały duże fotografie w drewnianych ramach. Domyśliłam się, że musiały przedstawiać ojczyznę właścicieli lokalu. Dopiero później dowiedziałam się, że są to zdjęcia z Portofino, małego włoskiego miasteczka w Ligurii - regionu słynącego z przepysznych, aromatycznych focaccii.

Usiedliśmy w osłoniętym miejscu w głębi pomieszczenia przy dwuosobowym stoliku. Było jeszcze za wcześnie na kolację. Dzięki temu w lokalu byliśmy jedną z trzech par i mogliśmy cieszyć się względną ciszą i spokojem. Karta dań wyglądała bardzo zachęcająco. Typowe smakowitości z półwyspu Apenińskiego - śródziemnomorskie antipasti, zupa minestrone, trzy rodzaje spaghetti, inne pasty typu orecchiette czy lasagne, pierożki gnocchi i ravioli oraz dwa rodzaje risotto i oczywiście pizza wypiekana w prawdziwym piecu. Do tego spory wybór dań z mięsem. Sam zapach, który unosił się wokół nas, sprawiał, że miałam ochotę na raz spróbować wszystkich tych pyszności. W efekcie zdecydowałam się posłuchać Jacka i zamówić polecaną przez niego pastę z truflami. I był to strzał w dziesiątkę. Bo danie to było jak poezja. Prawdziwa uczta dla podniebienia. W całym swoim życiu, nawet spędzając kilka dni w Rzymie, nie jadłam czegoś tak dobrego. Makaron tagliatelle był oczywiście ugotowany al dente. Taki lubiłam najbardziej. Od razu wyczuwało się intensywny zapach i smak drogocennych grzybów. Doskonałym uzupełnieniem potrawy były białe szparagi oraz parmezan, który podkręcał smak trufli. Na koniec grubo mielony pieprz, który nadawał całości pikanterii i głębi. Mój brzuszek został potraktowany iście po królewsku tego popołudnia.

Mimo że nasze apetyty zostały zaspokojone, nie czuliśmy się nasyceni swoją bliskością. Rozmawialiśmy na tak wiele tematów, a mimo to wciąż mieliśmy poczucie, że chcielibyśmy wiedzieć o sobie więcej. Niestety czas mijał nieubłaganie. Po spacerze na deptaku, który miał być naszym ostatnim przystankiem dzisiejszego dnia, wróciłam do samochodu z oszałamiająco piękną, czerwoną różą oraz kolorową pocztówką z Morskiej, którą postanowiłam w najbliższym czasie wysłać do rodziców.

Patrzyłam z rozrzewnieniem na swojego zadowolonego mężczyznę, który choć na kilka godzin mógł zapomnieć o pracy, obowiązkach i czekających go zapewne problemach. Nigdy do tej pory nie widziałam go w tak dobrym humorze. Chciałam, żeby czuł się tak każdego dnia.

– Myślę, że jeśli dowiedziałabym się teraz, że jutro spadnie na nas kometa i wszyscy zginiemy, to byłabym zadowolona, jak spędziłam ten ostatni dzień na ziemi. – Uśmiechnęłam się wesoło, zapinając pas po stronie pasażera.

– Ty i ten twój wisielczy humor, Skrawek! – Parsknął śmiechem i cmoknął mnie w głowę, zapinając swój pas i uruchamiając Forda. – W sumie to masz rację. Nawet jeśli jutro jakaś zabłąkana kometa przeszkodzi nam w zajęciach i pieprznie w ten cały cyrk, to będzie to najbardziej zajebisty koniec świata, jaki tylko mogłem sobie wyobrazić. – Zawrócił samochód i wyjechaliśmy z parkingu w stronę głównej drogi do „Primavery". – Coś jak w „Melancholii" Triera.

– Całkiem ciekawy film – zareagowałam z uśmiechem. – Dobrnąłeś do końca?

– Do końca filmu? Tak. – Uśmiechnął się. – Pamiętam jeszcze, jak Denis zobaczył kawałek i powiedział, że chyba mi odbiło.

Zaczęłam się śmiać.

– Widziałeś jego inne filmy? Ja po „Antychryście" nie mogłam zasnąć.

– Nie wszystkie, ale kilka widziałem – odparł. – Uważam, że najlepsze to „Przełamując fale" i „Tańcząc w ciemnościach".

– A „Nimfomanka"? – Uniosłam brwi. – Moim zdaniem średni.

– Taaa. W sumie to w ogóle nie byłem zaskoczony tym, co tam pokazał. – Spojrzał w lusterko i wyprzedził auto jadące przed nami. – Jest dużo lepszych filmów, które na długo zostają w pamięci. Na przykład „Code Blue" Urszuli Antoniak albo filmy Aronofsky'ego.

– Albo Lyncha. – Uśmiechnęłam się, a on spojrzał na mnie pobłażliwie.

– Lynch to już wyższy poziom, przepraszam za słowo, popierdolenia. – Zaśmiał się szyderczo. – Obejrzałem kiedyś tą jego „Głowę do wycierania", „Mulholland Drive" bodajże i coś jeszcze. „Zagubioną autostradę" zdaje się. A potem nakręcił takiego mózgozjeba, że odpadłem po trzydziestu minutach. Czekaj, o czym to było... kręcili jakiś film w Hollywood...

– „Inland Empire"? – Zachichotałam. – Próbowałam to oglądać, ale nie dałam rady.

– Tak, tak. To ten film. Chciałem go zobaczyć tylko dlatego, że grali tam polscy aktorzy. – Westchnął i przeczesał dłonią włosy. – Ale tego nie da się oglądać na trzeźwo. Ten gniot trwa, zdaje się, jakieś trzy godziny, jeśli dobrze pamiętam.

– Tak. Ja też zrezygnowałam. Mimo że lubię jego filmy.

– „Twin Peaks" pewnie, co? – Uśmiechnął się z czułością.

– Też. Podoba mi się to, w jaki sposób pokazuje świat. Taki surrealistyczny koszmar na jawie. Nie każdy to potrafi.

– To fakt – odparł. – W takim razie pewnie widziałaś „Wstręt" Polańskiego?

– Widziałam. Bardzo dobry – Zaczęłam przyglądać się migającym za oknem krajobrazom. – Wiesz, że ten film tak naprawdę pokazuje naturę schizofrenii paranoidalnej?

– Skrawek – parsknął żartobliwie – zaczynam się ciebie bać!

Zaczęłam się śmiać, a on chwycił moją dłoń i pocałował moje knykcie.

– No co?! – Jego mina jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła. – Bardzo interesują mnie takie rzeczy. Chciałam się z tobą podzielić ciekawostką.

– Dziękuję, kotku – odparł, próbując opanować śmiech. – O chorobach psychicznych jeszcze dzisiaj nie rozmawialiśmy. To będzie wisienka na torcie, jeśli chodzi o naszą romantyczną randkę nad brzegiem morza.

Zasłoniłam usta i próbowałam opanować śmiech, ale kiedy spojrzał na mnie i zobaczyłam, że sam się ledwie powstrzymuje, nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać.

– Dobrze, że nikt nas nie słyszy – odparłam rozbawiona.

– Chodzi ci o naszą rozmowę w tej chwili, czy twoje słodkie odgłosy, kiedy się kochamy w mieszkaniu?

– Co?! Myślisz, że ktoś nas słyszy?! – zapytałam przerażona, ale kiedy tylko zobaczyłam jego szelmowski uśmieszek, pacnęłam go w ramię. – To nie jest śmieszne. Nie pomyślałam o tym wcześniej. Faktycznie przecież ktoś mógłby...

– Nie sądzę – odparł, skręcając na drogę dojazdową do „Primavery". – Poza tym nawet jeśli ktokolwiek by nas usłyszał, to co z tego?

– Jak to co?! – Podniosłam brwi. – To... krępujące, nie uważasz?

– Nie. Uważam, że nie ma w tym nic krępującego. – Uśmiechnął się cwaniacko, dojeżdżając do parkingu przed budynkiem głównym. – Uwielbiam, kiedy jest ci dobrze. I bardzo bym chciał, żebyś się przy mnie nie hamowała.

Mój wspaniały nastrój prysnął jak bańka mydlana, kiedy tylko dostrzegłam zbiorowisko na schodach, prowadzących do budynku. Dagmara i Denis dyskutowali o czymś zawzięcie z Eweliną i Tomkiem. Obok nich siedziało kilka dziewczyn z naszej grupy. Wśród nich oczywiście Gośka Pilczyńska, która, o dziwo, zmyła się z pola widzenia zaraz po tym, jak zobaczyła parkujący samochód Jacka. Norbert siedział na schodach obok Olka, Grześka i Kacpra i z ponurą miną obserwował, jak wysiadaliśmy z samochodu. Miałam ochotę jak najszybciej uciec do mieszkania, ale mój szef postanowił zagrać Barskiemu na nerwach i, kiedy tylko wysiadłam z Forda, podszedł do mnie, objął mnie w pół i pociągnął ze sobą do całego towarzystwa.

– I jak ci smakowało Portofino? – zapytał mnie wesoło Denis, kiedy podeszliśmy bliżej. – Tylko mi nie mów, że zamówiłaś tylko sałatkę, bo cię uduszę!

– Jedzenie było przepyszne. – Uśmiechnęłam się nieśmiało, ściskając w ręku różę, którą podarował mi Jacek.

– Je jak wróbel – powiedział mój szef i bez cienia skrępowania pocałował mnie w czubek głowy. – Mieliśmy jeszcze iść na lody, ale wymiękła.

– No co ty, Monia! – wtrąciła się Matusz. – Lodów się nie odmawia!

Towarzystwo spojrzało po sobie i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Norberta ma się rozumieć.

– Już nam zaczynało ciebie brakować, Matusz. – Jacek uśmiechnął się szelmowsko. – Jedno popołudnie bez twojej szydery to zdecydowanie za długo.

– Szkoda, że was wcześniej nie było – odparła rozbawiona Dagmara. – Jakie tu randki na świeżym powietrzu odchodziły, to głowa mała!

– Ty, złotowłosa! Ty lepiej zamilcz! – Parsknęła Ewelina, a Tomek pogłaskał ją czule po plecach i cmoknął w policzek.

– No co? – roześmiała się blondynka. – Spacerowali sobie za rączkę po boisku, obściskiwali się, całowali. Normalnie aż mi się łezka w oku zakręciła.

Ewelina nie odezwała się słowem, tylko spojrzała na Tomka i uśmiechnęła się zalotnie. Oj tak. Tego było jej trzeba. Kogoś, kto mógłby w końcu okiełznać ten temperament. Jak widać pomiędzy Tomkiem a Eweliną znowu się układało. Odetchnęłam z ulgą.

– Kolej na ciebie, Barski – powiedział mój szef i wymownie zmarszczył brwi, spoglądając na Norberta. – Może i ty kogoś upolujesz tego lata.

Blondyn o anielskich oczach uśmiechnął się pod nosem.

– Mam taką nadzieję, szefie – powiedział poważnym głosem, a ja modliłam się w duchu, by na mnie nie spojrzał.

– Powodzenia – burknął ponuro Jacek. – Tylko uważaj, żeby nie wchodzić na nie swoje terytorium. Bo sam zostaniesz upolowany.

I tak oto znalazłam się pomiędzy dwoma jeleniami z bujnym porożem, które mierzyły się na polu walki i ryły kopytami w ziemię, próbując odstraszyć przeciwnika. Mój szef z niepohamowaną satysfakcją pociągnął mnie za sobą do budynku, a Norbert, prychając pod nosem szyderczo, wrócił do swojego pokoju w „dwójce".


🔹🔹🔹

Witam Cię, drogi czytelniku!

Monika już wie, że czekają ją ciężkie tygodnie w „Primaverze". Norbert ewidentnie jest nią zainteresowany i próbuje ją przekonać, że związek z Jackiem to największa pomyłka jej życia. Jak zachowa się Jacek, mając świadomość, że ktoś chce odebrać mu ukochaną? I do czego posunie się Barski, by przekonać do siebie Monikę?

W kolejnym rozdziale główna bohaterka cudem uniknie nieszczęścia, dowie się, co kryje się za dziwnym zachowaniem Norberta oraz odkryje ciemną stronę charakteru Jacka, której zresztą powoli jest coraz bardziej świadoma.

Mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas. Serdecznie zachęcam do podzielenia się opinią i kliknięcia na ⭐️, jeśli spodobał ci się dany rozdział.

Przyjemnej lektury!

Pozdrawiam

Sarah Witkac

🔹🔹🔹

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top