Rozdział 7 Gra z czasem


Wróciliśmy do domu z naszej małej pogadanki, gdzie przed wejściem zastaliśmy Shinji'ego oraz Aratę grzebiących coś przy samochodzie.

-Mówiłem ci setki razy, żebyś pozbył się tego złomu - zagadałem do chłopaków.

-Mój Dogde jest jeszcze do odratowania - Shinji obrócił się do nas.

-O Hope? Wróciłaś? - spytał zaskoczony Arata uważnie przyglądając się dziewczynie.

-Miałam nie wrócić? - zapytałam lekko przerażona.

-Luis to dobry przyjaciel, trochę sadystyczny, ale dobry - czerwonowłosy chłopak puścił mi oczko.

-Tylko jako szef bywa przerażający - wtrącił szatyn.

Dałem Hope do zrozumienia, aby wróciła do domu, a sam zbliżyłem się do dwójki przyjaciół.

-Przestań już przy tym grzebać. Weź sobie jakieś moje porshe, albo ferrari tylko przestań - klepnąłem przyjaciela już lekko poddenerwowany w ramię.

-Camaro i złomuję dodge'a jeszcze dziś - wyszczerzył się wampir. 

-Zgoda - niechętnie rzuciłem przyjacielowi kluczyki od samochodu.

-W takim razie ja mogę twoje lambo? - spytał zadowolony Arata, a ja tylko przytaknąłem.

-Zatem ja chce porszaka - dołączył do nas Masahiro.

-Bierzcie co chcecie, ale skupcie się na chwilę - zawołałem wampiry do siebie.

-Ostatnie pięć lat było dość burzliwe, a my nie próżnowaliśmy. Teraz odczuwamy tego skutki, a głównie ja. Wolałbym, aby Larissa nie dowiedziała się o niczym, a nasze obecne działania pozostały tajemnicą. Zbyt długo starałem się ignorować pewne sprawy. Czas to zmienić. Waszym zadaniem jest wytropienie Isztar i zabicie każdej napotkanej po drodze wiedźmy. Jeśli wampiry również będą stanowiły problem, zabijcie. Dorwę tą wiedźmę i własnoręcznie ukatrupię i nie dam się takiej larwie! - mój głos mimowolnie podniósł się.

-I znajdźcie mi jakąś czarownicę, która zdejmie ze mnie to cholerstwo! - wściekły uderzyłem pięścią w drzewo.

-Powiedział, że jest na tropie i niedługo sprowadzi odpowiednią osobę, która pozbędzie się obręczy na twojej szyi. Nie będziesz już musiał chodzić w tej bandanie - Arata zbliżył się do mnie.

-A gdy znajdziemy Isztar zadasz jej powolną i jakże bolesną śmierć. Pokażemy im kto tu jest szefem - Shinji klepnął mnie w ramię.

-Nikomu nigdy nie uda się zdobyć kontroli nad najpotężniejszym wampirem. Nie pozwolimy. Przekonają się na własnej skórze co znaczy zadrzeć z Luisem i jego wampirami. O nic się nie martw przyjacielu - Masahiro posłał mi podstępny uśmieszek.

Dzięki chłopakom trochę się uspokoiłem, gdybym tylko dorwał w swoje ręce tą przeklętą wiedźmy rozszarpałbym ją na strzępy. Zresztą to zamierzam zrobić, gdy już ją odnajdziemy. Wygrałaś bitwę Isztar, ale ja wygram wojnę.

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, dlaczego niektórzy wciąż porywają się z motyką na słońce. Doskonale wiedzą, że nie są mnie w stanie pokonać, ale nadal próbują.

Isztar rzuciła na mnie czas, który spowodował, że na mojej szyi pojawiła się czarna obręcz. Z pozoru może wyglądać to jak nietypowy tatuaż, lecz nic z tych rzeczy. Czuję jak ona z każdym dniem zaciska się na moim gardle. Przez ten czar trudno jest mi siebie kontrolować i szczerze wątpię, że jeszcze długo uda mi się ukrywać to przed Larissą. 

Próbowałem trzymać ją z dala ode mnie. Miałem wrócić dopiero jak rozwiążę problem z wiedźmami, ale nie mogłem zostawić rodziny w tamtym momencie. Doskonale wiedziałem, że dzień ukończenia przez Valentina 25 lat będzie też dniem sądu. 

Wróciłem, choć nie powinienem. 

Zgodziłem się na pomysł Valentina, choć znam tego konsekwencję.

Sprowadziłem Larissę do Nowego Yorku, choć to nierozsądne.

Pozwoliłem Hope dołączyć do rodziny, choć to niebezpieczne.

Zbratałem się z wrogami, choć to świadczy o mojej bezsilności.

A teraz zamierzam zrobić coś naprawdę szalonego, głupie i jakże niebezpiecznego.

Moje poczynania chyba coraz bardziej świadczą o moim braku kontroli. Odnoszę, że podejmuję nie do końca przemyślane decyzję, ale ja to wszystkie naprawię. Niech się pozbędę tego przeklętego tatuażu, a dopiero wprowadzę czystki w tym świecie.

-Panowie, prośbę mam - uśmiechnąłem się podstępnie, a wszyscy obecni spojrzeli na mnie podejrzliwie.

-Straciłem kontrolę - odrzekłem nad wyraz spokojnie z uśmiechem na twarzy.

-Zwariował? - szepnął Masahiro do Araty.

-Raczej powrócił Luis sprzed tysiąca lat - odszepnął czerwonowłosy chłopak.

-To źle czy dobrze? - spytał Shinji swojego przyjaciela.

-Źle i to bardzo źle - odpowiedział kręcąc przy tym głową.

-Jestem tutaj. Zapomnieliście? - popatrzyłem na nich spod byka.

-Oby Tay szybko odnalazł i przyprowadził tą czarownicę. W przeciwnym razie mamy przechlapane - westchnął Arata.

-Nie może być, aż tak źle, prawda? - spytał z nadzieję w głosie Shinji.

-Nie znaliście go w tamtym czasie, a ja owszem. To wtedy stał się taki bezlitosny, pozbawiony uczuć i zdolny do najgorszego. Przez lata pogrążał się w mroku, ale kontrolował się. Dla Luis'a nie ma nadziei i nigdy nie było, ale zawsze miał tą kontrolę. Bez niej jesteśmy zgubieni - westchnął najstarszy z dwójki przyjaciół wampir.

,,Bądź gotów przegrać bitwę, żeby wygrać wojnę" ~ H. Jackson Brown Jr.

Nie będzie już tygodniowych przerw między rozdziałami, ponieważ nareszcie wymyśliłam, a raczej podjęłam decyzję jak chcę by wyglądała ta część, a więc wracamy z regularnością :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top