Rozdział 7 Przysięga złożona


Udałem się do sali na wykład. Już miałem wchodzić do środka, kiedy ojciec złapał mnie za rękę i zatrzymał. Spojrzałem na niego zdezorientowany, a on dał mi znak, abyśmy odeszli na bok.

-Zastanawiam się co działo się z tobą przez ostatnie 4 lata. Dlaczego mój syn powrócił po tak długim czasie zupełnie odmieniony. Jego wygląd również różni się od wcześniejszego, a to słownictwo i brak jakichkolwiek manier jest okropne

-Nie pogrywaj ze mną, mam dość tych gierek. Skoro jesteś takim potężnym władcą to chyba nie powinieneś mieć problemu z odnalezieniem własnego syna, czyż nie tak ojcze? A teraz przepraszam, ponieważ spóźnię się na lekcje - rzuciłem ironicznie i ukłoniłem się po czym skierowałem się do pomieszczenia

-Lepiej się nie popisuj, dziś będę na twojej lekcji - zgromił mnie spojrzeniem i odszedł.

Wszedłem do środka.

-Tęskniłeś, nauczycielu? - uśmiechnąłem się złowieszczo, a ten na dźwięk mojego głosu, aż podskoczył .

-Nie strasz go! - zostałem lekko klepnięty w tył głowy przez ojca wchodzącego do sali.

Zająłem swoje miejsce. Zaś mój ojciec usiadł na końcu sali, aby mieć stamtąd dobry widok na mnie.

-Pamiętasz główne zasady władcy? - nauczyciel niepewnie odezwał się w moim kierunku.

-Mhm - odburknąłem, a on spojrzał na mnie z nadzieją.

Skoro już tak prosi bym u odpowiedział, zlituję się ten jeden raz.

-Mam nie znać litości, stać się tyranem, nigdy nie zakochać i nie okazywać współczucia. W skrócie mam stać się tyranem na przykład jak mój ojciec - uśmiechnąłem się zwycięsko.

-Ichiro! - krzyknął na mnie.

-Paniczu jesteś w błędzie. Dobry władca musi być sprawiedliwy, nie okazywać słabości oraz nie pozwolić by jego sercem zawładnęła kobieta, a przynajmniej nie całym, ponieważ stanie się jego słabością. A tak najłatwiej pokonać i obalić władzę. Nie możesz pozwolić, aby przez kobietę stać się słabym ogniwem. Jednakże każdy szanujący się władca powinien mieć żonę i swojego potomka, który odziedziczy po ojcu władzę.

-Skoro mam żonę tylko dla zasady oraz w dodatku nigdy nie mogę jej pokochać to ja się w to nie bawię. Po co ma mi ktoś marudzić nad uchem i mam sobie psuć nerwy skoro nie będę chciał spędzać czasu w jej towarzystwie bo przecież nie będę jej kochał.

-Ichiro!

-Nie zamierzam żyć tak jak mój ojciec - dodałem z wyrzutem.

-Ichiro! Dosyć tego! Natychmiast wyjdź z sali i poczekaj na mnie na wewnątrz - jak kazał tak zrobiłem.

-Yoshinori,a ty nie możesz się go bać?! - usłyszałem skrawek rozmowy wychodząc.

-Panie z całym szacunkiem, ale pański syn jest nieobliczalny - wydukał przerażony nauczyciel.

Czekałem pod salą jak mi kazano, nie mam po co uciekać, ani buntować się w tym momencie, ponieważ to i tak mnie nie uniknie, a gdybym zniknął za moje zachowanie mógłby zostać obciążony ktoś inny. Owszem mógłbym też ugryźć się w język i nie doprowadzać do takich sytuacji, ale ja po prostu nie potrafię. Jak słyszę te wszystkie brednie coś we mnie gotuje. Mam ochotę powiedzieć wtedy im wszystkim co tak naprawdę myślę. A potem niestety przez moje nieprzemyślane słowa dzień kończy się moim ukaraniem. 

Szczerze mówiąc wolę znosić te poniżania, niż mam przyznać mojemu ojcu rację i zgodzić się z tym, że jego postępowanie jest słuszne.

-Myślisz smarkaczu, że dam ci się ośmieszać - dostałem cios w twarz.

-Prawda cię zabolała, przecież nie powinieneś przeczyć sam sobie.

-Nie takim tonem mój drogi. Ciężko być ci posłusznym?! W takim razie nauczę cię posłuszeństwa. Nie odważysz się już mi sprzeciwić!

-Zawsze będę się buntował przeciwko tobie.

-Zobaczymy. Zabrać go do piwnicy - zostałem otoczony przez strażników.

-Puśćcie mnie, sam znam drogę! - trzasnąłem drzwiami i udałem się w kierunku przeklętego pomieszczenia.

Przed wejściem do piwnicy zatrzymała mnie matka.

-Synu, nie wchodź tam. Uciekaj, a ja coś wymyślę - złapała mnie za rękę.

-Nie mieszaj się matko bo będzie tylko gorzej. Przymknij na to oczy jak kiedyś - zabrałem rękę i wszedłem do środka.

Stałem w ciemnościach oparty o ścianę i czekałem na moich oprawców. Zjawili się po 15 minutach, ale nie sami. Początkowo nie wiedziałem co kombinują, ale zrozumiałem po chwili, gdy dostrzegłem kto im towarzyszy. Przestraszona dziewczyna stała między strażnikami i próbowała odnaleźć mnie wzrokiem w tych ciemnościach.

-Kanako jest twoją przyjaciółkę, prawda? - rozpoznałem głos ojca.

-Zatem przyjaciele biorą na siebie winy swoich przyjaciół.

-Nie mieszaj jej do tego. Ona nie jest niczemu winna! Nie możesz po prostu mnie ukarać, a ją zostawić.

-Nie martw się ty również dostaniesz swoją karę.

Jeden ze strażników uderzył Kanako, a drugi poszedł w ślad zanim. Nie mogłem nic zrobić, choć bardzo chciałem zainterweniować. Jednakże byłem trzymany przez dwóch kolejnych strażników. Widziałem już, że dziewczyna ostatkiem sił trzyma się na nogach. Wtedy ojciec kazał im przerwać.

-Jeśli teraz obiecasz mi posłuszeństwo oraz będziesz wypełniał wszystkie moje rozkazy i nigdy mi się już nie sprzeciwisz każe im przestać. Wybór należy do ciebie. Zostawią ją i przestaną bić, wystarczy jedno twoje słowo.

-Zgadzam się, tylko już ją zostawcie - ojciec zbliżył się do mnie.

-Na kolana - wydał nagle rozkaz.

Nie miałem najmniejszej ochoty klękać przed nim i dać mu nade mną władzę, ale w tym momencie najważniejsza była Kanako. Zmusiłem się i uklęknąłem przed nim.

-Teraz błagaj - uśmiechnął się zwycięsko.

Nareszcie miał nade mną swoją upragnioną władzę i przewagę.

-Obiecuję, że już nigdy nie odważę się sprzeciwić twemu słowu. Zrobię wszystko co mi rozkażesz i nie będę się buntował. Nie sprawię ci więcej kłopotów i nie będziesz musiał się za mnie wstydzić. Będę ci posłuszny tak jak zawsze tego pragnąłeś, ale proszę zostaw Kanako w spokoju - mężczyzna machnął ręką na strażników, a oni oddali się od dziewczyny.

-Następnym razem każę ją zabić, więc lepiej nie sprawiaj kłopotów. A wy pomóżcie mu jeszcze przyswoić sobie do głowy jego przysięgę - opuścił pomieszczenie.

Po raz kolejny zostałem poniżony. Ojciec zyskał to czego tak bardzo zawsze pragnął. Od teraz muszę być mu posłuszny w przeciwnym razie ucierpi na tym moja przyjaciółka. 

Strażnicy opuścili pomieszczenia, a ja zostałem sam z Kanako. Dziewczyna leżała półprzytomna w drugim końcu piwny, a ja jak zawsze zostałem pozostawiony w swojej własnej kałuży krwi. Tym razem byli bardziej brutalni niż zwykle. Podejrzewam, że za szybko moje rany się nie zagoją. Jestem na siebie wściekły pozwoliłem żeby znów to się tak skończyło.

Doczołgałem się ledwo do dziewczyny, aby sprawdzić jej stan. Była poobijana, a na jej ciele widoczne były siniaki, ale po za tym nie miała jakiś większych ran. Czyli przynajmniej dla niej byli mniej okrutni. 

-Przepraszam - pogłaskałem ją po włosach, kiedy tylko otworzyła oczy.

-Popełniłeś błąd zgadzając się - odpowiedziała w wyrzutem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top