Rozdział 50 Niemożliwe
Siedziałem u siebie w gabinecie i rozmyślałem, a przy okazji przygotowywałem się do następnego zlecenia. Od kiedy śmiertelnicy dowiedzieli się o mnie i mojej pracy przychodzą do mnie i proszą o wykonanie zlecenia. Zwykle przychodzili do mnie tylko i wyłącznie wampiry, ale jak widać wszystko się zmienia. Przyjmowałem już wcześniej zlecenia od ludzi, kiedy podróżowałem samotnie po Europie, więc nie robi mi różnicy kto jest zleceniodawcą. Śmiertelnicy zwykle proszą, aby pozbył się jakoś wampiry, który zaszedł im za skórę bądź doznali przez niego szkód. Jednakże na swoich przyjaciół również dają zlecenia. Nie ważne czy to brat, szwagier czy ktoś z rodziny, a może przyjaciel, nieznajomy, jeśli komuś podpadł od razu pragną się pozbyć takiej osoby i wtedy zgłaszają się do mnie. Nie przyjmuję jednakże zleceń na kobiety czy dzieci. Nie wiem co prawda jak moi przyjaciele, ponieważ nikt nikomu nie zwierza się ze swojej pracy.
Dzień dość szybko mi dziś mijał, ale to zapewne z powodu nadmiaru spraw do załatwienia. Ostatnio nie mam nawet, kiedy się posilić tak zalatany jestem. Non stop ktoś czegoś ode mnie chce, albo muszę gdzieś jechać by coś załatwić. Jestem po prostu rozchwytywany. Nawet chciałem już zrobić sobie przerwę na jakiś czas i ukryć się, gdzieś daleko. Lecz po namyślę chyba bym tak nie potrafił. Niby narzekam, że nie mam czasu, a mimo wszystko odpowiada mi taki tryb życia. Cóż jestem chyba dość skomplikowaną osobą.
Do drzwi gabinetu ktoś zapukał. Zawołałem proszę, a moim oczom ukazała się Kanako.
-Witaj panie - powiedziała z uśmiechem.
-W czym mogę ci pomóc? - spytałem odwzajemniać jej uśmiech.
-Pomyślałam, że możesz pragnienie ci dokucza - postawiła przede mną szklankę z czerwoną zawartością.
-Kanako...kocham cię. Co ja bym bez ciebie zrobił - dziewczyna lekko się zarumieniła, a ja wziął naczynie do ręki, po czym wypiłem kilka łyków.
-Zapewne już dawno byś beze mnie zginął panie - zaśmiała się pod nosem.
-I tutaj masz rację moja droga - uśmiechnąłem się.
Kobieta odwzajemniła mój uśmiech, po czym opuściła pomieszczenia, aby nie przeszkadzać mi dłużej w pracy. Wróciłem do swoich wcześniejszych zajęć popijając przy tym szkarłatną ciecz. Kanako zawsze wie jak poprawić mi humor i czego mi potrzeba. Cieszę się, że mam ją obok siebie, choć zastanawiam się jak ona wytrzymała ze mną tyle lat i wytrzymuje nadal. W końcu nie jestem najlepszym pracodawcą. A prawdę mówiąc, gdybym nie poznał Kanako za dzieciaka i nie wywiązałaby się między nami taki przyjaźń zapewne nigdy bym jej nie poznał. W końcu było kolejną, zwykłą służącą w pałacu, a teraz jest mi jak siostra.
Pracowałem do późnego wieczora. Byłem tak zajęty, że nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęło się ściemniać. Odłożyłem papiery na miejsce i już miałem wychodzić z gabinetu, gdy usłyszałem pukanie. Zaprosiłem gościa do środka. Moim oczom ponownie ukazała się postać Kanako.
-O co chodzi? - spytałem zaskoczony jej wizytą.
-Panie masz gościa - spojrzałem na nią z zaciekawieniem.
Kobieta poszła przodem, a ja podążyłem za nią. Zszedłem na dół do głównego holu, gdzie czekał na mnie gość i zamarłem.
Wszystkiego się spodziewałem, ale nie takiej wizyty.
-Kim jesteś? - spytałem niewzruszony obojętnym głosem.
-Larissa, a ty jesteś Luis, prawda? - przytaknąłem.
-Co cię do mnie sprowadza? - spytałem po chwili.
-Przyszłam prosić cię o pomoc.
-Przejdźmy do salonu - ruszyłem przodem, a dziewczyna grzecznie podążyła za mną.
Rozsiadłem się wygodnie na kanapie, zdjąłem swoje okulary przeciwsłoneczne i z zaciekawieniem spojrzałem na przerażoną i zagubioną dziewczynę, która stała przede mną i nie wiedziała jak ma się zachować w obecnej sytuacji.
-Skąd pomysł, że ci pomogę?
-Ktoś mi powiedział, że jesteś w stanie mi pomóc - odpowiedziała niepewnie.
-Ktoś? - rzuciłem drwiąco spoglądając na nią przy tym podejrzliwie.
-Nie wiem kim jest ta osoba, dostałam od niej takiego smsa - spuściła głowę i wyciągnęła w moim kierunku dłoń z telefonem, na którym widniała wiadomość od nieznajomego.
-Chcesz mi powiedzieć, że jakiś nieznajomy pokierował cię do mnie, abym pomógł. A ty go posłuchałaś i przyszłaś do mnie nie wiedząc kim jestem i co ci mogę zrobić? - spytałem ironicznie, a ona ledwo zauważalnie skinęła głową na znak, że mam rację.
-Głupia - wymamrotałem pod nosem.
-Jakiej pomocy ode mnie oczekujesz? - przewróciłem oczami.
-Poszukuje dwóch wampirów, którzy zostali porwani i chciałam cię prosić, abyś pomógł mi ich odszukać - spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
-To wszystko?
-Tak - przytaknęła z uśmiechem.
-Ok, zgadzam się. Pomogę ci, ale potem zapominasz, że mnie spotkałaś.
-Zgoda.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Przez dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu i przyglądaliśmy się sobie nawzajem.
-Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? - przerwa dzielącą nas ciszę.
-Niemożliwe - zaprzeczyłem.
-Dziwne. Mam wrażenie jakbym cię już spotkała - wzruszyła ramionami, po czym nasze spojrzenia ponownie się skrzyżowały.
,,Przeznaczenie znajdzie drogę"
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top