Rozdział 43 Shinji
Hiszpania, rok 1950
Lata 50 to trudny do opisania czas, ale na pewno były one niezapomniane dla mnie.
Grupki dzieciaków w jeansach, białych t- T-shirtach i skórzanych kurtkach wystające przy swoich samochodach słuchając popularnych rock'n'rollowy piosenek. Zdecydowanie jest to buntowników i niesfornych chłopców.
Przechadzałem się po Barcelonie, kiedy właśnie natknąłem się na grupkę takich młodzieńców. Jednakże moją uwagę przykuł jeden z nich, a dokładniej ciemnowłosy chłopak orientalnej urody. Nie raz widziałem go jak mknie ulicą swoim motorem i również nie raz zaliczył na nim upadek. Ale zawsze wychodził z tego cało. Podnosił się z ziemi, otrzepywał swoją kurtkę wołając, że nic mu nie jest, brał motor i jechał dalej szaleć. Ten chłopak ewidentnie uwielbia życie na krawędzi, a ryzyko to jego drugie imię.
Teraz ten niesforny chłopak wygłupiał się z kolegami tańcząc do popularnych hitów Elvisa Presleya paląc przy tym papierosy. Spojrzałem na niego kątem oka i udałem się dalej przed siebie mijając uliczkę, w której bawiła się grupka nastolatków.
Zatrzymałem się na głównym placu w Barcelonie, a stamtąd udałem się do małej kawiarenki po drugiej stronie ulicy. Usiadłem przy nie dużym stoliku na dworze, po chwili podeszła do mnie kelnerka, aby przyjąć zamówienie. Poprosiłem o małą, czarną kawę. Co prawda ludzkie jedzenie oraz napoje nie są mi potrzebne, aby mój organizm mógł funkcjonować, ale czasem lubię poczuć się jak człowiek, a przede wszystkim wtopić się w otoczenie.
Popijałem ciepły napój i podziwiałem otaczające mnie widoki. Ze wszystkich miejsc jakie zwiedziłem w Hiszpanii czułem się najlepiej. Przebywając tutaj odczuwasz taką błogość, że ciężko opisać to słowami. Czas jakby ci wolniej płynął, nigdzie się nie śpieszyć, a ludzie są zawsze uśmiechnięci. Chętnie zostałbym tu trochę dłużej, ale nie długo, gdy tylko załatwię swoje interesy opuszczam to miejsce.
Czekałem na mojego klienta, czas mijał, a on nie przychodził. Dopiłem kawę, wstałem od stolika i już miałem zrezygnować ze spotkania, gdy mężczyzna postanowił się zjawić. Jednakże to nie była ta osoba, której oczekiwałem.
Przede mną stał ten sam buntownik, którego spotykam prawie codziennie. Spojrzałem z zaciekawieniem na chłopaka i czekałem, aż mi wyjaśni skąd się tutaj wziął.
-Miałem ci przekazać, że twój klient się nie zjawi, ponieważ wpadł w kłopoty - odezwał się nieśmiało chłopak.
-Zaczekaj - zawołałem za młodzieńcem, kiedy oddalił się kawałek.
-Usiądź - gestem ręki zachęciłem go by wrócił do stolika i usiadł naprzeciwko mnie.
-Skąd znasz mojego klienta? - spytałem podejrzliwie.
-Nie znam. Podszedł do mnie, wskazał mi na ciebie i kazał podejść przekazać ci wiadomość.
-Jesteś pewny, że tak było? - dopytywałem, a on niepewnie przytaknął.
-Zatem zgoda, wierzę ci - wysiliłem się na uśmiech.
-Mogę zadać ci pytanie? - zapytał nieśmiało nie patrząc mi w oczy.
Przytaknąłem.
-Dlaczego tamten mężczyzna zabronił mi patrzeć ci w oczy oraz uważać na ciebie?
-Przejdźmy się - wstałem od stolika i poklepałem go po ramieniu.
Ruszyłem przodem, chłopak dogonił mnie i dorównał mi kroku. Przez większość drogi szliśmy w milczeniu, aż w końcu skręciliśmy w boczną uliczkę. Mieszkańcy tędy nie chadzali, ponieważ krążyły plotki, że to miejsce spotkać wszystkich tutejszych zbirów.
Widziałem, że chłopaka oblał zimny pot, gdy skręciłem w ciemny zaułek, ale przecież nie zamierzam go skrzywdzić. Lecz on jeszcze o tym nie wie, więc jego strach jest uzasadniony.
-Nie musisz się mnie bać. Chcę ci tylko zdradzić pewien sekret - zaśmiałem się.
-Nie obraź się, ale nie wyglądasz za bardzo na godnego zaufania - ponownie zaśmiałem się.
-Uwierz mi ty również nie wyglądasz na takiego - chłopak uśmiechnął się
-To mamy coś wspólnego - podrapał się nerwowo po głowie.
-Otóż to, a nie chciałbyś mieć jeszcze czegoś wspólnego ze mną - zdjąłem okulary przeciwsłoneczne.
-Twoje oczy są czerwone?! - zawołał z zaskoczenia.
-Nie tak głośno bo ściągniesz tutaj gapiów - westchnąłem.
-Przepraszam. Kim ty jesteś?
-Słyszałem legendy o wampirach?
-Tak, ale to tylko bajki - odrzekł zmieszany.
-Nie do końca. Te bajki tworzę ja, jestem jednym z kilkunastu innych wampirów. Z tą różnicą, że ja jestem pierwszym wampirem jaki stąpał po tym świecie.
-Chcesz mi powiedzieć, że to ty stworzyłeś wampiry? - przytaknąłem.
-Ale dlaczego mi o tym mówisz?
-Nie chcesz stać się taki jak ja i zostać kimś ważnym? Życie jakie prowadzisz, sprowadzi kiedyś na ciebie śmierć. Widziałem twoją przyszłość, a szkoda takie zaradnego chłopaka. Dlatego składam ci propozycję. Dołącz do mnie, pomóż mi zdobyć władzę absolutną, a ja uczynię cię drugim najważniejszym wampirem zaraz po mnie. Świat będzie leżał u naszych stóp - błysnąłem mu kłami.
-A jak zginę?
-W wypadku motocyklowym za trzy dni
-Zatem zgadzam się na twoją propozycję - rzucił bez namysłu.
Wyciągnąłem dłoń w kierunku chłopaka, a on ją uścisnął. Układ zawarty.
-Chodź ze mną. Przemienię cię i ofiaruję co tylko będziesz chciał - puściłem mu oczko.
W ten sposób zyskałem mojego drugiego sprzymierzeńca. Shinji odegra dość istotną rolę w moim późniejszym planie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top