Rozdział 25 Zuchwałość
Kilka lat później
-Luis - głos dochodził z kuchni.
Leniwie wstałem z łóżka, a następnie pokierowałem się na niższe piętro. Wszedłem do pomieszczenia, gdzie plecami do mnie przy blacie stała Alexandra i przyrządzała prawdopodobnie posiłek. Zaszedłem ją od tyłu, po czym objąłem ją w talii i złożyłem delikatny pocałunek na szyi.
-Luis, nie - odwróciła się do mnie przodem.
-Kotku, nie uratujesz swojego ukochanego od śmierci z powodu pragnienia? - uśmiechnąłem się do niej.
-Obiecałeś, że wczoraj był to ostatni raz.
-Obiecałem? - spytałem zaczepnie, posyłając jej niewinny uśmieszek.
-Dobrze, pozwolę ci ten ostatni już raz - uśmiechnąłem się zwycięsko.
Jedną ręką objąłem dziewczynę w talii i przyciągnąłem do siebie. Drugą ręką odgarnąłem włosy z jej szyi. Przejechałem jeszcze dłonią po jej delikatniej skórze, po czym zbliżyłem swoje usta, złożyłem pocałunek w miejscu, w którym planowałem pozostawić swój ślad . Alexandra wzdrygnęła się lekko, kiedy moje kły zetknęły się z jej skórą. Po dłuższej chwili zaspokoiłem swoje pragnienie, złożyłem ponowny pocałunek w miejscu ugryzienia.
-Jesteś wspaniała - pocałowałem ją.
Dziewczyna uwolniła się z moich objęć po czym szybko udała się do lustra w przedpokoju. Musiała zakryć swoją ranę na szyi. Choć wszyscy i tak wiedzieli o mojej obecności to, mimo wszystko nie są zadowoleni z faktu, że pożywiam się ludzką krwią. Akceptują to jednakże, jeśli chcą mojej pomocy, lecz nie chcą widzieć naocznie śladów po ugryzieniach, dlatego Alexandra musi nosić przewiązaną chustkę na szyi.
-Muszę już wracać, rodzice będą się martwić - skierowała się do drzwi.
-Musisz iść? - spytałem z nadzieją w głosie, obejmując ją w talii.
-Nie będziesz za mną tęsknił. Sam również nie będziesz. Do jutrzejszego ranka mój kochany - pocałowała mnie, po czym opuściła dom.
Może się wydawać, że prowadzę tutaj sielankowe życie. I po części to prawda, ale kobiety, pieniądze, władza czy popularność, szczęścia nie dają. Czegoś mi brakuje w życiu, tylko jeszcze nie wiem czego.
Kanako odeszła, a raczej musiała uciekać. Patrole zaczęły szukać nas również w Rumunii. Nikt nie wie jak tutaj dotarły, ale niczego się nie dowiedzieli. Mieszkańcy nie zdradzili mnie. Ukryli jak obiecali, skrupulatnie odciągali strażników od naszej kryjówki. Jednakże zaczęło się robić zbyt niebezpiecznie. Dlatego rozdzieliliśmy się z Kanako. Ona ruszyła w dalszą drogę, a ja zostałem. Nareszcie będzie mogła zająć się trochę sobą zamiast ciągle mną. Natomiast mi życie w Rumunii bardzo odpowiada. Gdyż mam tutaj wszystko czego dusza zapragnie.
Ciężko było nam się rozstać, ale to było jedyne słuszne wyjście. Jeśli nie chcemy zostać namierzeni przez tutejsze patrole.
Słońce ułożyło się do snu, księżyc rozpoczął swą wędrówkę po nocnym niebie, a ja wybrałem się na wieczorny spacer po okolicy.
Jak zawsze mieszkańcy czekali na mnie. Witali radośnie i prosili o coraz bardziej niedorzeczne rzeczy. Zabicia kogoś na zlecenia było już standardową prośbą, ale teraz rodziny ofiarowały mi swoje córki, a wszystko po to by zyskać moją przychylność. Niektórzy prosili mnie nawet o moją krew. Bądź bym ich przemienił by mogli stać się tacy jak ja. Nie planuję nikomu oddawać swojej cennej krwi, a tym bardziej przemieniać. Dlatego wydaję mi się, że czas opuścić Rumunię i znaleźć sobie inne miejsce. Udam się tam, gdzie mnie oczy poniosą. Obawiam się tylko, że plotka o mnie może puść w świat, gdy mieszkańcy zorientują się, że wyjechałem. Przy okazji odszukam mojej towarzyski, Kanako. Muszę przyznać, że tęsknię za tą jakże marudną kobietą.
-Ty jesteś Luis, prawda? - usłyszałem damski głos za moimi plecami.
Odwróciłem się i ujrzałem piękną blond włosom damę.
-Szukałaś mnie? - spojrzałem podejrzliwie na dziewczynę, a ona przytaknęła.
-Uczyń mnie taką jak ty - zbliżyła się do mnie.
-Dlaczego chcesz być taka jak ja? - odgarnąłem włosy z jej szyi.
-Marzy ci się życie wieczne? Czy może nie chcesz by twoja uroda przeminęła? A może chcesz dołączyć do mnie?
Przez dłuższą chwilę milczała.
-Nie chcesz bym stała się twoją na wieczność? - przejechała dłonią po mojej klacie, uśmiechając się przy tym zadziornie.
Objąłem ją w talii, przyciągnąłem do siebie i nachyliłem się. Dziewczyna zapewne myślała, że już za chwilę stanie się wampirzycą, ale nic z tego.
-Skarbie, mam wystarczająco kobiet - nachyliłem się tylko po to, aby móc jej szeptać zdanie, które zniszczy jej nadzieję.
Szybko uwolniła się z moich objęcia, a ja spojrzałem tylko na nią z politowaniem.
-Jesteś draniem! - krzyknęła oburzona w moim kierunku.
-Tak mówią - wyprostowałem się dumnie.
Dziewczyna uciekła, a ja zrozumiałem, że to chyba czas, aby opuścić Rumunię. Całkiem przyjemnie żyło mi się tutaj przez ostatnie kilka lat, ale zauważyłem, że ludzie już zbyt się ze mną spoufalają, a to mi się nie podoba.
Zatem żegnaj Rumunio...
Kierunek tam, gdzie mnie oczy poniosą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top