Rozdział 23 Prośba
Wracając do domu pewnej nocy, zaczepił mnie na ulicy bliżej mi nieznany mężczyzna. Na oko mógł mieć około 30 lat. Poprosił mnie o nietypową przysługę. Wiedział również kim jestem, znał moją kryjówkę oraz doskonale zdawał sobie sprawę kto czeka na mnie w domu. Podejrzany typ, ale postanowiłem poświęcić mu chwilę, w razie czego zawsze mogę skręcić mu kark i po problemie.
Skręciliśmy do ciemnej, wąskiej alejki. Mieszkańcy zwykle tędy nie chadzają, ponieważ chodzi plotka, że to ulica typów z pod ciemnej gwiazdy.
-Skąd mnie znasz? - odezwał się jako pierwszy
-Krąży o tobie wiele plotek - uśmiechnął się szyderczo.
-W tym mieście krążą plotki o każdym.
-Lecz tylko jeden mężczyzna porusza się nocą, a jego tęczówki są czerwone niczym krew.
-Jestem, aż tak popularny? - zaśmiałem się drwiąco.
-Nie ma osoby, która by o tobie nie mówiła. Wszyscy dobrze wiemy, że ukrywasz się w naszym mieście - zbliżył się do mnie.
-W takim razie czemu jeszcze nie rozpowiedzieliście tego, tylko ukrywacie moją obecność? Jestem poszukiwany, za moją głowę została wyznaczona nagroda.
-Uważamy, że możesz być przydatny - spojrzałem podejrzliwie na mężczyznę.
-Co masz na myśli?
-Wyświadcz nam od czasu do czasu jakąś przysługę - puścił mi oczko
-Rozumiem, że ty właśnie w tej sprawie - westchnąłem, a mężczyzna przytaknął.
-Chciałbym, abyś zabił dla mnie jednego mężczyznę. Typowy nikczemnik i w dodatku zbój.
-Nie zabijam ludzi - zrobiłem krótką pauzę.
-A przynajmniej jeśli nie mam powodu - dokończyłem po chwili wypowiedź.
Chciałem odejść, ale mężczyzna zatrzymał mnie. Złapał mnie za ramię. Zabrałem rękę i zgromiłem go spojrzeniem, dając do zrozumienia, aby nigdy więcej nie próbował mnie dotykać.
-Zapłacę ci. Dla ciebie to nic wielkiego, a ja sam nie mogę tego zrobić - w jego głosie można było usłyszeć desperację.
Oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ręce.
-Dobra, dobra. Rozumiem, żona, dzieci, dobra posada oraz wzorowe opinie sąsiadów. Życie jak z obrazka, więc jakbyś mógł splamić krwią swoje ręce. Nie to co taki wyrzutek jak ja, prawda? - mężczyzna przez dłuższą chwilę milczał.
-Tak, masz rację... - nieznajomy odważył się dać odpowiedź na moje pytanie, lecz ja przerwałem jego wypowiedź.
-Gdzie go znajdę? - spytałem od niechcenia.
-Dom na końcu ulicy, tuż pod lasem - zleceniodawca wręczył mi sakiewkę z pieniędzy, a następnie zniknął w ciemnościach.
Ruszyłem w drogę.
Wiedziałem, że ludzie postrzegają mnie jako wyrzutka. I nie mylą się. Jestem wyrzutkiem. Nie mam swojego miejsca na ziemi. Cały czas zmieniam miejsca zamieszkania oraz ukrywam się. Przez mój styl życia Kanako na pewno też cierpi, lecz ja ignoruję jej uczucia. Przez 352 lata można się zmienić. Jednakże to jeszcze nie koniec moich zmian i odczuwam, że wcale nie będą to zmiany na lepsze.
Dotarłem do domu pod lasem, w oknach paliło się światło, a więc ktoś jest w domu. Podszedłem bliżej, zajrzałem kątem oka do środka. Ujrzałem tam mężczyznę około 40 lat oraz kobietę z dzieckiem stojącą obok niego. Nie wspomniano mi wcześniej, że ma rodzinę. Jednakże nie mogę się teraz wycofać, ponoć jest zbrodniarzem, a ja mam mu wymierzyć karę ostateczną. Zakradnę się, kiedy będzie sam. Nie chcę zabić nic nie winnej kobiety, ani jej dziecka. Nie mógłbym odebrać życia komuś, kto je dopiero rozpoczyna.
Odczekałem 10 minut, kobieta wraz z dzieckiem opuściła pomieszczenie. Udała się schodami na górę, po czym zapaliła światło w jednym z pokoi na piętrze. To była moja szansa.
Wszedłem niezauważony do domu. Mężczyzna siedział w fotelu i czyścił swoją broń. Po cichu przeniknąłem do pokoju. Stałem za nim, już miałem skręcić mu kark, kiedy do salonu wróciła jego żona. Krzyknęła na mój widok ostrzegając tym męża.
Ofiara wstała szybko i wycelowała do mnie z broni. Przyznam trochę zabolał ten pocisk, ale przecież jestem nieśmiertelny. Takie coś nie może mnie zranić, a tym bardziej zabić. Trzeba się lepiej postarać, jeśli w ogóle istnieje jakiś sposób na przerwanie mojego istnienia.
Musiałem działać szybko. Za pomocą swoich nocy znalazłem się po chwili obok mężczyzny, po czym skręciłem mu kark. Padł bezwładnie na ziemie. Kobieta na widok martwego ciała mężczyzny zaczęła uciekać schodami na górę. Nie planowałem jej zabić, ale skoro już mnie nakryła nie mogę puścić jej wolno. Dogoniłem kobietę na piętrze, ukryła się w pokoiku dziecięcym.
-Odłóż dziecko - kobieta przytulała swoją córeczkę.
-Nie - odrzekła stanowczym głosem.
-Odłóż z powrotem dziecko do łóżeczka, chcesz żebym cię do tego zmusił?! - podniosłem swój głos.
Kobieta posłusznie wykonała moje polecenie.
-Obiecujesz, że jej nie zabijesz? - spytała zrozpaczona.
-Nie składam obietnic bez pokrycia. Lecz tym razem zrobię wyjątek. Zabiję tylko ciebie - zbliżyłem się do niej.
-Dobrze, zatem rób co musisz - podeszła do mnie bliżej, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Skręciłem kobiecie kark, padła bezwładnie na ziemię. Płacz dziecka rozległ się po pomieszczeniu.
Tak właśnie zostałem płatnym zabójcą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top