Rozdział 4 Obiecuję
Rozmawialiśmy z Luis'em, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk Kanako. Dochodzący z dołu, więc odruchowo zbiegliśmy na dół. Wtedy ujrzeliśmy trójkę mężczyzn próbujących porwać dziewczynę.
-Nie mogą jej zabrać
Czy ten chłopak zawsze chodzi uzbrojony? A przecież zapomniałabym, wracał ze zlecenia.
Nie rozmyślając dłużej ruszyliśmy do walki. Podbiegłam do dziewczyny i odepchnęłam mężczyznę od dziewczyny. Ja zajęłam się jednym mężczyzną, a Luis pozostałymi dwoma.
W pewnym momencie, gdy zauważyli, że nie pozwolimy wykonać im ich planu, uciekli.
-Dlaczego chcieli ją porwać? - podeszłam do Luis'a
-Nie myślałem, że tak szybko nas znajdą - wymamrotał pod nosem
-Przepraszam paniczu - ukłoniła się
-Nie przepraszaj. Obiecałem, że będę chronił? Więc słowa dotrzymam
-Dobrze, dziękuję paniczu - skinęła głową
-Chyba nigdy nie oduczę cię tych formalności - pogłaskał ją po głowie i podszedł do mnie
-Wiele lat temu wydano na Kanako wyrok śmierci za zdradę swojej rasy i rodu. Dla wyjaśnienia stało się to w momencie, kiedy postanowiła razem ze mną opuścić dom mojego ojca. Zrzekłem się tytułu przywódcy, ale tym samym zhańbiłem moją rodzinę, a oni posłali za mną łowców kiedy odszedłem. Kanako chciała mnie ostrzec i pobiegła za mną. Gdy zauważyli, że opuściła dom wydali wyrok również na nią. Wiedziałem co ją czeka jak wróci, dlatego zaproponowałem jej by mi towarzyszyła. Kanako służyła nam, dlatego jest taka oficjalna, ale mówię jej by przestała to nie słucha - puścił je oczko
-Dlatego ją ścigają - dodał po chwili
-A czemu ciebie nie ścigają? - spytałam zdziwiona
-Ścigali, ale ich zabiłem, a gdy zauważyli jak potężny jestem, zaczęli się mnie bać i zaprzestali nasyłania na mnie wampirów. Jednakże dalej próbują porwać Kanako
-Zdradzę ci część mojej historii. Może wtedy zrozumiesz lepiej. Chodź i ty Kanako też chodź - zaprowadził nas do salonu
-Urodziłem w rodzinie Królewskiej. Mój ojciec był przywódcą klanu łowców oraz głową rodu. Miałem zastąpić go, gdy skończę 25 lat. Od dziecka przygotowywał mnie do objęcia po nim rządów. Lecz to nigdy nie była moja bajka. Chciałem czegoś więcej. Pragnąłem wolności, chciałem wyruszyć w świat, zakochać się i zapomnieć ile krzyw wyrządziłem. Miałem dość terroru, w którym musiałem żyć i koszmaru, przez który przechodziłem dzień w dzień. Kazano mi całymi dniami siedzieć i przyswajać jakieś durne zasady, a gdy nie chciałem byłem karany. Uczono mnie, abym zawsze był twardy, nie okazywał słabości, gdyż one doprowadzą mnie do mojej klęski. Miałem się nigdy nie zakochać bo miłość i kobieta to kolejne kłopoty, przez które polegnę. Gdyż będę próbował ją chronić. W skrócie miałem być tyranem, który zabija i nie słucha. Często płakałem jako dzieciak po kątach, ponieważ uczucia były zabronione i za łzy też byłem karany. Kanako zawsze mnie ostrzegała, że ktoś idzie i bym uciekał, aby nie ujrzeli moich łez. Dziecko łatwo złamać, ale kiedy podrosłem zacząłem się buntować. I w tym okresie czasu nabawiłem się wielu blizn, które obecnie skrywam pod tatuażami. Własny ojciec kazał katować swoje dziecko i jeszcze się temu przyglądał, a matka pozwalała bym był bity, głodzony oraz zamykany w ciemnej, brudnej i zimnej piwny za nieposłuszeństwo. Zdarzało się, że spędzałem tam nawet kilka tygodni. Opierałem się do 23 lat, ale w końcu zgodziłem się objąć przywództwo, ponieważ doszedłem do wniosku, że inaczej nie ucieknę, a do czasu odziedziczenia mogę już nie żyć. Zgodnie z tradycją w wieku 25 lat stałem się przywódcą klanu i głową rodziny. Odpłaciłem się rodzinie pozbywając się ich wszystkich tytułów. A kiedy już nie mieli władzy i nie mogli mi zaszkodzić, odszedłem zostawiając ich z niczym
-Smutne - powiedziałam pod nosem
-Larisso w takich czasach się urodziłem. Wtedy tak traktowano dziedziców i nie ważne ile mieli lat. Pech chciał, że urodziłem się dziedzicem, ale nie mam żalu. Bo osiągnąłem wszystko co chciałem, a nawet więcej. A czy z tatuażami się wyglądam przystojniej - zaśmiał się
-Masz rację, przystojniak z ciebie jak ich mało - zaśmiałam się
-Tylko mógł bym jednak mieć większą odporność na promienie słoneczne. Ale cóż wiedźma, która mnie przemieniała uprzedziła, że mogę odczuwać pewne skutki uboczne za cenę moce jakie posiadam - westchnął
-Nie martw się i tak cię uwielbiam - uśmiechnęłam się zadziornie i szturchnęłam go w ramię
-Luis, chcesz tam iść i rozprawić się z nimi prawda? - milczał
-Idę z tobą - powiedziałam pewnym siebie głosem
-Nie, jestem nieśmiertelny i nic nie może mnie zabić, ponieważ jestem pierwszym. Ale twoja śmiertelność ma luki jak np. serce
-Wiem, że martwisz się o mnie i nie chcesz bym miała styczność z tym, ale ja chcę cię wspierać. Jestem silna, silniejsza niż pozostałe wampiry, nie dam się zabić
-Zgoda, ale nie znienawidź mnie za to co ujrzysz i czego się dowiesz - spuścił wzrok
-Nie martw się, wiem już od dawna czym się zajmujesz, a mimo wszystko pragnę z tobą być. Moje uczucia są ważniejsze od tego jak zły jesteś. Obiecuję ci, że nigdy cię nie znienawidzę - podeszłam bliżej
-Ale... - przerwałam jego wypowiedź
-Cicho - podeszłam bliżej i złączyłam nasze usta w pocałunku
-Rozumiesz już? - przerwałam pocałunek
-Rozumiem - ponownie złączył nasze usta
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top