Rozdział 37 Luis...ja...


Dźwięk, który sprawiał mi tyle bólu nagle ucichł. Nie słyszałam już go w swojej głowie, nie wiedziałam, dlaczego tak się stało. I czemu akurat teraz go usłyszałam.

Pierścień emituje dźwięk słyszalny tylko przez wampiry. Lecz wampiry stworzone przez pierwszego są na niego odporne z wyjątkiem kilku przypadków. Wstałam szybko i pobiegłam do łazienki. Coś mi właśnie przyszło do głowy, ale to nie może być prawda. Słyszałam jeszcze jak Kanako za mną coś krzyczała, ale nie słuchałam. Musiałam szybko znaleźć się gdzie indziej. Zamknęłam drzwi na zamek, aby nikt mi nie przeszkodził, a może raczej nie dowiedział się o moich obawach. 

Stanęłam przed lustrem, podniosłam bluzkę do góry i stojąc bokiem przyglądałam się mojemu brzuchowi. Bałam się położyć na nim swoich dłoni, ale w końcu się odważyłam i kiedy to zrobiłam, poczułam coś dziwnego. Jakby pewnego rodzaju więź, przeczucie. Ciężko określić uczucie, które mi towarzyszyło, ale to był coś dzięki czemu ja już wiedziałam co mi dolega.  Owszem czułam się ostatnio trochę słaba i ciągle dokuczało mi pragnienie, ale  zatajałam to przed Luis'em póki sama nie miałabym pewności. A wszystko zaczęło się kilka dni po tym jak wróciliśmy z naszych mini wakacji. Czy to może być prawda?

-Panienko wszystko w porządku? - Kanako dobijała się do drzwi

-Proszę otworzyć, martwimy się - pukała, ale ja ignorowałam

-Kochanie, proszę cię otwórz - usłyszałam głos Luis'a

-Wyjdź do mnie i powiedź mi co się stało. Nie możesz spędzić tam całego dnia. Nie musisz się martwić, obiecuję ci, że poradzimy z tym sobie - mówił do mnie ciepłym i spokojnym głosem

Otworzyłam drzwi. Luis rozłożył ramiona, wpadłam w jego objęcia. Przytulił mnie mocno, a ja dałam upust moim emocją. Pozwoliłam by łzy leciały z moich oczu. Nie zamierzałam powstrzymywać  się od płaczu.

PERSPEKTYWA LUIS'A

Kiedy wróciłem na dół, Kanako poinformowała mnie, że Larissa dziwnie się zachowuje. Dowiedziałem się, że  nagle uciekła i zamknęła się w łazience. Nie reagowała na prośby opuszczenia łazienki. Początkowo przejąłem się, że stało jej się coś złego, ponieważ nic się nie odzywała, ignorowała nas. I w dodatku w tak szybkim tempie uciekła z salonu, ale wtedy coś mi się przypomniało. W przeszłości, kiedy Larissa była jeszcze śmiertelniczką, miała miejsce podobna sytuacja. Również w pewnym momencie, gdzieś mi zniknęła. Odnalazłem ją dopiero po 10 minutach, zamkniętą w łazience. Słyszałem szloch, choć nie odzywała się, gdy prosiłem by otworzyła. A kiedy już udało mi się ją przekonać, aby do mnie wyszła i powiedziała mi z jakiego powodu zamknęła się w łazience. Doznałem szoku. Jednakże nie mogłem jej tego pokazać. Wystarczy, że ona była przerażona wizją przyszłości. W tamtym czasie przekonanie jej i zapewnienie, że wszystko będzie dobrze zajęło mi bardzo długo. Nie chciała wierzyć w moje słowa. Bała się jak wróci do domu. Obawiała się również jak zareagują mieszkańcy, wiedziała jak brutalni potrafią być, a przecież musiała bać się nie tylko o siebie. W końcu udało mi się ją przekonać, że zostanie ze mną, a ja zajmę się wszystkim. Zaopiekowałem się moją panikarą. I dopiero wtedy się uspokoiła oraz zaczęła myśleć racjonalnie, a raczej odpędziła od siebie strach związany z tym co będzie dalej. Obiecałem jej, że nie musi się martwić, ponieważ razem świetnie sobie poradzimy. 

Dlatego w momencie, kiedy Larissa zamknęła się w łazience, ja podejrzewałem już z jakiego to powodu. Jednakże chwilę szoku musiała przeżyć w samotności. Zanim odważy się mi powiedzieć.

-Luis - wyszeptała drżącym głosem

-Ja...ja... - jąkała się 

-Nie musisz nic mówić, wiem co chcesz powiedzieć - pocałowałem ją w głowę

-Czy my... - przerwałem jej zdanie

-Poradzimy sobie, pomogę ci, nie będziesz z tym sama - przytuliłem ją

-Cieszę się, że cię mam. Zawsze potrafisz mnie pocieszyć i wesprzeć - wysiliła się na uśmiech

-Dlatego mała, nie płacz już. Nie ma powodu by się smucić - otarłem jej łzy

-Masz rację, powinnam się raczej cieszyć. W końcu to dobra nowina - uśmiech ponownie zagościł na jej twarzy

-Tym razem po ślubie, a nie przed  - zaśmiała się

Uśmiechnąłem się, złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach i szepnąłem na ucho jak bardzo ja będę miał teraz przekichane, aż sobie współczuję. Po tych słowach od razu wrócił jej humor, ponieważ zaczęła się ze mną przekomarzać. 

Nie uważam, że to będzie dla mnie jakiś denerwujący okres w życiu, wręcz przeciwnie. A po za tym nie mógł bym zostawić tak Larissy. Mój obowiązek to wspierać ją i pomagać. Nie potrafiłbym zrzucić na nią całej odpowiedzialności. Ale akurat naprawdę sobie trochę współczuję. Pamiętam jak ciężko znosiła to wcześniej, więc już boję się jak będzie teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top