Rozdział 35 Zdążyć przed czasem


POZOSTAŁO 6 GODZIN DO POWROTU TAYLOR'A

Wróciliśmy do domu, a nasze życie wróciło do normy. Postanowiłam, że poinformuję mamę o moim ślubie i przy okazji przeproszę ją, że zrobiliśmy to w tajemnicy. Poszłam pożyć telefon od Luis'a, ponieważ moja komórka miała mały wypadek. Jaśniej mówiąc zgubiłam ją podczas jednej z walk. Miałam dużo czasu, żeby kupić sobie nową, ale nie miałam na to czasu i wypadło mi to z głowy.

Rozmawiałam z mamą prawie 30 minut. Nie była na mnie zła za moją decyzję. Wręcz przeciwnie, powiedziała mi, że dobrze postąpiłam i ona sama by tak zrobiła, gdyby znalazła się w mojej sytuacji. Cieszę się, że tak dobrze rozumiem się z mamą. Spytałam ją również czy wiadomo coś o tacie. Niestety moja mama nie wie, gdzie przebywa i jak można do niego dotrzeć. Nie ma nawet pewności czy jeszcze żyję. Dowiedziała się tylko, że Taylor jest w to zamieszany. Wspominała mi o tym, kiedy byłam u niej ostatnio. Mówiła, że to właśnie mój brat przyszedł po tatę i zabrał go. Jednakże teraz ma więcej informacji.  Okazało się, że to Taylor polecał tacie szemrane umowy z wampirami, a doskonale wiedział o jego problemie. Tak samo jak on polecił mu zawarcie umowy i obiecanie mnie potworowi bez duszy, żeby sam się mógł wykaraskać z kłopotów. Mój brat wydał wyrok na naszą rodzinę, przez niego mamy te wszystkie problemy. On jest ich przyczyną i on wie, gdzie jest tata oraz co z nim zrobił.

POZOSTAŁA GODZINA

PERSPEKTYWA LUIS'A

Coraz bardziej byłem pewny, że Taylor nie dotrzyma umowy. Jednak nagle rozległ się odgłos dzwonka do drzwi. Kiedy je otworzyłem ujrzałam swojego dawnego przyjaciela.

-Trzymaj - wręczył mi czarne pudełeczko

Otworzyłem je i ujrzałam moją zgubę. Dobrze się spisał, a więc daruję mu życie. Pieczęci nie zdejmę, lecz już się chyba oswoił z tą myślą.

-Wykonałem polecenia, więc co dalej? 

-Możesz odejść, ale nie myśl, że jesteś wolny

-Wiem, że nigdy mnie nie uwolnisz i moją wieczność spędza na niewolnictwie dla ciebie. Jednakże nie zapomniałem kto ofiarował mi nieśmiertelność, dlatego nie mogę być chciwy i zachować ją tylko dla siebie. Jeśli mnie wezwiesz, zjawię się gotowy ci służyć. Nie oczekuję, że będzie jak dawniej, ponieważ przekreśliłem swoje szanse, dlatego choć tak mogę ci się zrewanżować 

-Kiedyś byłem taki jak ty. Też odrzucałem każdą pomocną dłoń, aż w końcu zostałem sam. Wtedy zrozumiałem jak nierozsądnie postępowałem. Władza ułatwi ci drogę do sukcesu, zyskasz szacunek. Inni zaczną się ciebie bać, będziesz szczęśliwy, że stałeś się niepokonanym, ale to tylko złudne szczęście. Gdyż prawdziwego szczęścia nie zaznasz za pomocą władzy czy pieniędzy. Miałem wszystko, ale nie byłem szczęśliwy. Nie odrzuciłem pomocnej dłoni, kiedy po raz kolejny ktoś ją do mnie wyciągnął. A osobą, która odważyła się do mnie zbliżyć była Larissa

-Jest jeszcze dla mnie szansa? - zapytał z nadzieją

-Cały czas staram ci się to uświadomić, ale ty mnie nie słuchasz - przewróciłem  oczami

-Dzięki - posłał mi porozumiewawczy uśmiech

-A właśnie Luis, kontroluj swój gniew. Ponieważ zdarza ci się wtedy przypadkiem uaktywnić moją pieczęć - zaśmiał się nerwowo

-Postaram się, nie miałem pojęcia - zaśmiałem się

-Będę wdzięczny -uśmiechnął się i skinął lekko głową

Taylor już zbierał się do wyjścia, kiedy nagle nadeszła moja rozwścieczona żona.

PERSPEKTYWA LARISSY

-Taylor! Ty łajdaku! - uderzyłam go

-Uu...robi się  ciekawie - odezwał się ironicznie Luis

-Dostałem czego chciałem, miłej zabawy mała -  podrzucił małe, czarne pudełeczko, puścił mi oczko i udał się na górę

-Nie zdemolujcie mi za bardzo domu! - krzyknął na odchodne do nas

-Zasłużyłem sobie chociaż? - odezwał się zdenerwowany Taylor

-Zasłużyłeś i to bardzo! 

-Jesteś sprawcą wszystkich moich problemów oraz naszej rodziny. Dokąd zabrałeś ojca i co z nim zrobiłeś?!

-Musiał jakoś spłacić długi - wzruszył obojętnie ramionami

-Co zrobiłeś?! 

-Zabiłem - odpowiedział obojętnym głosem

Chciałam go ponownie uderzyć, ale złapał moją rękę.

-Najpierw pozbyłem się ciebie odsyłając do domu innego mężczyzny. Wiedziałem doskonale, że jedyną osobą, która mi przeszkodzi będziesz ty. Dlatego musiałem coś z tobą zrobić, a przecież nie miałem powodu by zabić moją małą siostrzyczkę - z udawaną troską przejechał dłonią po moim policzku

-Matka nie stanowiła dla mnie problemu, łatwo było ją unieszkodliwić. Ta kobieta od zawsze działała mi na nerwy. Uważała się za naszą matką, a nawet nią nie była. Myślała, że może mnie zmienić, zabawne. Zabrałem ojca z domu, wywiozłem za miasto i zabiłem. Jeśli chcesz go odwiedzić szukaj w lesie za miastem, lecz nie pamiętam, gdzie go zakopałem - uśmiechnął się szyderczo

-Zabiję cię, ja cię chronić chciałam przed Luis'em! O nie skończyło się. Nie on cię zabiję, a ja to zrobię. Jedną szuję mniej na świecie będzie - wyrwałam rękę z jego uścisku

Początkowo Taylor unikał moje ciosy, ale jednego nie zdążył uniknąć. Uderzyłam go kilka razy, a mężczyzna przygwoździł mnie do ściany. Szarpaliśmy się przez następne kilka minut, aż w końcu nie przerwał nam Luis.

-Dosyć tego! - krzyknął w naszym kierunku

-Puść ją! A ty odsuń się od niego! - chłopak puścił mnie, a ja szybko podeszłam do mojego męża


Jak zachowa się Luis?

Jednak dodaję wcześniej niż wieczorem :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top