Rozdział 46 Uważaj na siebie


Nowy York, rok 2000

Zgodnie z naszym planem odzyskaliśmy rządy. Wszystkie wampiry są mi podległe i nie mają prawa przeciwstawić się swemu panu. W razie takiego przypadku do akcji wkraczają moi przyjaciele. Według umowy ofiarowałem każdemu jego terytorium, które należy tylko do nich i żaden z nas nie ma prawa w to ingerować, nawet ja. Wdrążyłem ich również w moje interesy oraz pokazałem jak mogą zarabiać pieniądze, czyli w skrócie wciągnąłem ich w zlecenia. Jednakże chłopakom odpowiada taka brudna robota. Zakochali się w współczesności i teraz nie rozumieją jak mogli żyć w tamtych czasach. Szczerze powiedziawszy ja również nie rozumiem jak przeżyłem te wszystkie lata, które były okropne. Oczywiście nie wszystkie lata 20 czy 50 bardzo miło wspominam. Podobnie jak Barcelonę, którą odwiedziłem wieki lat temu. Nie ma miejsca na świecie, w którym bym nie był i go nie zwiedził. Nieśmiertelność pozwoliła mi zwiedzić cały świat. Zyskałem wolność, o której zawsze marzyłem.

-Luis wróciliśmy - zawołał Shinji, kiedy grupka przyjaciół przekroczyła próg domu.

-I jak? Nie zawiedliście?

-Nie, wszystko poszło zgodnie z planem - odpowiedział Masahiro.

-Nikt was nie widział? - dopytywałem

-Nie.

-Dowiedzieliście się czegoś?

-Nie za wiele. Nie chciał nam za dużo zdradzić, a ta jego kobieta o niczym nie wiedziała, więc ją puściliśmy, ale najpierw wymazaliśmy jej pamięć - do rozmowy wtrącił się Arata.

-Dobrze, zatem musimy inaczej dotrzeć do tych informacji. Będę miał jeszcze dzisiaj dla was zlecenie.

-Wyręczasz się nami? - zażartował Shinji.

-A jak trzyma się Taylor? - spytał czerwonowłosy chłopak.

-Nie najlepiej, nie mogę do niego dotrzeć. Nie wiem jak z nim rozmawiać. Ostatnia sytuacji go przerosła, ale to moja wina. Mogłem mu nie powierzać tego zadania - odwróciłem wzrok.

-Luis nie mogłeś wiedzieć, że tak się to skończy - Masahiro poklepał mnie po ramieniu.

-Mogłem. Taylor jest dość młody, gdy go znalazłem miał zaledwie 18 lat. Jako jedyny z nas źle znosi skutki wampiryzmu, ale już wiem jak postąpię. A teraz ruszajcie na zlecenie - przyjaciele zniknęli za drzwiami.

Za bardzo uważałem, że Taylor jest wystarczająco silny, aby wkroczyć w nas świat. Gdzieś po drodze przegapiłem, że to jeszcze dzieciak. W dodatku porzucony, bez dachu nad głową. Sam musiał poradzić sobie na ulicy, a wszyscy doskonale wiemy jak ulica wychowuje człowieka. Narobił sobie tylko kłopotów. Powinienem być mu bardziej jak brat, a mniej jak wymagający dorosły.

Zapukałem do drzwi od pokoju Taylora. Usłyszałem proszę, a więc wszedłem do środka.

-Chciałem z tobą porozmawiać - podszedłem do chłopaka, a on spojrzał na mnie tylko.

-Przepraszam, że zachowywałem się jak dupek, ale już zapewne odkryłeś, że nie mam najlepszego charakteru - zrobiłem krótką pauzę, a chłopak tylko cicho potwierdził moją wypowiedź.

-Opowiem ci pewną historię - usiadłem obok chłopaka.

-Kiedyś zapragnąłem władzy absolutnej, pogrążyłem się w mroku i uważałem, że to coś dobrego. Myślałem, że to jedyna droga jaką mogę stąpać. Poznałem śmiertelniczkę, był to wspaniały okres w moim życiu. Przyjąłem jej dłoń pomocną, niestety opuściła mnie. Wtedy na własne życzenie pogrążyłem się w mroku. Nie twierdzę, że to dobra droga, ale czasami jedyna słuszna, lecz jeśli masz przy swoim boku osoby, którym na tobie zależy, nie idź tą drogą. Taylor zrozum może nie jestem najlepszym przykładem do naśladowania, mam krew na rękach i jestem skończony dupkiem, ale zależy mi na tobie chłopaku, więc współpracuj ze mną - milczał.

-Zapomniałeś dodać narwany, impulsywny, bezczelny, arogancki, dumny... - przerwałem wypowiedź chłopaka.

-Egoistyczny oraz nadużywam przemocy - dokończyłem wypowiedź przyjaciela i westchnąłem. 

-Dobra zrozumiałem do czego zmierzasz - Taylor uśmiechnął się zwycięsko.

-Mam dla ciebie zadanie, które zarazem pozwoli żyć ci jak śmiertelnikowi oraz będziesz bezpieczny - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

-Dziewczyna z mojej historii nazywa się Larissa, mieszka w Nowym Yorku. Dowiedziałem się o tym przypadkiem, od kilkunastu już wieków dbam o jej bezpieczeństwo, choć ona o tym nie wie. Chciałbym cię prosić przyjacielu, abyś wkupił się w jej łaski.

-Jak miałbym to zrobić?

-Nie chciałbyś mieć siostry? - zaśmiałem się klepiąc go po ramieniu.

Opowiedziałem Taylor'owi o moim pomyśle, a chłopak chętnie się zgodził. Uznał, że jest mi winien przysługę za tyle lat ochrony i opieki nad nim. Oczywiście jak tak tego nie widziałem jak spłatę długu, ale mój przyjaciel najwidoczniej tak. W każdym razie chciał pomóc i chętnie się zgodził. Nie tylko, dlatego umieściłem Taylora w domu Larissy, żeby ją chronić. Przede wszystkim chciałem chronić jego. Wampiry, które go ścigają podchodzą coraz bliżej do mojego domu. Co prawda nie przekroczą progu, ponieważ wiedząc kto tutaj mieszka. Trzymają się na bezpieczną odległość, ale jednak krążą w okół domu.

Zależy mi na tym chłopaku, wiele dla niego poświęciłem i dużo mu ofiarowałem. Jest dla mnie jak młodszy brat, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że widzę w nim siebie, tylko trochę młodszego. Możliwe, że właśnie z tego powodu chcę mu pomóc. Ofiarować mu pomocną dłoń i pokazać inną drogę. Sprawić by nie musiał być taki jak ja, ale odnoszę wrażenie, że dla niego niestety jest już za późno, podobnie jak dla mnie.

Kazałem mu chronić dziewczynę i nie ściągać na nią kłopotów, ani na siebie. Bo ciężko z nim będzie, jeśli dojdą mnie słuchy o problemach wywołanych przez Taylor'a.

Boję się tylko, że mogę przez to stracić mojego przyjaciela. Wiem, że się ode mnie dobrowolnie nie odwróci. Zbyt dużo mi zawdzięcza, ale obawiam się, że któregoś dnia po prostu zniknie i tyle go widzieli. Jednakże odszukam go i to mogę mu obiecać. 

Taylor nie musi już bać się samotności, ani odtrącenia. Zawsze będę po jego stronie, nie ważne w jakie tarapaty popadnie i w co się wplącze. Znajdę wtedy rozwiązanie na jego kłopotliwe sytuację i udowodnię mu jak wielki błąd popełnił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top