Rozdział 40 Zakazane dziecko


PERSPEKTYWA LARISSY

Mój ukochany martwi się, że mogą najść nas wampiry, które spróbują odważyć się porwać dziecko. Dlatego bardzo ciężko było mi go wygonić na polowanie. Oczywistym jest, że przy Luis'ie czuję się bezpieczniej, ale jeśli on się nie pożywi i tak nie będzie w stanie nas ochronić. 

Dochodziło godzina 3 w nocy, usłyszałam płacz Valentina dochodzący z jego pokoju. Od razu udałam się na wyższe piętro sprawdzić jak ma się dziecko. Maluch obudził się i nie chciał ponownie zasnąć, wzięłam go na ręce i zeszłam z nim na dół do salonu. Stanęłam przy oknie kołysząc delikatnie synka, aby zachęcić go do snu. Przy okazji wypatrywałam czy może mój ukochany wraca już do domu. 

Obserwując las zauważyłam coś. Myślałam, że to tylko wyobraźnia płata mi figle i przewidziało mi się. Ale kiedy ponownie ujrzałam przemykając się między drzewami postać, zastanowiłam się przez moment. Przypomniały mi się historie, które opowiadał mi Luis o chodzących nocą. Nie wiedzieć czemu, ale właśnie pomyślałam sobie, że przyszli po Valentina.

Niestety nie pomyliłam się.

Usłyszałam dziwne hałasy na dworze, po chwili podejrzane odgłosy przeniosły się do naszych drzwi wejściowych. Przestraszona uciekłam na górę, położyłam małego do łóżeczka i modliłam się, aby tylko nie zapłakał. Natomiast ja sama postanowiłam sprawdzić pochodzenie odgłosów. Zabrałam z sypialni sztylet, który zostawił dla mnie Luis. Chciałam zejść na dół i sprawdzić do kogo należą te odgłosy, ale było już za późno.

Obcy byli w domu.

Wróciłam do pokoju Valentina. Zawinęłam go w kocyk i chciałam wynieść z domu, gdy tylko włamywacze udadzą się w głąb domu. Najciszej jak się dało upuściłam z synem jego pokoik. Wychyliłam się przez delikatnie przez barierkę schodów. Drzwi wejściowe były otwarte oraz nie pilnowane. Nie widziałam nigdzie w pobliżu zamaskowanych mężczyzn. 

Postanowiłam zaryzykować dla dobra synka.

Kierowałam się powoli w stronę wyjścia. W myślach błagałam, żeby Valentin nie zapłakał. Zakrywałam lekko dłonią buźkę malucha, aby mieć pewność, że uda nam się wydostać z domu po cichu.

Prawie udało nam się wydostać. Niestety zawiodłam. Już tylko milimetry dzieliły nas od wolności. Przed samym wyjściem upadłam na kolana. Byłam bardzo słaba, ponieważ kilka dni temu moja rana po porodzie otworzyła się. Od trzech dni boli mnie podbrzusze, a rana krwawi co jakiś czas. 

Przed oczami robiło mi się coraz ciemniej. Mimo wszystko dalej próbowałam iść w stronę wyjścia. Lecz upadłam po raz kolejny, kiedy przyklęknęłam moja ręka zsunęła się z ust malucha, a on wtedy zapłakał. Staram się ratować sytuację i uspokajać syna, ale nie dało rady. Chciałam się podnieść i uciekać, lecz w tym momencie stanął przede mną jeden z zamaskowany mężczyzn.

Zabrał mojego syna. Dołączyła do niego dwójka pozostałych mężczyzn. Jednego zawołał do siebie, a drugiemu rozkazał mnie trzymać i nie pozwolić uciec. 

-Śmiertelniczka nie ma prawa kochać wampira - przemówił do mnie mężczyzna, który odebrał mi syna.

Wyciągnął zza pleców sztylet. Wiedziałam już co chce zrobić. Starałam się uwolnić z uścisku mężczyzny, chciałam ratować swojego syna, ale mężczyzna był dużo silniejszy. Im bardziej się szarpałam tym bardziej zaciskał swój uścisk. Jedyne co teraz mogłam zrobić to siedzieć bezczynnie na podłodze i przyglądać się jak mój syn ginie. Mężczyzna, który kucał za moimi plecami złapał mnie za podbródek i siłą skierował moją głowę w stronę przykrego widoku. Nie mogłam odkręcić nawet głowy w innym kierunku. Zostałam zmuszona do patrzenia, a moje serce pękło. 

Odebrali mi syna. Srebrny sztylet przebił serce Valentina. Mężczyzna wypuścił z rąk mojego syna jak lalkę, która upadła bezwładnie na ziemię. W zaskakująco szybkim tempie opuścili dom. Jednakże opuszczając dom powiedzieli mi, że jestem winna jego śmierci, a mnie nie zabiją, ponieważ sama to uczynię.

Ostatkiem sił doczołgałam się do synka. Wzięłam jego martwe już ciało w objęcia i rozpłakałam się.

PERSPEKTYWA LUIS'A

Niechętnie udałem się na polowanie. Moja ukochana miała rację, jeśli chcę mieć siłę muszę się pożywiać. Było już po 3 w nocy, kiedy wracałem już do domu, ale coś mnie zaniepokoiło. Od kiedy tylko wyszedłem z domu o północy wyczuwam podejrzaną obecność. Nawet kilka razy przemknęło mi przed oczami kilku podejrzanych wampirów. Wiedziałem już co się święci, gdy około godziny 3 w nocy natrafiałem na tyle podejrzanych sytuacji. Popędziłem najszybciej jak potrafię w stronę domu, ale nijako, że nie zdążyłem odzyskać całej mojej energii do domu dotarłem po godzinie 3. 

Było już za późno.

Drzwi otwarte. W domu panował bałagan, ślady walki. A w holu na podłodze siedzi Larissa cała we łzach, przytulając nasze martwe dziecko. Nie wiedziałem jak zareagować, gdy zobaczyłem ten widok. 

Zamarłem.

Podszedłem do ukochanej. Ukucnąłem przy niej i chyba nawet uroniłem jedną łzę na widok mojego nie żyjącego już syna. Larissa przepraszała mnie, że była zbyt słaba, aby ochronić Valentina. Objąłem ją ukrywając jej łzy przed światem i obiecałem, że nie odpuszczę dopóki te wampiry nie stracą głowy. Widocznie tych słów potrzebowała, ponieważ przestała płakać, otarła łzy i spojrzała na mnie.

-Przepraszam, że nie zdążyłem na czas - spuściłem wzrok, nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.

-Ja przepraszam, że jestem taka słaba - nasze spojrzenia skrzyżowały się.

-Ufasz mi? - przytaknęła

Zniknąłem na chwilę i po 10 minutach wróciłem do Larissy.

-Wypij to - podałem jej kielich z tajemniczą zawartością, a kobieta posłusznie wykonała moje polecenie i wypiła do dna.

PERSPEKTYWA LARISSY

Luis dał mi coś do wypicia i obiecał, że po tym poczuje się lepiej. Kiedy wypiłam napój czułam, że robię się śpiąca. Poczułam jeszcze jak bierze mnie na ręce i gdzieś niesie. Nie do końca wiedziałam co się dzieję. Odnosiłam wrażenie, jakby traciła świadomość, nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Byłam teraz zdana tylko i wyłącznie na Luis'a.

Obudziłam się na drugi dzień. Ukochany nie chciał zdradzić co mi podał. Powiedział mi tylko, że to było dla mojego dobra, ponieważ musiał pochować naszego synka, a nie chciałbym przy tym była bo serce by mi pękło jeszcze bardziej.

Jestem mu wdzięczna, gdyby nie Luis już dawno bym się poddała. On zachowuje zimną krew i mną steruje w tych ciężkich chwilach. Tylko dzięki niemu jakoś funkcjonuję. 

Każdego dnia rano podoje mi tajemniczy napój, a ja posłusznie je piję.

Moje serce dobrze wybrało. 

Nie popełniłam błędu ryzykując całym życiem z powodu miłości do Luis'a.

Dla niego warto znosić wszystkie złe rzeczy.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top