Rozdział 3 Ucieczka


Siedzę zamknięty w piwnicy już od dobrych 3 dni. Choć odnoszę wrażenie, że minęło dużo więcej czasu. Usłyszałem dźwięk otwieranego zamka, myślałem, że to kolejni strażnicy, którzy na rozkaz mojego ojca ponownie mają odnowić moją karę. Ale na szczęście to nie oni. Widok tej osoby od razu ukoił moją duszę. Była to Kanako, przyszła mi z pomocą.

-Paniczu, wszystko w porządku? - natychmiast do mnie podbiegła.

-Tak, a ty co tutaj robisz? Przecież nie wolno tu nikomu wchodzić - pomagała mi podnieść się.

-Przekonałam twojego ojca, abym mogła ci chociaż opatrzeć rany - oparłem się o ścianę.

-Podsłuchałam rozmowę twojego ojca ze strażnikami. Mają odwiedzić cię wieczorem, aby przypomnieć ci jak kończy się nieposłuszeństwo. Wiem, że nie masz siły i ledwo możesz poruszyć ręką, a co powiesz na ostatni wysiłek z twojej strony?

-Co masz na myśli?

-Dasz radę pokonać chociaż jednego? - wsunęła mi nóż do ręki.

-Załatwię pomoc, uwolnimy cię z tego domu. Nie będziesz musiał więcej znosić poniżania z czyjejkolwiek strony - udawała, że opatruje mi rany, aby nikt z pilnujących nie dostrzegł intrygi.

-Postaram się dać radę - schowałem nóż za plecy.

-W takim razie do wieczora paniczu. Serce mi się łamię, kiedy widzę cię w takim stanie i muszę tutaj zostawić, ale już niedługo mój drogi - puściła mi oczko i opuściła pomieszczenie.

Nadszedł wieczór

Zgodnie ze słowami Kanako pod wieczór zjawiła się dwójka mężczyzn. Stanęli nade mną i z pogardą wpatrywali się w moją osobę.

-Przykre, że panicz i dał się doprowadzić do takiego stanu - przemówił jeden z nich.

-Powinniście być z siebie dumni, w końcu za waszą sprawą tak wyglądam - odrzekłem ironicznie.

-Masz rację, nawet nie wiem jak dużą satysfakcję daje obicie mordy komuś kto ma sprawować nad tobą władzę - wtrącił się drugi z mężczyzn.

-Wybacz paniczu, ale musimy zrobić to znów - zaśmiał się i zbliżył do mnie.

-Niestety będę zmuszony pokrzyżować dziś wasze plany .

W tym momencie mężczyzna chciał mnie zaatakować, lecz udało mi się odeprzeć jego atak. Drugi napastnik chciał mu pomóc, ale nagle zjawił się jakiś zamaskowany mężczyzna, który w jednej chwili skręcił kark napastnikowi.

-Zabij! Celuj w serce - krzyknął w moją stronę.

Zabiłem, to był pierwszy raz, kiedy splamiłem ręce krwią. Ojciec oczywiście zatuszował całą sprawę, ale to zdarzenie spowodowało, że nie bałem się już zabić. Od teraz była to dla mnie łatwizna. Dziwne, ale w momencie, kiedy ten mężczyzna padł przede mną zakrwawiony, nie miałem żadnych wyrzutów sumienia. Byłem zupełnie obojętny na ten widok, nie towarzyszyły mi wtedy żadne uczucia. 

Powoli stawałem się potworem, ale nie zauważyłem tego wcześniej. Jednakże prawdziwym potworem stałem się dopiero w wieku 28 lat, lecz do tej części historii zdążymy dość.

Uciekłem. 

Po raz pierwszy opuściłem mury pałacu na tak długo. 

Moje zniknięcie spowodowało nie małe zamieszanie w domu, ale ojciec udawał przed ludźmi, że wszystko jest w porządku, a syn po prostu niedomaga. Gdyż zmaga się prawdopodobnie z jakąś chorobą. Cóż każda wymówka jest dobra, aby ukryć swoją niekompetencje i nie przyznać się do błędu. Przecież w końcu uciekłem z powodu ojca. Miałem dość tyranii, pragnąłem tylko wolności. 

Jeśli chodzi o moje życie w pałacu to każdy jest tam lepiej traktowany niż ja. Trochę to przykre, ponieważ mam objąć rządy, a odnoszą się do mnie jak do śmiecia. Zresztą rozpędziłem się z tym moim żywotem w pałacu. Gdyż głównie polega to na leczeniu ran i słuchaniu niedorzecznych lekcji o tym jak stać się bestią w ludzkim ciele. I tak wygląda każdy mój dzień, czasem dostaje 10 minut na zjedzenie posiłku, lecz zazwyczaj nawet na niego nie zasługuję, więc mój dzień kończy się dogorywaniem w kałuży krwi. 

Nie pamiętam zresztą, kiedy ostatnio spoglądałem do lustra. Lecz na pewno bardzo dawno, nie mogę sam sobie spojrzeć w oczy. Gdy widzę te wszystkie rany, blizny czy siniaki, jestem wściekły na siebie. Nie potrafię się przeciwstawić, a jeśli już to zrobię i tak mi się nie udaję i kończę w tej przeklętej piwnicy. Prosiłem już nawet Kanako, aby nie odwiedzała mnie w takim stanie, ale oni nigdy nie słucha. Zawsze zostaję wtedy zrugany oraz powtarza mi, że nigdy nie mogłaby mnie zostawić w takiej sytuacji. 

-Paniczu, zamieszkasz u mojej przyjaciółki w miasteczku .

-Musimy mu szybko opatrzeć rany zanim straci jeszcze więcej krwi i straci przytomność.

Nie byłem do końca świadom zaistniałem sytuacji. Pamiętam, że obudziłem się w jakimś domu oraz pamiętam słowa dziewczyny.

-Tutaj będzie bezpieczny. Jest w okropnym stanie, ale pomożemy mu. A teraz idź już zanim ktoś was tutaj złapie.

Po tym straciłem ponownie przytomność.

Jednakże udało mi się, uciekłem. 

Lecz na jak długo?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top