Rozdział 28 Coś się kończy, by coś się zaczęło...


Nigdy nie czułem się tak przytłoczony dopóki nie wprowadziły się do mnie trzy siostry. Już wiem, dlaczego nigdy nie chciałem zamieszkać z żadną kobietą. Po prostu zwariować można przy nich . Ciągle są blisko mnie, nie mam ani chwili odpoczynku dla siebie. Chyba, że wymknę się nocą, kiedy one śpią. Kiedy spędzam czas z jedną, pozostałe dwie się oburzają, a gdy spędzam czas z nimi wszystkimi, również się oburzają, że nie spędzam czasu z każdą z osobna. 

Niestety nie sklonuję się. Owszem było mi na rękę mieć przy swoimi boku trzy śmiertelniczki, lecz chyba się rozmyśliłem. Te młode damy jak najszybciej muszą opuścić mój dom.

Dochodziła godzina 23, a więc postanowiłem jak co noc, wymknąć się niepostrzeżenie z domu. Jednakże w ostatniej chwili, gdy miałem już wychodzić zatrzymała mnie Rosalie.

-Luis, znowu się wymykasz? - spytała zaspanym głosem, przecierając przy tym oczy.

-Wracaj do łóżka - złapałem za klamkę. W tym momencie dziewczyna złapała mnie za rękę.

-Wiem, że wymykasz się co noc. Moje siostry nie wiedzą, lecz ciekawi mnie dokąd się udajesz - wpatrywała się z uwagą w moją osobę.

-Skoro tylko ty o tym wiesz, zachowajmy to w sekrecie - objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie, dziewczyna odwzajemniła mój gest uśmiechem.

-Zgoda, moja najdroższa? - z zadziornym uśmiechem, przejechałem delikatnie palcem po ustach dziewczyny. 

-Zgoda - zarumieniła się.

-Mówiłem ci już, że jesteś moją ulubioną z sióstr - złączyłem nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.

Po kilku minutach wypuściłem dziewczynę z moich objęć. 

-Zmykaj do łóżka, a nasza rozmowa pozostaje w sekrecie - puściłem jej oczko, po czym zniknąłem za drzwiami.

Postanowiłem udać się na spacer po okolicy, a dokładniej po pobliskim lesie. Lubię spacerować tam nocą, gdy nie słychać w pobliżu mnie żadnej żywej duszy. Zatrzymuję się wtedy na małej polanie po środku lasu. Spoglądam na rozgwieżdżone niebo, na którym króluje srebrzysty księżyc podczas pełni. Wtedy odrywam swój wzrok od gwiazd i skupiam go na srebrnym globie. Zastanawiam się wtedy nad swoim dalszym istnieniem i jak będzie wyglądać dalsza przyszłość. Co dokładnie przygotuje dla mnie los, jest wielką niewiadomą. Lecz nigdy nie zaszkodzi puścić wodze wyobraźni.

Dziś również wybrałem się na tą polanę. Wpatrywałem się w księżyc i rozmyślałem, gdy nagle doszły do moich uszu zastanawiające dźwięki z głębi lasu. Początkowo nie zwracałem uwagi na odgłosy, gdyż myślę, że to zwierzęta. W końcu nie jedno zwierzę spotkałem podczas swojej nocnej wędrówki. Dlatego byłem już przyzwyczajony do leśnych hałasów. Lecz tym razem były to zupełnie inne odgłosy, niż te które wydają zwierzęta. 

Słyszałem łamiące się gałęzie pod stopami, przyśpieszony oddech oraz szybsze picie serca. Wszystko wskazywało na to, że ktoś przed kimś ucieka. 

Zastanowiło mnie to. 

Odwróciłem się w stronę lasu i uważnie przyglądałem, starając się coś dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Jednakże nic nie widziałem, za to natomiast słyszałem. Ktoś biegł w moim kierunku, był coraz bliżej. Kroki były coraz głośniejsze, a ja wyraźniej słyszałem bicie serce. Wiedziałem już, że coś albo ktoś goni śmiertelnika. 

Miałem nawet pewne podejrzenia, ale to nie bardzo trzymało się garści. Ponieważ doskonale pamiętam z kim miałem styczność, a z kim nie. Zresztą ja mojej krwi nie oferuję byle komu.

Nagle w oddali z lasu wyłoniła się jakaś drobna postać. Za nią biegły dwie inne postaci. Po sylwetkach mogłem dostrzec, że dwójka mężczyzn goni jakąś kobietę. 

Dziewczyna biegła przed siebie nie zważając na inne niebezpieczeństwo. W pewnym momencie zatrzymała się przede mną jak wryta. Uniosła nie pewnie głowę by lepiej mi się przyjrzeć, lecz gdy dostrzegła moje szkarłatne tęczówki, szybko odwróciła wzrok. Jednakże co jakiś czas zerkała na mnie kątem oka z zaciekawieniem. Nie wyczuwałem jej strachu, wręcz przeciwnie. Widziałem jaką ulgę odczuła, gdy na mnie wpadła.

Mężczyźni również się zatrzymali. Stali za plecami dziewczyny, lecz ona jeszcze ich nie dostrzegła.

-Zgubiłaś się, prawda? Pozwól, że cię odprowadzę - odezwałem się do niej.

-Nie prawda, nie zgubiłam się. Dziękuję za pomoc, ale niestety muszę odmówić - odrzekła oschłym tonem.

-W takim razie odwróć się - wskazałem wzrokiem na mężczyzn na jej plecami.

Młoda dama wzdrygnęła się lekko na ich widok, po czym przełknęła głośno ślinę.

-Skoro nie chcesz by on cię odprowadził, pozwól że my to zrobimy - jeden z oprawców posłał dziewczynie złowrogi uśmiech.

-Pomyślny. Mam do wyboru pozostanie z dwójką wampirów, którzy gonili mnie przez dobre 20 minut i posłużyć im jako przekąska. Albo udać się z podejrzanym czerwonookim wampirem w nieznanym mi kierunku - zamyśliła się na chwilę.

-Po namyśle z dwojga złego lepszy jeden wampir niż dwa - dziewczyna zaśmiała się nerwowo, po czym klepnęła mnie w ramię, uśmiechając się przy tym nie pewnie. 

Oprawcy potulnie wycofali się. Najwidoczniej rozpoznali mnie. Natomiast młoda kobieta udała się ze mną.

,,Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top