Rozdział 27 Rozłąka bywa bolesna
Dwa tygodnie później
Trzy siostry nadal u mnie mieszkają. Początkowo było mi to na rękę, a z czasem coraz bardziej mi się narzucają, a szczerze powiedziawszy nie przepadam za takim zachowaniem.
Pierwotnie ich towarzystwo było mi na rękę, ponieważ dzięki nim dowiadywałem się najświeższych wieści z miasteczka. Ponoć mieszkańcy szukają trzech zaginionych dziewcząt. Krążą również plotki o wampirze, który nocą nawiedza pobliskie wioski. Co jest oczywiście w połowie kłamstwem. Gdyż nie muszę chodzić na polowania nocą, przecież w końcu mam w swoim domu trzy niewiasty, które regularnie dostarczają mi krwi za okazanie im trochę zainteresowania. Szczerze mówiąc mi taki układ bardzo pasuje. Jednakże nie mogę cały czas ukrywać ich w swoim domu. Prędzej czy później mieszkańcy dowiedzą się prawdy, a wtedy tylko potwierdzi się, że w ich wiosce mieszka nocny demon z legend.
Co prawda jestem niepokonany, a śmiertelnicy nie stanowią dla mnie zagrożenia. Lecz po co mam narażać siebie na odkrycie prawdy oraz wiem, że Kanako cierpi przeze mnie. Od kilku dni unika mojej osoby, nie odzywa się, snuję się po domu. Od kiedy ją odszukałem to nie jest ta sama osoba. Zmieniła się, a ja nie wiem co spowodowało tą zmianę. Pragnę poznać prawdę, ale gdy tylko staram się z nią porozmawiać ona mnie zbywa. Spróbuję po raz ostatni, a jeśli to się nie uda, nie wiem co pocznę.
Udałem się na wyższe piętro do pokoju mojej towarzyszki. Zapukałem do drzwi, a po chwili usłyszałem ciche ,,proszę"
Wszedłem do pokoju, zastałem zamyśloną dziewczynę wypatrującą przez okno.
-Chciałem z tobą porozmawiać - odezwałem się jako pierwszy.
-Wiem nawet o czym chciałeś panie porozmawiać - odparła półszeptem.
-A więc opowiesz mi co cię dręczy? - zbliżyłem się do niej.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i podeszła bliżej.
-Paniczu, ja dłużej tak nie mogę - spuściła głowę.
-Chcesz odejść? - zadałem krótkie pytanie, na które dziewczyna tylko lekko skinęła głową.
-Panie, wiesz że zawsze będę trwać u twego boku i cię wspierać. Nawet jeśli twoje decyzje nie zawsze są słuszne. Jednakże nie mogę dłużej patrzeć jak pogrążasz się w mroku. Pragnę ci pomóc, ale ty odtrącasz moją pomocną dłoń. Paniczu, od kiedy się urodziłeś byłeś dla mnie najważniejszą osobą, gdy byłeś mały traktowałam cię jak członka swojej rodziny. Gdy dorosłeś traktowałam cię jak swojego młodszego brata. Kocham cię całym swoim sercem, lecz gdy widzę jak postępujesz serce mi się kraje. Mam do siebie żal, że nie jestem w stanie ci pomóc. Przyglądam się biernie jak mój pan z każdym dniem coraz bardziej pogrąża się w ciemności. To dla mnie zbyt wiele. Zawsze wspierałam cię całym swoim sercem, chowałam przed okrucieństwem wymierzonym w twą osobę, ukrywałam twoje łzy, ale więcej nie jestem w stanie znieść. Nie zasługuję by trwać u twojego boku, nie zasługuję by ci służyć, a przede wszystkim nie chcę byś musiał być za mnie odpowiedzialny - oczy dziewczyny zaszkliły się.
-Kocham cię jak swojego syna. Jak brata, którego nigdy nie miałam, dlatego tak bardzo boli mnie twoje postępowanie - po policzku Kanako spłynęła jedna, pojedyncza łza.
-Wybacz, że cię zawodzę, lecz inaczej nie potrafię. Nigdy nie chciałem być takim potworem jak mój ojciec, a mimo wszystko nim się stałem - otarłem łzę dziewczyny.
-To nie twoja wina panie. Życie cię takim uczyniło - położyła dłoń na moim policzku.
-Wiedz, że zawsze będę cię wspierać. A kiedy będziesz gotowy przyjąć pomoc, odszukaj mnie - posłała mi serdeczny uśmiech.
Tak właśnie po raz ostatni widziałem Kanako. Odeszła. Nie zamierzałem jej powstrzymywać, zdawałem sobie sprawę jak bolesne dla niej jest patrzenie na mnie w tej sytuacji. Niestety nie uważam, aby pomoc była mi potrzebna. Od momentu wyłączenia swoich emocji, nie odczuwam żalu, nie posiadam wyrzutów sumienia, a uczucia innych przestały się dla mnie liczyć.
Kiedyś zapierałem się, że nigdy nie będę taki jak mój ojciec. Między innymi, dlatego opuściłem mój kraj. Zrzekłem się bycia głową rodziny oraz przywódcą klanu Kei. Co prawda przeznaczenia nigdy się nie wyprę. Moje blizny zawsze będą mi przypominać o tym co przeżyłem i kim powinienem się stać.
Lecz czy takiego życia pragnąłem? Oczywiście, że nie. Marzyłem o wolności, poznaniu pierwszej miłości, a przede wszystkim o sprawiedliwości. Nijako nic nie zrobiłem w tym kierunku. Pogrążyłem się w ciemności, z której nie ma już ucieczki. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że podoba mi się takie życie oraz nie zamierzam zmieniać mojej ścieżki życiowej. Zaklęcie Bastet dało mi wiele możliwości. Stałem się kimś o czym inny ludzie mogą tylko marzyć.
Czy kiedyś stanie się cud, że potwór opuści swój mrok?
Wątpię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top