Rozdział 21 Wędrówka
Księżyc rozpoczął wieczorny spacer po niebie, a my potajemnie wymknęliśmy się z domu. Przed opuszczeniem naszej kryjówki ostrzegałem Kumiko, aby trzymała się blisko mnie. Nie posłuchała. Zrobiliśmy zaledwie kilka kroków, a moja towarzyska zaginęła bez śladu. Jednakże wiedziałem, gdzie mam jej szukać. Wyczuwałem znajomy zapach, kierowałem się za śladami dziewczyny. Byłem już niedaleko, usłyszałem cichy krzyk. Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem jak dwójka mężczyzn próbuje uprowadzić moją kobietę.
Oprawy zorientowali się, że są śledzeni. Szybko odwrócili się w moim kierunku. Wyłoniłem się zza drzew, wolnym krokiem podążałem w ich stronę. Kiedy ujrzeli moje nietypowe oczy, dostrzegłem ich przerażenie, wyczuwałem strach, który tak bardzo starali się przede mną ukryć.
-Jesteś tym, który mieszka w opuszczonym domu w lesie - wydukał jeden z mężczyzn.
-Nie mówiłem ci, że masz się nie oddalać? - spojrzałem z politowaniem na moją żonę.
-Ona należy do ciebie? - wyjąkał drugi z porywaczy.
-W końcu zrozumieliście, jaki błąd popełniliście odważając się ją porwać? - zgromiłem ich spojrzeniem
Szybko znalazłem się obok oprawców. Wykręciłem ręki mężczyźnie, który trzymał Kumiko, aby ułatwić dziewczynie drogę ucieczki. Między czasie drugi z nich zaatakował mnie od tyłu, zostałem uderzony w tył głowy Mężczyznę, którego trzymałem odepchnąłem, upadając zranił się w głowę, po czym stracił przytomność. Drugiego mężczyznę uderzyłem, powodując tym u niego jeszcze większy strach. Oprawca mocno krwawił, wiedział że nie ma szans. Uciekł daleko zostawiając swojego towarzysza.
Natomiast ja podszedłem do ukochanej i wziąłem ją w objęcia.
-Masz mi więcej tak nie robić - skarciłem ją spojrzeniem.
-Przyrzekam - odrzekł drżącym głosem.
-Szukałbym cię tak długo, aż bym odnalazł - złożyłem pocałunek na jej czole.
-Dziękuję - uśmiechnęła się delikatnie.
Kumiko przytuliła się do mnie, a więc objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy kontynuować nasze poszukiwania.
-Luis, mogę cię o coś zapytać? - spojrzała na mnie niepewnie.
Przytaknąłem.
-Rozumiem, dlaczego nienawidzisz swojego życia, opuściłeś kraj, zmieniłeś imię. Rozumiem, dlaczego zdecydowałeś się na zaklęcie oraz czemu przelałeś krew ojca. Rozumiem to wszystko, ale nie rozumiem, dlaczego pokutujesz za grzechy innych?
-Ponieważ, po części przyczyniłem się do tego. Widzisz moja droga, nie ma ludzi bez winy, tylko dobrze się maskują.
Przez ponad godzinę krążyliśmy po lesie, zanim udało nam się z niego wyjść. Powoli zbliżaliśmy się do granicy kraju. Jesteśmy coraz bliżej odnalezienia Kanako oraz Araty. Mówiliśmy im wcześniej, gdzie się udajemy, mieli do nas dołączyć, ale może coś się przytrafiło. A jeśli rzeczy idą w naszą stronę, spotkamy się gdzieś po drodze.
Zrobiliśmy krótki postój, ponieważ Kumiko nie miała już siły. Była zmęczona oraz było jej zimno. Dziewczyna usiadła na pniu drzewa i starała się unormować swój oddech. Trzęsła się z nimi, a więc zdjąłem swoją kurtkę i zarzuciłem jej na ramiona. Sam również usiadłem obok niej, aby jeszcze ją objąć.
-Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. Ale tobie nie będzie zimno?
-Od kiedy się zmieniłem, nie odczuwam zimna
-Nie powinienem zmuszać cię do tak długiej wędrówki. W dodatku o tej porze, gdy noce są najzimniejsze - objąłem ją.
-W porządku, musiałeś to zrobić - uśmiechnęła się.
-Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?
Zgodziłem się.
-Czy jak się zestarzeję też będziesz się tak o mnie troszczył i kochał? - dziewczyna spoważniała
-Skąd ci przyszło do głowy takie niedorzeczne pytanie? - lekko się oburzyłem
-Nie starzejesz się, a ja owszem. W czasie, kiedy ty dalej będziesz młody i przystojny, ja... - przerwała swoją wypowiedź.
-Głuptasie to nie ma znaczenia. Dalej będziesz piękna, a ja będę cię kochał i troszczył się o mój skarb - pocałowałem ukochaną w głowę.
-Cieszę się, że mogłam cię wtedy poznać - jej twarz momentalnie rozpromieniła się.
Widziałem, że Kumiko nie ma siły dalej iść, dlatego przykucnąłem przed nią i kazałem jej wskoczyć mi na barana. Podniosłem się, dziewczyna objęła mnie za szyję, przytuliła się i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Powoli zaczynało świtać, ale na szczęście udało nam się przekroczyć granicę. Po półtorej godzinie słońce obudziło się do życia. Przyznam, że ciężkie te był dla mnie chwile, lecz musieliśmy iść dalej. Jednakże ciężko podróżuję się w dzień. Światło wypalało mi oczy, a mieszkańcy wiosek zwracali na nas szczególną uwagę. Dziewczyna spała, a więc nie chciałem jej budzić i po prostu maszerowałem dalej.
-Będę twoimi oczami - delikatna dłoń dziewczyny zasłoniła moje oczy.
W ten sposób przemierzaliśmy kraje. Za dnia Kumiko stawała się moimi oczami. Zakrywała mi oczy bądź przewiązywała chustą, aby najmniejsze promienie słoneczne nie miały styczności z moimi tęczówkami. Często w takich chwilach łapała mnie za rękę i prowadziła przez świat. Ja zaś nocą stawałem się jej stróżem.
Oboje byliśmy sobie stróżami, lecz o różnych porach dnia.
Pewnego kolejnego dnia wędrówki, Kumiko ponownie musiała być moim zmysłem. Właśnie przemierzyliśmy kolejne miasteczko, gdy nagle dziewczyna zatrzymała się. Nie wiedziałem co się dzieję, a moja towarzyska niczego mi nie zdradzała.
Po chwili, jednak dowiedziałem się komu zawdzięczamy nasz postój...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top