Rozdział 2 Nadzieja matką głupich
14 lat później
Liczyłem, że jak skończę 20 lat coś się zmieni, ale byłem w błędzie. Wręcz się pogorszyło. Im starszy byłem tym gorzej traktowany. Czekam tylko, aż skończę 25 lat. Co prawda teraz bardziej mogę się buntować, gdyż jestem starszy. Jako dziecko nie mogłem dużo zdziałać
Moja matka ani razu nie zainterweniowała przez cały ten czas, więc po prostu się od niej odsunąłem. Nie potrzebuje matki tylko z nazwy, a z prawdziwego zdarzenia. Jednakże przywykłem już do faktu, że jestem sam.
Przede mną kolejna niedorzeczna lekcja o tym jak stać się dobry przywódcą. Choć raczej powiedziałbym tyranem. Nie zamierzam być taki jak mój ojciec. Zrobię wszystko, aby stać się innym człowiekiem.
Planowałem kiedyś ucieczkę, ale bałem się, że ktoś inny może ponieść konsekwencje moich czynów. Lecz teraz tylko ja będę odpowiedzialny, wiem że bardzo dużo tym ryzykuję. Jednakże to moje jedyne wyjście. Przy okazji może uda mi się zrealizować mój plan, który już od jakiegoś czasu tli mi się w głowie.
-Paniczu, czas na lekcje - ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
-Powiedz, że zaraz przyjdę.
Czas na następną bezsensowną lekcję.
Podszedłem do lustra przejrzeć się czy rany już się zagoiły. Nie było tak źle, specyfik Kanako faktycznie działa. Gdy uznałem, że jeszcze najgorzej nie wyglądam, poprawiłem włosy i opuściłem pokój.
Trochę się poddałem, ale to tylko i wyłącznie z tego powodu, że chcę doprowadzić do końca mój plan. Ale żeby tak się stało muszę się najpierw upewnić czy to w ogóle możliwe.
-Znowu się spóźniłeś! - wrzasnął do mnie nauczyciel, kiedy tylko przekroczyłem próg sali.
-Tylko pół minuty - odrzekłem obojętnym głosem.
-Spróbuj jeszcze raz mnie uderzyć, a skończysz u medyka - mężczyzna wycofał się.
Dobra może wypieram się, że nie będę taki jak ojciec, a w rzeczywistości ludziom może się wydawać, że już się taki stałem. Ale to nie do końca prawda, po prostu dostrzegłem, że przemocą więcej zyskam niż spokojnym podejściem. Zresztą co poniektórzy już się mnie boją, a to bardzo mi schlebia, ponieważ nie pozwolę się całe życie poniżać. Nie jestem nikim, aby mnie tak traktować.
-Co tu się dzieje?! - do sali wszedł ojciec.
Zamilkłem.
-Znów ci grozi? - podszedł do mnie.
-Nie - wydukał nauczyciel.
-Mówiłem ci, że masz się uspokoić bo pożałujesz - w tym momencie zostałem uderzony w twarz.
-A ja mówiłem, że nie pozwolę się tak traktować.
-Zamknij się smarkaczu - ponownie mnie uderzył.
-Policzę się z tobą potem, a teraz lepiej siedź cicho i słuchaj nauczyciela - ojciec opuścił pomieszczenie.
Skoro i tak wiem co mnie czeka jak tylko lekcja się skończy, może warto zaryzykować i uciec. Muszę tylko sprytnie się rozpłynąć w powietrzu po zajęciach.
Nauczyciel jak zawsze mój mi, że przywódca klanu musi być dumny, traktować poddanych z góry inaczej stracę nad nimi kontrolę oraz abym nigdy nie próbował się zakochać. Ponieważ kobieta prędzej czy później okaże się moją słabością. A ja dam łatwy dostęp do mojej władzy. Moje serce musi być jak z kamienia. Krótko mówiąc mam stać się zimnym draniem. Nie okazywać litości i nikogo nie traktować ulgowo. Moje zasady są najważniejsze, a Ci którzy nie zamierzają ich przestrzegać mają zostać ukarani i wydaleni z miasta.
Lekcja dobiegła końca, strażnicy już czekali na mnie pod salą, aż tylko wyjdę. Dlatego muszę znaleźć inną drogę ucieczki.
-Koniec zajęć, nie wychodzisz?
-Nie, chciałbym sobie jeszcze raz wszystko przypomnieć.
-Próbujesz odwlec karę - zaśmiał się szyderczo.
Nie odezwałem się nic, poczekałem, aż opuści salę.
-Paniczu tędy - machnęła do Kanako.
Ta dziewczyna zawsze pojawia się w najodpowiedniejszym momencie.
Dzięki jej pomocy opuściłem pałac tajnymi przejściami. Nikt mnie nie zauważył i o to właśnie chodziło. Teraz mogą sobie mnie szukać. Mam tylko nadzieję, że Kanako nie będzie miała kłopotów z mojego powodu. Lecz ona również chce dla mnie wolności.
Za murami pałacu spotkałem się z Aratą. Jest moim najlepszym przyjacielem od czasów dzieciństwa. Niestety nie możemy spotykać się za często. Możliwe to jest jedynie, gdy uda nam się wymknąć z naszych domów.
-Znowu dałeś się pobić? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
-A co miałem niby zrobić?
-Ichiro nie możesz dać sobą tak pomiatać.
-Nie martw się o mnie. To tylko kilka siniaków - uśmiechnąłem się zadziornie.
-Teraz kilka siniaków, a wcześniej co było? Nie pamiętasz jak cię skatowali?
-To co według ciebie mam zrobić?
-Nie chcesz przejąć władzy? Władzy absolutnej i odpłacić się?
-Owszem, ale muszę czekać do 25 roku życia, aż przejmę klan i zostanę ogłoszony głową rodziny.
-Otóż to mój przyjaciele - szturchnął mnie lekko w ramię.
-Uciekaj, znaleźli nas - krzyknąłem, po czym rozdzieliliśmy się.
Dałem się złapać, ponieważ nie chciałem, aby Arata przeze mnie miał kłopoty. Siłą zostałem zaprowadzony do domu.
-Wiesz co cię teraz czeka? - podszedł do mnie rozwścieczony ojciec.
-To tylko trochę bólu - odpowiedziałem lekceważąco.
Zostałem zaprowadzony do piwnicy. W końcu to jedyne miejsce w pałacu, gdzie nikt nie usłyszy mojego bólu.
-Tak nie zachowuje się syn władcy! - uderzył mnie.
-A ojciec nie bije swojego dziecka i nie każe go katować jakimś strażnikom - dodałem z wyrzutem.
-Daruj mi kazań, nie interesują mnie twoje słowa. Zrób to co potrafisz najlepiej i wyjdź. Zamknij mnie potem na kolejne dni w tej przeklętej piwnicy. Zostaw mnie tutaj w mojej własnej kałuży krwi i pozwól walczyć ze śmiercią.
-Nie musisz dwa razy prosić gówniarzu. Zajmijcie się nim, niech zapamięta to na bardzo długo - opuścił pomieszczenie.
-Paniczu, wybacz -mężczyzna uderzył mnie.
Byłem bity, popychany, kopany, wszystko naraz. Przykro to stwierdzić, ale przywykłem do tego. Pozostawiony półprzytomny w kałuży krwi bez jakiejkolwiek nadziei.
Jak za każdym razem odwiedzi mnie w tajemnicy Kanako, by opatrzeć moje rany i dać mi wiarę w lepsze jutro. Jednakże ja nie wierzę w takiej brednie. Póki będę przebywał w tym pałacu, nigdy nie zaznam spokoju.
-Paniczu, pomogę ci uciec. Tylko nie trać wiary - gładziła mnie po włosach, opatrując moje rany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top